Mogłabyś zobaczyć, że wszystkie mamy bardzo różne piersi i bardzo różne ciała. Że te piersi mogą być różnego kształtu i rozmiaru, a my mimo tego czujemy się z nimi dobrze i cieszymy się naszym ciałem, zmysłowością i seksualnością.
Że zdejmujemy bluzki ze swobodą i radością. Że od innych kobiet i mężczyzn dostajemy życzliwość, szacunek i akceptację, bez względu na to, jak wyglądamy i na ile nasze ciała wpisują się w kanon urody. Bo to chyba o to chodzi – żeby czuć się ze swoim ciałem dobrze, żeby czuć się przyjętą i zaakceptowaną, taką jaką się jest.
Wchodzę na pocztę i wita mnie mejl o tytule „Spełnij marzenie o idealnym biuście!”. Klikam w nagłówek i za chwilę widzę zdjęcie kobiety w dość wydekoltowanej bluzce, z mocnym makijażem i kolczykami do połowy szyi.
I te wielkie napisy: BĄDŹ PEWNA SIEBIE! KSZTAŁTUJ SWOJE PIĘKNO!
Nie wierzę własnym oczom. To właśnie tak się to teraz robi?
Odwołanie do pewności siebie? Co za ironia losu! Więc staniesz się pewna siebie, gdy chirurg zrobi Ci operację? Co za wyrafinowana forma manipulacji! „Kształtuj swoje piękno” – czyli daj pociąć swoje piersi. I zapłać za to, jak za zboże.
Tak, widziałam już brednie sugerujące, że na brak orgazmu pomaga
zastrzyk z kwasu za jedyne 1500 lub 3 tys. zł. (Gdy tymczasem za 3 tys. możesz mieć serię sesji z sex coachem lub warsztaty tantry, które pewnie bardziej Cię zbliżą do orgazmu niż rzekome zastrzyki). A teraz to – piersi.
Ile kobiet zechce dać się pokroić, żeby zyskać tak przewrotnie pojmowaną „pewność siebie”? Taką, za którą trzeba płacić i która jest zależna od innych. Od dobrego cięcia…?
Serce mnie boli, gdy na to patrzę. Nie dlatego, że uważam, że „operacje plastyczne są złe!”. Uważam, że każda kobieta może podjąć samodzielnie decyzję o tym, czy chce mieć jakąś operację, czy nie.
Chodzi mi o to, że świat wmawia nam, kobietom, (a teraz coraz częściej także mężczyznom), że coś mamy poprawić. Że mamy poprawić wygląd naszego ciała, nawet jeśli z natury jest ono piękne i idealne. Epidemia poprawiania jest tak wyeskalowana, że informacje na temat rzekomej niedoskonałości czy brzydoty znajdziesz dosłownie wszędzie – a co gorsza – zazwyczaj jest ona podana nie wprost. Zastanów się, jak wpływa na Ciebie to, że Twoja ulubiona bohaterka serialowa stale się odchudza lub przechodzi operację plastyczną, po której czuje się „lepsza i piękniejsza”? Jak wpływa na Ciebie to, gdy co drugi bilbord krzyczy „popraw!”, „ulepsz!”, „odetnij!”, „odchudź!”, „ujędrnij!”, „zamaskuj!” lub po prostu: „wepchnij swoje beznadziejne cycki w nasz nowy push up, bo inaczej nikt ich nie zauważy”?
Reklamy mamy w kinach, w internecie, w telewizji, w radiach, w gazetach, magazynach, na ulicach i na naszych komórkach. Są wszędzie. Poza tym wszystkie – bez względu na to, co jest reklamowane – czy gładź szpachlowa, czy zegarki, czy podpaski – najczęściej sięgają po nieistniejący w naturze, nienaturalny i nierealny wizerunek kobiecego ciała. A to sprawia, że
możemy się czuć za grube, za brzydkie, zbyt niezgrabne, za niskie, za wysokie, za ciężkie i za mało kobiece – tylko dlatego, że jesteśmy naturalne.
A takie poczucie odstawania od kanonu piękna jest idealnym gruntem, na którym może wykiełkować marzenie o operacji plastycznej, która da mi w końcu szczęście i spełnienie.
Ale uwaga – można mieć „średnio atrakcyjne ciało” i czuć ekstatyczną radość i spokój, można się czuć z nim seksbombą i Boginią wspaniałą jak Afrodyta. Można także przejść całą serię zabiegów chirurgicznych i zamiast spełnienia mieć tylko szereg blizn i depresję. Więc jeśli planujesz operację na ciele, która ma uleczyć Twoją duszę i dać Ci szczęście, to się zastanów raz jeszcze, czy to w ogóle możliwe. I czy Twoje oczekiwania nie są zbyt wygórowane. Bo na przykład robiąc – dajmy na to – operację powiększenia piersi z rozmiaru A na C, uzyskasz tylko i wyłącznie rozmiar C; a nie radość, szczęście, lepsze orgazmy, powodzenie u mężczyzn (czy kobiet), sympatię otoczenia lub wierność Twojego męża. Jeśli chodzi Ci o to drugie – zrób raczej „operację na duszy” lub poczuciu własnej wartości.
