Kobiety, dziewczęta, dziewczynki, wszystkie żyjemy wraz ze swoją seksualnością. Nie ma momentu w naszym życiu, w którym ona nie istnieje. Jest zawsze. Ale niekiedy uśpiona lub specjalnie zatajona.
Niewiedza jest niewiedzą. Może być przekazywana z pokolenia na pokolenie. Niewiedza to coś nieświadomego. Nie głupota. Głupota to dalsze przekazywanie niewiedzy, będąc całkowicie świadomym, że jest to niewiedza. Lecz zazwyczaj ludzie tego nie wiedzą i brną dalej, ukazując swoim potomkom, swoim bliskim świat trudny. A on wcale taki nie jest.
Spadło to dziś na mnie niespodziewanie. A może właściwie całkiem oczekiwanie. Wszystko zrozumiałam, wszystko zaczęło do siebie pasować, jak puzzle, jak układanka, po ułożeniu której wszystko zrozumiałam. Wszystko takie proste, cały czas uśpione, przymglone, a dziś nagle mgła opadła. A moja wewnętrzna „Dzika Kobieta” uśmiechnęła się delikatnie, mocno przytuliła i wyszeptała do ucha: wiedziałam, wiedziałam, że to zobaczysz.
Kobiety, dziewczęta, dziewczynki, wszystkie żyjemy wraz ze swoją seksualnością. Nie ma momentu w naszym życiu, w którym ona nie istnieje. Jest zawsze. Ale niekiedy uśpiona lub specjalnie zatajona. Dziś zrozumiałam, jak zraniona była moja seksualność. Mając kilka lat, zaczęłam odkrywać to miejsce w moim ciele dające mi przyjemność, moja
Joni. Nieświadoma byłam jej imienia, jej szczegółów anatomicznych, jej zadania, wiedziałam tylko, że to moja Perełka. Już jako mała dziewczynka zaczęłam odkrywać jej siłę. Tę przyjemność. Ale zostałam wychowana w rodzinie katolickiej. Z czasem nauczono mnie przykazań bożych. Nauczono mnie, że moja Joni to coś złego, że jej miłość do mnie to grzech. Żyłam w poczuciu grzechu do tego stopnia, że kiedy pozwalałam sobie na tę chwilę przyjemności, późniejsze poczucie winy tak mnie przygniatało, że wręcz modliłam się potem o przebaczenie. Wiem, że brzmi to niebywale, ale tak właśnie było. W końcu udręczona poczuciem winy, powiedziałam mamie co robiłam. Wstyd, odraza, nie mogła w to uwierzyć.
Pamiętam moje łzy, pamiętam, jak ją przepraszałam. Pamiętam, że mnie przytuliła. Ale to było tylko zetknięcie się dwóch ciał, jednego zrozpaczonego z drugim niedowierzającym. Kilka dni później stała smutna, podeszłam i spytałam: Mamo, dlaczego jesteś smutna? Odpowiedziała: Nie, nie mogę zrozumieć, że to robiłaś.
To właśnie niewiedza. Niewiedza, w którą wierzyła i wyznawała moja mama. Nieświadoma, zraniła kawałek mojej duszy, odebrała prawo do przyjemności i w pewien sposób skazała mój umysł na katorgi przez kolejne kilkanaście lat. Nie ma w tym winy mojej mamy. Wina leży w niewiedzy. Uważajmy na niewiedzę.
Robiłam wszystko, by odwrócić uwagę od możliwości przyjęcia przyjemności mojego ciała. Ciągła nauka, zaszycie się w swoim pokoju, zaburzenia odżywiania, żeby tylko ukarać swoje ciało za ten wstyd, za to zranienie wszystkich wokół, za zranienie mojej ukochanej mamy. Karałam się za jej „zawód”. Ja, winna temu.
Moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina
Ale pewnego dnia znów to zrobiłam. I poczułam wielką miłość. Miłość do siebie samej. Ale zaraz potem przyszedł ten wstyd, który zagłuszył wszystko. Moje spotkania z Joni zaczęły się przydarzać. Częściej, rzadziej, różnie. W większości z poczuciem winy tuż „po”. To uczucie głęboko zakorzenione, ta wina głęboko, bardzo głęboko w środku przedzierała się, bezimiennie, dając tylko znak, że wciąż tam jest. Ale od czasu, kiedy znów pieściłam swoją Joni, zaczęłam zwracać uwagę na drobiazgi, zaczęłam inaczej myśleć, coś zaczęło się zmieniać. To długa droga. Pewnie jedna z dłuższych, jakie przeszłam i jakie jeszcze mnie czekają. To wybudzanie z punktu „nie mam prawa, to grzech, ukarać mnie” to punktu „tak, mam pełne prawo do przyjemności, to moje ciało, moja Joni i moja przyjemność, Wam nic do tego”. Tak, tak, tak, właśnie tak! Zasługuję na miłość i przyjemność, a moje ciało jest wspaniałe. Bo tchnęło życie w moją duszę, a ona tchnęła życie w moje ciało. Kocham Siebie. Nareszcie w pełni. Kocham, kocham Siebie!
Dlaczego właśnie dzisiaj? Bo od niedawna zadaję sobie pytania, dlaczego tak jest? I dziś dostałam odpowiedź. Dziś znów byłam blisko mojej Joni i gdy uniosłam się w górę, znów poczułam ten wstyd. Ale dziś pierwszy raz go nie zagłuszyłam. Pierwszy raz od tylu lat. Zaczęłam się w nim zagłębiać, coraz bardziej i bardziej, szukać, zadawać pytania. I nagle bum! Zrozumienie nadeszło. Dostałam ją też dlatego, że godzinę wcześniej pierwszy raz na głos powiedziałam to, na co moja dusza czekała od dawna. Powiedziałam to do mojej trzyletniej siostrzenicy. Było popołudnie, siostra przyszła szybko z Julką z plaży, by ją umyć z piasku. Goła, mała niewinna dziewczynka w ręczniku na łóżku, miałam ją wytrzeć. Wytarłam ja, przetarłam też miejsce ostatniego piasku z pachwin. Jakby ją troszkę zabolało.
– Zabolało? Przepraszam, miałaś tam piasek, musiałam go wyciągnąć. To jest twoja pachwinka. Wiesz? Potrafisz powiedzieć: pachwinka?
-Pafinka?
-Tak, pachwina. Tu masz jedną a tu drugą.
Dotyka ich. A potem dotyka się w inne miejsce.
-Sisiorka.
-Tak, sisiorka.
-Ciocia, daj tu palec.
-Nie Julka, jak chcesz to sobie sama tam trzymaj, to Twoja Sisiorka. A szczypie cię? Albo boli?
-Nie.
-Nie? A przyjemnie, jak tam masz palec?
-Tak.
-No, to jak podrośniesz, to będzie jeszcze przyjemniej.
Jesteśmy beztroskie od samego początku. Bez poczucia winy, bez wstydu. Naturalne. Takie, jakie mamy być. I chcemy takie zostać. Pozwólcie nam takimi zostać, dojrzewać, dopełniać się, zdobywać wiedzę o nas samych i zmieniać się. Ale pozwólcie nam.
Przeżyłam to, doświadczyłam tego i wiem nareszcie czego pragnę. Matki, dajcie nam siebie poznać, nawet jeśli się Wam to nie spodoba, spróbujcie się powstrzymać od najgorszego. I przede wszystkim, upewnijcie się, że Wasza wiedza nie jest niewiedzą. Moja siostrzenica – moja mała Wiedźma kochana.
Kocham Siebie. Zasługuję na przyjemność, a moje ciało jest, było i zawsze będzie idealne. Dlatego należy mu się szacunek, dobre traktowanie i miłość, mnóstwo miłości.
autor: M.