”Hieros Gamos (gr.) oznacza Święte Gody, Święte Zaślubiny, misterium mitycznych zaślubin bóstw Nieba i Ziemi, np. Ozyrysa i Izydy, animusa i animy. Owe Zaślubiny są też metaforą zharmonizowania wewnętrznych sił życiowych jednostki.
Gdy człowiek równoważy w sobie pierwiastek męski i żeński, wkracza w uniwersalny androgynizm, który jest portalem do głębszych misteriów świadomości.”* Święte zaślubiny były to największe i najważniejsze święta starożytności – obchodzone przed stuleciami. W różnych formach znał je i odprawiał chyba cały starożytny świat. Polegały na rytualnym akcie seksualnym, w którym łączyli się kapłanka i kapłan lub król i królowa.
W jednej ze swoich książek tak opisuje je Karlheinz Deschner**:
W trzecim tysiącleciu wszystkie wysoko rozwinięte cywilizacje Bliskiego Wschodu znały zwyczaj odprawiania aktu seksualnego w świątyni. Orgie połączone z kopulacją sakralną stanowiły element kultu zwłaszcza wielkiej bogini matki i pokrewnych mu misteriów związanych z wegetacją. Poprzez analogię, za pomocą aktu magicznego (którego celem było uzyskanie tego samego przez to samo) chciano przywołać, głównie za pośrednictwem kobiety, obecnośćbóstwa i zyskać jego moc.
Rytualny akt płciowy był praktykowany w trzech głównych formach. Jedną z nich były święte zaślubiny (hieros gamos).
Hieros gamos to największy z religijnych kultów starożytności. Celem sakralnej kopulacji było zwiększenie potencji, płodności i pomnożenie pomyślności całego ludu, przy czym w wybranej kobiecie wyobrażano sobie boginię.
Obyczaj świętych zaślubin istniał już u Sumerów, w najstarszej chyba wysoko rozwiniętej cywilizacji.Podczas święta Nowego Roku dokonywał ich najwyższy kapłan, łącząc się z najwyższą kapłanką na ostatniej platformie kolosalnych piramid tarasowych, znanych pod babilońską nazwą zikkurat (szczyt góry), które stanowiły prawzór biblijnej wieży Babel. Na samej górze znajdowała się świątynia z wielkim, starannie przygotowanym łożem, w którym nie spędzał nocy nikt poza „kobietą, którą wybrał sobie bóg spośród cór tego kraju”. Ów bóg „sam schodził do świątyni i kładł się do łoża, tak jak — według kapłanów egipskich — działo się to w Tebach w Egipcie”. W Mezopotamii, gdzie przypuszczalnie deifikowano tylko tych królów, którym bogini rozkazała dzielić z sobą łoże, w tym samym, przybranym trawą i kwiatami, łożu biesiadowano tuż po akcie seksualnym, by podkreślić i zapoczątkować dobroczynne działanie opatrzności.
Religia irańska z okresu przed Zoroastrem również łączyła boskie zaślubiny z obchodami święta noworocznego, którego kulminacją była ekstaza seksualna. W Egipcie kończyło się tak zapewne „piękne święto w Opet”, przedstawiające przybycie Amona do swego haremu. W Irlandii zwyczaj ten kultywowali Celtowie, których kobiety w życiu społecznym były otoczone szczególnymi względami, przy czym władzy desygnowanemu przez siebie królowi udzielała bogini ziemia. Germanie obchodzili święta płodności już od czasów prehistorycznych (przypuszczalnie obejmowały one także rytualny akt płciowy) i także znali obrzęd świętych zaślubin.
Żydzi, którzy w erze przedchrześcijańskiej czcili wielu bogów i intensywnie oddawali się prostytucji sakralnej, znali obyczaj świętych zaślubin i celebrowali go każdego roku w graniczących z orgią obrzędach. Jest bardzo prawdopodobne, że kult ten ma ścisły związek również z semickim mitem, w którym Baal łączy się z jałówką — zapewne jedną z kultowych postaci bogini matki. Wydaje się, że nawet autor biblijnej Pieśni nad Pieśniami, interpretowanej przez chrześcijan jako alegoria miłości Boga do Izraela (czy też Chrystusa do Kościoła lub logosu do Maryi), później uznanej także za wyraz „świeckiej” liryki miłosnej, czerpał swe inspiracje z uroczystości świętych zaślubin pary bóstw palestyńskich.
