Zaczynało ją to męczyć. Wieczne wymyślanie nowych gierek, aby go zadowolić. To nie jej wina, że jego forma tak drastycznie spadła. Mógł sobie narobić więcej dzieci – pomyślała z przekąsem.
Poznała go w klubie. Ona była w pracy, on się bawił na imprezie integracyjnej. Młodzi dziani panowie, w garniturach, modnych koszulach, z żelem we włosach. Ona rozdawała prezerwatywy, ubrana w porażająco seksowny strój kosmitki, maksymalnie obcisły, srebrny, połyskujący. Praca była przyjemna, niestresująca. Głośna muzyka skutecznie zagłuszała głupie komentarze mężczyzn. Płacili jej 12 zł za godzinę. Myślała, że złapała Pana Boga za nogi, jej koleżanki zasuwały w tym czasie w marketach za 6,50.
On wpatrywał się w nią szczególnie intensywnie. Czekał na nią przy wyjściu, gdy skończyła pracę. Nie zgodziła się na taksówkę, więc odprowadził ją do domu. Spotkali się raz, drugi, trzeci. Zaimponował jej. Był kulturalny, oczytany, bardzo towarzyski, umiał odnaleźć się w każdym środowisku. Inspirował ją w dążeniu do zdobywania wiedzy, poszerzał jej horyzonty. Do tego taki szarmancki, na każde spotkanie przynosił kwiaty. I to nie wyświechtanego tulipana, czy pojedynczą różyczkę. Tak różnił się od chłopców z którymi dotychczas się spotykała. O ona? Jeszcze jako nastolatka marzyła o burzliwym romansie z bogatym maklerem. Nie podejrzewała jednak, że zdarzy się to tak szybko, już na pierwszym roku studiów, w zaledwie kilka miesięcy od wyprowadzki z domu. Szaleńczo się zakochała. Nie musiała jeść, nie mogła spać. Wyczekiwała kolejnych spotkań. Godzinami analizowała jego zachowanie, doszukując się odwzajemnienia swoich uczuć.
Zderzenie z rzeczywistością nastąpiło po trzech tygodniach. On ma żonę. I dziecko w drodze. I nigdy ich nie zostawi, bo musi wziąć odpowiedzialność za swoje czyny. Chciał, żeby wiedziała. Jakie to wspaniałomyślne – pomyślała – tylko czemu tak późno? Ich pierwsze zbliżenie nastąpiło już po jego wyznaniu. Było bosko, było zajebiście i jeszcze lepiej. O tak, ten mężczyzna nie miał sobie równych, także w łóżku.
To był seks. Taki przez duże S, świdrujący, pełen emocji, pożądania i wiecznie nienasycony. Nigdy nie mieli siebie dość. Problem polegał na tym, że nie zawsze mieli gdzie. Na dłuższą metę hotele okazały się kiepskim rozwiązaniem. Dlatego wynajął jej kawalerkę. W centrum miasta, tak żeby miała blisko na uczelnię. I z garażem dla siebie, tak żeby jego samochód nie był widoczny z ulicy. Opłacał jej rachunki. Ubierał. Kupował biżuterię i kosmetyki. Zabierał ją na spotkania biznesowe. Ot, taka ozdoba, która samym swoim istnieniem łagodziła sytuację. Zdarzało się, że wyjeżdżali razem na weekend, czy to w góry czy nad morze. Nigdy go nie pytała jak tłumaczył żonie swoją nieobecność. Potrafił ją zaskakiwać. Pewnego wieczoru przyszedł do niej i stwierdził „Pakuj się, wyjeżdżamy na tydzień do Egiptu”.
Ich wspólne życie trwa już od trzech lat. W tym czasie on dorobił się dwójki dzieci (trzecie w drodze), lepszego stanowiska, nowego domu, sporego brzucha, obwisłych policzków i podwójnego podbródka. Gdzieś w międzyczasie zatraciła się ich bliskość. Ta znajomość zaczęła działać jak coraz trudniejszy do podtrzymania kontrakt handlowy. On ze wspaniałego kochanka stał się krótkodystansowcem. Teraz łączył ich już tylko seks. Jakże kiepski seks. Jej zadaniem było być zawsze piękną, pachnącą i gotową. Do tego zawsze miała mieć w barku kilka butelek dobrych alkoholi, a w lodówce coś dobrego do zjedzenia. Najczęściej wyglądało to tak: przychodził, jedli kolację, po czym on dostawał to czego chciał. Od czasu gdy jago żona leży na podtrzymaniu ciąży kolejność się zmieniła. Nawet nie zawsze chciał u niej coś jeść. Wystarczał mu szybki seks. Później szybko wracał albo do domu, albo do prywatnej kliniki położniczej.
