Mam w domu rytualne szaty, takie, które zakładam tylko, gdy zanurzam się w świat magii. Wczoraj ta magia działa się w samym centrum betonowej Warszawy, pod symbolem stalinowskiej dyktatury – Pałacem Kultury – pod którym, odziana w złoty płaszcz, przeżyłam jedną z najbardziej wzruszających ceremonii w życiu. Taką sięgającą serc, łon i gwiazd.
Była to ceremonia jak ze świata snów, bo nie sądziłam, że już teraz dyrektorka poważnego warszawskiego Teatru Dramatycznego może przemawiać i działać jak uzdrowicielka tworząca krąg. Lecznicy krąg. Że może sięgać do korzeni teatru aż tak głęboko, że wszyscy w tym kręgu poczujemy się – stojąc na zabetonowanej ziemi otoczonej jazgoczącym ruchem ulicznym – jak w świątyni.
Plac Defilad, zaprojektowany po to, aby kolejny dyktator mógł oglądać paradę wojska, zamienił się wczoraj w świątynię miłości, kobiecości, seksualności i uzdrowienia. Może nawet w świątynię waginy lub Wielkiej Bogini. W każdym razie ja czułam, że mogę kochać, czuć, pożądać, śpiewać, tańczyć i tworzyć nową rzeczywistość, śniąc na jawie sen z całym kręgiem kobiet, mężczyzn i osób, które przyszły na Sabat Nowego Początku – wydarzenie artystyczne i ceremonialne. Teatralne – w pierwotnym rozumieniu teatru.
O takim teatrze nie uczyłam się w szkole. Uczono mnie o teatrze greckim, elżbietańskim… ale nie o teatrze ceremonii. Nie o korzeniach tańca, śpiewu i teatru, które są przekaźnikiem magii, duchowości i transformacji. Nie o zgromadzeniach, które są rozmową z ziemią, żywiołami, gwiazdami, przodkami i ludźmi wokół. Które budzą więcej niż tylko litość i trwogę czy estetyczny zachwyt. Które są wspólnym śnieniem przemieniającym świat. Aktem magii i wspólnotowym świętem.
Śniłyśmy. Przy bębnach i śpiewie. Tańcząc, wzywając żywioły. Śmiejąc się, witając w tłumie. Sypiąc kwiaty i robiąc relacje na instagram. Wszystko to jednocześnie. Śniłyśmy wraz z Moniką Strzępką, obejmującą właśnie dyrekturę Teatru Dramatycznego. Tą, która mówiła o ziemi, ciele, pożądaniu, sprawiedliwości społecznej i krwi menstruacyjnej. Tą, która dała się ukoronować wieńcem z kwiatów ii która postanowiła, że wprowadzi do galerii teatru Wilgotną Panią – rzeźbę Iwony Demko, przedstawiającą złotą wulwę. Śniłyśmy z nową dyrektorką, która z pomalowaną twarzą i w złotym diademem śpiewała o przesłaniu przodkiń, które wzywają kobiety do stanięcia w mocy.
Gdy patrzyłam na ludzki krąg ożywiający beton i kruszący struktury, gdy widziałam w jego centrum złotą joni na tle Pałacu Kultury i nocnego nieba, gdy czułam tę wspólną moc, wiedziałam, że oto zakorzeniamy wizję w świecie jawy. Było mi tam dobrze. Czułam wielką wdzięczność do prowadzących i śpiewających: Rimy Sadurskiej, Agary Bargiel, Moniki Strzępki, Karoliny Micuły. Czułam, że jestem w tłumie przyjaciółek i znajomych. Obok były Zofia, Gosia, Lalka i Anna Grodzka. I całe morze kobiet-sióstr. I pięknych osób, które robiąc sztukę, robią czary.
Stałam tam i cieszyłam się, że jestem częścią tej ceremonii. Że mogę patrzeć na Szpilę i Strzępkę, skrapiające nas kobiecym mlekiem i na Kasię Auli Barszczewską, wnoszącą wraz z Iwoną Demko i Agą Hordyniec Wilgotną Panią do teatru. Kasia przyjechała na Sabat wprost z porodu, w czerwonej sukni noszącej ślady krwi pępowinowej małej Flory, która urodziła się kilka godzin wcześniej. Że mogę wejść do teatralnej galerii, w której stanęła Wilgotna Pani i czuć się w galerii jak w świątyni. Szczególnie, gdy zaczęliśmy śpiewać o tym, że wszyscy pochodzimy od bogini.
Tego jednego wieczora zeszłyśmy mocno do korzeni. Teatru i swoich własnych. Nasze babki i prababki przestały być bezrobotne – tyle razy zawołałyśmy je w pieśni, że ich duchy były z nami. Babki z Polski, Serbii i Demokratycznej Republiki Konga. Moje babcie i babcie Zosi. Aktorki, reżyserki, doule, uzdrowicielki, aktywistki, polityczki, artystki. Duchy Wisłockiej, Krzywickiej i Boya.
I wiem, że Ty też tam byłaś. Razem z nami. Może nie ciałem, ale duchem na pewno. Śmiałaś się i tańczyłaś. Trzymałaś mnie za rękę w kręgu. Czułam Cię. Słyszałam Cię. Świętuję razem z Tobą.
Tutaj Arkadiusz Gruszczyński pisze o rzeźbie Wilgotnej Pani, która stanęła w galerii Teatru Dramatycznego w Warszawie.