Ludzie lubią rozrywkę. Szczególnie darmową. Takiej od lat dostarcza p*rnhub, serwis z treściami dla dorosłych, który oprócz filmów profesjonalistów wpuszczał do serwisu materiały niewiadomego pochodzenia, czasem zawierające nagrania osób, które nigdy nie zgodziły się na publikację, a czasem nie porno, ale filmy dokumentujące przemoc, w tym gwałty na dzieciach. Tak, brzmi to okropnie, ale niestety jest prawdziwe.
O oskarżeniach ofiar wobec serwisu w 2022 roku w New Yorker pisała Sheelah Kolhatkar (co przedrukował magazyn Pismo). Czytając ten artykuł, czułam, jak włos mi się jeży.
>>„Kate” pisze, że miała 15 lat, kiedy jej 20-letni chłopak sfilmował ich seks a później opublikował film bez jej zgody. P*rnhub nic nie zrobił, gdy prosiła o usunięcie materiału. „Beth” została zgwałcona przez wujka, gdy miała 10 lat, a filmy z gwałtu znalazła dwa lata później na p*rnhubie. „Caroline” spędziła dwa miesiące, błagając p*rnhub o usunięcie nagrań z seksualnej napaści, której doświadczyła w wieku 15 lat (…)<< – to tylko urywek z obszernego tekstu Kolhatkar.
W netfliksie właśnie pojawił się film dokumentalny Suzanne Hillinger “Seks, sieć i kasa” podejmujący temat giganta porno. I mam wrażenie, jakby osoby związane z serwisem mówiły w tym dokumencie mówiły: “Tak, uderzyłem żonę, złamałem jej nos i wybiłem zęby, ale… mój sąsiad też leje swoją starą”, bo od odpowiedzialności za publikację nielegalnych treści serwis się wywija a przeróżne osoby bronią go argumentami typu “Och, dajcie spokój, było tam ponad 10 milionów filmów, niektóre z nich faktycznie zawierały gwałty na dzieciach, ale przecież takie rzeczy można znaleźć w innych miejscach w necie, nic nie przyniesie rozliczanie p*rnhuba”.
Skąd ta wielka potrzeba bronienia koncernu, który obracając milionami i będąc w pierwszej dziesiątce najpopularniejszych światowych platform, zatrudniał jedynie 30 moderatorów, których zmuszał do oglądania 700-1000 nagrań dziennie?
P*nrhub mówi nam: “Dajemy wam darmowe porno, więc odczepcie się od tego, że w naszym serwisie lądują filmy z gwałtów, filmy z gwałtów na dzieciach, filmy osób, które nigdy nie wyraziły zgody na publikację a ich życie zamienia się w piekło, gdy znajomi znajdują je w sieci i rozsyłają wspólnym znajomym.” A my tak po prostu kiwamy głową i mówimy: “Och, biedniutki koncern, nie ma kasy na moderację, och jej”? Współczucie dla przemocowca zarabiającego na krzywdzie dzieci i na przemocy seksualnej?
W filmie występuje też mężczyzna, który był moderatorem serwisu. Jego zadaniem było przejrzenie właśnie 700 nagrań dziennie, a serwis wymagał, żeby przejrzał tysiąc. Mówił o tym, że przy tak wielkiej liczbie nagrań do obejrzenia niemożliwym było wyłapanie wszystkich, które nigdy nie powinny się znaleźć w serwisie. Że zawsze jakieś moderacja dopuszczała do publikacji. Oraz że nie nadążała w reagowaniu na zgłoszenia nielegalnych filmów, np. tych, na których osoby pokrzywdzone rozpoznawały siebie. Całe tygodnie czy miesiące zajmowało zablokowanie takich materiałów. Po czym – o tym mówi występująca w dokumencie Serena Fleites mimo zapewnień, że film został oznaczony tak, żeby już nigdy się tam nie pojawił, ktoś wgrywał go ponownie.
