Jakiś czas temu po raz kolejny przeczytałam opowiadania o wiedźminie. Teraz zaś obejrzałam netflixowy serial o wiedźminie i to, co mnie uderzyło, to ta nowa, wiedźmińska, wizja seksu… 😛
I nie chodzi o to, że „musi być jak w książce”, bo przecież nikt nie przekaże tych niuansów, które pewnie pamiętają tylko psychofani („Renfri? Co? To batyst?”1, „Jęknęła. Musi strasznie cierpieć”2, „A potem, na bogów, zrobili to, ona i on. I wszystko było dobrze.”3), ale po prostu zastanowiła mnie ta „dekoracja” czy „scenografia” jak z Greya… czy jak to nazwać.
Pierwszy seks, jaki zobaczyłam w serialu, to scena z Yennefer i Istreaddem. Wcześniej wydawali się zakochani, zafascynowani sobą, było pomiędzy nimi przyciąganie. W końcu pocałowali się, a potem kochali. I to mi jakoś do wiedźmińskiego klimatu pasowało, nawet ta jaskinia pełna ludzi, którzy na nich patrzyli. Ot, taka iluzja czarodziejów, którzy lubią, żeby ktoś na nich patrzył. Przecież i Stregobor miał w swojej wieży „iluzję, którą można wychędożyć”. Netflix co prawda pomnożył jego iluzję i dał mu cały harem, co ostatecznie nawet pasuje do Stregobora. Ale scena, w której pierwszy raz spotykają się serialowi Geralt i Yennefer po prostu mnie osłupiła. Po pierwsze Yennefer miała na twarzy maskę. Mniej więcej taką, jak Ana Steele na plakatach reklamujących kolejną z opowieści o Greyu, taką, która za 30 złotych można kupić na allegro. Ubawiłam się, gdy to zobaczyłam. Czyżby ktoś zapłacił netlixowi za takie mody i skojarzenia? Po drugie, w komnacie, do której wszedł Geralt, trwała orgia przeniesiona jakby z filmu Kubricka „Oczy szeroko zamknięte”. Towarzystwo gołe, również w maskach i we wszystkich pozycjach. A pośród tego wszystkiego, jak kapłanka w świątyni miłości, siedzi Yennefer w tej masce i sukni a’la klimaty BDSM. I co? I nic. Nie wygląda na taką, co dopiero uładziła włosy po stosunku, ani na taką, która czeka na kochanka ze sokiem jabłkowym; według mnie wygląda, jakby wpadła tam przez przypadkowo rzucony portal… Patrzę na drętwą rozmowę między nią (ciągle w tej masce) i wiedźminem. Mimo że wokół wciąż wiją się pary, a Jaskier wygląda na szczerze podekscytowanego, według mnie między Geraltem a Yennefer nic nie drgnęło. Tym bardziej nie rozumiem, czemu po kilku scenach i kilku minutach zlądowali w łóżku. W tym momencie przypomniałam sobie stary polski i dość nędzny serial, w którym to jednak – bez sceny orgii za plecami – dało się wyczuć zmysłowość między wiedźminem a czarodziejką, ba, nie tylko zmysłowość, ale i miłość. A sceny miłosne, mimo że ułamkowe i „dozwolone od lat 12”, miały w sobie nutę piękna i poezji, którą Sapkowski mistrzowsko potrafi nasycić swoje opowiadania. I znów szczęka mi opadła, gdy Yenna rzuciła się na Geralta – bez żadnego powodu – gdy ten tylko pojawił się w zasięgu wzroku. Szczerze to bardziej przypominało mi film porno, w którym kobieta podciąga spódnicę, gdy obok tylko pojawi się hydraulik. Może czegoś nie rozumiem, może jestem mało domyślna, ale między aktorami z serialu netlixa nie wyczułam nic, co mogłoby ich zaprowadzić w swoje objęcia. A ponoć Yennefer to największa miłość wiedźmina. Cóż, między nią a Istreddem iskry skakały, gdy tylko patrzyli sobie w oczy. Być może scenarzyści mają inny zamysł. Tak czy siak, nie dziwię się już, gdy czytam, że ktoś mówi o wersji netflixowej, że to porno-wiedźmin. Niestety. Też zobaczyłam tu więcej z tandetnej erotyki i pseudo-Greya niż po prostu ładnego seksu w wersji fantasy.
