– Obowiązkiem wobec Partii – oznajmiła natychmiast Julia.
– Skąd wiedziałaś?!
– Ja też, kochany, chodziłam do szkoły. Szesnastolatki mają raz w miesiącu pogadanki na temat życia rodzinnego. To samo dzieje się w organizacjach młodzieżowych. Całymi latami wbijają ci do głowy te bzdury. I w wielu wypadkach chyba rzeczywiście im się udaje.
Seksualność ludzką próbowały (i nadal próbują) podporządkować rozmaite religie, ideologie i państwa. Wspaniale opisał to Michel Foucault w „Historii seksualności”. Jak świat długi i szeroki – czegoś nie wolno. Kiedyś seksualność kontrolowały religie, potem prawo i medycyna. Dlatego seks był przedstawiany i postrzegany i jako grzech, i złamanie prawa, i choroba – zależnie od punktu widzenia oraz okresu historycznego.
W USA w wielu stanach według prawa seks można uprawiać tylko w pozycji „na Glempa”, a za seks oralny lub analny grozi kara (oczywiście to prawo nie jest przestrzegane, ale pokazuje, jak seks traktowano jeszcze niedawno). Natomiast nadal w niektórych krajach naprawdę do więzienia można iść za seks homoseksualny, a w nielicznych – nawet na szubienicę. W innych, które – jak np. Polska czy Niemcy – za „homoseksualne skłonności” już nie wysyłają do więzienia – też można trafić do szpitala, jeśli osoba „przejawiająca” owe skłonności spotka na ulicy „prawdziwych patriotów” lub „obrońców tradycji i prawości”, którzy stają się posłannikami kontrolującego państwa/religii/ideologii. Nie wszystkie osoby uważają, że każdy na prawo do orgazmu na własnych warunkach. Wolność seksualną Polek i Polaków ogranicza nie tylko polski „tradycyjny” światopogląd, ale także i restrykcyjne prawo aborcyjne.
Wolność seksualna jest ograniczana przez państwo, bo dzięki temu łatwiej kontrolować i indoktrynować. Najczęściej wolność tą ogranicza państwo totalitarne. Seks po prostu zagraża totalitaryzmom. Dlatego zwolennicy seksu zawsze powinni dbać o demokrację. 🙂
Wysmakowaną wizję seksu w totalitaryzmie w „Roku 1984” przedstawił George Orwell. „Rok 1984” to lektura szkolna. Czytaliście ją? Jeśli nie, przeczytajcie teraz!
„Napisał w pamiętniku:
Wydarzyło się to trzy lata temu. Natknąłem się na nią ciemnym wieczorem w wąskiej bocznej uliczce w pobliżu dworca kolejowego. Stała przy bramie, pod latarnią, która rzucała tylko nikłe światło. Miała młodą twarz pokrytą grubo makijażem. To właśnie ten makijaż tak na mnie podziałał: twarz zupełnie biała, jak maska, usta jaskrawoczerwone. Kobiety należące do Partii nigdy się nie malują. Oprócz nas nie było nikogo, nie było też teleekranów. Powiedziała, że dwa dolary. Więc…
Przez chwilę nie mógł pisać dalej. (…) Najgroźniejszym wrogiem człowieka, pomyślał, jest jego układ nerwowy. Napięcie wewnętrzne może w każdej chwili ujawnić się poprzez zewnętrzne objawy. Przypomniał sobie mężczyznę, którego widział na ulicy przed kilkoma tygodniami: był to zupełnie zwyczajny jegomość, na oko poniżej czterdziestki, członek Partii, szczupły, dość wysoki, z teczką w ręce. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów, gdy nagle jakiś skurcz wykrzywił lewą połowę twarzy tamtego. I po chwili znowu, kiedy się mijali; było to tylko drgnienie, w dodatku szybkie jak migawka, ale najwyraźniej zupełnie mimowolne. Winston pomyślał wtedy: dni tego biedaka są policzone. Najstraszniejsze, że gość pewno wcale nie zdawał sobie sprawy ze swojego tiku. Jednakże największym niebezpieczeństwem było mówienie przez sen. A Winston nie wiedział, jak się przed tym ustrzec.
