Madrone to nazwa drzewa a także imię głównej bohaterki – młodej uzdrowicielki z San Francisco. Jest rok 2048, Madrone ma 28 lat i cierpi po śmierci swojego kochanka, który zmarł w czasie epidemii. Mieszka z kochanką swojej babki, sędziwą, ponad 90-letnią Mayą, która całe lata wcześniej stworzyła szczęśliwą polirodzinę.
Czytając Piąty święty żywioł, co jakiś czas gubiłam się w tym, kto jest czyim kochankiem, a kto czyim krewnym. Tym bardziej, że wielu bohaterów było już tylko duchami nawiedzającymi dom Madrone i Mai. Ale od samego początku przemówiła do mnie idea tej polirodziny i wizja utopijnego społeczeństwa, które akceptowało seksualność i poliamorię, a pokój, w którym uprawiano miłość nazwało pokojem rytuału.
Seks w powieści Starhawk jest nie tylko rytuałem. Czasem jest wyrazem miłości, czasem pożądania, czasem środkiem do uleczenia strachu i bólu, czasem radosną zabawą i przyjemnością. Kochają się mężczyźni i kobiety, wieloletni kochankowie i nowi znajomi. Oczywiście, wojna w tle, głód, przerażająca wizja przyszłości i wszechobecny brak wody trochę ogranicza możliwości bohaterów. Ale gdy zamknięty w więzieniu Bird – a równocześnie jeden z dawnych kochanków Madrone – budzi się z długoletniej amnezji, budzi się właśnie w objęciach Littlejohna, mokry jeszcze od seksu, który ich połączył.
Południowcy hołdujący Czterem Zasadom Czystości (w tym czystości moralnej i czystości rodziny) i powołujący się na słowo surowego boga nazywają Birda i Litllejohna pedałami. Społeczność, z której Bird i Madrone pochodzą, związki homoseksualne i heteroseksualne traktuje na równi, podobne jak te monogamiczne i poliamoryczne. W powieści z ust mieszkańców San Francisco ani razu nie pada słowo szufladkujące czyjąś seksualność, Madrone, która ma zarówno kochanków, jak i kochanki, nie została określnona ani jako biseksualistka, ani żadna inna -istka. Co najwyżej – uzdrowicielka. Seksualność nie określa jej tożsamości, a wielość kochanków obu płci świadczy tylko o jej wielkim sercu i apetycie seksualnym.
Madrone z bezpiecznej Północy wyrusza na spalone słońcem Południe – w zupełnie inny niż w domu świat. Świat, w którym nie ma wody, większość ludzi to niewolnicy, zupełnie ubezwłasnowolnieni, hodowani do uprawiania sportu i bycia zabawką seksualną bogatych panów. Seks w tym świecie to seks, który znamy – szybki, bezrefleksyjny, często brutalny i bez przyjemności. Takiego seksu Madrone nie zna. Waha się, gdy uwodzi ją piękna piratka, bo – mimo posiadania wielu partnerów – nie robiła tego jeszcze z praktycznie nieznaną osobą. Robi błąd, gdy decyduje się na seks pełen zapomnienia z Hijohnem – partnerem przyjaciółki. Naiwna Madrone najpierw przeżywa wielkie zdziwienie, gdy ten bierze ją szybko i bez zwracania uwagi na jej reakcje. Kiedy już go uczy, jak można sprawić przyjemność kobiecie, przeżywa kolejny szok: dowiaduje się, że właśnie zdradziła swoją przyjaciółkę, zażywając przyjemności z Hijohnem, zadała tamtej ból. W jej świecie kochankowie nie mają na siebie wyłączności, żadnych praw własności. Tutaj Hijohn mimo że wie, że sprawiłby swojej Katy ból, decyduje się na szybki seks z Madrone, o którym Katy nigdy nie może się dowiedzieć. Hijohn wie, że bardzo by ją to zabolało. Madrone nijak nie może tego pojąć. „Dlaczego miałoby ją zranić to, że daliśmy sobie trochę przyjemności, tu gdzie życie jest takie ciężkie i tak niewiele w nim przyjemności”? – pyta.
Hijohn pewnie zaś nie mógłby pojąć tego, że stara opiekunka Madrone, Maya, która sama o sobie z przekorą myśli, że jedną nogą jest już na drugim świecie, znalazła sobie równie starego kochanka.
Poliamoria nie jest zbyt popularna w Polsce. Może po wydaniu książki Puszczalscy z zasadami coś drgnie. Tak czy siak, jeśli chcecie zobaczyć, jak to może wyglądać w wersji idealnej, a przy okazji przeczytać naprawdę dobrą i wciągającą fantastyczną powieść utopię, to polecam. Aha, zapomniałam dodać, że Madrone jest położną. No a jaki inny zawód mogłaby wykonywać ta niezwykła boginiczna kobieta?
Poniżej obrazek – wizualizacja San Francisko roku 2048