Mój pierwszy kochanek był brzydki jak noc i piękny jak demon. Jego penis był w dotyku jak aksamit. Dotyk jego dłoni elektryzował, byłam przy nim tak wilgotna, że można by nawadniać pola całego Egiptu. Byłam z nim całkowicie szczera i niedoświadczona.
Nie wiedziałam nic. Byłam z nim otwarta i czułam się taka kochana, adorowana, akceptowana. W jego dłoniach, przy nim byłam jak bogini. Nie było pośpiechu, tylko fascynacja. Rozpływaliśmy się w długich, upojnych godzinach pieszczot, czasem towarzyszył nam księżyc, a czasem słońce. Było pięknie.
To przy nim naprawdę nauczyłam się całować. To przy nim dopiero doceniłam i polubiłam swoje ciało, mimo że inni też mnie dotykali. To dla niego chciałam się rozbierać, żeby być jak najbliżej. To do niego co noc się skradałam, żeby patrzeć w jego czarne oczy, żeby słuchać jego słów. Pieścił mnie słowami, pieścił mnie sobą. Był najwrażliwszym kochankiem, wyczulonym na mnie, na moje nastroje. Był demoniczny i niebezpieczny. Czułam się przy nim jak księżniczka. Dopiero przy nim stałam się kobietą. I mimo że byłam wtedy dziewczyną, może nawet jeszcze trochę dzieckiem, to jednak i kobietą, i boginią, i kochanką – przy nim.
Podarował mi świat. Podarował mi zmysłowość. Od niego dostałam to, co cenne dla wszystkich kochanków: skupienie, uwagę, oddanie, uwielbienie, szacunek, fascynację. Och, oczywiście, że ból, to nie była miłość idealna. To nie była miłość wcale. Tylko zakochanie, zauroczenie, pierwsze pocałunki, dotyk, zapach i smak. Magia.
Prawdziwa bliskość. Nigdy wcześniej, z nikim nie byłam tak blisko. Znał mnie na wylot, dla niego byłam przezroczysta, wszystko wiedział. Dla niego chciałam być przezroczysta. Dla niego kupiłam białą bieliznę i pokazałam ją, jak się tylko zobaczyliśmy na stacji kolejowej. Jemu się poddawałam. Mógł być moim oprawcą, ale zawsze stał na straży bezpieczeństwa i cnoty. Był prawdziwym dżentelmenem. Był bardzo delikatny. Był alkoholikiem, narkomanem i wiecznym dzieckiem. Kochałam go do szaleństwa przez kilka tygodni. A potem rzuciłam i odeszłam bez łez.
Nikt nigdy więcej mnie tak nie całował.