„Jesteś dziewicą? Bardzo dobrze. Bierz przez 21 dni i przerwij na 7. Działa, działa – byle koza od tego zakrwawi”. Dopiero na studiach dotarło do mnie, że w moim przypadku to nie „ochrona przed ciążą”, a przed kobiecością.
Spośród baśni i mitów lubiłam co najwyżej te o stwarzających bogach i legendarnych postaciach. Historie o brzydkim kaczątku i o tęskniących za sobą połówkach czterorękich nadludzi uznawałam za obleśne. Tak to jest, kiedy odsiaduje się dożywocie za brak „zachowywania się jak człowiek”, brak obłędnej miłości do ciuchów i makijażu i inne niezliczone, wydumane braki. Więzieniem nie był mój pokój. Więzienie było miękkie jak zepsute masło, jak wypierdziany stary materac, którego nie można wystawić na śmietnik przez jakiś abstrakcyjny obowiązek życia. Więzienie idealnie mnie oblepiało – właściwie było mną. Nie chciało mi się spacerować po obiekcie, którym straszy się dzieci lubiące czekoladę. Spacery były co najwyżej wirtualne, a w roli pierwszego Google Street View wystąpiła książka do biologii.
Biologię też zresztą miałam sterowaną odgórnie. „Jesteś dziewicą? Bardzo dobrze. Bierz przez 21 dni i przerwij na 7. Działa, działa – byle koza od tego zakrwawi”. Dopiero na studiach dotarło do mnie, że w moim przypadku to nie „ochrona przed ciążą”, a przed kobiecością. Że nie tylko w domu, ale i u lekarza na świeżą sadzonkę lano wiadrami środek biobójczy. Wcześniej miotałam się w pytaniach, dlaczego właściwie cipka nie jest czymś takim samym, jak na przykład nos albo policzki od środka. Zahaczyłam nawet o forum aseksualnych, na którym próbowałam dowiedzieć się, jaką jestem literką w klasyfikacji.
Od dobrych książek i forów ważniejsze są dobre kobiety, z którymi czyta się siebie i świat. Jakby się zmówiły, aby kolejno pojawiać się w moim życiu. Wraz z hiszpańskim uczyć mnie życzliwej uwagi, buziaków mówiących „lubię cię”, a nie „rządzę tobą”. Wraz z ochroną przed depresją uczyć mnie wygodnego siadania wśród obcych osób, patrzenia im w oczy. Wraz z robieniem USG uczyć mnie szacunku do cyklu i dawno niewidzianego okresu. Wraz z umiejętnością pisania pracy dyplomowej uczyć mnie uśmiechu, wiary w siebie i rozluźnionego cieszenia się chwilą, kiedy ktoś mnie przytula. Pokazać mi, jak się maluje wałkiem i neutralnie podchodzi do własnych wałków. Dać mi przepis na kolorową sałatkę i odebrać lęk, że coś chce mnie ukarać.
Tego momentu nie zaznaczałam w kalendarzu tydzień wcześniej. Był pogodny letni dzień i po prostu zdobyłam się na to, by spojrzeć na pokonaną drogę. Zdałam sobie sprawę, że teraz mieszkam w miejscu, które zamiast tyranii i manipulacji widziało dużo miłości. Tak mi tu dobrze. Ze sobą też dobrze. Słońce pełzające po włosach przypominało mi finezję praktykanta z liceum, w którego dłoniach probówki wyglądały jak zespół akrobatów. Magnetyzm nieznanego chłopaka, za którym koniecznie musiałam usiąść w tramwaju, chociaż miałam do wyboru 73 miejsca. Czary, które wyprawiał pianista na koncercie dla zwykłych zjadaczy radia. Spojrzenie kolegi, który chciałby być kimś więcej. Kolorowy kalejdoskop piękna. Nadzieja.
Nie nadaję się jeszcze na plażę, ale nadaję się na podróż w kosmos. Delikatnie przesuwam dłonią po drugiej ręce, wzdłuż ciała, wszystko takie pionowe, drzewa w lesie, deszcz, dreszcze, jest idealnie, tkwię w miejscu i biegnę, wolność, lato, symetria, minus dwadzieścia i gorąca kawa, a może lukru do smaku, ślina, jestem zwinną rybą, źródełko we mnie, prostokąt łóżka dla mnie, kółka na piersiach, tkliwe maliny, poduszka, podgryzam aksamit, w dole mam satynę, unerwioną perłę, jestem niegrzeczną owieczką, kożuchy są fajne, mokry jest zabawny, perła pulsuje, ma tysiąc korzeni, jestem zaklęta, muszę tutaj, tam, znowu tutaj, muszę tam, gdzie ty mnie ciągniesz, o tak, rozkazuj mi, korzenie się wiją do bioder, światło pod powiekami, gładkość, prążki, gładkość, prążki, gładkoprążki, jak dobrze, czekaj jeszcze nie, cała ręka, kolejne palce, dziki taniec, howgh, druga ręka, nie przestawaj, a może od spodu, czy ty byś tak umiał, jak kota pod brodą, rozkoszny kot, jeszcze, jeszcze, tutaj, na bok, delikatniej, jeszcze, lecę, piorun, skurcz, supernowa, gdzie moje mięśnie, ratunku, nie mam kończyn, spadam w górę, jestem w kawałkach, kosmiczny pył, jestem idealną kulą szczęścia. Jestem TAM.
Artykuł ukazał się w ramach „konkursu na sezon ogórkowy”. Do wygrania ekskluzywny masażer erotyczny Lily; napisz artykuł i go wygraj! Sprawdź szczegóły konkursu.