W Indiach natomiast święte zaślubiny obchodzono jeszcze w czasach dużo późniejszych. I tak król Kaszmiru Harsa (ok. 1089-1101) dla przedłużenia życia odbywał rytualne stosunki płciowe z młodymi niewolnicami, nazywanymi boginiami. W czasach nowożytnych hinduizm strzegł tego obyczaju jako kulminacji mistyki sakramentalnej w kulcie Takti, spadkobierczyni wielkiej matki. W ceremonii –ri-cakra(wzniosłe koło) uczestniczący w niej mężczyźni i kobiety, kokoty i mniszki, damy należące do najwyższej kasty i praczki, siedzieli przemieszani w „magicznych kręgach”, nadzy, obwieszeni jedynie kosztownościami, już po ceremonii poświęcenia łączyli się seksualnie. Również w buddyzmie tantrycznym, który przypisuje Buddzie twierdzenie, że kobiety „są bóstwami, są życiem”, mistrz krył się za zasłoną z dziewczyną, która musiała być piękna i liczyć między dwanaście a piętnaście lat, i tam ją „wyświęcał swoim członkiem” (vajra = diament), a następnie nakazywał jednemu ze swych uczniów oddać wyświęconej (vidya = zwana wiedzą) cześć i odbyć z nią stosunek.
Ceremonie hieros gamos praktykowano nawet ze zwierzętami, które przecież od najdawniejszych czasów uchodziły za święte. Niektóre z nich stały się symbolami płodności lub były łączone z bóstwami płodności. I tak na przykład Freyrowi przypisywano konia, kozła — Thorowi, klacz lub świnię — Demeter, wróbla i gołębia — Afrodycie, lwa i węża — maoazjatyckiej wielkiej matce. Byk zaś, symbol siły rozrodczej, czczony w Syrii i Iranie już cztery tysiące lat przed Chrystusem, stał się partnerem wielkiej wschodniej bogini płodności — i nie przez przypadek to właśnie on porwał Europę i przeniósł ją z Azji na zachód.
O spółkowaniu ludzi ze (świętymi) zwierzętami mówią bajki i mity, ale nie brak też świadectw historycznych. Herodot opowiada o świętym koźle z Mendes, zwanym „panem młodych kobiet”, gdy damy obcowały z nim cieleśnie, by urodzić „boskie” dzieci. Również Owidiusz znał świętego kozła, który jakoby zapładniał Sabinki. Kozioł, w mitologii greckiej związany przede wszystkim z kultem Afrodyty, ale także z kultem Ozyrysa i innych bóstw, uchodzi zawsze za zwierzę wyjątkowo aktywne seksualnie. Najczęstszymi wcieleniami Dionizosa był byk i właśnie kozioł. Mityczny Pan, równie lubieżny co pełen witalnej siły, syn pasterza i kozy, przez orfików i stoików wyniesiony do godności „boga w ogóle”, występował zawsze z rogami, uszami i nogami kozła. (W Starym Testamencie kozioł stał się „kozłem ofiarnym”, którego wysyłano „do diabła” na pustynię, obarczywszy uprzednio wszelkimi przewinami narodu; w Nowym Testamencie zaś symbolem potępionych w czasie Sądu Ostatecznego; w chrześcijańskim średniowieczu samym śmierdzącym szatanem).
*Cyt. za: Wiktor Gołuszko, Hieros Gamos Project
** Tytuł książki to „Krzyż pański z kościołem”
***
Fantazję na temat odprawianego w czasach współczesnych hieros gamos sfilmował Stanley Kubrick w filmie Oczy szeroko zamknięte (powyżej kadr z filmu) i opisał Dan Brown w powieści Kod Leonarda da Vinci. Poniżej fragment książki.
— Czy to było wiosną? — spytał Langdon. — W okolicach przesilenia wiosennego? W połowie marca? — Byli tam i mężczyźni, i kobiety?
Po chwili milczenia skinęła głową.
— Ubrani na biało i na czarno?
— Kobiety były w białych, zwiewnych szatach… miały na sobie złote buty. Trzymały w dłoniach złote kule. Mężczyźni mieli czarne tuniki i czarne buty.
Langdon z wysiłkiem utrzymywał emocje na wodzy, a jednak nie mógł uwierzyć w to, co słyszy. Sophie Neveu niechcący była świadkiem ceremonii sakralnej, która dokonuje się od dwóch tysięcy lat.
— Mieli maski? — spytał, usiłując nadać głosowi spokojne brzmienie. — Maski w kształcie ludzkich twarzy?
— Tak. Każdy miał maskę. Identyczną. Białe maski na twarzach kobiet. Czarne na twarzach mężczyzn.
