Umorusana Ewa
W tak nieprawdopodobnym wnętrzu czuło się magię i magia miała się zaraz zacząć. Zarzuciła mu na szyję swoje dłonie i splotła je na jego karku tak, że gdy się prostował, ona lekko unosiła się w górę.
Dzień nie zaczął się dla niego najlepiej. Jeden z porannych maili informował o zmianie planów na nadchodzący dzień. W zastępstwie swojego szefa miał prowadzić spotkanie z nowo pozyskanym klientem. Zaklął pod nosem. Przed nim wizja przykrej konieczności przeistoczenia się w seryjną maszynę do składania fałszywych obietnic. Poza tym wszystko to miało się wydarzyć gdzieś po drugiej stronie Wisły. Witajcie godziny w korku. Postanowił ułatwić sobie zadanie i wziąć ze sobą jednego z tych chodzących w swetrach informatyków, jednego z tych bardziej wygadanych, by zamiast brnąć w pytaniach bez odpowiedzi, co najwyżej tłumaczyć jego branżowy bełkot.
Okazało się, że dzień miał zamiar nie przestawać go zadziwiać i po pierwsze nie było korków, a po drugie jego towarzysz okazał się nawet znośnym towarzyszem. Kolejną niespodzianką było to, że w zespole reprezentującym klienta nie było tradycyjnych dinozaurów w tanich wytartych marynarkach tylko z dwóch urzędników na oko wyglądających na znawców niuansów informatyki, poznał to przez ich rozciągnięte bluzy i miękkie buty; jasny dowód na to, że większość dnia spędzają gdzieś poza czujnym okiem swojego kierownictwa. Zaskoczenie potęgował fakt, że tym cyrkowo wyglądającym zespołem kierowała kobieta, ubrana w białą bluzkę wpuszczoną w spodnie, wąski czarny krawat i jakieś niebanalne szpilki. Powagi dodawało jej uczesanie włosów, zamykające jej postać czubkiem zgrzebnie zapiętego koka.
Sprawnie minęły formalności, ona zaczęła jakimś uprzednio przygotowanym pytaniem, on odpowiedział jej jednym z nic nie wnoszących tekstów, gładko oddając pałeczkę swojemu partnerowi. Miał teraz czas, by lepiej się przyjrzeć tej kobiecie, jakoś odruchowo zaczął analizować to jak wygląda, zwrócił uwagę na wydatne usta, duże oczy, nie oceniał jej sylwetki. Była jedną z tych kobiet, wobec których nie myśli się nawet przez chwilę o jakiś wadach, słabych punktach, ona zwyczajnie całą sobą robiła na nim wrażenie.
Ucieszył się, widząc jej identyfikator. Imię, nazwisko, funkcja. Wszyscy mieli włączone komputery, więc bez trudu zaczął ją googlować. Prawie bez rezultatu. Wtedy wpadł na pomysł sprawdzenia jednego z jej kolegów, od razu znalazł go na Facebooku, dalej z grupy jego znajomych dwie Ewy. Od razu zrobiło mu się ciepło. zdjęcie osoby, która siedziała przed nim widniało w grupie znajomych informatyka. Jakoś mu to nie pasowało, wejście na profil nie rozjaśniło mu sytuacji, podkręcił się jeszcze bardziej widząc kilka zdjęć zrobionych bez wątpienia w ruchu, ale nie przypadkowo, wprawnym okiem kogoś, kto bezwzględnie wykorzystuje walory swoich modelek.
Poszedł dalej, wpisał w googlu jej pseudonim i od razu trafił na blog. Właściwie od tego momentu przestał w ogóle się kontaktować z otaczającym go światem, prawdopodobnie z lekko rozwartymi ustami centymetr po centymetrze oglądał kolejne zdjęcia, czytał ich podpisy. Nie potrafił, nie mógł sobie wyobrazić, że w tak niepozornej osobie, tysięcznej kopii spotykanych codziennie specjalistek od wszystkiego, tkwi taka sprzeczność komunikatów, tyle czasami wykrzyczanych, czasami ledwie zasygnalizowanych sygnałów, które wobec siebie były samymi skrajnościami.
