Danka S.
Szczerze? Bardzo szczerze, mając niecałe szesnaście lat, najbardziej marzyłam o tym, żeby powiedzieć mojemu wuefiście, że chcę się z nim kochać, najlepiej na stercie materacy w nauczycielskiej kanciapce, w której pachniało kurzem i farbą olejną.
Najbardziej lubiłam wchodzić tam, gdy na zewnątrz świeciło słońce – pod światło widziałam tumany kurzu unoszące się w powietrzu, kiedy na ochotnika pomagałam trenerowi układać lub rozkładać maty przed zajęciami. Czasem udawało mi się zaaranżować moment, gdy byliśmy sami w kanciapce. I to te momenty potem karmiły moją wyobraźnię.
***
„Idziesz, Dana? Karolina ma za pięć minut sto piętnaście. Musimy lecieć”. – Nastolatki zbierały w pośpiechu przepocone t-shirty i spodenki, wciskały je byle jak do plecaków, motały szybkim gestem szaliki wokół pulsujących jeszcze wysiłkiem szyj i podciągały zapięcia kurtek do samej góry – był zimny, listopadowy wieczór. Po szkolnych korytarzach echo poniosło wysoki, trochę irytujący głos jednej z nich:
„Dana? Co ty, śpisz? Jeszcze w samych gaciach? Słyszałaś? Jak chcesz zdążyć z nami na przystanek, to się pospiesz”.
„A, tak, słuchajcie, idźcie beze mnie” – dziewczyna ocknęła się z zamyślenia – „Mnie jeszcze zejdzie chwilkę, zresztą potem idę do Kaśki – obiecałam przynieść jej notatki z tego tygodnia przed weekendem, a… – zawahała się” – „a poza tym chciałam omówić z trenerem ostatni mecz, nie poszło mi, coś ten…” – Danka zatuszowała zmieszanie pochylając się nad torbą, jakby szukała w niej ubrań, choć te leżały w nieładzie obok, na ławce. – „No, idźcie. Autobus wam ucieknie”.
„Uuuuhu, hej, panny, zostawmy zakochanych sam na sam. Nic tu po nas” – rzuciła głośno Karolina, strzelista brunetka, mrużąc oczy jak kocica, wykrzywiając pełne usta w lekko drwiącym, ale ciągle miłym uśmiechu. Karolina miała opinię nie tylko najseksowniejszej dziewczyny w klasie, ale też najbardziej obeznanej w tematach damsko-męskich. W każdym razie promieniała nonszalancką kobiecością pewnej swojej atrakcyjności nastolatki. Danka też ją podziwiała, i to całkiem otwarcie. Czasem nawet, patrząc na przyjaciółkę, szczególnie gdy ta gestykulowała pochłonięta rozmową, a wszystkie jej ruchy zdawały się brać początek tuż pod biustem i w lekko zaokrąglonym brzuchu, czasem Danka łapała się na tym, że czuła wtedy przyjemne ciepło między udami. Miała to sobie za złe, ale za mało, żeby odmówić sobie przyjemności kontemplowania koleżanki od czasu do czasu w ten sposób. Na treningach i lekcjach w-f Karolina nigdy nie starała się zasłaniać, przebierając. Danka znała doskonale jej ciało, dołki, krzywizny i wypukłości, przyprawiające o zawrót głowy wertykalne linie proste nóg i pleców, przełamane pagórkami pośladków, krągłością szczupłych kolan i piersi o uroku świeżych papierówek. Może bardziej nawet malinówek, bo Karo miała urok kreolski.