Wizerunek naszego ciała jest stale przekłamywany. Śmiejemy się ze słynnego „Adobe Photoshop” kremu Madonny, która wydaje miliony na cyfrową korektę jej ciała na zdjęciach i w wideoklipach i zapominamy, że taki krem nie istnieje – bo dzięki pracy całej armii grafików i cyfrowych poprawiaczy – Madonna na swoich wideoklipach wygląda na wiecznie młodą. A jeśli do tego ciągłego przekłamania dodać tabu pokazywania ciała, to naprawdę można się nabawić problemów. Myślę, że łatwiej zaakceptować swój nieidealny nos czy usta niż nieidealne piersi lub
wargi sromowe.
Bo niektóre kobiety mają bardzo mało możliwości, aby widzieć wargi sromowe czy nawet piersi innych kobiet w tak zwanym realnym życiu. I wtedy może nam się wydawać, że wszystkie kobiety mają takie piękne piersi i tylko ja mam takie brzydkie. Wtedy można pragnąć korzystać z tego, co sugeruje reklama, wybrać się do lekarza X, aby „załatwić ten problem”.
A oto efekt operacji. Czego brakowało piersiom „przed”? Nie mam pojęcia. 😛
Zakładam jednak, że jeden czy drugi nagi krąg, na którym zobaczyłabyś ciała innych kobiet, kobiet w różnym wieku, różnej postury itp. – więcej by Ci dał niż cała seria zabiegów. Bo mogłabyś zobaczyć i doświadczyć tego, że wszystkie mamy bardzo różne piersi i bardzo różne ciała. Że te piersi mogą być różnego kształtu i rozmiaru, a my mimo tego czujemy się z nimi dobrze i cieszymy się naszym ciałem, zmysłowością i seksualnością.
Że zdejmujemy bluzki ze swobodą i radością. Że od innych kobiet i mężczyzn dostajemy życzliwość, szacunek i akceptację, bez względu na to, jak wyglądamy i na ile nasze ciała wpisują się w kanon urody. Bo to chyba o to chodzi – żeby czuć się ze swoim ciałem dobrze, żeby czuć się przyjętą i zaakceptowaną, taką jaką się jest.
A czy druga kobieta przytuliła kiedyś Twoje piersi z miłością? A czy Ty je tak przytulasz? Czy głaszczesz je czule i mówisz im, że je kochasz?
Jaka jest Twoja prawdziwa potrzeba?
Jasne, można robić operacje. Pytanie – po co? Jeśli masz dobre powody – rób to. Ale wpierw zadbaj, by zbadać, o co tak naprawdę chodzi i czy swoją potrzebę „bycia pewną siebie” czy „czucia się piękną” lub potrzebę bycia akceptowaną musisz „spełniać” poprzez operację.
Jeśli dziś zmienisz swoje ciało, żeby wyglądało inaczej, nie dając mu równocześnie akceptacji i miłości, za kilka lat możesz znów znaleźć się w tym samym miejscu i przeżywać te samo emocje – złość do ciała, nielubienie siebie, wstręt, odrzucenie, smutek, żal, rozpacz – bo moje ciało już nie wygląda tak, jak rok wcześniej, jak 10 lat temu albo jak po operacji. Do większości szczęściar przyjdzie w końcu starość. Co wtedy? Rwanie włosów z głowy, bo mając lat 80, nie wyglądam już tak jak nastolatka?
Kobieto, KSZTAŁTUJ SWOJE PIĘKNO MIŁOŚCIĄ DO SIEBIE <3
I to nie znaczy, że nie możesz czegoś w nim zmienić. I to nie znaczy, że nie możesz zmienić rozmiaru Twoich piersi. Możesz! Masz tę moc!
A ja mam dla Ciebie naprawdę dobrą wiadomość!
Zobacz!
„Badania wykazały, że można powiększyć rozmiar i jędrność piersi dzięki wizualizacji. W przeprowadzonych czterech, odrębnych badaniach, kobietom po dwunastu tygodniach stosowania hipnozy piersi nie tylko urosły i zyskały większą jędrność, ale także zmniejszył się ich obwód talii, a niektóre kobiety nawet schudły. Podczas jednego z badań ochotniczki poproszono, żeby na klatce piersiowej poczuły ciepło ręcznika lub w inny sposób wyobrażały sobie spływające na piersi ciepło. Następnie proszono je, aby poczuły pulsowanie w piersiach i połączyły je z biciem serca, pozwalając, by energia serca wpływała do piersi. Tę samą wizualizację miały praktykować w domu raz dziennie przez dwanaście tygodni. Po tym okresie 85% kobiet znacznie powiększyły się piersi (średnio o 3,5 cm).
Lepsze rezultaty osiągnęły kobiety, które dobrze radziły sobie z wizualizacją, ale rezultaty dało się zauważyć także wśród kobiet, które nie były zbyt dobre w tej praktyce. Nie miało znaczenia, jakiej wielkości były piersi kobiet przed badaniem; metoda działała także w przypadku kobiet po pięćdziesiątce.”