Shakti Mari Malan usiadła w fotelu i spokojnym, pełnym życzliwości głosem podziękowała za naszą obecność, po czym zabrała nas w kilkugodzinną podróż po świecie seksualności; zasady męskiej i żeńskiej, która jest w każdym człowieku.
Opowiadała o tym, jak wygląda ona na poziomach: nieświadomym, świadomym oraz boskim, i co się dzieje, gdy docieramy do ostatniego, boskiego poziomu a jej uśmiech i ciepło promieniowały na całą salę. Wykład wzbogaciła ćwiczeniami oraz częścią pytania-odpowiedzi.
Zanim przeszła do opowiadania o różnych teoriach i doświadczeniach, powiedziała, jak wyglądała jej droga, do tego miejsca, w którym jest. Zanim zajęła się tantrą i wspieraniem ludzi w budzeniu ich potencjałów, pracowała w różnych organizacjach działających na rzecz Ziemi oraz biednych społeczności. Pewnego dnia poszła popływać z delfinami. Odtąd zaczęły ją nawiedzać ataki paniki. Dowiedziała się, że po prostu przyszedł czas, w którym powinna robić to, co jest jej prawdziwym powołaniem. Poszła szukać siebie w dzicz. Odkryła, co ma robić, odkryła, że jej nowym imieniem jest Shakti.
Żeńskie i męskie na trzech poziomach
Wykład zaczęła od wytłumaczenia, że w każdym człowieku jest zasada męska i żeńska. I jak wyglądają one na trzech poziomach: nieświadomym, świadomym oraz boskim. Męskość na nieświadomym poziomie nazwała wojną i plądrowaniem. Stosunki kobieta-mężczyzna na tym poziomie widziała jako wymagania i ich spełnianie. Mężczyzna chce, a kobieta ma go zadowolić. Kropka. Na poziomie świadomym męskość w seksualności manifestuje się jako chęć bycia lepszym kochankiem. O ile wcześniej kobieta w relacji seksualnej była nieważna, o tyle teraz, staje się o tyle ważna, że ma odpowiedzieć mężczyźnie na jego starania. Mężczyzna chce zadowolić swoją partnerkę. Robi więc wszystko, co w jego mocy, żeby ona miała orgazm. Jest to nastawienie na wykonanie zadania. Nie ma tu spontaniczności. Kobieta więc cierpi, bo nie może popłynąć na swojej fali, ona MUSI mieć orgazm, żeby mężczyzna czuł, że zadanie zostało dobrze wykonane. Kobieta zaś może wykorzystywać seksualność do tego, aby coś zdobyć. Kochanie się nie jest tylko po to, żeby kochać, ale żeby mieć więcej torebek, ubrań, domów lub wakacje w egzotycznym miejscu. Gdy tak jest, wciąż mamy do czynienia z zaangażowaniem w związek na 50%. Trochę się w nim jest, trochę się w nim nie jest.
Seksualność na poziomie boskim dla męskości realizuje się jako świadoma obecność. Nie jest ona niczym więcej niż obecnością. Mężczyzna po prostu jest – świadomy. Kobiecość na tym poziomie jest czystym odczuwaniem oraz miłością.
Seks jako podróż w nieznane
Miłość fizyczna, jeśli dzieje się w tu i teraz, jeśli nie chcemy po prostu powielać scenariusza z przeszłości, jeśli nie jesteśmy przywiązani do tego, że wciąż mają się powtarzać dobrze znane doświadczenia, jest wyprawą w nieznane. Shakti opowiedziała swoją prywatną historię. Wraz ze swoim partnerem udała się na tydzień do Tajlandii, gdzie mieli wziąć udział w warsztacie tantry. Sądziła, że skoro jadą na tantrę, to ten tydzień po prostu spędzą w łóżku. Jej partner w którymś momencie powiedział jej, że jest bardzo zdenerwowany, czuje się nieswojo i muszą porozmawiać. Potem wyjawił, że po tym wszystkim, czego dowiedział się na tym warsztacie, on już nic nie wie na temat seksu i nie wie, czy będzie umiał się z nią kochać. Shakti przyjęła go w jego wahaniu i rozterce, uznała, że to jest bardzo dobry punkt startowy do miłości. Postanowili na nic się nie nastawiać i zobaczyć, dokąd zaprowadzi ich droga pełna znaków zapytania. Byli po prostu świadomi i obecni w tym, co robią. I spotkało ich coś nieznanego, innego, wyjątkowego. Shakti stwierdziła, że to było najbardziej niezwykłe doświadczenie. Oboje robi coś, czego nie robili jeszcze nigdy. Oboje wyruszyli w nieznane, mając tylko miłość i świadomość. Uczuliła też wszystkich siedzących na sali, że często, gdy mówi się o tym, żeby być obecnym w seksie, ludzie zaczynają sobie wyobrażać seks, w którym ciała się prawie nie ruszają, a dwie osoby tkwią w medytacyjnych pozach. Nie, bycie obecnym nie polega na nieruszaniu się. Można wykonywać najbardziej swobodne, szalone, dzikie ruchy i nadal być całkowicie obecnym w tym, co się robi.
