Za pośrednictwem portalu chciałabym Was do czegoś namówić: stwórzmy razem listę ginekologów przyjaznych kobietom „seksualnie nienormatywnym”.
Brzmi dziwnie, śmiesznie? Może komuś wydaje się to niepotrzebne? Żeby Wam wyjaśnić, o co mi chodzi, muszę opisać kawałek swojej historii.
Drogie Siostry;)
W taki sposób – „siostro” – zwróciła się do mnie niedawno Voca i tak mi się to spodobało, że pomyślałam, że mogę to wykorzystać zwracając się do Was. Za pośrednictwem portalu chciałabym Was do czegoś namówić: stwórzmy razem listę ginekologów przyjaznych kobietom „seksualnie nienormatywnym”. Brzmi dziwnie, śmiesznie? Może komuś wydaje się to niepotrzebne? Żeby Wam wyjaśnić, o co mi chodzi, muszę opisać kawałek swojej historii.
Jestem sobie otóż 32-letnią dziewicą (nie cierpię tego słowa – brzmi jakoś tak średniowiecznie ;), ale innego jeszcze nie wymyślili:/). Nie z powodów religijnych (jestem ateistką), nie z powodów orientacji seksualnej (jestem hetero), nie z powodu „aseksualności”, nie „z wyboru” ani z jakiegokolwiek innego powodu, który ktoś mógłby sobie wyobrazić. Jestem zupełnie „normalna” ;), jeśli mogę się tak wyrazić – pracuję, płacę podatki, mam znajomych, chodzę do kina, nie jestem społecznie wyizolowana. Nie jest mi z tym lekko ani łatwo, ale tak jest i choć mam nadzieję, że kiedyś to się zmieni, to w tym momencie żyję tak a nie inaczej. Oczywiście mogłabym próbować opowiedzieć Wam historię mojego życia 😉 i przytoczyć różne fakty z przeszłości, które namieszały mi w głowie i prawdopodobnie wpłynęły na taki stan rzeczy, ale nie ma na to miejsca i nie o to mi chodzi, a zresztą kto by to czytał;). Tą wiedzą na swój temat nie dzielę się z każdym, bo dobrze wiem, że w dzisiejszych czasach taki „styl życia” może budzić, delikatnie mówiąc, zdziwienie (tzn. jeśli nie można go wytłumaczyć żadnym z wymienionych wcześniej powodów). Dlatego właśnie zaliczyłam się do nienormatywnych 😉 – no bo brak seksu to nie jest norma, umówmy się.
Przechodząc do sedna – o tym, jak bardzo ludzie potrafią być „zdziwieni”, gdy się dowiedzą, miałam okazję boleśnie się przekonać jakieś dwa lata temu podczas wizyty u ginekologa. Poszłam do pierwszej lepszej przychodni, bo termin był dogodny i mieszkałam blisko. W trakcie badania, gdy już leżałam na fotelu (!) i ciężko mi było uciec, a w zasadzie nawet jeszcze wcześniej, kiedy przygotowywałam się do badania, pani doktor użalała się nade mną, dramatycznie pytała „Dlaczego???” (przecież jestem taka ładna), doradzała mi wizytę w Duszpasterstwie Akademickim (!), gdzie mogłabym spotkać kogoś wartościowego („Ach tak, pani niewierząca…”) aż wreszcie nakazała szybko urodzić sobie dzidziusia, żebym na starość nie została sama. Na moją uwagę, że nie chciałabym wychowywać dziecka w pojedynkę, usłyszałam „No i co? Ojciec może umrze, a matka i tak sama zostanie”. Dodam, że swoje wywody pani ciągnęła niewzruszenie pomimo moich stanowczych próśb, aby tego nie robiła (nie chcę o tym rozmawiać, to moja sprawa, jej zadaniem jest tylko mnie zbadać itd.) oraz nawet pomimo tego, że doprowadziła mnie do płaczu. Płakałam, leżąc na fotelu, płakałam przed nią, płakałam pół dnia w domu. Kiedy ochłonęłam, zaczęłam szukać w internecie namiaru, kontaktu do innego lekarza – „z polecenia”. Takiego, który nie będzie mnie upokarzał, a przed wizytą będę mogła spać spokojnie. Znalazłam masę namiarów na lekarzy, którzy świetnie poprowadzą moją ciążę, jeśli zechcę w nią zajść oraz rady, jakich udzielały sobie dziewczyny aseksualne – „Powiedz, że jesteś świecką zakonnicą” względnie ich zapewnienia – dorosłych(!) kobiet, że one do ginekologa chodzić nie będą, bo to jednak za duży stres, a lekarze potrafią być nieprzyjemni. Próbowałam również szukać za pośrednictwem koleżanek, ale tylko nieliczne wiedzą o mojej sytuacji, a same w niej nie są, więc nie mogły mi pomóc.
Od tamtego wydarzenia minęło już sporo czasu. Znalazłam panią doktor, która mój problem kwituje milczeniem – i chwała jej za to – ale terminy przyjęć ma kosmiczne, a ja nawet w przypadku nagłego problemu ze zdrowiem oczywiście nie pójdę do nikogo innego, przypadkowego, bo się boję powtórki tamtej sytuacji. Mam uraz i dobrze o tym wiem, ale wiecie co? Mam też już tego kurwa dość. Dlaczego muszę tłumaczyć się przed lekarzem z tego, że nie byłam w ciąży i z tego, że mam o kawałek jakiejś cholernej błonki „za dużo”? Dlaczego pielęgniarka przy innych pacjentkach prowadzi ze mną rozmowę w stylu: „Pani rodziła?” „Nie.” „Ile poronień?”. A gdybym miała tych poronień 5 i przyszła do poradni leczyć niepłodność, to co, miałabym się do tego głośno przyznać w poczekalni pełnej ciężarnych pacjentek, tak? Gdzie jest ten podstawowy, minimalny poziom wrażliwości i empatii, który każdy pracownik służby zdrowia mieć powinien? Dlatego teraz, po przejściu długiej drogi i ciężkiej pracy nad sobą, zwracam się do Was z propozycją: podzielmy się dobrymi adresami, stwórzmy ogólnopolską listę fajnych lekarzy;-). Podkreślam – nie: dobrych ginekologów – położników. Jeśli jesteś szczęśliwą mamą trójki dzieci, a wszystkie przyszły na świat z pomocą tego samego świetnego pana doktora i wydaje Ci się, że skoro jest miły dla Ciebie, to będzie też miły dla mnie – dzięki, ale nie o to mi chodzi. Szukam lekarzy potrafiących zaakceptować odmienność oraz osób, które tej akceptacji doświadczyły. Nie twierdzę, że szukam wyłącznie innych dziewic , ale być może są sytuacje, w których jesteście zmuszone dzielić się z lekarzem wiedzą na temat swojej seksualności, choć nie macie na to ochoty i obawiacie się jego reakcji.
Przesyłajcie do mnie sprawdzone adresy, najlepiej z komentarzem, dlaczego właśnie tego lekarza polecacie, a ona opublikuje je zbiorczo. Liczę na Waszą pomoc i jestem bardzo ciekawa, co się z tej akcji „urodzi” i do jakich refleksji nas ona skłoni. Kontakt: geloe@interia.pl