Sztuka to strzelby, a strzelać chciałyśmy do każdego i ranić dogłębnie, pozostawiać trwały ślad – zmusić do myślenia, do czegokolwiek. Jednak sztuka wystawiona białych boxach galerii i tak niczego nie zmieni.
To egalitarny towar, świecidełko, luksusowy gadżecik – równie dobrze można powiedzieć: drogi, niezrozumiały śmieć. Dlatego właśnie postanowiłam „sztukę” sprowadzić na ziemię i wyjąć z klatki. Pretekstem stał się projekt kalendarza miesiączkowego.
Znalałam Filuterię w sieci kilka miesięcy temu. Zachwyciła mnie… Do serca najbardziej przypadła mi tamponówka. I udało mi się porozmawiać z pomysłodawczynią, Urszulą Kluz-Knopek…
Filuteria, sztuka i kalendarz miesiączkowy
Urszula Kluz-Knopek: Filuteria to autorski i bardzo intymny projekt, który powstawał w naszych głowach etapami, dojrzewał i stawał się coraz bardziej namacalną ideą, której ucieleśnieniem jest między innymi strona www. Nasza ideę spisałyśmy w mini-manifest (do poczytania we wstępie do filu, na filuteria.pl), w każdym razie chodziło nam o to, by potraktować sztukę jako „narzędzie zbrodni i przymusu”, niezbyt miłe i niegrzeczne potraktowanie odbiorcy, wyciągnięcie z niego siłą emocji, zmuszenie do reakcji.
Sztuka to strzelby, a strzelać chciałyśmy do każdego i ranić dogłębnie, pozostawiać trwały ślad – zmusić do myślenia, do czegokolwiek. Jednak sztuka wystawiona białych boxach galerii i tak niczego nie zmieni. To egalitarny towar, świecidełko, luksusowy gadżecik – równie dobrze można powiedzieć: drogi, niezrozumiały śmieć. Dlatego właśnie postanowiłam „sztukę” sprowadzić na ziemię i wyjąć z klatki. Pretekstem stał się projekt kalendarza miesiączkowego: osobisty i wymagający odwagi indywidualnej realizacji i prezentacji, przeskoczenia barier społecznego „wypada-nie wypada”, czyli np. powieszenia go na ścianę czy umieszczenia jako tapety w komputerze. Ta praca mówi jasno i wyraźnie: jestem człowiekiem, myślę i krwawię, żadnych atrap i przenośni – w tym jestem indywidualny i jedyny, mam dość udawania, że brzuch mnie boli od niestrawności, a krwawienie to jakiś mit, że tak naprawdę to się nie zdarza (oczywiście wyciągam tu skrajne przypadki odtrącenia i odrzucenia, zafiksowania rzeczywistości na czystą i sterylną, ale tak trzeba, trzeba te skrajności uwypuklać, bo są, bo determinują: zawsze…).
Jak powstawała Filuteria?
Tak jak wspomniałam wcześniej, czasem gwałtownie i w ciągu kliku minut rodziły się koncepty, czasem było to rozciągnięte na miesiące. Idee związane z Filu powstawały w mojej głowie podczas codziennych czynności typu: dopasowywanie odcienia lakieru do paznokci do trzeciego dnia krwawienia miesiączkowego, myślenie o wykorzystaniu odbitek menstruacyjnych (kartka i wagina) jako nadruku na sukience, budowanie domków z paznokci, wypychanie szmacianych laleczek włosami, jesienne przygotowanie zapasów, wdychanie intymnych zapachów w czasie jesiennej jazdy zatłoczonym autobusem, obserwowanie ludzi w hipermarketach – wręcz śledzenie ich np. podczas zakupów podpasek, płynów do kąpieli, past do mycia zębów, prezerwatyw.
Druga sprawa to, że zawsze pasjonowała mnie granica naszego ja i tego, co po sobie zostawiamy. Patrzę na swoje włosy wciągane przez odkurzacz czy wyrzucane kawałki krwi i zdaję sobie sprawę, że to kawałki mnie – taki mały masochizm. Odkrawam i wyrzucam siebie kawałek po kawałku, ale czy ginę, czy to mnie umniejsza? Abstrahując od wszelakich fizjologii, przed którymi nie da się uciec: czy tracę, czy zyskuję, co daje mi uświadomienie sobie i zatrzymanie się nad tymi pozornie błahymi codziennościami. Co dalej? Co z tego wynika?
