Agnieszka Abemonti-Świrniak
Urlop się skończył… Mam znów ochotę… na Twoją miłość, pieszczoty, ciało. Ochotę na tę radość, przyjemność, miłość, seks, uniesienia, które sobie dajemy… Jesteś idealną w proporcjach mieszanką czułości i namiętności… przynajmniej jak na mój gust. Piszę do Ciebie tego maila, ale czuję, że podniecenie jest coraz silniejsze, narasta, idzie do góry, jak soki w kwiecie, aby wreszcie dojść do pączka i pozwolić mu się otworzyć…
Mam ochotę pokazać Ci to, co zawsze chciałeś zobaczyć. Mnie, bawiącą się moim pięknym szklanym dildo. Mam ochotę wprowadzić je sobie do wnętrza powoli, bardzo powoli, wyobrażając sobie, że to Twój członek wchodzi w moją wąziutką joni, poszerzając granice możliwości jej wypełnienia. Dając jej więcej niż wydawało się jej, że może przyjąć…
Oh, tak, właśnie to robię, pisząc do Ciebie jedną ręką, drugą pieszczę moje gorące i wilgotne wargi tą cudną szklaną łodygą, a one drżą od jej zimna, kurczą się, jakby chciały przed nią uciec, jednocześnie łaknąc jej intensywnej pieszczoty… Wsuwam dildo do waginy, rozszerzając ją i znów czuję to podniecające zimno. Szkło ochładza moją rozognioną joni, która zaciska się na nim. Czuję jak kulki dildo masują każdy jej centymetr. Poruszam nim w środku energicznie, uczucie twardości na rozpulchnionym bardziej niż kiedykolwiek wnętrzu pozostaje na granicy bólu i ekstazy. Moja wagina zaciska się na nich… Chciałabym, abyś to Ty wprowadzał dildo we mnie, przyglądając się przy tym, jak Ty jeden tylko potrafisz, mojemu pięknemu kwiatowi seksu, jak mawiasz…
Przestałam na chwilę. Nie chcę od razu szczytować, a jestem zbyt podniecona!!! Rozwieram szeroko nogi, żeby nie stymulować łechtaczki i żeby soki mogły swobodnie wypłynąć z mojego kwiatu. Podniecasz mnie tak bardzo, że czasem aż wstydzę się wstać od stolika w kawiarni po rozmowie telefonicznej z Tobą, bo wiem, że moje spodnie prezentują ogromną, ciepłą plamę w niedwuznacznym miejscu. Ale biodra i całe ciało wciąż falują. Już nie mogę wytrzymać. Kładę dłoń na moim słonym stawie i moim podnieceniem kreślę zygzaki na udach, na brzuchu… Jest tego tyle, że mogłabym narysować Twój portret.
Fotografuję mój kwiat. Odkąd się znamy, robię to bardzo często. Napinam się mocno, jakbym chciała wypchnąć go na zewnątrz, zawsze mnie o to prosisz. Prę, mam w głowie Twój głos: „przyj, moja piękności, przyj” i Twoje błyszczące oczy… prę, więc, najsilniej jak mogę, coś ciepłego wypływa z mojej waginy i spływa między pośladkami, cudoooooooowne, geniaaaaalne, jeszcze nigdy tego nie doświadczyłam, robię to jeszcze i jeszcze, i jeszcze… !!!! Prę, gorący strumień wypływa wciąż na nowo z mojej waginy, przyprawiając o najprawdziwszy zawrót głowy… uwielbiam ten nieznany płyn, który łaskocze mnie i podnieca w najwyższym stopniu, przerywam, żeby nie szczytować – chcę jeszcze poczuć TO! O taaaaaak!
Na zewnątrz pada. Małe krople bardzo szybko i mocno bębnią o parapet. Jakby natura chciała zgrać się w idealną harmonię z moim ciałem. Moją waginą, z której wypływa deszcz rozkoszy i moimi oczyma, z których pada słony deszcz szczęścia. Całe mnóstwo kropelek, jak szlachetnych kamieni miłości i rozkoszy, osadzonych w moich oczach i moich płatkach. Zawieszam ten naszyjnik wokół Twoich myśli…
Artykuł ukazał się w ramach konkursu.