Ostatnio, stosując powyżej opisane techniki naprzemiennie, kąpałam się nago wszędzie, gdzie tylko się znalazłam. I czuję się jak mały spełniony anarchista. 🙂
Ci, co mnie znają, wiedzą, że ostatnio to moja obsesja – kąpać się nago w każdej rzece, jeziorze, morzu. O ile na takich Wyspach Kanaryjskich w zasadzie nie ma z tym większego problemu, bo wszędzie są plaże nudystów, o tyle w Polsce można się odrobinę sfrustrować, chociaż… przekonuję się, że dla chcącego nic trudnego.
Sposoby, które odkryłam dla siebie w ostatnim czasie są dwa. Pierwszy to „na bezczelnego” (albo bezczelną). Po prostu rozbierasz się, wchodzisz i płyniesz, zapominając o tym, że właściwie to łamiesz prawo i ktoś, kogo moralność właśnie obraziłaś, pokazując swoje cycki, może zadzwonić po policję. 🙂
Sposób drugi jest bardziej grzeczny i uspołeczniony. I w zasadzie istnieją dwie jego odmiany. Pierwsza to zawinięcie się w pareo, szal, cokolwiek, co zasłania miejsca strategiczne (bez kostiumu czy majtek pod spodem). Tak zawinięte_ci wchodzimy do wody, a tam, gdy woda nas zakrywa, zdejmujemy tęż szmatę* i owijamy ją sobie najlepiej wokół nadgarstka. Można ją także zawiązać do pewności. Weszliśmy do wody, nie narażając nikogo na „obrażający moralność” widok. A w wodzie szybkie fiku miku i już jesteśmy goli jak święty turecki. 🙂 Potem, wracając do brzegu, możemy wyjść na bezczela (czyli na golasa) i z pokerową miną przespacerować się do własnego kocyka lub też – gdy jeszcze z każdej strony zasłania nas woda lub przybrzeżne zarośla – znów okręcić się szmatą i tak przyzwoicie odzianym przejść przez tłumek plażowiczów.
Odmiana druga to również zawinięcie się szalem lub sarongiem albo nawet ręcznikiem – ale jeśli nasze zejście do wody osłaniają zarośla, wydmy czy co tam na brzegu może być – wystarczy szmatkę zrzucić na brzegu i wejść do wody. Przy wychodzeniu ponownie się owinąć i już. Jeśli zarośla zasłaniają nas odpowiednio, nikt niepowołany nie zobaczy naszej nagości i nie zawoła żadnych władz. 🙂
Oczywiście, istnieją pewnie i inne fortele, które można wykorzystać, ale to już możecie sobie dowolnie sprawdzać i udoskonalać, i, oczywiście, dzielić się pomysłami w komentarzach. Mnie póki co satysfakcjonują te dwa wyjścia.
Ostatnio, stosując powyżej opisane techniki naprzemiennie, kąpałam się nago wszędzie, gdzie tylko się znalazłam. I czuję się jak mały spełniony anarchista. 🙂
*szmatka im cieńsza, tym mniej w wodzie waży – osobiście polecam wszystko, co cieniutkie i leciutkie, bo nie zamieni się w wodzie w ciągnący nas do dna młyński kamień 🙂
A gdzie najcześciej pływasz?
Gdy to pisałam 8 lat temu, najczęściej pływałam na Śląsku i w Bieszczadach. Chechło, Świerklaniec, Wołosate, dopływy Sanu, Solina itp. Teraz najczęściej pływam na Dolnym Śląsku, ewentualnie Helu, w Chorwacji itp.