Oderwał się od zdjęć, sprawdził jak toczy się spotkanie, ona tylko podniosła uprzejmie wzrok i wróciła do pracy na swoim komputerze, jakby było jej wszystko jedno.
Bardzo spodobało mu się to, co poczuł. Dawno, obojętnie czy to był parkiet, jakieś flirty w biurze czy przypadkowe znajomości nie czuł się jednocześnie tak onieśmielony wrażeniem, jakie wywierała na nim kobieta, na zmianę ze wstępującą w niego siłą do działania, zdobywania. Szybko stoczył pewien rodzaj walki wewnętrznej, zdał sobie sprawę, że nie ma zupełnie nic, ale to nic do stracenia.
Wrócił na jej profil i napisał: When I am silent, I have thunder hidden inside (tak sprytnie zacytował zdanie z jej bloga). Przyniosło mu to ulgę, pomyślał o tej chwili kiedy wróci z pracy i rzuci się na komputer, żeby sprawdzić, czy ona złapała haczyk, zaczął się zastanawiać jak… Zwykle czerwona ikonka przychodzącej wiadomości jest po prostu stymulująca. Tym razem poczuł mrowienie na plecach, brzuchu, poczuł jakby wstrząs. Czy to możliwe, że ona teraz…?
Ona: ?
Kretyn – pomyślał, nie mam zdjęcia profilowego. Rzucił się, by szybko naprawić swój błąd. Kiedy to zrobił szybko zebrał się, by coś napisać.
On: Wiesz, bardzo nie lubię marnować takich sytuacji, nawet jak pozornie wydają się niemożliwe.
Ona: No ładnie – widzę, że się Panu nudzi.
On: jest zupełnie odwrotnie.
Ona: Czyżby, a co się Panu wydaje niemożliwe?
On: że można wyrwać się z tego absurdalnego miejsca, iść gdzieś, pogadać.
Ona: Phi, nie proponujesz mi drinka ani nic z tych rzeczy?
On: jeśli chcesz, to…
Ona: Nie chcę, ale możesz umyć mi włosy, masz wannę?
Przez następne dwie godziny bez przerwy wokół toczących się rozmów, tych dwoje zapamiętało się w dyskusji gdzieś na wirtualnym łączu, jakby byli daleko od siebie, wytęsknionymi kochankami. On szybko wrócił do siebie, w duchu stwierdzał, że to nie on ma kontrolę, ale natychmiast się z tym pogodził. Nieśmiało najpierw odpierał jej prowokacje, badając każdym zdaniem jej granice. Nie wychodził z podziwu nad tym, że oto ma przed sobą piękną, kuszącą kobietę, która z całą swoją nierealną pewnością siebie całą swoją uwagę skupia teraz na nim.
Kilka razy udało mu się sprawić, że wręcz zaśmiała się w głos zwracając na siebie uwagę pozostałych uczestników spotkania. Poczytywał to za swoje drobne sukcesy, zachęcony tym kolejny raz zaproponował spotkanie.
Zaprosiła go do siebie.
W sumie nie wiedział, na co się nastawiać. Poza tym pisaniem nie mieli za bardzo okazji porozmawiać. Ona była niewzruszona na jego prośby o chwilę rozmowy i stanowczo pożegnała się oficjalnym tonem. Jego obawy trwały tylko do chwili, gdy kilka godzin po spotkaniu zadzwoniła do niego ze szczegółową instrukcją, gdzie, o której itd. Po zakończonej rozmowie tylko uśmiechnął się do siebie, zdając sobie sprawę, w jak przyjemne wmieszał się okoliczności.