Przypadek? Nie sądzę. 😛
A szkoda. Bo sceny erotyczne u Sapkowskiego są naprawdę wyjątkowe. On, jako jeden z niewielu znanych mi popularnych pisarzy, potrafi oddać nie tylko piękno, ale i świętość seksu. Kto nie czytał mistrza, niech sięgnie np. po „Maladie”. Zresztą i pierwsze miłosne spotkanie z Yennefer ma w sobie dużo dramatyzmu, uczuć i poezji, nic z netflixowego seksu. Ja wiem, że pokazać piękno seksu na ekranie telewizora to wyzwanie. Bardzo trudno to zrobić. Jednak czy w świecie po Greyu komuś jeszcze chce się grać niuansami? Mam wrażenie, że w rzeczywistości, w której niewyszukany seks konsumuje się na terabajty w serwisach porno, coraz mniej pięknych scen zobaczmy w filmach czy serialach. Platformie netflix „Wiedźmin” musi się opłacać. Platforma może więc robić „lokowanie produktu”, może też schlebiać niewyszukanym gustom (młodzieży?), która może niewiele widziała scen prawdziwie erotycznych, a za to już wchłonęła najbardziej mechaniczną i pustą wizję seksu z książek takich jak „50 twarzy Greya” oraz serwisów z filmami dla dorosłych. Czy to dlatego scenarzyści tak urozmaicili opowiadanie Sapkowskiego? Ja właśnie takie mam podejrzenia. Nawet tam, gdzie mogłyby być zmysłowość, czułość i troska, netflix serwuje nam szybki seks bez emocji.
Boli mnie, że świat idzie właśnie w tę stronę spłycania, tego, co nie musi być płytkie, irytuje to, że opowieść o wiedźminie trzeba sprzedać zdjęciem cycatej panny w „greyowej” masce. A sceny seksu wyskakują jak filip z konopi. Nie, nie jestem przeciwko seksowi. Jestem przeciwko monetyzacji seksu, spłycaniu i używaniu seksu. Może dlatego, że jestem pod wrażeniem tego, jak Sapkowski pisze o seksie. Zestawienie tego z maską Any Steele jest dla mnie zgrzytem. Jest ukłonem w stronę gadżetów i tandety, pozorów, które udają głębię i „estetyki” „wyrobionej” w serwisach takich jak youporn i pornhub. Stojąc po stronie seksu, chciałabym, żeby ci, którzy mogą zobaczyć w netflixowym „Wiedźminie” kunsztowne sceny walki czy piękne krajobrazy, mogli zobaczyć też sceny erotyczne pełne magii i głębi. Wierzę, że da się takie nakręcić. Ale nie bardzo wierzę, że świat, który z taką łatwością odcina kupony od byle jakiego seksu, który i tak się sprzeda, będzie szukał środków wyrazu, aby pokazać coś więcej niż tylko orgię w tle.
Tym, którzy „wiedźmiński seks” znają tylko z netflixa, cytuję fragment opowiadania „Ostatniego życzenie”:
XVI
Geralt rozejrzał się. Z dziury w dachu wolno kapały krople wody. Dookoła piętrzyło się gruzowisko i sterty drewna. Dziwnym trafem miejsce, gdzie leżeli, było zupełnie czyste. Nie spadła na nich nawet jedna deska, jedna cegła. Było tak, jak gdyby chroniła ich niewidzialna tarcza. Yennefer, zarumieniona lekko, uklękła obok, wspierając dłonie o kolana.
– Wiedźminie – odchrząknęła. – Żyjesz?
– Żyję – Geralt otarł twarz z kurzu i pyłu, syknął. Yennefer wolnym ruchem dotknęła jego nadgarstka, delikatnie przesunęła palcami po dłoni.
– Poparzyłam cię…
– Drobiazg. Kilka bąbli…
– Przepraszam. Wiesz, dżinn uciekł. Definitywnie.
– Żałujesz?
– Nie bardzo.
– To dobrze. Pomóż mi wstać, proszę.
– Zaczekaj – szepnęła. – To twoje życzenie… Usłyszałam, czego sobie życzyłeś. Osłupiałam, po prostu osłupiałam. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale żeby… Co cię do tego skłoniło, Geralt? Dlaczego… Dlaczego ja?
– Nie wiesz?
Pochyliła się nad nim, dotknęła go, poczuł na twarzy muśnięcie jej włosów pachnących bzem i agrestem i wiedział nagle, że nigdy nie zapomni tego zapachu, tego miękkiego dotyku, wiedział, że nigdy już nie będzie mógł porównać ich z innym zapachem i innym dotykiem. Yennefer pocałowała go, a on zrozumiał, że nigdy już nie będzie pragnął innych ust niż te jej, mięciutkie i wilgotne, słodkie od pomadki. Wiedział nagle, że od tej chwili istnieć będzie tylko ona, jej szyja, ramiona i piersi wyzwolone spod czarnej sukni, jej delikatna, chłodna skóra, nieporównywalna z żadną, której dotykał. Patrzył z bliska w jej fiołkowe oczy, najpiękniejsze oczy całego świata, oczy, które, jak się obawiał, staną się dla niego… Wszystkim. Wiedział to.
– Twoje życzenie – szepnęła z ustami tuż przy jego uchu. – Nie wiem, czy takie życzenie w ogóle może się spełnić. Nie wiem, czy istnieje w Naturze Moc zdolna spełnić takie życzenie. Ale jeżeli tak, to skazałeś się. Skazałeś się na mnie.