Miała też intuicję – doskonale wyczuła słabość Danki do trenera. Dostrzegała subtelną zmianę zachowania koleżanki, kiedy w pobliżu znalazł się akurat pan Rafał. Podczas, gdy cała drużyna, rozkrzyczana i roześmiana chmara szesnastolatek, żartowała sobie z nim w najlepsze, Danka cichła, śmiała się ze wszystkimi, ale mówiła mało i nigdy nie patrzyła w stronę trenera. Za to postępy w siatkówce zrobiła w ostatnim semestrze kosmiczne – trener zaczął od niedawna wystawiać ją nawet w najważniejszych meczach. Większość czasu spędzała na nich, siedząc jednak na ławce, ale zdarzało się jej i grać. Jak ostatnio, w Toruniu. Mecz był co prawda towarzyski, ale trener kazał ekipie potraktować go jak sparing przed mistrzostwami regionu – Toruń wyrósł na głównego przeciwnika dla ich drużyny. Danka grała cały jeden set i grała dobrze. Dała z siebie wszystko, a jednak nie była z siebie zadowolona. Przegrały minimalnie, właśnie z powodu jej kilku głupich błędów. Pracowała ciężko na treningach, chodziła na siłownię, biegała, oglądała mnóstwo meczy, analizowała swoją grę, ale wciąż popełniała kilka błędów, których nie umiała jakoś wyeliminować. Od soboty myślała tylko o tym i chciała koniecznie porozmawiać z panem Rafałem. Tamten mecz nie dawał jej spokoju. I jeszcze coś, trudne do zdefiniowania uczucie, kiedy po meczu trener, jak prawdziwy profesjonalista, zebrał ekipę wkoło siebie i powiedział: „Byłyście super, dziewczyny. Jeszcze parę detali technicznych trzeba dopracować. Po to gramy mecze towarzyskie. Ale zagrałyście świetny mecz. Jak tak dalej pójdzie, to zapiszecie się w historii szkoły złotymi zgłoskami, a Kaśka was ozłoci”. Kaśka to dyrektorka. Uśmiechnął się przy tym jakoś tak, Danka miała wrażenie, że tylko do niej, miękko, jak dziecko, które pierwszy raz bierze do rąk puchate pisklę, i wtopił w nią wzrok. Danka rozpuściła się wtedy w środku, jak czekolada w kąpieli wodnej. Od podbrzusza rozlał się po jej zmęczonym ciele płomień, w tempie tsunami. Powiedziała coś w rodzaju „No, ja to chyba nie zasłużyłam…”, na co trener zrobił krok w jej stronę, położył jej rękę na ramieniu, przechylił głowę i powiedział : „Byłaś świetna, Danusiu”. Tę dłoń, której trzy palce spoczęły na gołej skórze jej ramienia, a pozostałe dwa na szerokim ramiączku drużynowej koszulki, czuła jeszcze przez kilka godzin. Jakby jej ciało stało się nagle pianką zapamiętującą kształt, jakby przechwyciło formę i ciężar tej szerokiej, męskiej dłoni. W drodze powrotnej, w samochodzie, podczas gdy pozostałe nastolatki nie przestawały szczebiotać jedna przez drugą, śpiewać, wygłupiać się i śmiać, Danka udawała, że śpi, żeby móc w spokoju kontemplować uczucie, jakie pozostawiła na jej ciele ręka trenera. Dała się wtedy ukołysać wyobraźni, ożywiła tę dłoń, pozwoliła jej opuścić odciśnięty ślad na ramieniu. Odcisk stał się własnością jej fantazji i jej narzędziem. Najpierw dłoń nieśmiało poruszyła się, ucisnęła lekko jej ramię, wykonała miękki ruch w kierunku szyi, dotykając jej krawędzią, potem z powrotem, zjeżdżając nieco w dół, i w górę, kilka razy, po czym zaczęła gładzić niżej, aż do łokcia, muskając przy tym jej lewą pierś. Następnie dłoń pana Rafała, ta odciśnięta na ciele Danki, przesunęła się na jej obojczyki i szyję. Jej oddech się pogłębił, a w podbrzuszu i niżej pojawiło się ciepło, które szybko objęło całą jej miednicę, uda i brzuch, potem piersi, plecy, ramiona, szyję i głowę.