Jakże się mylił we wszystkich tych razach, kiedy wyobrażał sobie przebieg spotkania, konfigurację rozrzuconych ubrań w obrębie całego mieszkania, wannę, sceny nienasycenia w łóżku. Mylił się, bo w drzwiach stała ta sama seksowna kobieta, którą znał ze zdjęć, ale za jej plecami rozgrywała się regularna impreza. W jej uśmiechu zobaczył wszystko to, co idealnie podsumowywało jego naiwność.
Na szczęście miał wino, nieodłączny element odwiedzin o jakimkolwiek charakterze. Wszedł zatem na imprezę, próbując nie dać po sobie poznać jakiegokolwiek zdziwienia. Duże mieszkanie na Pradze zdawało się wymarzonym punktem do tego typu spotkań. Trzy przechodnie pokoje, duży salon z wyjściem na balkon i korytarz do łazienki. Impreza ewidentnie była w fazie, kiedy nikt nie zwracał uwagi na więcej niż te kilka metrów wokół osoby, z którą rozmawia, idealnie, by wmieszać się w tłum.
Nie zdążył się jednak zmartwić tym ,co ze sobą pocznie, gdyż gospodyni doskonale zajęła się wprowadzeniem go krąg kilku rozmawiających osób. Ostatecznie to była jednak Warszawa, więc na pewno znajdzie z tymi ludźmi jakiś wspólny temat do narzekania. Tymczasem ona na chwilę porzuciła go i oddaliła się w kierunku dużego stołu, na którym oprócz adaptera stały na sobie spiętrzone głośniki. Padły jakieś porozumiewawcze krzyki, spojrzenia, z głośników popłynęła muzyka. Wtedy okazało się, że większość tych ludzi, pozornie tak różnych od siebie, ma jedną wspólną pasję, taniec. Prawie każdy zaczął z widoczną wprawą tańczyć, i robili to w parach, samotnie, w jakiś dziwnych układach, widok byłby dla niego bardzo przyjemny gdyby nie fakt, że czuł się jak kołek, stojąc samotnie w miejscu, które jeszcze przed chwilą było centralą wymiany informacji o nianiach i najlepszych prywatnych żłobkach w W-wie.
W ogóle nie brał pod uwagę włączania się w ten sprawnie działający organizm. Subtelnie przesunął się na bok, zagłębiając się w regał z książkami, zwykle takie działania się pozoruje, on miał akurat taki zwyczaj, że o ile można, sprawdzał, co ktoś czyta pasjami, co tylko przez przypadek, a co leży nietknięte od ostatnich świąt czy urodzin. Zdążył uśmiechnąć się, widząc grzbiet „Paris, London, Dachau”, kiedy poczuł jak pod jego ramię wsuwa się czyjaś ręka.
Bez słowa, ale z wyczuciem, które pozwoliło im na niezauważalne wyjście, zniknęli w cieniu korytarza. Za drzwiami wejściowymi do pokoju były małe drzwiczki, wejście do szafy. Okazało się, że ten niepozorny portal prowadzi do sporych rozmiarów garderoby z sofą po jednej stronie i ścianą butów, wieszaków z sukienkami i koszulami, częściami bielizny, wszystkich tymi niezrozumiałymi przedmiotami i dziesiątką luster. Małych lusterek, luster na ścianach, na przesuwnych drzwiach, nawet suficie. Garderoba miała osobne światło, ale żeby nie psuć atmosfery konspiracji świadomie zapaliła tylko małe światełka wewnątrz wnęk szafy.
W tak nieprawdopodobnym wnętrzu czuło się magię i magia miała się zaraz zacząć. Zarzuciła mu na szyję swoje dłonie i splotła je na jego karku tak, że gdy się prostował, ona lekko unosiła się w górę. Czując napięcie, szybko omiótł jej plecy dłońmi i obniżył je aż do ud, które lekko podtrzymał. Wyczuł misterną konstrukcję pończoch na podwiązkach.
