Mierzę się z tym problemem od lat. W szkole podstawowej, w czwartej klasie zaczęły rosnąć i wkrótce stałam się posiadaczką największych piersi w klasie. Głupich docinków chłopców z klasy czy prób dotykania moich piersi nie zliczę…
Mam kompleks dużych piersi, moje są rozmiaru 85 H.
Mierzę się z tym problemem od lat. W szkole podstawowej, w czwartej klasie zaczęły rosnąć i wkrótce stałam się posiadaczką największych piersi w klasie. Głupich docinków chłopców z klasy czy prób dotykania moich piersi nie zliczę…
Świat dorosłych dawał mi do zrozumienia, że wielkość mojego biustu jest dla mnie zagrożeniem. Jako 11-latka słyszałam napominanie, że nie mogę wesoło biegać i skakać, bo to wstyd, jak one będą podskakiwały. Doczekałam się głupiej uwagi nawet od przypadkowej kobiety… Te spojrzenia mężczyzn, czasami jawny komentarz… Ileż to razy marzyłam, by widziano we mnie także oczy, twarz…
Był czas, gdy uczepiłam się myśli o ich zmniejszeniu. Chciałam wyglądać „normalnie, nie jak potwór”. Zaczęłam nawet dyskretnie się rozglądać i rozpytywać… Tu stanęła na drodze cena, nie było mnie stać… ale gdyby było, nie wahałabym się ani chwili!
Nienawidziłam ich do tego stopnia, że je okaleczałam. Chciałam je ukarać za to, że są takie wielkie, ohydne… Każde niepowodzenie wyładowywałam na nich… I kiedyś skończyło się to leczeniem ropnia przez kilka tygodni u chirurga…
Trafia mnie, gdy widzę w sklepach te śliczne staniczki, są one do rozmiaru D. A żeby zdobyć większy, trzeba się nieźle nagłowić i nabiegać. W mojej rodzinnej, małej miejscowości same „namioty”. Dobrze, że w większym mieście, gdzie teraz mieszkam, mogę też znaleźć jakieś cudo dla siebie…
Strojów kąpielowych do przymierzalni brałam dwa komplety, z większego brałam stanik, z mniejszego majtki.
Ta sytuacja pomału się poprawia. W każdym razie widzę jakieś zaczątki poprawy.
Zaczęło się niespodziewanie – od pierwszego małego zwierzaka, który usnął mi na dekolcie. To uczucie, gdy takie szczenię czy kocię zasypia i mruczy… bezcenne! I tych maluchów podczas wizyt u kuzyna na wsi – usypiałam tak pokolenia.
Lubię gdy narzeczony głaszcze moje piersi, gdy położy na nich głowę.
Może więc jest nadzieja?
Widziałam kilka zdjęć związanych z kultem płodności w starożytności. Podobnie wyglądam: puszysta, nie zamierzająca się odchudzać, z dużymi piersiami.
Na razie niestety wciąż powtarzają się mechanizmy z przeszłości… Jakoś nie umiem kierować ku piersiom pozytywnych uczuć. Ciągle myślę jakie są ohydne, złe. I że niektórzy postrzegają je jako obiekt seksualny. Nadal chciałabym je schować, zniszczyć. Choć już ich nie okaleczam…
Jak wygląda sytuacja po latach?
Myślę, że potrzebujesz „bezpieczeństwa” ze strony faceta, kogoś kto pokocha Ciebie, pokocha Twoje wady i zalety. Wtedy nie będziesz zwracała uwagi na głupie komentarze. Będzie ktoś dla kogo jesteś ideałem.