Mimi
Czas na recenzję Transformera Pico Bong. W skrócie będę nazywać tą zabawkę… Pico. Albo „dwa mikrofony konferencyjne połączone jednym wysięgnikiem” – bo Pico tak właśnie wygląda.
W skrócie są to dwa wibratory, połączone elastycznym ramieniem. Występują w trzech kolorach: czarnym, różowym i neonowo-żółtym. Mnie los obdarzył czarnym – dobry kolor, neutralny, nie kontrastuje jaskrawością z kolorami ciała w sytuacjach seksualnych. Faktura tej pokrytej silikonem seks-zabawki jest bardzo przyjemna, nie wiem, jak się osiąga taki przyjemny, niemal puszysty w dotyku silikon, ale gdzieś daleko, w jakimś naprawdę dziwnym laboratorium ktoś musiał się dobrze napracować. I był zadowolony z efektów.
Pico jest wodoszczelne – to coraz częściej standard przy zabawkach z górnej półki. W przeciwieństwie do poprzedniej zabawki, którą testowałam, jak na razie utrzymuje szczelność – więc wielki plus. Pico nie ma baterii, ładuje się je za pomocą ładowarki. Odchyla się małą wypustkę, podłącza kabelek dołączony w opakowaniu i podłącza się go do komputera. Jak dotąd dyskretna wypustka nie przeszkadzała w użyciu ani nie odchylała się przez przypadek. Cudo ładuje się przez maksymalnie godzinę.
Budowa: każda z wibrujących końcówek ma wymiary 11 na 3 centymetry i kształt… pąku tulipana. O, to jest to – nierozwinięte pąki tulipana. Są nieduże, ale dość długie, żeby przyjemnie stymulować powierzchnię warg i łechtaczki. Wibrujące końcówki łączy ramię (43 cm), które pod silikonem musi być wykonane z metalowych segmentów, ponieważ jest jednocześnie elastyczne i dosyć twarde. Porównanie do mikrofonu konferencyjnego dosyć dobrze to oddaje – możesz go łatwo nachylać, a on pozostaje w tej pozycji.
Cała zabawa polega na tym, że można zmieniać kształt ramienia i używać Pico na różne sposoby, przy różnych kształtach. W czasie zabawy w pojedynkę: do stymulacji łechtaczki, do jednoczesnej stymulacji łechtaczki i wejścia do cipki, łechtaczki i okolic odbytu… Można też używać go w seksie z drugą osobą, płci dowolnej. Tu liczba kombinacji i jednocześnie pobudzanych części ciała rośnie symetrycznie, więc nie będę nawet wymieniać, wspomnę tylko, że wibrujące zabawki mogą dawać przyjemność również chłopakom (a przynajmniej tak słyszałam. 😉 Producenci Pico reklamują je jako„queerową” zabawkę – właśnie z powodu wielu możliwości użycia.
Jak to działa w praktyce? Jeden z tulipanów – wibratorów wyposażony jest w trzy wypukłe przyciski. Nie wiem, jak wyglądają przy jaśniejszych kolorach, na czarnym tulipanie ledwie je widać, ale dość łatwo je wyczuć palcami. Trzy przyciski to +, M i -. Plus i minus regulują siłę wibracji, a „M” przełącza rodzaj wibracji.
Jest aż dwanaście stopni nasilenia wibracji! To dużo, najsłabsze są przyjemnie subtelne, a najmocniejsze wprawiają dłonie w dziwne, intensywne drganie – są dość silne.
