Spotkałam Kaja, spotkałam syna Królowej Śniegu. Od lat usiłuję wydłubać mu z serca lodowy okruch zwierciadła.
Na początku nasz seks był cudowny, wspanialszy, niż wszystko, co do tej pory mnie spotkało. Oddanie, komunia, dzikość serca, brutalność i nieskończona czułość splecione w jeden gest. A potem – lodowate milczenie, odpychanie.
Znacie baśń o Królowej Śniegu? Na pewno. No to posłuchajcie:
Jeśli Królowa miałaby syna, czy on byłby w stanie dać innej kobiecie, dać innej istocie miłość, czułość, ciepło? Czy mógłby dać pełny, prawdziwy seks, będący połączeniem pierwiastka cielesnego i duchowego?
Mógłby.
Być może jest to nie do pomyślenia, ale mógłby.
Spotkałam Kaja, spotkałam syna Królowej Śniegu. Od lat usiłuję wydłubać mu z serca lodowy okruch zwierciadła. Na początku nasz seks był cudowny, wspanialszy, niż wszystko, co do tej pory mnie spotkało. Oddanie, komunia, dzikość serca, brutalność i nieskończona czułość splecione w jeden gest. A potem – lodowate milczenie, odpychanie. Nasz związek przypominał emocjonalno-seksualny roller-coaster. Miesiąc milczenia, doba namiętnego seksu, wspólnego bycia. Tygodnie milczenia, tygodnie jedzenia w łóżku i trzymania się za ręce nawet przez sen. Gdybym uwierzyła, że on rani mnie i odpycha z premedytacją, gdybym uwierzyła, że on w ogóle nie cierpi z powodu naszych rozstań, z powodu tego, co mi robi – odeszłabym. Ale wiedziałam, że to Królowa w nim. Zwierciadło w nim.
Niektórzy są tak mocno skrzywdzeni, że nie potrafią inaczej. Podczas długiego, półrocznego okresu milczenia – hibernacji Kaja, zmęczona płaczem i pogrążaniem się w bezruchu, postanowiłam postąpić inaczej i dać się ponieść falom. Żeby zapomnieć o Kaju, zdobyć doświadczenie, żeby zapomnieć o bólu i przemijaniu – oprócz milczenia Kaja był to czas, gdy odeszły na zawsze dwie bliskie mi osoby. W tym dziwnym czasie dawałam się ponieść – uprawiałam seks z mężczyzną starszym od mojego ojca i z dużo młodszym od siebie. To nie był dobry seks, ale był nauką siebie i świata. Robiłam pewne rzeczy po raz pierwszy i (jak na razie) ostatni, rzeczy, które wiele osób uznałoby za perwersję – napiszę tylko, że związane z robieniem siku niekoniecznie w toalecie – i nie umarłam od tego. Poznałam za to swoje granice, balansując czasami na nich dość chybotliwie. Nie jestem specjalnie dumna z tamtych doświadczeń, ale też nie mam straszliwego poczucia winy i poniżenia. Spełniłam też kilka swoich fantazji – jak na przykład seks w nocnym lesie na masce samochodu czy przespacerowanie się bez majtek w bardzo krótkiej i bardzo obcisłej sukience po sopockim molo. Dodam, że podczas przechadzki miałam na twarzy teatralny makijaż przypominający demona z japońskiej mitologii…
Najbardziej z tych ekscesów zapamiętałam jednak jeden moment: kiedy w przyczepie kempingowej, w nie całkiem trzeźwym stanie umysłu (nie polecam, ale miało być szczerze!) uprawiałam seks z dużo starszym partnerem, nagle poczułam, że w moim umyśle otwiera się tunel, którym moje ciało przenosi się zupełnie gdzie indziej. Jest z Kajem na jego poddaszu (tak, to też prawda: mój Kaj mieszkał na poddaszu, jak ten z Andersena) w wigilijny wieczór ubiegłego roku, który spędziliśmy wspólnie, kochając się. Wtedy najwyraźniej w życiu poczułam, że seks dzieje się najbardziej w głowie. Krzyczałam wtedy głośno imię Kaja (nie muszę dodawać, że mój „realny” kochanek nie był tym zachwycony…). Historie z Młodszym i Starszym ucięłam dość szybko, czułam bowiem przy nich, jak bardzo tęsknię za Kajem. Za nim i za naszym seksem, który był z innego wymiaru. Ten lodowaty czas spędzony osobno przyniósł mi jednak także spotkanie, które do dziś wspominam dobrze: kochanka, którego nazywam Faunem. Faun był młodszy ode mnie, był artystą, łobuzem i wesołym chłopakiem, jednym z tych, co mogliby być kolegami młodego Johna Travolty w „Grease” czy „Saturday Night Fever” i gdyby był z Nowego Jorku, to na pewno mówiłby z włoskim akcentem i wykłócał się głośno ze swoją mamą. Może to przypadek, że gdy pierwszy raz go zobaczyłam, poczułam od razu zapach perfum, których używał Kaj… Z Faunem spędziliśmy kilka szalonych nocy i dni, z których najlepiej wspominam seks w pracowni malarskiej, do której Faun wykradł klucze. Kolejna fantazja zaliczona. Jego tatuaże, zapach terpentyny, środek dnia, studenci przechodzący pod drzwiami, przechodnie za oknem. Będę miała co opowiadać wnuczkom… Albo raczej wolałabym, by przeczytały to w moim pamiętniku po mojej śmierci.
Balansowałam na granicy zakochania się w Faunie, ale na szczęście to się nie stało. Pozostał on jednym z moich najweselszych wspomnień i dowodem na to, że namiętny seks, dający radość i energię, może być przyjacielski i pozbawiony traumy czy niesmaku po rozstaniu. Jak fauny i nimfy w moich ukochanych mitach greckich… A potem…
…zły czar minął, okruch lodu w sercu Kaja stopniał. Przyznał, że tęsknił za mną, że ja miałam rację, że on był głupi. Happy end – poślubiłam Kaja.
Ale baśń nigdy się nie kończy – póki my żyjemy. Zwycięstwo nad Królową Śniegu jest pozorne. Czasami Kaj nieruchomieje. Moje gorące łzy próbują znowu go ocalić. Czasami Kaj jest czuły, ale nie potrafi dawać seksu, bo jego ciało i serce są tak rozdzielone przez wychowanie u Królowej, przez wychowanie w naszej cholernej kulturze, przez zły czar. Bo jestem za blisko, bo tylko z interwałami milczenia i odrzucenia potrafił dzielić ze mną ogień i komunię seksu.
Ale baśń nigdy się nie kończy. Kiedy seks jest, jest cudowny jak zawsze, jak wtedy, jest bliskością, ogniem, komunią, szaleństwem.
I to jest moja Opowieść Noworoczna o otwartym zakończeniu.
autor: Marianna