Wziął głęboki oddech i znów podjął pisanie:
Więc wszedłem za nią do bramy i dałem się zaprowadzić podwórce do kuchni w suterenie. Pod ścianą stało łóżko, a na stole przyćmiona lampa. Kobieta…
W gardle czuł suchość. Miał ochotę odplunąć. Myśląc o kobiecie z sutereny miał też przed oczami swoją żonę, Katherine. Winston bowiem był kiedyś żonaty – i prawdopodobnie nic się nie zmieniło, bo o ile wiedział, Katherine wciąż żyła. Znów poczuł w nozdrzach ciepły, duszny fetor sutereny, w którym smród pluskiew i odór brudnej odzieży mieszały się z wonią tanich perfum, obrzydliwą, lecz mimo to podniecającą, gdyż kobiety partyjne nie stosowały żadnych pachnideł; było wręcz niewyobrażalne, by któraś mogła to uczynić. Tylko prolki używały perfum. W jego umyśle zapach ten kojarzył się nierozerwalnie z kopulacją.
Pójście z tą kobietą stanowiło jego pierwszy występek tego typu od blisko dwóch lat. Oczywiście obowiązywał niepisany zakaz zadawania się z prostytutkami, lecz – zebrawszy się na odwagę – raz na pewien czas można go było złamać. Ryzykowało się wiele, ale za zbrodnię tę nie groziła kara śmierci. Przyłapani – chyba że mieli na sumieniu coś jeszcze – mogli się spodziewać kary pięciu lat ciężkich robót. Jeśli wiedziało się, jak uniknąć wpadki, sprawa nie nastręczała trudności. Ubogie dzielnice roiły się od kobiet gotowych sprzedawać swoje wdzięki. Czasami wystarczyła butelka dżinu, normalnie niedostępnego prolom. Po cichu Partia aprobowała nawet prostytucję, jako umożliwiającą zaspokojenie popędu, który nie dawał się całkowicie stłumić. Rozwiązłość nie przeszkadzała aż tak bardzo, o ile uprawiano ją potajemnie, bez radości i wyłącznie z kobietami należącymi do ujarzmionej i pogardzanej klasy. Zbrodnią niewybaczalną był stosunek pozamałżeński między członkami Partii. Ale – choć także i do tej zbrodni z reguły przyznawali się oskarżeni podczas wielkich czystek – trudno sobie wyobrazić, aby coś takiego naprawdę się zdarzyło.
Partia postawiła sobie za cel nie tylko powstrzymanie mężczyzn i kobiet od tworzenia związków, nad którymi nie miałaby żadnej kontroli. Uparcie, acz skrycie, dążyła do odarcia stosunku płciowego z wszelkiej przyjemności. Za wroga uważano nie tyle miłość, ile zmysłowość, zarówno w małżeństwie, jak i poza nim. Każdy związek małżeński między członkami Partii musiał zyskać akceptację specjalnej komisji i – choć nie istniał na to specjalny paragraf – nie udzielano zgody kandydatom, którzy sprawiali wrażenie, że czują do siebie pociąg fizyczny. Jedynym akceptowanym celem małżeństwa było płodzenie przyszłych członków Partii. Sam stosunek płciowy należało, traktować jako coś wzbudzającego odrazę, niczym lewatywa. Tego również nie mówiono wprost, lecz w pośredni sposób wpajano od dzieciństwa każdemu członkowi Partii. Działały nawet takie organizacje jak Młodzieżowa Liga Antyseksualna, które zalecały pełną wstrzemięźliwość płciową. Kobiety miano poddawać sztucznej inseminacji (w nowomowie sztuczsem), a urodzone przez nie dzieci wychowywać w specjalnych zakładach. Winston zdawał sobie sprawę, że projekt ten nie jest traktowany serio, aczkolwiek pasuje do ogólnej ideologii Partii. Partia usiłowała zabić popęd płciowy, a jeśli jej nie wychodziło, próbowała go przynajmniej spaczyć i zohydzić. Nie rozumiał dlaczego, ale ze strony Partii wydawało mu się to naturalne. I jeśli chodzi o kobiety, wysiłki te przynosiły pożądany rezultat.