Langdon czytał kiedyś opisy tej ceremonii i rozumiał jej mistycznie korzenie.
— Ceremonia ta nazywa się hieros gamos — powiedział cicho. — Ma ponad dwa tysiące lat. Kapłani i kapłanki egipskie odprawiali ją regularnie, by uczcić kobiecą moc rozrodu, zdolność dawania życia. — Przerwał i pochylił się do Sophie. — Ale jeżeli byłaś świadkiem hieros gamos bez przygotowania i zrozumienia jej znaczenia, domyślam się, że to, co zobaczyłaś, musiało być szokujące.
Sophie nic nie odpowiedziała.
— Hieros gamos to nazwa grecka — mówił dalej. — Oznacza święte małżeństwo.
— Rytuał, który widziałam, to nie było małżeństwo.
— Małżeństwo to zjednoczenie, Sophie.
— Seksualne.
— Nie.
— Nie? — Patrzyła na niego pytająco swoimi oliwkowymi oczami.
— No cóż… Tak — gimnastykował się Langdon. — W pewnym sensie. Ale nie w takim, jak my to rozumiemy dzisiaj.
Wyjaśnił, że chociaż to, co widziała, wyglądało jak rytuał seksualny, hieros gamos nie jest aktem erotycznym. To akt duchowy. Historycznie rzecz biorąc, stosunek jest aktem, przez który mężczyzna i kobieta doświadczają Boga. Starożytni wierzyli, że mężczyzna jest duchowo niekompletny, dopóki nie zjednoczy się w akcie płciowym z sakralnością kobiecą. Fizyczne zjednoczenie z kobietą było jedynym środkiem, dzięki któremu mężczyzna mógł się duchowo spełnić i ostatecznie uzyskać gnosis — poznać boskość. Od czasów Izydy uważano, że rytuały seksualne są dla mężczyzny jedynym pomostem z ziemi do nieba.
— Jednocząc się z kobietą — mówił Langdon — mężczyzna podczas szczytowania osiąga taki punkt, kiedy jego umysł staje się całkowicie pusty i wtedy może zobaczyć Boga.
— Orgazm jako modlitwa? — zauważyła cierpko Sophie. Langdon wzruszył ramionami, chociaż Sophie w zasadzie miała rację. Z punktu widzenia fizjologii męskiemu szczytowaniu towarzyszy ułamek sekundy całkowitego wyzucia z myśli. Krótkotrwała umysłowa próżnia. Moment jasności, w którym można doznać Boga. Rozmaici guru medytacji osiągają podobne stany oczyszczenia umysłu z myśli inną, nieseksualną drogą i często opisują nirwanę jako niekończący się orgazm duchowy.
— Sophie — powiedział Langdon cicho — nie możemy zapominać, że u starożytnych poglądy na seks były całkowicie odmienne od naszych. Seks był poczęciem nowego życia, był ostatecznym i największym cudem — a cudów dokonywali tylko bogowie. Kobieca zdolność dawania życia z łona uświęca ją. Ubóstwia. Stosunek uważano za zjednoczenie dwóch duchowych połówek człowieka — męskiej i kobiecej — dzięki któremu mężczyzna mógł dostąpić duchowego spełnienia i zjednoczenia z Bogiem. To, co zobaczyłaś, nie było aktem seksualnym, lecz aktem duchowym. Rytuał hieros gamos to nie perwersja. Jest to ceremonia głęboko sakralna.
(…)
Rzecz jasna, koncepcja seksu jako drogi do Boga może się początkowo wydawać odstręczająca, Żydowscy studenci Langdona byli oszołomieni, kiedy mówił podczas wykładu, że we wczesnej tradycji żydowskiej uprawiano seks rytualny. Jeszcze w dodatku w Świątyni. Dawni wyznawcy judaizmu wierzyli, że Święte Świętych w Świątyni Salomona zamieszkuje nie tylko Bóg, ale również Jego żeńska połowa Szechina. Mężczyźni pragnący spełnienia duchowego odwiedzali kapłanki w Świątyni, hierodule, z którymi jednoczyli się w akcie fizycznym i w ten sposób doświadczali boskości. Tetragram żydowski — YHWH — święte imię Boga — oznacza Jehowę, który stanowi androgeniczne połączenie fizyczne męskiego Yah i przedhebrajskiej Ewy, Hawa.
