Anna
Przyjechała do niego późnym wieczorem. Nie widzieli się od kilku dni. Nie mieli dla siebie czasu, zbyt zajęci własnym życiem, rozpaczliwie próbowali zbić te dwa życia w miarę jednolitą całość.
Czekał na nią z przepraszającymi oczami. Znów za późno skończył, zbyt późno dotarł do domu i nie zdążył ugotować obiecanej od tygodni kolacji. A naprawdę chciał. Bardzo chciał. Cóż… Znów będą jedli ser i parówki, wydobywając z nich nieistniejące smaki. Ale… nie. Nie mówiąc ani słowa, wydobyła ze swej przepastnej torby dwa zawinięte w folię pojemniki. Tak, właśnie te plastikowe pojemniki, z których ironicznie się wyśmiewał, co nie przeszkadzało mu w uwielbianiu ich zawartości.
W sumie była zadowolona, że nie zdążył nic przygotować. Przewidziała to i sama wzięła się za zrobienie kolacji. Lubiła gotować. A szczególnie dla niego. Sprawiało jej to tak ogromną radość, że aż się tego wstydziła. Uważała się za
feministkę, a to wydawało jej się takie afeministyczne. Dlatego starała się ukryć tę radość pod maską żywnościowego determinizmu.
On rozkładał naczynia, podgrzewał jedzenie, szukał czystych kieliszków, jednocześnie streszczając ostatnie wydarzenia. Próbowała go słuchać, ale jej uwagę o wiele bardziej przyciągały jego wymykające się z gumki pojedyncze włosy, widok opiętych dżinsami pośladków i wiecznie wypchanego rozporka. Automatycznie, nie wiadomo skąd wyczuła jego zapach, a na końcu języka poczuła smak. Przeszedł ją głęboki dreszcz. Nie zauważył? Nie, z przejęciem opowiadał o głupocie swojego ucznia.
Dreszcz nie pozostał jednak bez śladu. Poczuła jak wysączyła się z niej mała kropla wilgoci. W duchu westchnęła nad własnymi odruchami. Skąd to się brało w jego obecności? Nigdy wcześniej się tak nie zachowywała. Zawsze opanowana, pozwalająca na zbliżenie tylko w tych rzadkich chwilach, kiedy sama miała na nie ochotę. A tutaj? Nawet niewiele musiał robić. Czasem wystarczało, że intensywniej się mu przyglądała, bywało, że pocałował ją w kark, a ona już traciła nad sobą kontrolę. Szczególnie po tym, jak się dłużej nie widzieli. Nie mogła zapomnieć pewnej żenującej sytuacji. Jechali kiedyś pociągiem, siedzieli na przeciwko siebie. Znali się wtedy od jakiś dwóch miesięcy, ale fizycznie, cieleśnie wciąż byli sobie obcy. Więc, w tym pociągu, jakoś nieopatrznie spojrzała na jego krok. Trzeba przyznać, że zapewniał spektakularne widowisko. Raz za razem, niezależnie od woli, jej wzrok wędrował w to miejsce. On w końcu to zauważył, ale ona i tak nie mogła się powstrzymać. To był jakiś obłęd. Wyszła do toalety, otworzyła okno i próbowała ochłonąć.
Teraz też by jej się to przydało. Zamiast tego, przed oczami stanął jej obraz jego twarzy w momencie gdy osiągał szczyt. Potrząsnęła głową, by rozproszyć to widzenie i skupić się na tym, co do niej mówił.
„Niewyobrażalne, czyż nie?” – Jej potrząśnięcie głową wziął za wyraz niedowierzania i zaskoczenia wywołanego jego opowieścią. „Boszszszsz, opanuj się” powiedziała sobie w myślach. Zamiast tego poczuła to zniewalające mrowienie w sutkach. „Zaraz staną się widoczne!” Tym bardziej, że bezmyślnie, lub też bardzo zmyślnie, założyła miękki stanik, aby ułatwić mu siebie dostęp dostęp.
On tymczasem zanurzył palec w sosie i wsadził sobie go do ust. Przemknęło jej się przez myśl, że ten palec zamiast w sosie, zanurkował w jej wnętrzu. „Nie, zaraz oszaleję”. Najchętniej rzuciłaby się na niego, ale… To wydawało jej się takie niekulturowe. Dopiero co się spotkali, nie widzieli się kilka dni, a ona jest tutaj buchającym pożądaniem.
I tak wstydziła się trochę swojej wiecznej gotowości. Nie miało to nic wspólnego z purytanizmem, czy też strachem przed własną cielesnością, o nie. Ogromnie cieszyła się ze swojej świeżo odkrytej kobiecości. Ale nie chciała, żeby on patrzył na nią tylko przez pryzmat ciała i seksu.