Znów pomyślał o Katherine. Minęło dziewięć, dziesięć – blisko jedenaście lat, odkąd się rozstali. To dziwne, jak rzadko o niej myślał. Na długie tygodnie zapominał o tym, że jest żonaty. Byli razem tylko przez piętnaście miesięcy. Partia nie zezwalała na rozwody, ale małżeństwa bezdzietne na ogół zachęcano do separacji.
Katherine była prostą jak trzcina, wysoką, jasnowłosą dziewczyną o wspaniałych ruchach. Miała śmiałą, pociągłą twarz, która wydawała mu się uduchowiona – czysta iluzja, gdyż zaraz na samym początku małżeństwa Winston doszedł do wniosku, że ma do czynienia z najgłupszym, najprymitywniejszym i najbardziej pustym umysłem, z jakim dotąd się zetknął. Chociaż może wynikało to po prostu stąd, że poznał Katherine lepiej niż kogokolwiek. Głowę miała nabitą wyłącznie partyjnymi sloganami i zdolna była przełknąć każdą, dosłownie każdą bzdurę wymyśloną przez Partię. W myślach przezywał ją ludzkim gramofonem. Ale zniósłby jej towarzystwo, gdyby nie jedno – ich życie płciowe.
Ledwo jej dotknął, wzdrygała się i sztywniała. Obejmując ją czuł się tak, jakby obejmował drewnianą kukłę z ruchomymi kończynami. Najdziwniejsze, że nawet gdy leżał w jej ramionach, miał wrażenie, iż równocześnie odpycha go z całej siły. Uczucie to wywoływała sztywność jej członków, gdyż Katherine leżała z zamkniętymi oczami, ani się nie opierając, ani nie współuczestnicząc, lecz jakby biernie wszystko znosząc. Ich zbliżenia były nieprawdopodobnie żenujące, a z czasem stały się po prostu okropne. Ale mimo wszystko Winston wytrzymałby z żoną, gdyby się tylko zgodziła, by żyli w celibacie. Jednakże, ku jego zdumieniu, ta propozycja okazała się dla niej nie do przyjęcia. Oświadczyła, że muszą mieć dziecko. Tak więc powtarzali ten sam przykry rytuał regularnie raz na tydzień, chyba że akurat było to niemożliwe. Katherine nawet przypominała mu rano o czekającym ich akcie jak o czymś, co trzeba wykonać wieczorem i czego nie wolno zaniedbać. Posługiwała się dwoma określeniami. Pierwsze to „produkowanie dziecka”, a drugie „nasz obowiązek wobec Partii” (tak jest, używała dokładnie tych słów!). Wkrótce Winston z coraz większym lękiem oczekiwał wyznaczonego dnia. Na szczęście Katherine nie zaszła w ciążę i w końcu zgodziła się zrezygnować z dalszych prób, a niedługo potem rozstali się na dobre.