— Ojcowie Kościoła uważali — wyjaśniał Langdon cichym głosem — że seks jako droga do bezpośredniego doświadczania Boga to poważne zagrożenie dla katolickiego fundamentu władzy. Było to sprzeczne z koncepcją Kościoła jako jedynej drogi do Boga. Z oczywistych przyczyn Kościół pracował nad tym, by zdemonizować seks i przedstawić akt seksualny jako odstręczający i grzeszny, inne wielkie religie uczyniły to samo. Sophie milczała, ale Langdon wyczuwał, że zaczyna coraz lepiej rozumieć dziadka. Rzecz dziwna, Langdonowi zdarzyło się w tym semestrze wygłosić podobną uwagę podczas wykładu dla studentów.
— Czy to nie dziwne — powiedział — że kiedy myślimy o seksie, czujemy wewnętrzny konflikt? Nasza starożytna spuścizna i nasza fizjologia mówią nam, że seks to coś naturalnego — droga do spełnienia duchowego — a jednak współczesna religia postrzega seks jako coś wstydliwego i uczy, że powinniśmy się obawiać pragnień seksualnych, ponieważ są narzędziem szatana.
Langdon postanowił nie szokować studentów faktem, że na świecie istnieje wiele tajnych stowarzyszeń — również bardzo wpływowych — wciąż praktykujących rytuały seksualne i podtrzymujących starożytne tradycje. Bohater w filmie Oczy szeroko zamknięte, grany przez Toma Cruise’a, odkrywa to dość nieoczekiwanie, kiedy wkrada się do domu, w którym odbywa się prywatne zebranie ultraelitarnej sekty manhattanitów, i jest świadkiem obrzędu hieros gamos. Niestety, twórcy filmu popełnili wiele błędów rzeczowych w szczegółach przedstawienia głównego wątku — tajnego stowarzyszenia wspólnie przeżywającego magię związku seksualnego.
(…)
Kiedy zaczęła opisywać to, się wydarzyło tamtej nocy, poczuła, że cofa się w przeszłość… Wysiada na skraju lasu gdzieś na obrzeżach małego dworku w Normandii… Przeszukuje pusty dom zdezorientowana… Słyszy gdzieś w dole głosy… A potem znajduje ukryte drzwi…
Zeszła po kamiennych schodach krok po kroku, powoli, do groty pod poziomem piwnicy. Czuła zapach ziemi. Chłód i światło. Był marzec. Z cienia swojej kryjówki na schodach przyglądała się jakimś zupełnie obcym ludziom kołyszącym się w lewo i w prawo, w przód i w tył, śpiewającym inwokacje przy pełgającym świetle pomarańczowych świec.
Ja śnię — powiedziała do siebie Sophie. To jest sen. Cóż innego mogłoby to być?
Kobiety i mężczyźni stanowili przejmujący widok — na przemian postać czarna, biała, czarna, biała. Piękne, zwiewne szaty kobiet unosiły się w górę i płynęły, kiedy kobiety podnosiły w prawych dłoniach złote kule i wymawiały wszystkie razem to samo zdanie. „Byłam z tobą na początku, o poranku wszystkiego, co święte, wydałam cię ze swojego łona, nim zaczął się dzień”.
Kobiety opuściły trzymane w dłoniach kule. Wszyscy kiwali się w tył i w przód jak w transie. Składali hołd czemuś, co znajdowało się w środku kręgu. Co to jest?
Tempo wypowiadanych słów było teraz szybsze. Słowa głośniejsze. Następujące jedno po drugim.
„Kobieta, którą pojmujesz, to miłość!” — zawołały znów kobiety, podnosząc w górę złote kule.
Mężczyźni odparli: „Zamieszkuje w kręgu wieczności!”.
Zaśpiew znów stał się bardziej monotonny. Potem przyspieszył. Potem zabrzmiał jak grom burzy. Był coraz szybszy. Uczestnicy uroczystości zrobili krok do środka kręgu i uklękli.
Wtedy Sophie w końcu zobaczyła, na czym wszyscy koncentrują uwagę. Na niskim, bogato zdobionym ołtarzu w środku kręgu, leżał mężczyzna. Był nagi, leżał na plecach, na twarzy miał czarną maskę. Sophie natychmiast rozpoznała jego ciało i znamię na ramieniu. Już wyrywało jej się z ust: Grand-père! Taki obraz wystarczyłby, żeby zaszokować Sophie, która stała jak zaczarowana, nie mogąc uwierzyć, że to prawda, ale to nie było wszystko.
Zobaczyła siedzącą okrakiem na ciele dziadka nagą kobietę w białej masce i wypływające falą spod maski na ramiona piękne srebrne włosy. Była przysadzista, daleka od doskonałości, unosiła się w górę i w dół w rytm zaśpiewu — kochała się z dziadkiem Sophie.