Nie pada żadne słowo, nic szczególnego się nie dzieje, ale ja się rozpływam w tym ciepłym dotyku. I nie jest to rozpływanie się w przyjemności seksualnej.
Raczej w akceptacji ciała. Wiem, że wyjdę stamtąd odmieniona. Nie, żebym była jakoś zahamowana, zablokowana. Po prostu teraz jestem uhonorowana.
Tantryczna masażystka i nauczycielka tantry, pracy z energią Luna Barbara Mierzewicz pisze:
„Święty tantryczny masaż jest uhonorowaniem całego ciała, duszy i zmysłów i starożytną praktyką świątynną, która prowadziła do odnalezienia i doświadczenia naszej boskiej doskonałości. Jest harmonijnym i pełnym zjednoczeniem duchowości z intymnością, ciała ze świadomością i boskości z fizycznością. Doskonałym zestrojeniem duszy i serca w pełni jedności, obecności, odczuwania i przeżywania; jest bramą i otwarciem samych siebie w głębokim połączeniu z własnym ciałem, umysłem, duszą i seksualnością. Masaż tantryczny jest obudzeniem i wzniesieniem naszej energii życiowej – seksualnej, rozprowadzeniem jej po całym ciele i rozpieszczaniem duszy na bardzo głębokim poziomie odczuwania, przeżywania i spełnienia.
W tantrycznej filozofii każda Kobieta symbolizuje i uosabia Shakti – Źródło Mocy Stwórczej, Żeńską Esencję i Boginię, całkowitą doskonałość, kobiece piękno i siłę cielesności. I tak, jak każda Bogini zasługuje na najwyższe adorowanie i czczenie, tak i w mojej Świątyni otwieram i wielbię boskość tych, które pragną poczuć i poznać tę ukrytą część siebie.”
Tyle teorii. A teraz praktyka. Byłam tam. Doświadczyłam tego. Teraz już wiem, o co chodzi, gdy mowa o „kochającym dotyku”. Każdej osobie życzę, żeby doświadczyła tego przynajmniej raz w życiu. Jest to głębokie, wzruszające i transformujące. Dziękuję Ci, Luna, że mnie zaprosiłaś do swojej Świątyni. Było Bosko.
Idę na Kruczą, ciągnąc za sobą wypchaną wszystkim walizkę. Pogoda taka sobie. Przede mną ponad 2 i półgodzinna sesja masażu tantrycznego. Nie będzie to pierwszy masaż tantryczny w moim życiu, ale pierwszy u profesjonalistki, jestem więc ciekawa, co się wydarzy. Ogólnie uwielbiam masaże wszelakie, i takie, które ogromem przyjemności wysyłają mnie w kosmos, i takie, podczas których, puszczając napięcia, syczę z bólu. Jaki będzie ten tantryczny? Przezornie nie zrobiłam kunsztownej fryzury, ani makijażu, wiem, że to będzie masaż na ciepły olej.
Jestem we wskazanym miejscu przed czasem. Luna zaznaczyła, żeby szanować jej czas i się nie spóźniać. Świątynia mieści się w niepozornym mieszkaniu. Po otwarciu drzwi proponuje mi wodę, rozmowę, prysznic – czegokolwiek potrzebuję. Najpierw rozmowa – żeby się poznać, porozmawiać o możliwościach i oczekiwaniach. Niektóre osoby, mając pobieżne informacje, mylą masaż tantryczny z erotycznym(masowane jest całe ciało, włącznie z częściami intymnymi) lub nastawiają się na symfonię orgazmów. Mnie w głowie raczej harmonizowanie przepływu energii w ciele. Uzgadniamy to, czy życzę sobie masażu twarzy (życzę! Właśnie dlatego nie mam makijażu), genitaliów (Luna zaznacza, że nie zawsze jest on potrzebny, a ja zdaję się na nią – jak uzna, że przyda się, to zrobi, jak nie – nie zrobi, masaż zastąpi czymś bardziej odpowiednim na dany moment), rozmawiamy też o nagości. Wiem, że jako klientka mam być naga, ale dowiaduje się, że niczym mnie nie przykryje, bo musi mieć dostęp do całego mojego ciała. Gdy waham się, czy nie zmarznę, Luna przynosi farelkę. Śmiejemy się obie, jest początek września, temperatura powyżej 20 C, ale ze mnie straszny zmarzluch. „Przy mnie nie zmarzniesz” – zapewnia mnie. Hym…
Informuje mnie też o tym, że zanim wpuści mnie na materac, muszę zacząć dobrze oddychać. Jestem stremowana, oddech nigdy nie był moją najmocniejszą stroną. Wcześniej wielokrotnie docierała do mnie informacja, że szczególnie kobiety nie są najlepsze w oddychaniu, że oddychają za płytko, że źle. Gdy będę źle oddychać i nie otworzę się na masaż – niewiele z niego skorzystam.
„Tantra jest jak deszcz – słyszę. Jeśli wystawisz naparstek, będziesz miała naparstek, jeśli wystawisz wiadro, będziesz miała wiadro, jeśli wskoczysz do basenu, będziesz w nim pływać”. Ok, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby wystawić chociaż wiadro.
Rozbieramy się obie. Luna tłumaczy, dlaczego też będzie naga. „Przychodzą ludzie różni, starsi i młodsi, piękni i miej piękni. Chcę, żeby każdy czuł się dobrze, miał do mnie zaufanie, więc też jestem naga. Poza tym muśnięcie skórą o skórę też wiele znaczy. Ten dotyk jest dobry.” Luna więc jest naga. Za to długie czarne włosy ma kunsztownie spięte i związane, żeby nie przeszkadzały w pracy.
Dobrze, możemy zaczynać.
