To nie będzie recenzja, ale film Obiecująca. Młoda. Kobieta bardzo mnie poruszył. Złapał mocno za trzewia i trzymał kilka godzin. Idąc do kina, nie wiedziałam, że idę na thriller, ale gdybym wiedziała, to pewnie bym nie poszła. A tak to przynajmniej zobaczyłam kawałek dobrego kina, a co ważniejsze – innego. Dotykającego problemów, które są mi bliskie. Pewnie bliskie są też wszystkim tym kobietom i osobom, które poczuły się niewidziane, nieważne i winne, kiedy stała się im krzywda zadana przez „miłego chłopca” lub po prostu mężczyznę, a świat nie chciał tego zauważyć, bo przecież „mili chłopcy tego nie robią”.
Jesteśmy po #metoo, więc już wiemy, że nie tylko gwiazdy filmowe, ale też ludzie wokół nas mogli być molestowani, wykorzystywani, gwałceni. Że do grona sprawców nie należą jedynie obcy, ale też znajomi, często koledzy – tak jak w tym filmie (uwaga, tutaj już zdradzam fabułę), w którym zgwałcona na oczach kolegów i koleżanek została przyjaciółka głównej bohaterki. Pijane towarzystwo całkiem nieźle bawiło się, patrząc na jej krzywdę, a filmik z tego zdarzenia przesyłano sobie z telefonu na telefon. Kiedy jednak przyszło do postawienia sprawcy w stan oskarżenia, zabrakło dowodów. Władze uczelni, koleżanki i koledzy nabrali wody w usta, bo przecież jak się dziewczyna upije, to sama prosi się o gwałt.
Ten gwałt i jego konsekwencje stają się paliwem dla Cassie – mścicielki. Kobieta przez kilka lat stara się dawać nauczkę wszystkim mężczyznom, którzy przekraczają granice. A gdy nadarza się okazja, powraca do wydarzenia sprzed lat, aby zemścić się na tych, którzy nie pomogli wtedy jej gwałconej przyjaciółce. I robi to dość skutecznie. Jej zemsta może przynieść ulgę tym, które i którzy oglądali filmy takie, jak np. Córka generała czy obserwowali faktyczne zdarzenia, w których ewidentnie pokrzywdzona kobieta nigdy nie doszła sprawiedliwości, bo „tradycja” i „opinia”, a w ogóle to „lepiej odpuść”. Albo gwałciciel dostawał wyrok w zawieszeniu… Patrząc na zemstę, myślałam też o kobietach takich jak np. hinduska polityczka Phoolan Devi, która była wielokrotnie gwałcona w swoim kraju: przez pierwszego męża-oprawcę (gdy była zaledwie 10-letnią dziewczynką), przez policjantów, przez przypadkowych mężczyzn, którzy mogli, więc skorzystali z okazji.
W tym świetle nie dziwiła mnie zemsta Cassandry-mściecielki. Odbierałam ją nie tylko jako pomszczenie Niny, ale wszystkich aktów przemocy, które zostały uznane za niebyłe. To była jakby zemsta z pola, które zareagowało na lata, stulecia i tysiąclecia bierności, obojętności i przymykania oczu. Rozumiem, że niektóre sceny z tego filmu mogą komuś przynieść ukojenie. Emerald Fennel przestawia wizję świata, w którym „mili chłopcy”, gwałcący i zabijający kobiety, już nie wyślizgną się sprawiedliwości. Świata, w którym bezwzględny adwokat, broniący tych „miłych chłopców” kosztem życia kobiet, nagle dochodzi do zrozumienia, że robił źle i gorzko tego żałuje.