Dzwonek wyrwał ją z rozmyślań. Jeszcze raz przejrzała się w lustrze i uśmiechnęła z zadowoleniem. Powitała go w drzwiach głębokim pocałunkiem. Jedną ręką zamknęła drzwi, drugą przycisnęła go do ściany. Naparła na niego całym ciałem. Mruknął z zadowolenia. Podniosła nogę i próbowała go nią opasać. On w lot pojął jej intencje. Podniósł ją do góry i zanurzył twarz w jej piersiach. Zaniósł do pokoju, postawił na łóżku. Powoli i delikatnie ściągnął z niej płaszcz. Stanął w pewnej odległości. „Wciąż nie mogę się na ciebie napatrzeć, jesteś taka piękna” – powiedział. Doskonale zdawał sobie sprawę, że słowa działają na nią mocniej niż najwymyślniejsza pieszczota. Położył się na łóżku i pozwolił jej się sobą zająć. Pan i władca. Przecież wiedziała, co robić. Powoli zmierzała do najintymniejszych obszarów jego ciała. Robiła to powoli, głęboko, delikatnie zmieniając tempo. Była w tym prawdziwą mistrzynią. „Moja studentka ssie jak odkurzacz” – bez skrępowania oświadczył kiedyś kolegom. Gdy czuł, że jest już gotów do działania, delikatnie podniósł ją za włosy i ustawił tyłem do siebie. Wszedł w nią bez zbędnych pieszczot, mocno i intensywnie. Początkowo delikatnie pojękiwała, aby po chwili zacząć wyć z rozkoszy. Chwilę później świat zawirował mu przed oczami i już nic nie miało znaczenia. Gdy już po wszystkim leżał i odpoczywał przyszło mu do głowy, że jakoś szybciej ostatnio kończył. Ale cóż z tego, sądząc po jej wrzaskach, jego forma była nadal bardziej niż zadowalająca.
Ona tymczasem brała prysznic. „Ja pierdolę, co za żenada” – myślała. „Wymyślam cuda, żeby ten seks bawił mnie jeszcze chociaż trochę. Przebieram się za kurwy, pielęgniarki i kocice! A tu dziesięć posunięć i sprawa skończona. Nawet się nie zdążę dobrze rozgrzać, a u niego jest już po zabawie”.
Od jakiegoś czasu nie mogła na niego patrzeć. Te jego falujące sadło, podczas gdy ona skakała na jego męskości, przyprawiało ją o odruch wymiotny. Jego gęba zrobiła się tłusta i nalana. Łysiał. Tak, obrzydliwie łysiał na czubku głowy. Mięśnie, na jego niegdyś muskularnych ramionach, zupełnie mu obwisły. Zaczynało w nim widać trzydziestosiedmioletniego faceta. Słodkiego tatuśka jakim, de facto, był.
Od niedawna nie bolało ją to, że dzieli go z inną kobietą. Było jej to obojętne. Zamiast tego pojawiło się coś nowego. Zaczęła się zastanawiać nad tym, jak on może od tylu lat tak bezczelnie oszukiwać swoją żonę. A ona? Czy naprawdę niczego nie podejrzewa? A może po prostu jest za bardzo skupiona na swoich dzieciach. No tak, dwa rozwrzeszczane bachory potrafią wyssać z człowieka całą energię. Naprawdę zaczynało jej być szkoda tej kobiety!
Gdy wyszła z łazienki, on już zbierał się do wyjścia. I dobrze – pomyślała. Wolę spędzić trochę czasu sama.
Obudziła się rano z lekkim bólem głowy. Wyciągnęła się z rozkoszą i znieruchomiała ze zgrozy. „O kurwa! Mmmmm….. Jaskari?!”. Obok niej, w jej własnym, prywatnym łóżku spał na wpół rozebrany mężczyzna. Młody, wysportowany, jasnowłosy mężczyzna. „Ja pierdolę, co ten facet tu robi?” Ból głowy nie pozwalał jej zebrać myśli.
Siedziała wczoraj w domu i kompletowała notatki z Kultury Popularnej, gdy zadzwonił telefon.
– Cześć Gocha, co tam robisz? No nie gadaj, że będziesz uczyć się w czwartek wieczorem. Zbieraj się będziemy z Baśką u ciebie za jakąś godzinę. Co ty na to?
– No dobra, w sumie czemu nie? – Naprawdę ucieszyła się z tej wiadomości. Tak dawno nigdzie nie była. Czas trochę się rozerwać, miała zwyczajną ochotę się urżnąć się w trupa.
– Coś wypijemy i pójdziemy potańczyć. Padniesz, jak zobaczysz jakiego bonusa ci tu wieziemy.