Mówiła też o tym, jak bardzo jesteśmy przywiązani do własnych pomysłów na życie, na to, co się ma dziać, co ma robić partner, jak ma spełniać nasze oczekiwania. Po kilku cudownych, wyjątkowych nocach, każde z nich miało pojechać w inną część świata i pozostać tam kilka tygodni, a może nawet miesięcy. Shakti wiedziała, jak spędzą swój ostatni wieczór: będą się kochać i to będzie cudowne! Ale jej partner nie chciał tego. Chciał w inny sposób być blisko. Jakże tym pomysłem rozgniewał Shakti! Jakie rozczarowanie ona przeżyła, że ma być inaczej niż przypuszczała. Ale kiedy otworzyła się na nową możliwość, okazało się, że może być dobrze i pięknie. Chociaż nie tak, jak to zakładała w swoim scenariuszu.
A co z sercem? Serce potrzebuje być złamane
Dość dużym tematem podczas wykładu był też temat serca, miłości, tego, jak się zachowujemy w związkach i bez związków. Shakti opowiedziała o jednej ze znanej jej osób, która wymyśliła, że chce się kochać tylko na sposób tantryczny (czyli – jak rozumiem – z tego boskiego poziomu, z uwagą, szacunkiem, pozostając w miłości i obecności) i robiła to, ale wciąż zmieniając osoby. Bała się zranienia. Bała się, że robienie tego z wciąż tą samą osobą, może złamać jej serce.
W tym momencie doszliśmy do zagadnienia „miłosnych ran”. To, od czego wyszła Shakti, to stwierdzenie, że każde serce potrzebuje być złamane, bo tylko wtedy może doświadczyć wszystkiego. Tylko akceptacja bólu daje wolność. I że tak naprawdę to złamanie jest punktem startowym do uzdrowienia. Podała też przykład ćwiczenia, które można wykonać, żeby uzdrowić swoje serce. Wystarczy z wdechem wciągać ból, rozczarowanie, smutek – wszystko to, co wiąże się właśnie z tym uczuciem złamanego serca – a wydychać miłość. Osoby znające inne techniki uzdrawiania, w których to wdychamy miłość, energię, coś czystego i ożywczego a wydycha się ból, dopytywały się kilka razy, czy tłumaczka na pewno dobrze przetłumaczyła, czy na pewno dobrze zrozumiały to, co mówi Shakti. Shakti powtórzyła to jeszcze raz. Tak, należy wdychać ból, a wydychać miłość, bo serce jest jak las i w taki sam sposób oczyszcza.
Shakti mówiła też o połączeniu między sercem i waginą. Mówiła, że wagina jest jak kwiat, otwiera się i zamyka, gdy potrzebuje, gdy chce. Kwiat także otwiera się z ufnością każdego ranka, mimo że nie wie, czy otwiera się na słońce, czy na deszcz. Stwierdziła, że aby miłość była pełna, kobieta musi być tak samo zaangażowana na poziomie serca, co na poziomie seksualnym. Że miłość do danej osoby, która przepełnia tylko serce, to nie to samo, co miłość wypełniająca całe ciało, włączająca w siebie także poziom seksualny. I że nie trzeba się obawiać zamknięcia. Że w naturze kobiecości jest cykliczność i że fakt, że zamykamy się i otwieramy, jest czymś naturalnym.