Galla Anonimka
Twój penis idealnie do mnie pasuje.
Ślizga się po zewnętrzu mojej joni. Jeszcze nie wchodzisz. Leżysz nade mną, misjonarzu. Leżysz. Droczysz się. Kocham cię.
Twój penis idealnie do mnie pasuje, bo cię kocham.
Patrzysz na mnie wielkimi czarnymi oczami. Twój oddech jest taki szybki. Taki szybki.
Kocham cię, mówisz. Pragnę cię, mówisz. Błagam cię, pozwól mi być w tobie.
Czuję zapach twojego potu. Uwielbiam go. Mój nos i moje usta pachną naszymi pocałunkami, śliną, moją joni, twoimi genitaliami, które tak długo lizałam, gdy jęczałeś w ekstazie. Twoje usta, twoje włosy pachną mną. Moją joni. Mogłabym jeść cię garściami, godzinami wwąchiwać się w ten podniecający zapach – mój własny.
Pozwalam, mówię.
Tak bardzo cię pragnę, tak bardzo cię kocham, powtarzasz raz po raz. To muzyka dla moich uszu. Czuję go na mojej mokrej, śliskiej joni.
Twoje mocne piękne ręce wślizgują się pod moje plecy. Zagarniasz mnie. Podnosisz. Moje usta przez chwilę dotykają twojej piersi. Tego miejsca, w którym masz serce. Miękkie usta czują smak twojej skóry i szorstkość włosów na klatce. Kocham te twoje włosy. Zwierzu.
Twoje długie włosy splątują się z moimi. Ślina wycieka mi z ust. Cała jestem ciepła i mokra, wyczekująca. Co ty robisz? Sadzasz mnie na twoich udach? No, dobrze. Niech tak będzie, godzę się w myślach. Chociaż uwielbiam się kochać w tej pozycji, w której to ty jesteś na górze. Jestem wtedy jak leniwa kotka, nie robię prawie nic. Gdy zawisasz nade mną, po prostu czuję. Czuję ciebie w sobie. To boskie ciepło w mojej joni, ten mokry aksamit. A ty jesteś taki powolny i taki dokładny. Leżeć pod tobą to czysta przyjemność. Czasem wyhamowuję cię dłonią. Tyle. O, jeszcze trzy milimetry. I trochę się wysuń. I chodź trochę głębiej. O Boże, Boże, tak!
Ale tym razem bierzesz mnie w objęcia i siadam na twoich udach. Czoło w czoło, nos w nos. Ramiona obejmują moje plecy. Kocham cię, mówisz raz jeszcze.
Bogini! Ja też cię kocham, przecież widzisz to w moich oczach, czujesz to w moim ciele. Całkowicie się wzruszam tym, że jesteś obok, tym, że mnie tak trzymasz, tym, że jesteś nagi, tym, że mnie pragniesz, tym, że chcesz być we mnie, że o tym marzysz, że o to błagasz, że to cię podnieca. Kochany, mówię, a łzy spływają mi po policzkach. Jednocześnie jestem wzruszona i podniecona. Czuję zapach kadzideł, woskowych świec, pomarańczy i truskawek. Widzę twoje wielkie czarne oczy. One błyszczą. Kręcone włosy opadają ci po bokach twarzy, nie poprawiasz ich, ja je odsuwam za uszy, jednoczenie całując twoje skronie i policzki.
Mogę?, pytasz.
Możesz, odpowiadam. Ale nadal po prostu siedzimy w objęciach.
Bardzo cię pragnę, deklarujesz. Ale nadal czuję, jak twój penis dotyka mojej joni od zewnątrz. Moje zawinięte wokół ciebie uda idealnie się do tego układają.
Pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłem cię nago, zaczynasz swoją opowieść. Jednocześnie ciutkę balansujesz swoim ciałem, tak że żołądź penisa przesuwa się po mojej łechtaczce. Jestem podniecona, rozczulona, a łechtaczka jest już wielkości dorodnej poziomki. Czerwona i wyczekująca.
Zrobisz to jeszcze dwa razy, a dojdę, ostrzegam cię. Uśmiechasz się. Cudownie, mówisz. Pamiętam twój pierwszy orgazm. Przez moją pamięć jak impuls elektryczny przepływa tamta chwila. Tak niespodziewana, dziwaczna i cudowna zarazem.
Staliśmy w kolejce do kasy w kinie, pachniało popcornem, a ty obejmowałeś mnie od tyłu i całowałeś moją szyję. Byłam na granicy ekstazy. Bycie na granicy zdarzało mi się dziesiątki razy. Ale wtedy, nagle poczułam, jak jakaś fala od podłogi zaczyna gnać przez moje ciało, z gardła wydobył się jęk, którego nie mogłam stłumić, zacisnęłam dłonie na twoich, które obejmowały mnie w pasie i doszłam – tak, na korytarzu, od całowania w szyję. Nagle cały świat zasłoniła mgła, byliśmy w niej tylko ty i ekstatyczna przyjemność. Czułam, że mogę sobie pozwolić na jęki, na prawdę, na takie otwarcie, mimo że nie znaliśmy się jeszcze zbyt dobrze, ale już wtedy na samym początku czułam, że cię kocham. Jęknęłam, krzyknęłam i wylądowałam w twoim objęciu. Zamknąłeś mi usta pocałunkiem, nie chciałam ci wtedy zrobić krzywdy, ale miałam ochotę po prostu je odgryźć, rozkrwawić, wpić się w ciebie, zjeść cię i połknąć.