O tak, bonus był naprawdę zadowalający. Na imię miał Jaskari. Wysoki, dobrze zbudowany, blondyn. Z ojca Norwega i matki Polki. Wynik był nadzwyczaj zachwycający. Całkiem nieźle mówił po polsku, a to czego nie potrafił, nadrabiał po angielsku. Wypili kilka lampek wina w jej kawalerce, a później udali się do pobliskiego klubu. Gośce wyrwało się, że uwielbia wściekłe psy. Od tej pory Jaskari wciąż ściągął ją z parkietu i zapraszał do baru. A jak tańczył! W pewnym momencie poczuła, że zarówno alkoholu, jak i zabawy ma już absolutnie dość. Gdy wyszli z klubu ledwo trzymała się na nogach. Jaskari zaproponował, że odprowadzi ją do domu, za co była mu bardzo wdzięczna. Jej koleżanki już wcześniej zabrały się taksówką. Ale jak się znalazł u niej w domu, a tym bardziej w łóżku? No tak, nie mogła trafić kluczem do zamka w drzwiach, pamięta jak jej pomagał. A potem? O zgrozo! Trzymał jej włosy, gdy wymiotowała nad kiblem.
Poczuła, że już od dłuższej chwili Jaskari jej się przygląda.
– Witaj królowo. Jak się czujesz?
– Czułabym się lepiej, gdybym więcej pamiętała.
Roześmiał się.
– Zrobić ci kawy? – zapytał
– To chyba ja powinnam ci to zaproponować. To mój dom.
– Masz rację, ale to nie mnie boli dziś głowa.
Wstał i poszedł do kuchni. Słyszała jak nastawiał czajnik, szukał kawy. Wrócił z parującymi filiżankami.
– Znalazłem w szafce ibuprom, chyba ci pomoże.
Upiła łyk kawy i popatrzyła na niego z zakłopotaniem.
– Słuchaj czy my wczoraj…? Coś między nami zaszło?
– Po tym jak obrzygałaś mi spodnie, czy przed? – spytał z błyskiem w oku.
Zakrztusiła się.
– Że co? – teraz było jej naprawdę wstyd – Przepraszam cię, strasznie mi głupio…
– Daj spokój, przynajmniej miałem powód, aby zostać u ciebie na noc. – Uśmiechnął się. – Przecież nie mogłem wracać do domu w mokrych spodniach. Pozwoliłem sobie skorzystać z twojego proszku. A później zwyczajnie położyłem się obok ciebie. Masz tutaj tylko jedno łóżko, za to całkiem duże. Chyba nie masz nic przeciwko?
– Nie, skąd. Jak w ogóle bym mogła. To ja cię bardzo przepraszam za tę całą sytuację… Zwykle alkohol nie działa na mnie tak degradująco.
– Wiesz, wyglądasz pięknie, nawet na porannym kacu.
Gośka po raz pierwszy tego dnia uśmiechnęła się. Nagle, pomimo bólu głowy, świadomości, że wygląda okropnie z wczorajszym makijażem i rozczochranymi włosami, poczuła się naprawdę szczęśliwa. Tak jakby nagle słońce wyszło zza chmur. Zaśmiała się na głos. Wszystko wydawało jej się tak cudownie wspaniałe. To chyba jakiś stan poalkoholowy. Przyjemną sielankę zaburzył mocny dzwonek do drzwi.
– Otworzę – zaproponował.
– Nie to przecież do mnie, pewnie listonosz, to jego godzina.
Narzuciła na siebie szlafrok i otworzyła. W drzwiach stał on.
– Co się z tobą dzieje, nie mogę się od rana do ciebie dodzwonić. Pod ziemię się zapadłaś, czy co? Musiałem się zerwać z pracy, tak się o ciebie niepokoiłem. – Zamilkł – Jak ty w ogóle wyglądasz? Jakbyś chlała całą noc.
– Spotkałam się z koleżankami wieczorem i teraz odsypiam. Przepraszam miałam wyciszony telefon. Nic się chyba takiego nie stało.
Ale on już nie patrzał na nią, tylko na stojące na wycieraczce męskie buty. Spojrzał na nią, jakby nie do końca dowierzał temu co widzi.
– Co to jest? Co to jest?! Czyje to jest, ja się kurwa pytam?!
Za wszelką cenę chciał wejść do pokoju.
– Daj spokój, to nie jest tak jak myślisz, wszystko ci wytłumaczę, poczekaj! – Gośka robiła wszystko aby go zatrzymać.
Wszedł do pokoju. Tam zobaczył Jaskariego. Chłopak nie miał na sobie spodni, suszyły się przecież na kaloryferze w łazience. Zlustrował go od dołu do góry. Później spojrzał na nią. Na jej fryzurę w nieładzie, na resztki makijażu, na szlafrok zarzucony na skąpą piżamę.
– Nic nie musisz mi tłumaczyć. To się rozumie samo przez się.
Odwrócił się na pięcie i wyszedł z mieszkania.