Są języki, w których pochwę kobiety określa się jako „świętą przestrzeń”. To właśnie znaczy słowo „joni” ze sanskrytu. Są też i takie języki, w których, to co mamy między nogami oznacza futerał, etui, pokrowiec.
Jest nim choćby język polski. Ale nie tylko. Obco brzmiące słowo „wagina” znaczy to samo, bo wagina to też futerał, tyle że po łacinie.
Kiedy zajrzymy do podręcznika historii języka polskiego, znajdziemy tam określenie 'kiep’. To kiedyś, w czasach staropolskich, był synonim pochwy. I to od 'kiep’ pochodzi dzisiejsze słowo 'kiepski’. A co to znaczy 'kiepski’, to już każdy wie. Dziś jeszcze słowo 'kiep’ oznacza głupka, kilkaset lat temu znaczyło także mężczyznę-lalusia. I dziś mamy w języku określenia typu „pizduś” czy „cipa”, którymi możemy poniżać mężczyznę. Zresztą i kobietę można obrazić i poniżyć, mówiąc na nią „cipa”. Jakieś dziesięć lat temu polskim przebojem była piosenka Kultu (albo Kazika), która leciała mniej więcej tak: głupia pizdo, za to, co zrobiłaś, nigdy ręki ci nie podam…
Podobnie „afirmatywnym” określeniem w czasach staropolskich było 'srom’, które wciąż jest w użyciu. A srom to nic więcej jak hańba i wstyd. Określenie to oddaje wprost idealnie pomysły ówczesnych chrześcijańskich teologów i innych ojców kościoła, którzy zgodnie twierdzili, że to pochwa właśnie (czyli kiep lub srom) stanowi wrota piekieł, a nie – jak utrzymywali niektórzy – bramę nieba.
Wiadomo już co kilkaset lat temu hańbiło kobietę, i czego powinna się wstydzić – otóż tego, że ma pochwę. A to, że każdy człowiek stąpający po ziemi, właśnie z tego miejsca wydobył się na świat? To chyba też kiepsko, że nie rodzimy się lewym uchem. Dlaczego lewym uchem? Otóż niektórzy ludzie w średniowieczu wierzyli, że Jezus narodził się właśnie lewym uchem, bo przecież Jezus nie mógł przecisnąć się przez tak wstydliwe miejsce, jak wagina.
Mimo tego, że minął już wiek XX, i nastał wspaniały XXI – wiele z nas nadal się wstydzi. Trudno odrzucić historię i spojrzeć na pochwę bez uprzedzeń. Przykre i wulgarne określenia jeszcze bardziej potęgują niechęć kobiet do własnych wagin. Brak ładnych słów, to brak dobrych uczuć. Czymże mają się chwalić małe dziewczynki, kiedy są posiadaczkami pisi, sisi czy cipeczki? Ich koledzy z przedszkola mają prawdziwe penisy – z taką konkurencją w fallocentrycznym świecie się nie wygra. A ich mamy, nie uczą ich, że oprócz pisi-sisi, mają coś zostawiającego wszystkie penisy i inne organy świata daleko w tyle:łechtaczkę.
Przyznacie, że to sytuacja dość tragiczna, kiedy to wstyd i hańbę, pizdę lub cipę, a w najlepszym wypadku – etui lub futerał – nadstawiamy do pieszczot i pocałunków? Czy kochankom jest łatwo przełamać opory, pokonać niechęć, kiedy wiadomo, że to tylko cipa? Na dodatek nazwy „wagina” czy „pochwa” mogą sugerować, że wszystko, czym warto się zainteresować jest wewnątrz. Po co zajmować się tymi różowymi bajerami na zewnątrz? Przecież one i tak są nic nie warte… Żeby dogodzić, trzeba wsadzić – tak właśnie mogą myśleć ludzie, którzy zamiast wychowania seksualnego mieli religię, a zamiast czytania książek, wybierali filmy porno. Albo ci, którzy języka polskiego uczyli się nie od poetów, takich jak Przyboś czy Wojaczek, którzy waginę nazywali różą, ale z radiowych piosenek bądź podręczników staropolszczyzny…
Hańba albo święta przestrzeń – wybór należy do ciebie. 🙂