Winston westchnął cicho, po czym znów ujął pióro i napisał:
Kobieta rzuciła się na łóżko i natychmiast bez żadnych ceregieli, najbardziej ordynarnym, wstrętnym gestem, jaki sobie wyobrazić, zadarła spódnicę. Wówczas ja…
Ujrzał siebie, jak stoi w bladym świetle lampy, wciągając w nozdrza woń pluskiew i tandetnych perfum, ogarnięty poczuciem klęski i urażonej godności, co nawet tam, w suterenie, wiązało się z myślą o białym ciele Katherine, obróconym w bryłę lodu przez hipnotyczną moc Partii. Dlaczego wszystko musiało zawsze źle się kończyć? Dlaczego, zamiast tych obmierzłych szamotanin powtarzających się w kilkuletnich odstępach, nie mógł mieć kobiety, którą by kochał? Ale prawdziwy romans nie mieścił się w głowie. Kobiety partyjne były wszystkie takie same. Czystość seksualną miały zakorzenioną równie głęboko jak lojalność wobec Partii. Poprzez umiejętne wczesne warunkowanie, przez gry i zimne prysznice, poprzez bzdury, które wpajano im w szkole, w Kapusiach i w Lidze Młodych, przez wykłady, pochody, piosenki, skandowanie haseł i wojskową muzykę udawało się stłumić w nich popęd naturalny. Rozum podpowiadał mu, że muszą istnieć wyjątki, lecz serce nie chciało w to wierzyć. Wszystkie znane mu kobiety były nie do zdobycia, tak jak tego oczekiwała od nich Partia. Bardziej jeszcze niż miłości pragnął obalić ten mur cnoty, choćby tylko raz w życiu. Udane spółkowanie było buntem. Pożądanie równało się myślozbrodni. Nawet rozbudzenie Katherine, jego własnej żony, oznaczałoby występek przeciwko Partii, gdyby mu się powiodło.
Ale musiał dokończyć swoją opowieść. Napisał:
Wówczas ja podkręciłem lampę. Kiedy ujrzałem kobietę w świetle…
Niewielki płomień lampy naftowej, kiedy rozbłysł w półmroku, wydał się niezwykle jasny. Winston dopiero teraz mógł się dobrze przyjrzeć kobiecie. Postąpił krok w jej stronę i przystanął, ogarnięty pożądaniem i lękiem. Był boleśnie świadom ryzyka, które podjął przychodząc tutaj. Istniało duże prawdopodobieństwo, że patrol złapie go, kiedy będzie wychodził; bardzo możliwe, że policjanci już czekają za drzwiami. I tak go zwiną; nie może więc wyjść, nie zrobiwszy tego, po co wszedł…!
Musiał to napisać, musiał wyznać. Otóż w świetle zobaczył nagle, że kobieta jest stara. Warstwa makijażu na jej twarzy była tak gruba, że mogła pęknąć niczym tekturowa maska. Widział włosy kobiety poprzetykane siwizną, lecz co najokropniejsze, gdy rozchyliła usta, ujrzał tylko czarną, jamę. Prostytutka w ogóle nie miała zębów.
Nabazgrał szybkim, niestarannym pismem:
Kiedy ujrzałem kobietę w świetle, przekonałem się, że to stara baba, przynajmniej pięćdziesięcioletnia. Lecz nic nie mogło mnie powstrzymać: zrobiłem to, po co tam poszedłem.
***
Julia odwróciła się do Winstona. Oboje oddychali ciężko, ale na jej wargach błąkał się uśmiech. Przez chwilę przypatrywała się mężczyźnie, po czym zbliżyła dłoń do błyskawicznego zamka kombinezonu. I stało się niemal to, co w jego śnie! Niemal tak szybko, jak sobie wyobraził, zdarła z siebie ubranie i cisnęła na bok dokładnie tym samym wspaniałym gestem, obracającym wniwecz wszystkie nauki Partii. Jej białe ciało lśniło w słońcu. Na razie nie patrzył na nie; utkwił oczy w piegowatej, łobuzersko uśmiechniętej twarzy. Ukląkł przed Julią i ujął jej ręce w swoje.
– Czy robiłaś to już przedtem?
– Pewnie. Setki… no, dziesiątki razy.
– Z partyjnymi?
– Zawsze z partyjnymi.
– Z członkami Wewnętrznej Partii również?
– Nie, z tymi bydlakami nigdy. Ale wystarczyłoby, żebym kiwnęła palcem, a prawie każdy z nich poleciałby na mnie. Tylko, cholery, strugają takich świętoszków!
