Sapkowski napisał „Wiedźmina” tak, że jest on niezawodny nie tylko w walce z potworami. Jego sprawność i jurność nabija mu punktów do stereotypowej „męskości” a Czytelnik może odnieść wrażenie, że mutacje podziałały także na tę erotyczną sferę życia. Nie musi on pić eliksirów, żeby móc zawsze. Z każdą kobietą, w każdych okolicznościach.
Mutacje za to – ponoć – wycięły mu sferę emocjonalną a tortury w czasie szkolenia wiedźmińskiego pewnie zaowocowały PTSD. A to zdecydowanie wpływa na to, jak tworzy związki i na ile idzie mu w miłości. Zdecydowanie gorzej niż w łóżku. Czy to dlatego jest tak bliski wielu chłopakom i mężczyznom, którzy dorośli w przekonaniu, że nie mają emocji, nie czują emocji, nie powinni się kierować emocjami a zamiast serca mają lód? I że całą sferę miłości-bliskości powinni sobie zastąpić gimnastyką w łóżku, zamiast „dać się usidlić, podporządkować i wykorzystać”?
Sapkowski nadał Geraltowi wiele cech patriarchalnego mężczyzny, obdarzył go też doświadczeniami i myśleniem chłopaka, który się w tym patriarchacie wychował. Wie, co to samotność, tortury i odrzucenie. Wie, jak zadowolić kobietę i jak nie prosić o pomoc. Czy wie, że zasługuje na miłość? Jak myślicie?