Najpierw nauka oddychania. Stoję naga na dywaniku i wciągam i wypuszczam powietrze. Luna jest obok. Czuję ją. Oczy mam zamknięte, żeby skoncentrować się na oddechu. Czuję jej dłonie muskające moje ciało. Staje za mną, przytula mnie, niczym instruktorka pilatesu, pomagająca wykonać ćwiczenie. Tylko, że instruktorki pilatesu nie bywają nagie. Ani takie czułe. Czuję, że w tym miejscu zaczyna się dziać magia. Jest ciepło, cicho, spokojnie, pachnie kadzidło. A mnie z miłością obejmuje druga kobieta i, mimo że znamy się pobieżnie, wyczuwam jej intencję. Kochający dotyk właśnie się zaczął. Bardzo cieszę się, że ten masaż robi kobieta, a nie mężczyzna. Zdecydowanie o wiele częściej byłam nago z mężczyzną. Teraz pora na coś nowego.
Po oddechu – namaszczenie. Od razu przypomina mi się Biblia, namaszczanie olejami. A potem Saga o Ludziach Lodu, Sol i jej afrodyzjakowa maść czarownic. Przez chwilę jestem czarownicą z Blocksberg. A potem staję się Boginią. Adorowaną, czczoną, wywyższoną. Dostaję taką dawkę miłości i docenienia, że aż łzy mi napływają do oczu. Oddycham głęboko, wdycham to całe ubóstwienie, jakie spotyka mnie w Kala Luna Temple. „Tantra jest jak kwiat – mówi Luna – jeśli ją w sobie zasadzisz, rozkwitnie. To, co ja robię, to tylko początek.”
Trafiam na materac. Zadanie numer jeden – oddychanie. Ciepły olej zalewa moje ciało. Nie myślę, po prostu czuję. Nie wiem, ile to trwa, czy długo, czy krótko. Wiem, że to nie jest masaż mięśniowy, do którego jestem przyzwyczajona. To raczej delikatne muskanie, głaskanie, dotykanie. Dotykanie każdej części ciała. Kiedy odwracam się na plecy, Luna nie pomija moich piersi. Uff, nie cierpię tego pomijania na standardowych masażach. Tak jakby one nie zasługiwały na dotyk. A przecież są jedną z części kobiecego ciała, która potrzebuje go najwięcej.
Po jakimś czasie czuję, że siada między moimi udami. Zarzuca moje nogi na swoje, a potem wylewa ojek na joni. Ciepło i dotyk są zaskakujące. Nie pamiętam, kto ostatnio dotykał jej z taką czułością w nieseksualnym kontekście. A może po prostu to się nigdy wcześniej nie zdarzyło? Ginekolodzy i ginekolożki chyba powinni odbywać długi staż u masażystów tantrycznych, żeby się nauczyć, jak można dotykać kobiety. Poprawka: jak powinno się dotykać tej najwrażliwszej części naszego ciała.
Nie pada żadne słowo, nic szczególnego się nie dzieje, ale ja się rozpływam w tym ciepłym dotyku. I nie jest to rozpływanie się w przyjemności seksualnej. Raczej w akceptacji ciała. Wiem, że wyjdę stamtąd odmieniona. Nie, żebym była jakoś zahamowana, zablokowana. Po prostu teraz jestem uhonorowana. Długo bym mogła pisać o tym, jak cudowne jest bycie dotykaną i ubóstwianą w taki sposób, jak daje to masaż tantryczny, szczególnie u Luny, ale może po prostu spróbujecie same… Napiszę za to, że każdej z nas się to należy, że taki dotyk, taki masaż przywraca poczucie adekwatności całego ciała. Integruje nas z ciałem, każdą jego częścią. Nie tylko moja wagina dostała specjalną dawkę czułości w Kala Luna Temple, ale każda część ciała – palce, uszy, twarz, stopy, brzuch, piersi, biodra… Poczułam się cielesna w pełni swojej fizyczności, tak, jakby dłonie masażystki ułożyły rozsypane puzzle i stworzyły z nich moje ciało. A przecież wcześniej wszystko było na swoim miejscu. Ale jakoś takie… niepołączone. Poczułam, jakby moje ciało ułożyło się w spójną całość, jakby każda część trafiła na swoje miejsce, łącząc się ze wszystkimi innymi. I ta jedna, która w naszej kulturze traktowana jest tak, jakby stworzenie jej przez Stwórcę było dużym nietaktem – joni – również.
Po masażu dostałam jeszcze informację zwrotną na temat swojego oddychania. Bo, oczywiście, obawiałam się, że oddychałam nie tak. „Oddychasz pięknie – zapewniła mnie Luna. – Można by to nagrać i umieścić jako filmik instruktażowy na You Tubie.”. Więc jeszcze raz odetchnęłam z ulgą.
A potem wytarłam się pobieżnie z oleju, założyłam sukienkę, porwałam walizkę i pobiegłam do metra. Z metra do klimatyzowanego autobusu, w którym spędziłam 6 godzin. Ku mojemu głębokiemu zdziwieniu – nie było mi zimno, mimo że pogoda się zepsuła. Po jakiejś godzinie od końca masażu czułam coraz więcej ciepła. Jadąc do domu, miałam wrażenie, że na moim podołku leży rozgrzany zasilacz od laptopa, tak nagrzane było moje ciało i od niego torba, którą położyłam na kolanach. Ponieważ często pracuję w podróży, zaczęłam odruchowo szukać tego zasilacza. A potem sobie przypomniałam, że tym razem nie mam ze sobą komputera. Zwinęłam się w kłębek i zasnęłam, patrząc na smagane deszczem i wiatrem szyby. Było mi ciepło. Grzałam jak elektrownia.