Jest dziesięć rodzajów wibracji, naprawdę duży wybór. Jako dzielna recenzentka opiszę wam wszystkie. Trzymam dwa tulipany w dwóch dłoniach i przełączam „kanały”. Pierwszy jest ciągły. Drugi pulsujący. Trzeci pulsuje, ale w gęstszym rytmie. Czwarty daje dość długie pulsacje, jeśli poprzednie były „na cztery”, to te, powiedzmy „na dwa” (ćwierćnuty i półnuty?). Piąty rytm jest najszybszy. W szóstej opcji mamy coś nowego: tulipany zaczynają wibrować na zmianę, raz jeden, raz drugi. Kiedy używają ich dwie osoby to musi być dosyć przyjemne… siódma opcja to wibracje narastające, ósma – naprzemienne narastające, dziewiąta – malejące i narastające. A program ostatni, dziesiąty to niespodzianka – żart programisty. Tulipany wibrują dość dużą siłą i różnymi swoimi częściami (!) jakby wygrywały jakąś melodię. Dźwięk jest taki, jakby ktoś nagrał dziecko bawiące się pianinkiem, przełożył dźwięki na kombinacje wibracji i wpuścił ten program do zabawki, która ma dotykać waszych… delikatnych części. Ta dzisiejsza technologia…
No dobrze, pewnie po całym tym opisie chcecie wiedzieć najważniejsze: czy było przyjemnie? Odpowiem: raczej tak. Nastawiłam Pico na słabe a potem średnie wibracje, nie pożałowałam lubrykantu (tylko na bazie wody!). Przesuwanie po łechtaczce i wejściu do cipki daje bardzo przyjemne wrażenia. Drugiego tulipana trzymałam w ręce, żeby regulować wibracje i próbować nowych programów. Tu mała uwaga: naprawdę przydałby się pilot. Jeśli chcę zrobić to, co producent najbardziej poleca, czyli wygiąć mikrofon w kształt łzy, przyciągnąć do siebie tulipany i użyć ich do stymulacji różnych części ciała, to nie mam już możliwości regulacji „w trakcie”, chyba, że przerwę, znajdę przyciski i przyłożę zabawkę z powrotem. Wyobrażam sobie, że przy dwóch osobach to może być już bardzo trudne. Można się nieźle zaplątać… Dlatego przeważnie pozostawałam przy używania jednego tulipana do stymulacji, drugiego jako pilota.
Ale Pico ma jeszcze jedną zaletę: jak elastyczne ramię wygnie się w kształt litery „S”, a potem popchnie się jedną część ku sobie a drugą w dół… trudno to opisać, ale przy odrobinie eksperymentów można znaleźć takie ułożenie zabawki, która pozwala na użycie bez rąk. I to jest bardzo, bardzo pożyteczna funkcja. Zabawka sama opiera się o łóżko, grawitacja przyciska tulipana do twojej cipki (można dodatkowo przytrzymać go majtkami). Ręce są wolne i nie musisz nic robić – tylko wsłuchiwać się ciałem w wibracje. Dla mnie to ogromny plus. Jednocześnie tulipan z pilotem jest blisko, więc łatwo znaleźć przełączniki.
Ostatecznie, żeby osiągnąć szczęśliwe zakończenie musiałam użyć innych metod, ale to może nie być kwestia zabawki, tylko moich osobistych preferencji. Po prostu nie mam orgazmów przy używaniu wibratora. Czuję się trochę dziwna… wszystkie te sceny ze wszystkich filmów, w których kobiety odkrywają przyjemność z wibracji, nie dotyczą mnie. To jednak niezły kawałek kinematografii. Ale dla wszystkich was, które dochodzicie do końca dzięki wibracjom – bardzo polecam Transformersa i jego wszechstronne zastosowania. Zabawka jest świetnie wykonana i skłania do eksperymentów. Jeśli oczywiście jesteście gotowe (lub gotowi) wydać około czterystu złotych na zabawkę. Jeśli nie, to pozostają tylko opcje typu składki urodzinowe, bożonarodzeniowe i tym podobne…
PS. A w bonusie sceny z wibratorami, o których myślałam:
1. Betty Draper opiera się o wibrującą pralkę („Mad Men”),
2. Erika z „Oh Joy Sex Toy” opisuje swoje pierwsze doświadczenie z wibratorem i mówi, że „poczuła miłość do swojego ciała” (to nie film tylko komiks, jedna z najlepszych serii o seksie jaka istnieje!),
3. Cały film o historii wibratora „Histeria”,
6. U! U! I odcinek, w którym Charlotte ulega czarowi wibratora „króliczka” tak silnie, że aż przestaje wychodzić z domu i szukać mężczyzny (dlatego koleżanki jej go zabierają. Z tym się nie zgadzałam – jak dla mnie przerwały piękną podróż, która dopiero się zaczynała…).
Jeśli pamiętacie więcej – dopisujcie w komentarzach. : )