Dawno, dawno temu, miałam taki moment na studiach, w którym badawczo zajęłam się tematem seksualności i tożsamości płciowej.
„Gender” nie było wtedy jeszcze na topie i nikt w żadnym krakowskim barze jeszcze o nim nie słyszał. Inspiracją było raczej rozpustne życie akademickie moich znajomych. No dobrze – moje też. Zachciało mi się bliżej przyjrzeć się osobom, które korzystają z portali randkowych – tych erotycznych.
Zaczęłam badać osoby, które nie szukały w Internecie miłości, a umawiały się na jednorazowy seks. Pozakładałam konta na kilku portalach i zapraszałam wybranych użytkowników do badania – wywiadu. Z kilkoma udało mi się spotkać live. A jednego zapamiętam na całe życie.
Spotkaliśmy się w kawiarni. Przystojny, świetnie zbudowany. Student prawa. Wyjęłam notes oraz listę przygotowanych pytań i bardzo szybko okazało się, że facet nie nadaje się do badania, bo nie umawia się na sex korzystając z tego portalu. To co tam robił? Nagle mój rozmówca nabrał kolorów, a w oczach pojawił się błysk gwiazdy rocka – masował. Wyłączyłam dyktafon i zamieniłam się w słuch, bo zapowiadała się szalenie ciekawa opowieść.
Zaczął od masowania swojej dziewczyny. Po prostu uwielbiał ją pieścić, ugniatać, całować jej ciało.
Najpierw były to tradycyjne masaże, potem rozkochał się w masażu joni… Słowo „rozkochał” nie jest przypadkowe – on naprawdę uwielbiał to robić. Nie pamiętam jak do tego doszło, ale w końcu założył konto na jednym z portali erotycznych po to, aby oferować „masaże erotyczne” innym dziewczynom (jego własna nie miała nic przeciwko temu).
Stworzył prawdziwy gabinet z profesjonalnym łóżkiem do masażu. Miał mnóstwo klientek. Opowiadał o nich i o swojej pracy z pasją artysty. Po pierwsze miał bzika na punkcie kobiecego ciała – wtedy jeszcze niewiele o sobie samej wiedziałam, o swoim ciele, o swojej kobiecości – trochę nie rozumiałam, skąd ten bzik u niego.
Mówił o kobiecym ciele z czcią, z ubóstwieniem wręcz. Dziwił się, że niektóre kobiety nie akceptują jakiś swoich części, że nie kochają swoich ciał (siebie!) – tak po prostu, bezwarunkowo. Masaże były jego sposobem na złożenie hołdu kobiecości. Po drugie był misjonarzem. Pomagał kobietom uczyć się swojego ciała, a także zaakceptować go takim, jakim jest.
Przychodziły do niego m.in. dziewczyny, które nie miały orgazmów, nie czerpały przyjemności z seksu, wstydziły się swojego ciała, które chciały po raz pierwszy doświadczyć masażu joni. Były też oziębłe żony, które na wizytę u „Masażysty” zostały umówione przez swoich mężów… Jego gawęda trwała długo, chciał się zwierzyć, wygadać – bo swoją pasję utrzymywał w tajemnicy przed światłem dziennym.
Dla mnie było to wtedy spotkanie z kosmitą. Od niego dowiedziałam się o istnieniu takich masaży.
Prawdopodobnie był też pierwszą osobą w moim życiu, która z taką miłością opowiadała o ciele. Z takim szacunkiem o kobiecie. Z taką czułością o erotyce.
Artykuł ukazał się w ramach naszej zabawy – Seks i szczerość. Ty też możesz wziąć w niej udział! Kliknij tutaj!