Przerwał jej pocałunkiem, uściskiem, dotknięciem, pieszczotą, pieszczotami, a potem już wszystkim, całym sobą, każdą myślą, jedyną myślą, wszystkim, wszystkim, wszystkim. Przerwali ciszę westchnieniami i szelestem porozrzucanej na podłodze odzieży, przerwali ciszę bardzo łagodnie i byli leniwi, byli dokładni, byli troskliwi i czuli, a chociaż obydwoje nie bardzo wiedzieli, co to troskliwość i czułość, udało im się, bo bardzo chcieli. I w ogóle im się nie spieszyło, a cały świat przestał nagle istnieć, przestał istnieć na maleńką, krótką chwilę, a im wydawało się, że była to cała wieczność, bo to rzeczywiście była cała wieczność. A potem świat znowu zaczął istnieć, ale istniał zupełnie inaczej.
– Geralt?
– Mhm?
– I co dalej?
– Nie wiem.
– Ja też nie. Bo widzisz, ja… Nie jestem pewna, czy warto się było na mnie skazywać. Ja nie umiem… Zaczekaj, co robisz… Chciałam ci powiedzieć…
– Yennefer… Yen.
– Yen – powtórzyła, ulegając mu zupełnie.
– Nikt nigdy mnie tak nie nazywał. Powiedz to jeszcze raz, proszę.
– Yen.
– Geralt.
XVII
Deszcz przestał padać. Nad Rinde zjawiła się tęcza, przecięła niebo urwanym, kolorowym łukiem. Zdawało się, że wyrasta wprost ze zrujnowanego dachu oberży.
– Na wszystkich bogów – mruknął Jaskier. – Jaka cisza… Nie żyją, mówię wam. Albo pozabijali się nawzajem, albo mój dżinn ich wykończył.
– Trzeba by zobaczyć – powiedział Vratimir, wycierając czoło zmiętą czapką. – Mogą być ranni. Może wezwać medyka?
– Prędzej grabarza – stwierdził Krepp. – Ja tę czarownicę znam, a wiedźminowi też diabeł z oczu patrzył. Nie ma co, trzeba zacząć kopać dwa doły na żalniku. Tę Yennefer radziłbym przed pochówkiem przebić osinowym kołkiem.
– Jaka cisza – powtórzył Jaskier. – Przed chwilą aż krokwie latały, a teraz jakby makiem zasiał. Zbliżyli się do ruin oberży, bardzo czujnie i powoli. – Niech stolarz robi trumny – rzekł Krepp. – Powiedzcie stolarzowi…
– Cicho – przerwał Errdil. – Coś słyszałem. Co to było, Chireadan?
Elf odgarnął włosy ze szpiczaste zakończonego ucha, przechylił głowę.
– Nie jestem pewien… Podejdźmy bliżej.
– Yennefer żyje – rzekł nagle Jaskier, wysilając swój muzyczny słuch. – Słyszałem, jak jęknęła. O, jęknęła znowu!
– Aha – potwierdził Errdil. – Ja też słyszałem. Jęknęła. Musi strasznie cierpieć, mówię wam. Chireadan, dokąd? Uważaj!
Elf cofnął się od rozwalonego okna, przez które ostrożnie zajrzał.
– Chodźmy stąd – powiedział krótko. – Nie przeszkadzajmy im.
– To oni żyją obydwoje? Chireadan? Co oni tam robią?
– Chodźmy stąd – powtórzył elf. – Zostawmy ich tam samych na jakiś czas. Niech tam zostaną, ona, on i jego ostatnie życzenie. Poczekajmy w jakiejś karczmie, nie minie wiele czasu, a dołączą do nas. Oboje.
– Co oni tam robią? – zaciekawił się Jaskier. – Powiedz-że, do cholery!
Elf uśmiechnął się. Bardzo, bardzo smutno.
– Nie lubię wielkich słów – powiedział. – A nie używając wielkich słów nie da się tego nazwać.4
1A. Sapkowski, Ostatnie życzenie, Warszawa 2014, s. 126.
2A. Sapkowski, Ostatnie życzenie, Warszawa 2014, s. 318.
3A. Sapkowski, Miecz przeznaczenia, Warszawa 2014, s. 262
4A. Sapkowski, Ostatnie życzenie, Warszawa 2014, s. 315-319.
Parafrazuję cytat z pewnej książki, ale pasuje .
Najsłodsza to chwila miedzy ustami a brzegiem kielicha.
Czego brakuje we współczesnych książkach i filmach?
Paradoksalnie ręki cenzora, czwartego do brydża, ponieważ twórca szuka poklasku, odbiorca zabawy a sponsor (wydawca / producent) forsy.
A cenzora trzeba przechytrzyć.
Ślizgać się po krawędzi brzytwy, tak coś nie dopowiedzieć, żeby wszystko było wiadome, tak pokazać żeby wyobraźnia dopełniła luki.
Należy również dopowiedzieć jedną kwestię. W książkach Sapkowskiego zaczytywała się cała masa dzieciaków. Trzecia, czwarta klasa podstawówki. Czasem wcześniej.
No mały czytał, takie tam o średniowieczu, do biblioteki chodził, z własnej woli, rodzice się cieszyli.
Piękne dzieciństwo.