Odkryciem ostatnich kilku miesięcy jest kubeczek menstruacyjny – niewielki silikonowy zbiornik w kształcie dzwonka, który gromadzi krew wewnątrz pochwy. Składam go na pół i wkładam do pochwy dwoma palcami, gdzie otwiera się i dostosowuje do jej kształtu. Kubeczek zrewolucjonizował moje przeżywanie miesiączki, jej charakter i stosunek do mojej pochwy i ciała.
Zamiast wykraczać poza siebie, musimy wejść w siebie.
Eve Enlser, Dobre ciało
Odkryciem ostatnich kilku miesięcy jest kubeczek menstruacyjny – niewielki silikonowy zbiornik w kształcie dzwonka, który gromadzi krew wewnątrz pochwy. Składam go na pół i wkładam do pochwy dwoma palcami, gdzie otwiera się i dostosowuje do jej kształtu. Kubeczek zrewolucjonizował moje przeżywanie miesiączki, jej charakter i stosunek do mojej pochwy i ciała.
Zawsze miałam szczególny stosunek do swojej menstruacji i zawsze był to dla mnie wyjątkowy czas. Zapewne ma to związek z tym, że zaczęłam miesiączkować wcześnie i staram się to za wszelką cenę ukryć przed moimi koleżankami i otoczeniem, co było dla mnie bardzo trudne, ponieważ w połowie lat 90–tych nie umiałam stosować tamponów, a nie miałam nikogo, kto by mnie wsparł w tej kwestii. Była sama ze swoją miesiączką i nie chciałam nikogo wtajemniczać w ten temat. Była to moja sprawa. Pamiętam, że w tamtych czasach używałam podpasek always, których z czasem zaczęłam nienawidzić, ponieważ odparzały mi skórę od wewnętrznej strony ud (każdy, kto stosował ten koszmarny produkt wie, że są one plastikowe). Po jakimś czasie przerzuciłam się na grube podpaski bella.
W każdym razie, mimo niedogodności technicznych, bardzo lubiłam swoje miesiączki, była to jakby moja tajemnica, coś, co przeżywałam głęboko w sobie i nikt nie miał do tego dostępu. Może ważna też była kwestia kontroli, ponieważ miesiączki były poza wszelką kontrolą kogokolwiek. Po prostu były częścią mojego życia, intymnego życia. Czasem, w którym szczególnie dbałam o siebie, byłam ze sobą. To nigdy się nie zmieniło. Koncentracja na sobie wynikała też z tego, że były obfite, intensywne, pełne życia.
Zastanawiam się, dlaczego kubeczek tak bardzo zmienił mój stosunek do siebie. Mam wrażenie, że wyniósł moją miesiączkę na metafizyczne i fizyczne wyżyny. Przeniósł mnie w inny wymiar odczuwania swojego ciała. Przede wszystkim mogę inaczej doświadczyć swojej krwi. Nie ląduje ona na anonimowej podpasce lub wewnątrz tamponu z supermarketu, ale gromadzi się w środku zbiorniczka, który sama sobie wybrałam, w określonym kolorze, typie i rozmiarze. Co więcej, znajduje się on wewnątrz mnie, wewnątrz mojej pochwy, która jest czymś niebiańskim, pachnącym, świeżym, silnym – ucieleśnia ideał piękna. Po wyjęciu kubeczka mogę zobaczyć, ile krwi się nagromadziło, włożyć do niego palce i poczuć temperaturę krwi, która przed chwilą była we mnie. To jest niemalże mistyczne doświadczenie. Mogę też poczuć zapach samej siebie od środka.
Miesiączkowanie zaczęło być jeszcze bardziej przeżyciem wewnętrznym, osobistym. Zmieniło się również to, że zaczęło być komfortowe, nigdy nie czułam się tak świeża i niemalże jaśniejąca. Wszelkie problemy techniczne zniknęły, pozostała radość miesiączkowania. Zaczęłam mieć bliższy kontakt ze swoją pochwą. Wynika to z tego, że technika wyjmowania kubeczka jest zupełnie inna niż przy używaniu tamponów. Wyciąganie palcami najlepiej wesprzeć skurczami pochwy. Jego stosowanie wymaga zatem współpracy z nią. Nie jest to ciągnięcie za sznurek.
Zaczęłam się czuć bardziej związana ze swoim ciałem i cyklem, jestem coraz bardziej swoim ciałem i swoim okresem. Nie jest on czymś zewnętrznym. Pozwala doświadczyć pełni kobiecości i piękna ciała. Każdego miesiąca z żalem chowam kubeczek, ponieważ miesiączkowanie stało się intymnym misterium w kolorze fioletu (kubeczek) i purpury (krew), królewskim rytuałem, któremu oddaję się z dostojeństwem władczyni. Daje wolność i radość.
Tekst ukazał się w ramach świątecznego konkursu.