Spotkania w parku nabierały tempa – gorące pocałunki, ręce wędrujące po całym ciele – ale cóż można więcej zrobić w miejscu publicznym? W akcie odwagi kotłowałyśmy się między krzakami róż rozbierając się z kolejnych części garderoby.
Był marzec – zbyt długie leżenie bez koszulki nie tylko wyziębiało, ale powodowało, że przechodnie patrzyli co najmniej podejrzliwie. Cóż mogą robić dwie dziewczyny bez koszulek, leżąc na czarnym płaszczu, w marcu, w parku? Bynajmniej nie opalać się.
A wszystko zaczęło się niewinnie. Druga klasa liceum, lekcja chemii. Czerwona koszulka „hot stuff”. Któraż z nas by nie uległa? Potem gadu- gadu, maile, smsy, kawa po lekcjach. Długie spacery, niekończące się opowieści. Odnajdywanie podobieństw i odkrywanie różnic.
Pierwszy pocałunek był słodki. Pomogłam sobie… lizakiem. Była nieśmiała. Długo próbowałam dopaść jej usta, ale strach, że jeszcze nie czas, mnie paraliżował. Smakował truskawkami – obie bardzo go lubimy. Lizak wędrował z ust do ust, a od tego już krok, by ukraść całusa.
Mijały miesiące. Krok po kroku: pocałunki, dotyk nagiej skóry, gryzienie szyi, dłonie coraz niżej i niżej. Nie mogłyśmy spotykać się ani u mnie, ani u niej. Zostawała szkoła i miejsca publiczne: parki, kina, knajpki na mieście. I ciągłe ukrywanie się: przed znajomymi, przed nauczycielami, a nawet przed obcymi.
Następnego dnia po gorącym spotkaniu w parku zdarzył się istny cud. Moi rodzice nieczęsto wychodzą wieczorem z domu. Pusty dom, cudowna kobieta i obietnica raju. Nie pamiętam z tamtej nocy zbyt wiele szczegółów. Straciłam dla niej głowę.
Najpierw siedziałyśmy na fotelu. Rozebrała mnie z koszulki. Była wprawiona w tym, co robi – o ile dla mnie to był pierwszy raz, o tyle ona, starsza, miała już doświadczenie, chociaż tylko z mężczyznami. Całowała mnie chyba centymetr po centymetrze. A może tylko spłynęła deszczem pocałunków? Wiedziała doskonale, co lubię: wplatanie palców we włosy, gryzienie po szyi i uszach, delikatny dotyk wzdłuż kibici. Nie minęło kilka chwil, a już była mokra. Rozebrała mnie całkowicie. Pojęcia nie mam, czy mnie też udało się do niej dobrać – egoizm czy skleroza?
Przed nią miałam kontakty fizyczne z dziewczynami, ale nigdy tak daleko nie zaszłyśmy. Pamiętam, że któregoś dnia jedna z nich dotarła aż do wzgórka. Miałam tą przyjemność, że moją edukacją seksualną zajmował się mój starszy brat, więc o ile temat ogóle ogarniałam, o tyle wykładałam się na szczegółach. Gdy poczułam, naturalną, wilgoć w okolicach jej aktywności, wzięłam to za objaw orgazmu. Tak też przedstawiał mi to mój brat, a i inne źródła internetowe potwierdzały. O jak się myliłam! W końcu to dopiero objaw gry wstępnej.
Wracając do fotela: najpierw poznawała mnie. Delikatnie, jednym palcem. Wędrowała i eksplorowała okolicę. Zupełnie, jakby chciała sprawdzić, czy mam tam tak samo jak ona. W końcu weszła we mnie. Tego uczucia nie da się do niczego porównać. To trzeba przeżyć. Sprawnymi ruchami ręki lekko wchodziła i wychodziła. Chwilę potem dołączyła kolejny palec. Nie potrzebowała dużo czasu, żebym doszła. Jak na pierwszy raz wrażeń mi starczyło. Przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki nie dotarłyśmy na kanapę, gdzie, w podobny sposób, sprawiła, że wybuchłam raz jeszcze.
Człowiek chyba ma wbudowaną umiejętność adaptacyjną – nie miałam pojęcia, jak to się robi i o co tak naprawdę chodzi – tym bardziej z dziewczyną. Budowa narządów rozrodczych, której się uczymy na biologii, ma tyle wspólnego z praktyką, co schematy silnika i jazda samochodem. A jednak zgrałyśmy się, dobrałyśmy sobie odpowiedni rytm, z czasem stworzyłyśmy nasz mały rytuał. Przez kilka miesięcy udało nam się „zbezcześcić” ławki w szkole, samochód, kilka ubikacji publicznych, windy, nasze domy (bynajmniej nie tylko łóżka – polecam szczególnie lodówkę, daje oszałamiający efekt w środku lata lub wspólne kąpiele i prysznice), parki, lasy i inne łąki, autobus (możliwe tylko w spódnicy), basen.. pewnie gdybym poszperała w pamięci, to jeszcze bym trochę miejsc znalazła.
Najfajniejsze było nie to, gdzie to robiłyśmy, chociaż urozmaicane lokacje pobudzały fantazje i wyobraźnie, nie to, jak to robiłyśmy, w naszym „łóżku” nigdy nie wiało nudą, ale fakt, że to był przede wszystkim wybuch emocji i poznawanie siebie. Oczami wyobraźni nadal mogę odtworzyć ją kawałeczek po kawałeczku. Mimo, że już prawie cztery lata minęły od tamtych wydarzeń.
Życzę każdej takiego cudownego pierwszego razu.
Autorka jest redaktorką portalu Homoseksualizm.org.pl
Fajne