Gdzieś tam na pograniczu flirtu i związku kobiecość może być największym atutem. Może być też czymś, co spędza nam sen z powiek. Bowiem wiele z nas boi się używać kobiecości, aby w pełni wyrażać siebie, a także dlatego „żeby ktoś czegoś sobie nie pomyślał”, „żeby nie złamać komuś serca” lub „żeby nie prowokować”.
Czym jest kobiecość? Mój ukochany słownik PWN online nie podaje definicji. Inne definiują kobiecość jako zespół cech charakteryzujących kobiety lub kobiecą naturę. Ale myślę, że i bez ścisłej definicji możemy się porozumieć.
Kobiecość jest całą gamą przejawów naszej fizycznej, psychicznej, zmysłowej i duchowej natury. Kobiecy może być uśmiech, głos, sposób myślenia, sposób postępowania. Kobiecość może być czymś ulotnym, ale też czymś codziennym, powszechnym, dobrze znanym.
Kobiecość na pewno jest częścią seksualności. Bardzo często przejawia się ona w naszych kontaktach z osobami, które lubimy, nawet bardzo lubimy, z którymi flirtujemy i żyjemy. Gdzieś tam na pograniczu flirtu i związku kobiecość może być największym atutem, może być też czymś, co spędza nam sen z powiek. Bowiem wiele z nas boi się używać kobiecości, aby w pełni wyrażać siebie, a także dlatego „żeby ktoś czegoś sobie nie pomyślał”, „żeby nie złamać komuś serca” lub „żeby nie prowokować”.
Narodziła się we mnie chęć opowiedzenia o jednej z tych części kobiecości, które uważa się za… po prostu złe.
Femme fatale, czyli „zimna suka”
Co mam na myśli? Czy nasłuchałam się naszych szanownych posłów i posłanek bredzących o genderach? Czy trafiłam na kazanie do średniowiecznego kościoła? Czy oglądałam ostatnio „Fatalne zauroczenie” i nazbyt je wzięłam do serca?
Tak, oglądałam „Fatalne zauroczenie”. Dawno temu. Ale do dziś pamiętam bohaterkę, która tak bardzo chciała zdobyć mężczyznę, z którym przytrafił jej się romans bez perspektyw, że zaczęła go prześladować w najgorszy sposób, a jego małej córce ukradła ulubione zwierzątko – królika, po czym ugotowała je razem z sierścią. Pamiętam też „Lalkę”, a w niej – przedstawianą jako pustą i głupią – Izabelę Łęcką, przez którą poczciwy Stach rzucił się pod pociąg. Lady Makbet namawiającą męża do zamordowania króla. Co łączy te wszystkie kobiety? Reprezentują one w kulturze kobietę fatalną, kobietę przez którą mężczyźni cierpią katusze, kobietę, która doprowadza mężczyznę do upadku.
Schemat może być różny, ale efekt jest taki sam: on cierpi, bo ona jest kobietą, to jej kobiecość go torturuje. Powtarza się też często jeden motyw: on ją zobaczył, zakochał się na zabój, ale związek nie mógł zaistnieć. Tak jest w i „Lalce”, i w „Panu Tadeuszu”, i nawet w „Granicy”, w której chociaż to on ją wykorzystuje i odrzuca, ale na koniec i tak on, Zenon, staje się ofiarą Justyny, która go oblewa kwasem.
Mężczyzna zawsze jest naszą ofiarą…
Ach, ci biedni mężczyźni… tak się muszą nacierpieć… A co te kobiety zrobiły? Najczęściej nic. Po prostu były. Były piękne, zmysłowe, pełne, seksualne. Były jak dojrzałe jabłka, po które aż się chce wyciągnąć rękę. My też takie jesteśmy. Piękne, kobiece, zmysłowe. A czasem przeciętne, nieumalowane, nieubrane… ale nadal fascynujące. Często też jesteśmy nieumalowane, nieubrane, „niezrobione”, bo… wtedy łatwiej nam skrywać swoją kobiecość.
Zapytasz: ale po co ją ukrywać? Ano po to, żeby przypadkiem nie stać się dla jakiegoś przypadkowego mężczyzny tą femme fatale! Bo wiele z nas wierzy (a ile autorytetów!), że to nasza naturalna kobiecość może się stać przyczyną mąk miłosnych jakiegoś nieboraka. Do którego niechcący uśmiechniemy się w kolejce przy kasie. Któremu pozwolimy na to, żeby kupił nam drinka lub odprowadził do domu. Wiele z nas wszelkie znajomości zdusza w zarodku, nawet nie dopuszcza do niewinnych flirtów i uśmiechów, bo to przecież niebezpiecznie flirtować, trzepotać rzęsami, zmysłowo poruszać się na parkiecie. Bo on się zakocha, a Ty przecież wcale tego nie chciałaś! I masz tu takiego na sumieniu, no!
Więc uczysz się wyglądać przeciętnie.
Nie podkreślasz swojej urody.
Nie śmiejesz się głośno.
Gdy ktoś oferuje Ci podwiezienie do domu, dzwonisz po taksówkę.
Gdy ktoś chce za Ciebie zapłacić, wyciągasz portfel.
Gdy ktoś chce wziąć Cię na ręce i przenieść przez błoto, wybierasz spacer po krawężniku.
Żeby sobie tylko nie pomyślał.
Byleby tylko nie zauważył.
Jaka jesteś kobieca.
Jaka jesteś zmysłowa.
Bo przecież nie chcesz mu złamać serca. Nie chcesz być femme fatale.
Edukacja szkolna pomogła Ci utrwalić ten stereotyp: to kobieta zawsze jest winna, gdy serce mężczyzny jest złamane.
To Lady Makbet namówiła Makbeta do zbrodni, on, biedaczek, nie mógł przecież podjąć suwerennej decyzji.
To Izabela wepchnęła Wokulskiego pod pociąg, gdzieżby on sam położył się na torach!
Zaczyna się właśnie od tego, a kończy na tym, że gwałcą nas „za krótkie spódniczki”. Bo my prowokujemy mężczyzn. Tym, że mamy spódniczki. Tym, że mamy ciało. Tym, że jesteśmy kobietami.
Powiedz sobie szczerze, przyznaj to przed sobą: Twoja największa wada to Twoja kobiecość!
Albo idź, załóż abaję.
Ale pamiętaj, nawet pod abają nadal jesteś kobietą. Postaraj się więc być jak najmniej kobieca, jak najmniej radosna i seksualna. Bo Twoja kobiecość przecież może zranić mężczyznę. A tego przecież byśmy nie chciały…