Wyciągnął palec z ust i zamruczał. „Pycha. Jesteś moim prywatnym cudem.” Zanim zdążyła jakoś zareagować, nachylił się i pocałował ją. Była stracona. Poczuła serce w podbrzuszu i była absolutnie pewna, że zalała ją wielka fala wilgoci. Całowała go łapczywie i niecierpliwie, tak jakby chciała wessać go całego w siebie. Usta, szyję, uszy. Wbijała ręce w jego plecy, zatapiała paznokcie w skórę z nieznaną dotąd zapalczywością. Gdzieś w zakamarkach świadomości wyczuwała jego zdziwienie. Ale to już nie miało znaczenia. Była jednym wielkim płomieniem. Musiała bezwzględnie, wręcz prymitywnie poczuć jego smak. Nie odrywając od niego ust, szybko zdjęła mu spodnie, nawet nie pamiętała jak poradziła sobie, ze sprawiającym jej zazwyczaj problemy, paskiem.
Udało się, nie był jeszcze twardy. Bardzo lubiła jak rósł jej w ustach. Westchnęła z zadowoleniem. Ten zapach, ten jedyny w swoim rodzaju zapach. Jego zapach. Nie ściągając napletka, objechała go całego językiem. Kręciła językiem kółka wokół jego męskości. Chwyciła bok penisa w dłoń i zaczęła całować jego jedną stronę. Później drugą. Dopiero wtedy wsadziła go sobie głęboko do ust, takiego jeszcze lekko miękkiego. Zaczęła się poruszać, ciasno przywierając do penisa językiem i ściśle obejmując go mokrymi, nabrzmiałymi z gorąca ustami. Wtedy dopiero pozwoliła, by napletek sam się zsunął. Jeszcze kilka ruchów i penis stanął w pełnej erekcji. Wypuściła go z siebie, chciała złapać oddech i zaraz wrócić do swojego dzieła. Zamiast tego on podniósł ją z klęczek. Pocałował głęboko, spojrzał w te zahipnotyzowane, przesłonięte mgłą oczy. „Kochanie, kochanie moje” – szepnął i włożył dłoń w jej włosy. Całował po karku, muskał za uchem, wiercił językiem w szyi. Zdjął z niej bluzkę i wprawnym ruchem rozpiął stanik, uwolnił nabrzmiałe, sterczące piersi. Była w jego dłoniach nieprawdopodobnie miękka i plastyczna. Cała jego. Poddała mu się całkowicie. Sama nie wiedziała jak i kiedy pozbyła się rajstop i reszty bielizny. Położył ją na podłodze i zadarł spódnicę na brzuch. Pochylił się i pocałował. Najpierw w usta, później całował piersi i stopniowo schodził niżej, aż do tych najbardziej wrażliwych miejsc. Dmuchnął w jej gilgotkę, po czym chwycił delikatnie wargami i pociągnął. Zapiszczała. On nie przestawał. Chwilę później jęczała z rozkoszy. Jej ciało wygięło się w łuk, chciało tylko więcej i więcej. On, odgadując jej pragnienia, podciągnął się, usadowił między jej nogami i powoli wszedł. Była tak nieprawdopodobnie mokra. Jakże on w niej to uwielbiał. Jęczała coraz głośniej. Szeptała jego imię. On poruszył się w niej delikatnie. Podniósł jej nogi i oparł sobie na ramionach. Dopiero teraz zmieścił się w niej cały. Krzyknęła. Zaczął się poruszać, coraz mocniej i szybciej. Z każdym kolejnym pchnięciem, krzyczała coraz głośniej. W końcu, sama chyba przerażona własnymi reakcjami, wsadziła sobie dłoń do buzi i próbowała stłumić własne krzyki.
Robiło się coraz goręcej, zarówno w pomieszczeniu, jak i w niej samej. Każda jej komórka pulsowała gorącem. Już wyraźnie odczuwała każdą pojedynczą tkankę, była każdą swoją tkanką osobno i wszystkimi naraz. Czuła, że zaraz popękają, a ona sama zaleję się krwią. I owszem popękała. Niebo z hukiem spadło jej na głowę, a ona sama zalała się wilgocią. Pulsowała i drgała. Dopiero po chwili dotarły do niej jego westchnienia. Stanowili taką parę, że on głośno jęczał podczas gry wstępnej, a później zachowywał względny spokój. Dopiero na koniec dawał lekki upust swoim emocjom. Tymczasem ona odwrotnie. Podczas pieszczot lubiła magazynować dźwięki w sobie, wierząc, że jeśli nie wypuści z siebie emocji, to bardziej wszystko odczuje. Jednak podczas samego seksu miała problem z kontrolowaniem się. Lubiła wręcz móc się nie kontrolować i krzyczeć do woli.
Wyczuwała, że Ukochany jest blisko. Ścisnęła mięśnie, żeby poczuł ją jeszcze bardziej. To podziałało również na nią i chwilę później, a może tak naprawdę nie chwilę, lecz całą wieczność później, szczytowali razem.
Otworzyła oczy. Patrzył na nią i uśmiechał się. Był cały mokry. Nie wychodząc z niej, zmienił pozycję, pochylił się i pocałował. Ona czuła znajomą pustkę w głowie, a jednocześnie, paradoksalnie, niesamowitą jasność umysłu. A także wylewającą się z niej miłość. Uwielbiała ten stan. Był nieporównywalny do niczego innego. Uśmiechnęła się do niego. „Tak Cię kocham, Ukochany”- szepnęła.