Takie słowa padają w filmie „Dzięki Bogu” François Ozona i są chyba najlepszym podsumowaniem tego, co z życiem człowieka może zrobić wykorzystanie seksualne.
Gdy szłam do kina, nie planowałam pisać o tym filmie. Ale teraz chcę. Bo widziałam płaczących mężczyzn. Bo widziałam trzęsące się ręce i trzęsące się głosy. Bo widziałam skłócone rodziny. Bo usłyszałam, że seks to tabu.
Jest tam taki ksiądz pedofil, właśnie ksiądz Preynat, który mówi: „cierpiałem”. Ale to nie on dostaje ataku padaczki, kiedy widzi w gazecie artykuł nt. molestowania. Ozon pokazuje swoich bohaterów i bohaterki 20-30 lat po tym, gdy miejsce miało wykorzystanie seksualne i to jest chyba najmocniejsza strona tego filmu, bo ktoś – podobnie jak rodzice jednego z bohaterów – może powiedzieć „daj spokój, to było dawno temu”. Jakie znaczenie ma fakt, że to było dawno temu? W przypadku osób pokazanych w filmie, widać, że nie działa tutaj zasada, że czas leczy rany. Czas może uleczyć ranę, gdy zostanie ona oczyszczona. Rany bohaterów filmu „Dzięki Bogu” dopiero zaczynają podlegać procesowi oczyszczania, gdy odzyskują oni głos. Do tej pory, dopóki jeden z nich – Alexandre – nie wszczął procesu dochodzenia sprawiedliwości, prawie każda z tych osób milczała, skrywając straszną tajemnicę. Przez całe lata milczała. Jeden z tych milczących mężczyzn mówi: „Nie chcę do końca życia być ofiarą księdza pedofila” i odmawia złożenia zeznań. Mimo że hańbą powinien okryć się kat, niechęć społeczności czasem spada na ofiary przemocy. Widzimy m.in. rodziców Alexandre, którzy są zbulwersowani tym, że ich dorosły syn chce dochodzić sprawiedliwości. Krzywda wykorzystanych powinna być umniejszona. Sprawa wyciszona. Zapomniana.
Ale ci, którzy doznali tej seksualnej krzywdy, nie mogą zapomnieć, chociażby chcieli. Ozon daje im czas na ekranie. Widzimy więc konsekwencję, z jaką działa Alexandre, aby kościół uznał jego krzywdę. Gdy lokalny kościół francuski odmawia ukarania winnych, Alexandre pisze list do papieża. Gdy milczy Watykan, idzie na policję. Inwestuje mnóstwo energii w sprawę, o której „powinien zapomnieć”. Ale nie może. Dlaczego? Dlatego, że sam ma pięcioro dzieci i chce je ochronić? Dlatego, że widzi księdza pedofila, który wciąż ma kontakt z dziećmi? Gdy ksiądz rozdaje komunię, Alexandre zabiera całą rodzinę z kościoła. Gdy jest zmuszony modlić się razem z księdzem, który był dla niego katem, ledwo może ustać na nogach.
Widzimy Emmanuela, który pali papierosa za papierosem i wciąż popija alkohol. To on dostał ataku padaczki, gdy przypomniał sobie koszmar z dzieciństwa. Emmanuel żyje w toksycznym związku, bo nie umie inaczej. Mówi o tym, że próbował wszystkiego: terapii, hipnozy, sufickich tańców, ale uspokoić myśli pomaga mu tylko sport. Przez lata czekał na impuls z zewnątrz, aby opowiedzieć swoją historię. Raz powiedział mamie, że ksiądz go pocałował, ale mama puściła to mimo uszu. Mówi: „seks był tabu, poza tym to się działo w kościele”. Nie wracał więc do tematu, aż do momentu, gdy po latach przeczytał o nim w gazetach. Wtedy postanowił przemówić i dzięki temu zaczął odzyskiwać życie.
W filmie widzimy wiele ofiar tego samego księdza i społecznej zmowy milczenia. Ludzi, którym łzy kręcą się w oczach a głosy drżą. Ludzi, którzy noszą w sobie ból. Ludzi, którzy milczą, bo powiedzenie prawdy wywołałaby sprzeciw najbliższych czy agresję. Nawet po latach. Żona Alexandre o swojej krzywdzie mówi tylko jednej osobie, roni tylko jedną łzę. Inne ofiary w ogóle nie zabierają głosu, bo wracanie do przeszłości jest zbyt straszne.
Jednak to nie jest film o tym, że traumy molestowania nie da się przepracować. Nie. To film o tym, że nie można nic zmienić, dopóki nie zacznie się mówić. Ale mówienie jest trudne. Każdy ma inną wrażliwość i wytrzymałość. Jeden jest w stanie pójść na policję czy wystąpić w telewizji, inny nigdy nikomu nie powie o swojej krzywdzie. Nigdy. To także film o tym, że trudno walczyć z machiną jaką jest kościół. Szczególnie, gdy Twoi najbliżsi stoją po stronie księdza i umniejszają Twoją krzywdę. A kolejni kościelni dostojnicy tylko udają współczucie i markują chęć wymierzenia sprawiedliwości.
Historia, którą opowiedział Ozon, jest prawdziwa. Plansze, które widzimy na końcu filmu, czyli, że sprawca wciąż nie został osądzony, a biskup za ukrywanie przestępstwa, dostał tylko wyrok w zawieszeniu, mówią same za siebie. Dlaczego tak się dzieje? Czy łatwiej niż rozliczyć przestępstwo, jest po prostu odebrać głos ofiarom i umniejszyć ich krzywdy? Czy dotykanie seksualnej krzywdy dzieci jest zbyt bolesne dla społeczeństwa? Czy chodzi o to, że duchowni sprofanowali sferę sacrum, naznaczając ją gwałtem i przemocą – a społeczność nie chce się pogodzić z faktem, że i duchowny może być przestępcą, bo wtedy runie stary bezpieczny świat? Czy Emmanuel ma rację, mówiąc, że „seks to tabu”? Ale przecież ksiądz Preynat nie uprawiał seksu z dziećmi, bo seks wymaga zgody. On dzieci molestował. Tam nie było seksu, tylko (seksualna) przemoc. Przemoc, która może zostawić ślad na całe życie, bo jak inaczej rozumieć stwierdzenie, że „zawsze uprawiamy seks w trójkącie: ja, żona i ksiądz Preynat”?