Filuteria genderowa, feministyczna…
Czuję się bezbronna wobec takich słów jak gender, cenzura, prawda absolutna, moralność, porządek społeczny, sprawiedliwość. A feminizm? To spłaszczanie projektu i pakowanie go w szufladkę. Może to i wygodne dla odbiorcy, ale mimo wszytko chcę walczyć z takim myśleniem. Nie cierpię przypinania łatek i głupiego, kurczowego trzymania się poglądów za wszelką cenę. Wierzę w to, że jedyna stałą rzeczą jest istnienie zmian – i zmiany są dobre, filuternie rzecz ujmując: nawet zmiany na gorsze bywają pozytywne. Ale też nie objawiam tego jako prawdy absolutnej: to moje indywidualne podejście, przecież są ludzie których zmiany, ich doświadczanie degradują. I wiem, że w kontakcie z nim i, powstają małe wojny, na tle potrzeby zmian.:)
…ocenzurowana?
Jedyną cenzurą Filuterii jest nie umieszczanie rzeczy wtórnych lub tępo-mocnych (banalny szok). Niesmak jest kwestia gustu. Tamponówkę polecam na jesienne wieczory z przyjacielem. Chociaż… o cipkach się przecież nie żartuję! To święcie poważna sprawa!
…komercyjna?
Filuteria: tak powinna być „komercyjna”, by móc się utrzymać – by być samowystarczalna. Ale nie jest. Powinna być komercyjna ze względu na artystów, którzy pojawiają się na filuterii: jak bardzo nie demonizowalibyśmy pieniędzy, one istnieją i są obecne w naszym życiu. Bez pieniędzy nie było by filuterii: bez opłacenia serwera, domeny, mojego dostępu do internetu. To jest element każdego przedsięwzięcia, ale na filuterii komercja (pejoratywnie!) nie jest celem, a środkiem, by móc wspierać innych, siebie nawzajem, by istnieć.
Przyszłość?
Po Filuterii można spodziewać się wszystkiego. Chcemy wyprowadzić Filuterię na ulicę – tak na te asfaltowe i betonowe. Dać jej trochę przestrzeni realnej – nie tylko internetowej. Dlatego szukamy miejsc|: kafejek, klubów, niezależnych kin, w których będziemy mogły się trochę pokazać: na zasadzie plakatu-zaproszenia do nas, poinformowania o nas (swoja drogą: jeśli ktoś przyjąłby nas i zaprosił pod swój dach to zapraszam do kontaktu). Planujemy wydanie książki (art-booka) i „wystawę”, może czegoś na kształt zina? Na razie jesteśmy na etapie dobierania artystów, dopracowania pomysłów (serdecznie zapraszamy twórczych i odważnych) Cieszymy się swoją pracą nad filuterią. Mamy swoją misję, walczymy o to, w co wierzymy – możemy się tym spokojnie napawać do końca życia!
Kim jesteście prywatnie, skoro robicie kolczyki z tamponów i miesiączkową wódkę?
Och, tak krótko mówiąc: Jesteśmy uroczymi kurkami domowymi, lubującymi się w patroszeniu prosiaczków i zjadaniu ich na słodko – kwaśno z kukurydzą wepchniętą prosto w tyłeczek. Wszystko popijamy miesiączkową wódką, wypływającą prosto z serca, ubrane w palczaste-kolczyki, z filcowymi brochami na piersiach ruszamy w świat!
Kim jesteśmy: każdą z nas, i każdą z osobna: jesteśmy kobietami, mężczyznami, myśleniem i czuciem. Jesteśmy: z całą wielką paczka doświadczeń, emocji, ze wszystkim dobrem i złem z wadami i zaletami, z pięknymi buziami, i brzydkimi rozstępami! Jesteśmy: bez wstydzenia się siebie za siebie.