Serce zabiło mu radośniej. Robiła to dziesiątki razy – pragnął, aby były to setki, tysiące. Wszystko, co miało posmak zepsucia, napawało go nadzieją. Kto wie, może Partię już dawno przeżarła zgnilizna, może kult pracy i ascezy to blaga, zaledwie cienka otoczka skrywająca pełne rozpasanie. Gdyby mógł ich wszystkich zarazić trądem lub syfilisem, uczyniłby to z radością! Cokolwiek, byleby tylko osłabić, podkopać i zniszczyć tych drani! Pociągnął Julię w dół, tak aby klęczeli naprzeciw siebie.
– Słuchaj. Im więcej mężczyzn miałaś, tym bardziej cię kocham. Wiesz dlaczego?
– Tak. Doskonale.
– Nienawidzę czystości, nienawidzę dobroci! Nie chcę, żeby istniały jakiekolwiek cnoty. Pragnę, aby wszyscy byli zepsuci do szpiku kości.
– W takim razie powinnam ci odpowiadać, kochanie. Jestem zepsuta jak nikt.
– Lubisz to robić? Nie pytam o pieszczoty ze mną, lecz o seks jako taki.
– Uwielbiam!
To właśnie najbardziej pragnął usłyszeć. Nie chodziło mu o uczucie do konkretnej osoby, tylko o zwierzęcy instynkt, niepohamowany fizyczny popęd; on właśnie był siłą, która mogła rozsadzić Partię. (…) Ściągnął z Julii kombinezon i długo wpatrywał się w jej gładkie białe ciało. W dawnych czasach, pomyślał, gdy mężczyzna patrzył na ciało dziewczyny, które go podniecało, sprawa była prosta. Obecnie jednak nie istniała sama miłość lub samo pożądanie. Żadne uczucie nie mogło być czyste, bo wszystko przesycały strach i nienawiść. Uściski jego i Julii były walką; ich orgazm zwycięstwem. Ciosem zadanym Partii. Udaną akcją polityczną.
***
Zaczął jej opowiadać historię swojego małżeństwa, lecz ku jego zaskoczeniu, nie gorzej niż on umiała scharakteryzować ten związek. Opisała mu ciało Katherine, jakby je widziała lub dotykała, sztywniejące, ilekroć się do niej zbliżał, oraz sposób, w jaki żona zdawała się z całej siły go odpychać nawet wówczas, gdy obejmowała go ciasno ramionami. Rozmawiając z Julią o tych sprawach nie czuł skrępowania; zresztą Katherine już dawno przestała być dla niego bolesnym wspomnieniem; co najwyżej myślał o niej z niesmakiem.
– Wytrzymałbym z nią, gdyby nie jedno – oświadczył i opowiedział o frustrującej rodzinnej ceremonii, do której Katherine przymuszała go regularnie raz w tygodniu. – Nie znosiła tego, ale nic nie mogło jej powstrzymać. Nazywała to… Nigdy nie zgadniesz!
– Obowiązkiem wobec Partii – oznajmiła natychmiast Julia.
– Skąd wiedziałaś?!
– Ja też, kochany, chodziłam do szkoły. Szesnastolatki mają raz w miesiącu pogadanki na temat życia rodzinnego. To samo dzieje się w organizacjach młodzieżowych. Całymi latami wbijają ci do głowy te bzdury. I w wielu wypadkach chyba rzeczywiście im się udaje. Chociaż właściwie trudno ocenić; ludzie potrafią być szalenie obłudni!
Zaczęła rozwijać tę kwestię. Prawie każdy temat sprowadzała do własnej zmysłowości, a wówczas potrafiła wygłaszać niezwykle wnikliwe sądy. W odróżnieniu od Winstona, świetnie rozumiała, dlaczego Partia jest taka purytańska. Udane współżycie płciowe zwalczano nie dlatego, że między partnerami tworzy się intymna więź nie poddająca się partyjnej kontroli, ale ponieważ niezaspokojenie seksualne wywołuje histerię, stan ogromnie pożądany, gdyż łatwo go przekształcić w gorączkę wojenną lub w kult przywódcy.
(…)
Ma rację, pomyślał. Między wstrzemięźliwością płciową a ortodoksją polityczną musi istnieć ścisły, bliski związek.