W tamtej chwili zrobiło się cicho wokół nas, a potem ktoś zaczął bić brawo. Jak dobrze, że to był późny seans poniedziałkowy. Kinomaniaków nie było zbyt wielu. Gdy kupowałeś bilet, chłopak na kasie puścił do ciebie oko i powiedział „gratuluję”, a ja tylko się uśmiechnęłam. Sama sobie gratulowałam. Zbyt w ciebie byłam wtedy wpatrzona, żeby się wstydzić. Zresztą, czego? Orgazmu w miejscu publicznym?
Wracam do tu i teraz. Zapach pomarańczy i truskawek, nie bzu i agrestu, to nie „Wiedźmin”. Uśmiechasz się na poły czule, na poły przekornie. Pragniesz mnie, prawda?, pytasz pewien odpowiedzi. Pragnę, odpowiadam. Pragnę cię bardzo. Jeszcze raz pochylasz się w moją stronę, a penis czule przytula się do łechtaczki. Czuję, jak mokre i pełne są moje wargi. Cała jestem mokra, moje piersi spływają potem, jestem spocona jak w środku lata, chociaż mamy jeszcze zimę. Te wspaniałe długie noce! Trwaj chwilo, jesteś piękna!
I, co? Dojdziesz?, przekomarzasz się ze mną. Zagryzam usta. Biorę bardzo głęboki oddech. Pochylasz i odchylasz się. Ja z tobą. Połączeni. Boże, jak ciepły jest twój penis, jaki mokry, jaki chętny. Jestem na granicy, ale jednak nie dochodzę. Pomogę ci, mówisz. Zaczynasz się poruszać trochę szybciej, penis wręcz zlewa się z moimi wargami i łechtaczką. Ucisk jest mocny, już jestem w odlocie, mój oddech jest szybki, szybki, aż tu nagle wyhamowujesz. Jeszcze chwileczkę, mówisz. Ślinisz palce. Dotykasz moich sutków, brzucha, w końcu palce lądują na łechtaczce, przyciskasz je mocno. Patrz na mnie, chcę cię widzieć, patrz!, rozkazujesz mi szeptem. Odruchowo chcę zacisnąć powieki, chcę zacisnąć całe ciało, ale patrzę w te twoje wielkie czarne oczy, tam są jedynie źrenice. Jęczę, krzyczę, oddycham. Jedno przeciągłe „aaaaaaa” wychodzi z moich ust. Mój głos wędruje po skali, jakbym była śpiewaczką operową a orgazm trwa pięć sekund, piętnaście, trzydzieści, pięćdziesiąt, minutę, półtorej, dwie… Wciąż na ciebie patrzę, chociaż moje ciało się wygina. Już leżymy, ty na mnie, ja pod tobą.
Chcę ciebie w sobie!, krzyczę. W tej sekundzie wsuwasz we mnie palce. Dwa kochane, smukłe palce. Joni wciąż pulsuje. Twój kciuk wciąż przyciska łechtaczkę, czuję, jak drugi orgazm mnie zabiera, a może to wciąż trwa jeszcze ten pierwszy?
Po chwili wytchnienia znów przywracasz mnie do pionu. Łydki mi drżą, gdy owijam je wokół twoich bioder. Cała drżę, jeszcze do siebie nie doszłam. Czuję się taka otwarta. Bądź we mnie, szepcę. Całujesz moje usta. Delikatnie, badawczo. Tylko wargi, potem koniuszek języka przesuwa się po moich górnych zębach, zahacza wędzidełko. Twoje palce znów wędrują na moje łono, ale nadal nie jesteś we mnie. Bądź we mnie, powtarzam nagląco. Wsuwasz mi język głębiej w usta. Podnieca mnie to jeszcze bardziej. Zanurzasz palec w mojej joni i nagle się orientuję, że język w ustach robi to samo, co palec w joni. To samo tempo, te same ruchy, to samo natężenie. Jęczę i czuję, jak joni ocieka gorącą mokrością. Już sama nie wiem, czy to po prostu wilgoć jej soków, czy może małego wytrysku. Jestem tak nabrzmiała, że wszystkie doznania mi się mieszają. Czuję, jak połowa ciała zamienia mi się w jedną wielką joni. Język, palec, język… Jęczę. Wsuwasz drugi palec, ach, mógłbyś wsunąć całą pięść, czuję, że jestem tak otwarta, że bym ją pomieściła. Palce przywierają do sklepienia joni. Chwilę czujnie po nim przesuwasz. Masujesz. Całuję cię, jakby miał się skończyć świat. Jęczę i całuję. Znów chcę cię pożreć. Gdy jestem znów blisko-blisko, twój kciuk znów wędruje na moją łechtaczkę. O, Bogini, tego potrzebowałam!
