Mimi
To, co wkładasz do cipki, niekoniecznie musi mieć jakikolwiek związek z mężczyzną. Wybierz wibrator-gąsienicę z uśmiechem na czubku. 🙂
Różowy Patchy Paul, wibrator firmy Fun Factory
Dzisiejsza recenzja będzie trochę dziwna. Zabawka jest super, a ja nie jestem zachwycona. To nie jej wina. Patchy Paul jest wykonany z najlepszych materiałów, wodoszczelny, ma nawet specjalny kształt, przystosowany do celowania prosto w punkt, a raczej strefę, G.
Nie chodzi o niego, chodzi o mnie. Przetestowałam dla tej wspaniałej strony już trzecią zabawkę i myślę, że czas uznać wyniki tego eksperymentu: wibracje po prostu na mnie nie działają.
Nie wiem, może jestem jakąś dziwną kobietą. Pisałam o tym już w poprzedniej recenzji, futurystycznego urządzenia zwanego Transformer, lub, jak ja go nazwałam, dwustronnego mikrofonu konferencyjnego. Wszystkie te opowieści, inne recenzje, komiksy i komediowe skecze o wibratorach – na nic. Nie dane mi jest współuczestniczyć w najwyraźniej prawie-uniwersalnym kobiecym doświadczeniu przyjemności pochodzącej z wibrujących elektrycznych zabawek. Drogie czytelniczki, jeśli was też to dotyczy, podnieście mnie proszę na duchu w komentarzach.
Po tym bardzo subiektywnym akapicie mogę spokojnie przejść do samodzielnego podnoszenia się na duchu, co jest właściwie sensem używania seks-zabawek. Patchy Paul ma nadal wiele zalet, a ja nadal bardzo wiele możliwości sprawienia sobie przyjemności, a nawet orgazmu.
Wibrator z wyłączonymi wibracjami to po prostu dildo. Więc nie jest tak źle.
Po pierwsze, podoba mi się jego kształt i kolor. Nie wiem jak wy, ja jeśli chodzi o dildo gustuję wyłącznie w takich, które nie udają męskich narządów. Bo po co. Bardzo się to zgadza z duchem queerowej kultury, która mnie ukształtowała. To, co wkładasz do cipki, niekoniecznie musi mieć jakikolwiek związek z mężczyzną. Może być zielone, karbowane i w dodatku mieć domalowany uśmiech, jak Patchy Paul. No dobra, twarzyczka na końcu nie każdej pewnie będzie odpowiadać, ale czy to nie jest przezabawne? Powinni robić takie prezerwatywy, w uśmiechem na końcu.
Następna zaleta Patchy Paul jest taka, że rzeczywiście celuje w punkt G. Może trochę za mocno, musicie zacząć powoli z używaniem go. Przy okazji możemy porozmawiać o tym, gdzie jest magiczny punkt G. Bozia była dla nas łaskawa i bardzo łatwo go znaleźć: wkładasz palec albo palce do cipki na głębokość mniej-więcej do drugiego stawu w palcach, zginasz palce i voila, magiczny przycisk działa. Nie głęboko, tylko umiejętnie. Nie w górę i dół, tylko do siebie i od siebie. Działa za każdym razem i większość dziewczyn i innych osób z cipką ma z tego niezawodną przyjemność. Po jakimś czasie stymulacji punkt G jest raczej śliską, gąbczastą strefą G a to najbardziej przyjemne miejsce zaczyna „wędrować” – może być raz bardziej tu, a raz bardziej tam. Ale reakcje plus instrukcje na pewno was poprowadzą. Poza tym, jeśli waszym palcom jest przyjemnie, to zwykle osobie odbierającej przyjemność też – tak to jakoś działa. Wreszcie strefa G robi się poważnie nabrzmiałą gąbką i jeśli chcecie doprowadzić do ulgi, finału i wytrysku, zwykle potrzebnych jest kilka mocnych ruchów – tu już naprawdę słuchajcie partnerki, niech sama wam powie, jak mocno jest jeszcze przyjemnie.
Wracając do zabawki i szczegółów technicznych: Paul ma okrągły uchwyt, w który można włożyć palce. Dobrze pomyślane i naprawdę ładne. Nic się nie wyślizguje.
Przyciski są trzy: on/off, plus i minus. Jest 12 trybów wibracji: 6 podstawowych i 6 fikuśnych. Podstawowe to po prostu ciągłe wibracje z różną siłą. Trzeba powiedzieć, że te najdelikatniejsze nawet jakby na mnie działały, ale tylko na czubku łechtaczki, przy bardzo spokojnym poruszaniu. Wkładanie do środka wibrującej zabawki już nie działało… Tryby fikuśne to różne kombinacje wibracji narastających, naprzemiennie silnych i delikatnych, pulsujących i tak dalej.
Najbardziej bajerancki jest sposób ładowania: Paul nie ma ani kabla, ani zakrywanego obudową wejścia do ładowarki (co może być kłopotliwe, na przykład Transformer miał zaślepkę, która w trakcie użycia mogła się odchylić – i po wodoszczelności). Tutaj ładowanie jest indukcyjne, to znaczy na zabawce są tylko dwie metalowe, okrągłe wypustki, które przykłada się do wypustek ładowarki. Ładowanie elektryczne dotykowe. Nie jestem pewna jak to się stało, że producenci wibratorów wyprzedzili producentów telefonów komórkowych, ale może niedługo się to wyrówna….
Ogólnie bardzo polecam, jeśli działają na was wibracje. Tylko jak to sprawdzić? Większość tych zabawek jest droga i przykro byłoby się wykosztować na coś, co jest tylko niezwykle wymyślnym dildo. Sprawdzić w sklepie trudno. Najlepsze rozwiązanie to chyba pożyczyć od koleżanki, umyć, zdezynfekować, założyć prezerwatywę i sprawdzić. Znowu umyć i odłożyć na miejsce tak, żeby się nie zorientowała. (ŻART! NIE RÓBCIE TEGO!) O, albo nabyć jedną z tych zabawek, które mają napisane, że są wodoszczelne, a jak wam się nie spodoba poddać reklamacji, mówiąc, że nie są wodoszczelne (bo kilka z nich naprawdę nie jest, na przykład z Luną były problemy, nie dokręca się). Bawcie się dobrze i bądźcie bezpieczne i bezpieczni!
Mimi
PS. Następna recenzja pewnie nie będzie o wibratorze. Spróbuję namówić Vocę, żeby dała mi do testowania coś innego. Jakiś super-lubrykant. Albo normalne dildo. Albo inną zabawkę.
Patchy Paul ma też mniejszego brata (na zdjęciu poniżej), Liitle Paula.