Jeszcze raz podziękował za swoje szczęście.
Podniósł ją na tyle, by swobodnie mogli zacząć się całować. Z przyjemnym uczuciem miękkich ust w ubraniu jakiejś nienachalnej szminki, analizował po omacku kolejne szczegóły jej garderoby. Miała krótką sukienkę, więc niewiele potrzebował, by z ud wędrować na pośladki, plecy. Opuścił ją i przez głowę zsunął jej sukienkę.
Pozwolił sobie na chwilę zachwytu.
Ona zalotnie cofnęła się o krok, wyczuła sofę i usiadła na niej opierając się głęboko w jej oparciu. Klęknął przed nią i pozwolił sobie zacząć pieścić ją pocałunkami w okolicach szyi, ramion. W tym czasie chciał odpinać jej stanik, ale nie pozwoliła mu na to, stanowczym gestem skierowała go ku pępkowi. Zrozumiał sugestię, wpił swoje dłonie w jej pośladki, doświadczał przyjemności z wrażenia jakie na nim zrobiły, przez chwilę pożałował, że nie są w sypialni na białej pościeli z lampami o mocy dziesiątek tysięcy luksów.
Wrócił do tu i teraz. Spojrzał do góry, by zobaczyć jej oczy, i spotkali się wzrokiem, wyczuł dudniącą pasję. Pozwolił się sobie ponieść tej chwili. Zszedł jeszcze niżej, gdy poczuła jego głowę na wewnętrznej stronie ud jęknęła. Wtedy odchylił jej majteczki i podłużnym ruchem zaczął lizać jej cipkę. Poczuł, że mógłby w tej chwili być każdą częścią jej ciała, intensywnością ruchów sterował nią, starał się być mistrzem tego momentu, myśleć tylko o niej. Wyczuwać ją.
Pomagała mu, wciskając go w siebie z całych sił. Obejmował ją ustami, czuł na swoich wargach dokładnie anatomiczne szczegóły jej nabrzmiałej kobiecości.
Pociągnęła go ku sobie, wstał więc i pozwolił jej rozpiąć swoje spodnie. Zrobiła to bardzo szybko, zmierzyła jego penisa w dłoni, jednym ruchem przeciągnęła dłoń po nim, łapczywie nawilżyła ustami. W tym czasie on podał jej prezerwatywę, którą wcześniej wyjął z opakowania. Bez zbędnej staranności przygotowała go, po czym z pewnym zniecierpliwieniem rozejrzała się po garderobie. Przyszedł jej z pomocą, władczym ruchem odwrócił ją tak, że jej kolano opierało się o siedzenie sofy, swobodnie mogła paść na oparcie. Czuła jak bez odpinania pasa, przez ciasność odsuniętych na bok majtek, on zaczyna się w nią wdzierać. Nie towarzyszył temu żaden ból, napięcie, tylko fala przyjemności, która zaczęła przepływać przez nią od góry do dołu. Poddała się jej, dała się objąć jego dłoniom, dała się prowadzić, ujeżdżać, z całą mocą być starannie penetrowaną. Praktycznie poległa w całości na sofie, resztkami sił wypychała już tylko pupę ku górze, zachłannie sięgając po każdą sekundę przyjemności.
Poczuła jak zaczyna w niej pulsować, chociaż sama była zaledwie gdzieś w połowie drogi na szczyt. Uspokoiła go łagodnym spojrzeniem i ostatnim skurczem, na jaki mogła się zdobyć uruchomiła jego przyjemność. Poczuła ciepło, wypełnienie, i ciężar opadającego na nią faceta. Uwolniła się z uścisku. Wstała, poprawiła i założyła sukienkę.
Spojrzała na niego, postawnego mężczyznę leżącego niewinnie na sofie w całkowitej niemocy.
Ona: Bardzo bym się ucieszyła gdybyś zechciał zostać i pomóc mi posprzątać.