Przez chwilę czuję się tak, jakbym dopiero teraz się otwarła. Jakbyś wpisał w moje ciało ostatni zaszyfrowany ciąg liter, wręcz słyszę tyknięcie tego sejfu, przesuwanie głazu zasłaniającego grotę. W głowie eksploduje mi wizja kwiatu w przyspieszonym telewizyjnym tempie otwierającego swoje płatki. Teraz staję się całkowicie otwarta, jakby wywrócona na lewą stronę, z nerwami na wierzchu, sercem na dłoni. Teraz czuję, że pragnę! Dwa palce mnożą się w cztery, a mięśnie zaciskają się na nich w orgazmie. Czy ty chcesz mnie wykończyć?, pytam cię w myślach a jednocześnie widzę ten kwiat. Otwarty, piękny, czerwony kwiat. Pragnę cię otworzyć, odpowiadasz, jakbyś czytał w moich myślach. Znów się odchylam i prawie że upadamy, ale tym razem nas utrzymujesz. Obejmuję cię rękami i nogami jak boję ratunkową. Pragnę cię w sobie, chcę cię w siebie wciągnąć. Czuję, że to idealny moment, żebyś w końcu zaszczycił mnie swoją obecnością. Błagam, teraz, mówię w jękach i oddechach. Ale ty tylko patrzysz, całujesz, słuchasz. Czuję twój penis dotykający mojego ciała… wciąż od zewnątrz. Dziękuję ci w duchu za te palce. Chodź już, namawiam i szarpię się, kładąc dłonie na twoich biodrach. Ale gdy uspokajam się jako tako po tym orgazmie, wysuwasz ze mnie palce i czuję się tak pusta… Chodź, no chodź, powtarzam ostatkiem sił, pragnę cię w sobie, teraz, błagam. Widzisz moje zachowanie, słyszysz te słowa i oddech. Patrzysz mi w oczy jakoś tak głęboko i poważnie.
Czy mogę w ciebie wejść, kochana?, mówisz najcichszym, świętym szeptem.
Tak, kiwam głową, jęczę, znów cię pociągam za biodra.
Przekładam dłoń na kark i przyciągam twoją głowę, wręcz wpycham ci język w usta, całuję, ssę, liżę. Twoje usta, twoją twarz, szyję, ramię.
Czy mogę? Czy mogę?, uparcie powtarzasz. Już wiem, że to potrwa. O niczym innym nie marzę, tylko żeby się z tobą połączyć. Spędzić z tobą resztę życia. Mieć z tobą dzieci, najlepiej czworo. Mieć z tobą kredyt, dom, mieszkanie, samochód, spędzać z tobą święta, mówić do twojej matki mamo. Znów zaczynam płakać. Ze wzruszenia, z miłości, z pragnienia, a ty wciąż powtarzasz to pytanie. Na każde twoje „czy mogę?”, w myślach dopowiadam: możesz wszystko, możesz wszystko, możesz mnie zabić, możesz mnie zniszczyć, możesz mnie wziąć, możesz mnie zostawić, możesz mnie kochać, możesz mnie nienawidzić, na wszystko ci pozwalam, możesz wszystko. Pragnę cię, chcę cię, chcę cię w sobie, w moim życiu, w mojej joni, w moim sercu, w moim ciele, w moim domu, w moim łóżku, wszędzie, wszędzie…
Tak!, krzyczę. Błagam, wejdź we mnie, proszę, zrób mi to, wejdź, jestem twoja, proszę, proszę, proszę, kochany, tak cię kocham, włóż mi go, błagam, włóż go…
Teraz! Chcę cię!, krzyczę przez łzy. Łzy szczęścia, pożądania, radości, udręczenia. Płynie przeze mnie lawina emocji i odczuć. Znów czuję tę falę, która chce zabrać moje ciało. Wnikasz we mnie powoli, powoli, ta chwila jest spełnieniem marzeń, dopełnieniem, szczytem, ekstazą, czuję cię trochę, i więcej, i pół, i prawie całego… Moje ciało drży całe, caluteńkie, jakby właśnie zaczynało się trzęsienie ziemi. Naraz śmieję się i płaczę… wiję się jak wąż i krzyczę, jak na mękach. Takie krzyki słychać chyba tylko na porodówkach, ale ja czuję, że im głośniej i dłużej krzyczę, tym więcej mam z tego przyjemności, drę się więc, jak potępieniec, czując, że nie wytrzymam ciebie w sobie całego… Kiedy twój penis wnika we mnie aż po nasadę, tracę przytomność.
Jak dobrze, że cię spotkałam.
…….cudowny tekst….
Taki…”mój „….
” O nas”…..
Dokladnie….-” może wszystko!!!!!”
Uwielbiam Jego krotkie ciemne włosy i ten ciemny gwiazdzisty blask brązowych oczu…i półuśmiech całkowitej, kosmicznej kontroli nad każdą komórką mojego ciała…Nad każdą myślą…
Nad moim życiem….
Kocham Cię M.