Ale ciągle zastanawiałam się, co jest możliwe poza zemstą…
Bo zemsta może przyniesie chwilową ulgę. Może nastraszy i da do myślenia, tak jak cały film Emerald Fennel (co za scenarzystka!), ale – wydaje mi się – zmieni niewiele…
I szczerze mówiąc, bolało mnie serce, gdy patrzyłam na to, co się dzieje na ekranie. Na to zapętlenie w zemście. Porozrywane więzi. Rodziców, którzy chcą, aby ich córka była „normalna”, zanim zdąży uzdrowić swój ból. Czułam się źle, bo wiem, że mamy szansę na więcej niż tylko biblijne oko za oko, ząb za ząb. Potrzebujemy czegoś więcej niż tylko zemsty i sprawiedliwości. Potrzebujemy dogłębnego zrozumienia. Olśnienia takiego, jak to, którego w filmie doznał adwokat i po którym przestał już bronić oskarżonych o gwałty „miłych chłopców” z bogatych rodzin. Potrzebujemy i możemy więcej.
Ten film poruszył mnie też dlatego, że pięć lat temu przyśnił mi się sen o tym, co może być poza zemstą. Zastanawiałam się wtedy, czy zrobić zajęcia nie tylko dla kobiet, ale też mieszane, żeby trochę przełamać ten rozdzielający płcie i seksualności patriarchat. We śnie byłam uzdrowicielką i przyszedł do mnie mężczyzna, który zrobił seksualną krzywdę kobiecie. Nie wiedziałam, co dokładnie zrobił, ale czuć było wagę jego przewinienia. Jednak oprócz tego, że był winny – był też skruszony i żałował, że zrobił to, co zrobił i że nie może cofnąć czasu. Czuł ogromny ból. Dlatego też przyszedł po uzdrowienie. Uzdrawiałam go wiele godzin. Czułam, że dzieje się coś dobrego i wyjątkowego – przywracaliśmy wszechświatowi jego harmonię – ja tym, że go uzdrawiałam, on tym, że odważył się przyjmować to uzdrowienie. Gdy już prawie kończyłam, przyszła do pomocy jeszcze jedna kobieta. Kładła ręce na jego ciele i przepuszczała przez niego strumień miłości.
Do czasu.
Bo gdy zorientowała się, że to on jest mężczyzną, który okrutnie skrzywdził jej przyjaciółkę, przerwała cały ten proces tuż przed samym końcem, krzycząc na niego, pomstując. Runęło całe to dobro, które zdołaliśmy wypracować. Poczułam, że szansa na nowe została zmarnowana. On musiał się nurzać w bólu i poczuciu winy, bo okazało się, że jednak nie ma dla niego wybaczenia. Ona odeszła z poczuciem krzywdy. A przecież Cassie wybaczyła adwokatowi, który szczerze żałował.
Wybudziłam się z tego snu z decyzją, że robię zajęcia dla kobiet i mężczyzn. Tak urodził się Kurs samoświadomości seksualnej. W czasie jego trwania miałam sny o tygrysach, które zgubiły łapy, o nauczycielu wuefu, który robi nam wykład o miesiączce i Bogini itp. Śnienie prowadziło mnie przez proces pracy z grupą. A gdy zobaczyłam film Obiecująca. Młoda. Kobieta, poczułam, jakby jego scenarzystka śniła ten sam sen – tylko poszła o krok dalej.
Bardzo wdzięczna jestem za jej dzieło, bo ten otwiera oczy.
Ale oglądając je, myślałam o moim śnie i zupełnie innym, alternatywnym zakończeniu tej historii. Co by musiało się stać, żeby Al Monroe, zamiast zabijać Cassandrę, żałował, że zgwałcił Ninę? Co by musiało się stać, żeby poszedł po uzdrowienie i nikogo już nie krzywdził? Kto mógłby mu takie uzdrowienie dać a kto uświadomić, że to właśnie uzdrowienia potrzebuje – a nie – jak sądził – tuszowania prawdy i wywinięcia się od odpowiedzialności? Jak mogłoby wtedy wyglądać jego życie? Czego potrzebuje ten świat, żeby serce zmiękło nie tylko jednemu złemu adwokatowi, ale wszystkim? Może właśnie tego, aby uznać krzywdę ofiary i winę oprawcy? Ale nie ograniczać się jedynie do zemsty i sprawiedliwości? Co w takim razie należy do tego równania dodać?
I jak wtedy jak mogłaby wyglądać ta alternatywna historia?