“Moralność” kontra pornografia
P*rnhub trafił na cenzurowane, gdy w New York Times ukazał się artykuł Nicholasa Kristofa o dzieciach wykorzystywanych przez serwis. Dopiero wtedy właściciele odczuli, że ktoś zainteresował się tym, czego się dopuszczają. Rekcją było wycofanie się z przetwarzania płatności przez Mastercard i Visę. Wtedy to serwis w końcu postanowił zabezpieczyć się przed dodawaniem podejrzanych treści przez nie zweryfikowanych użytkowników. Wcześniej nie zrobił właściwie nic.
Kto jednak stracił na wycofaniu się operatorów kart? Nie, nie właściciele serwisu, tylko aktorki i aktorzy występujący w porno. Natomiast właściciele nadal zarabiali na reklamach umieszczanych w serwisie.
I trochę o tym też jest ten dokument – o twórcach porno, którzy czują, że są na cenzurowanym. O wrogach porno i “obrońcach moralności”, którzy domagają się nie tylko zamknięcia p*rnhuba, ale też – w domyśle – zdelegalizowania pornonografii. A i bardziej radykalnych kroków.
Ale… z drugiej strony, gdy spojrzymy na Lailę Mickelwait pokazaną w filmie jako tą, która jest jedną z nielicznych faktycznie pomagającą ofiarom usunąć nagrania z sieci, możemy mieć mieszane uczucia. Rachel, jedna z ofiar opisana w artykule z New Yorkera, powiedziała o Mickelwait tak: “Zrobiła dla mnie więcej niż policja czy ktokolwiek w Wielkiej Brytanii”. A co zrobiła? Doprowadziła do tego, aby nagrania z jej udziałem w końcu zostały zdjęte z p*rnhuba. W końcu!
Więc czy Mickelwait, która realnie i skutecznie pomaga ofiarom oraz domaga się zamknięcia p*rnhuba, następnie będzie walczyć o całkowity zakaz pornografii? W końcu powiązana była z organizacją Exodus Cry, która ma korzenie religijne. Jej założycielem jest Benjamin Nolot, marzący nie tylko o zakończeniu handlu ludźmi, ale także zdelegalizowaniu porno czy zamknięciu klubów ze striptizem.
Moje rozczarowanie
Ostrzyłam sobie zęby na dokument o p*rnhubie i firmie Mindgeek, tymczasem rozczarowałam się, bo w tej historii najbardziej interesują mnie zarzuty o udostępnianie nielegalnych, krzywdzących treści. Przez większość dokumentu wypowiadały się głównie osoby z branży porno, “ambasadorki” p*rnhub lub byłe pracownice albo osoby pomagające ofiarom, jak Dani Pinter z NCOSE. Ale same ofiary koncernu porno nie zostały pokazane w filmie, chociaż była w nim mowa o pozwie zbiorowym obejmującym 34 ofiary.
Przez około minutę tego 94 minutowego filmu widzimy tylko jedną z nich, Serenę Fleites podczas bardzo krótkiej rozmowy z Kanadyjską Izbą Gmin (i nie jest to wypowiedź specjalnie do filmu, tylko do niego wklejona). A gdzie inne osoby, które skarżyły p*rnhub? Nie chciały wystąpić, czy też nie zostały zaproszone do udziału w filmie? Jeśli nie chciały wystąpić – to dlaczego? Uważały, że film będzie stronniczy? Jeśli nie zostały zaproszone, to dlaczego – uważano, że film ukaże serwis porno w aż tak złym świetle?
Ameryka zbyt lubi porno, żeby zadać pytania, na które nie chce poznać odpowiedzi?
A może Amerykanie boją się, że walka z handlem ludźmi i publikowaniem gwałtów na dzieciach doprowadzi do zakazu tworzenia i sprzedawania porno w ogóle?
Jeśli tak, to bardzo mi przykro. Jestem całym sercem za legalnością pornografii. Ale nie bardzo rozumiem, jak w filmie o p*rnhub można nie odnieść się do takich zarzutów jak ten o publikacji nagrania z gwałtu na 10-letniej “Beth”.