Podniecenie zaczęło dławić ją w gardle. Zacisnęła uda, poprawiając się na siedzeniu i chwytając jedną ręką pas bezpieczeństwa, jakby chciała sprawdzić, czy jest zapięty. Zamknęła jeszcze mocniej powieki i siłą woli skierowała zdecydowanym ruchem posłuszną rękę na piersi. Jednej dłoni okazało się jednak za mało, dlatego wyobraziła sobie szybko drugą i tak, dwie prawe ręce trenera pieściły w najlepsze podniecone ciało dziewczyny – jedna mocno głaskała i ściskała jej piersi, a druga zajęła się jej brzuchem, kierując się konsekwentnie w kierunku wzgórka. Mocnymi, kolistymi ruchami wtargnęła między nogi. Danka wyraźnie poczuła między udami te trzy palce, które wcześniej wypaliły jej ślad na nagiej skórze ramienia. Lekko rozchyliła uda, a właściwie poluzowała mięśnie na tyle, żeby palce mogły wśliznąć się głębiej, po czym zacisnęła nogi z całej siły. Podniecone do granic wytrzymałości guziczek i wargi, ściśnięte mocnymi mięśniami wysportowanych ud, zadrżały. Jeszcze kilka skurczów i rozkurczów i Danka zapadła się głęboko w siedzenie, rozluźniając wszystkie mięśnie miednicy i ud, poddając się obezwładniającej rozkoszy intensywnego orgazmu.
„Jakie to szczęście, że u kobiet nic nie widać i mogą się podniecać dyskretnie” – pomyślała kilka chwil później i przysnęła faktycznie, oparta czołem o powieszoną na oknie bluzę.
Dana pamiętała doskonale swój pierwszy prawdziwy orgazm. To, co było wcześniej, zniknęło gdzieś pod pokładami dziecięcego wstydu. Mgliście pamięta, że jako jeszcze naprawdę mała dziewczynka uwielbiała się głaskać i ocierać, kręcić na czyichś kolanach, że chętnie rozbierała się i dotykała swojego dziecięcego ciała wszędzie, że nawet miewała chyba fantazje erotyczne, tylko za nic nie była sobie w stanie przypomnieć, jakie. Gdy podrosła, musiała zdaje się wyprzeć ze świadomości te wspomnienia, poza paroma najbardziej upartymi, jak to, gdy, jako może pięciolatka, stanęła rozebrana wieczorem przy oknie balkonowym wychodzącym na ulicę i czekała, aż jakiś mężczyzna na nią popatrzy. Tak bardzo wstydziła się tego wspomnienia, a jednak nie udało się jej go wykasować z pamięci. Podobnie, jak ogromnego podniecenia, jakie wtedy odczuła. No, ale przecież dzieci są aseksualne. Wszyscy wkoło tak mówią. Zatem nie pamiętała, czy już wcześniej znała czy nie uczucie rozkoszy, w każdym razie pierwszy w życiu świadomy orgazm Danki połączył się nierozerwalnie z pojawieniem się w szkole pana Rafała. Ich poprzednia wuefistka zaszła w ciążę i musiała nagle pójść na zwolnienie – ciąża okazała się zagrożona. Drużyna posłała pani Anecie kosz owoców i kartki z życzeniami zdrowia dla niej i dla dzidziusia. Niestety nie mogła ona być na otwarciu siłowni, którą z takim poświęceniem zorganizowała dla szkoły w podziemiu. W nieużytkowanych, brudnych piwnicach, w ciągu paru miesięcy, nakładem pracy uczniów i rodziców, wygospodarowano kilka pomieszczeń na urządzenia, jakie szkoła dostała w darze od stowarzyszenia sportowego z Detroit. Jakieś dawne kontakty przyjacielskie dyrektorki, jeszcze z czasów komuny, Dana nie bardzo znała szczegóły. W każdym razie w tydzień po odejściu na chorobowe pani Anety, miała miejsce uroczysta inauguracja siłowni. Pierwszą grupą, testującą urządzenia, była oczywiście drużyna siatkarska dziewcząt – chluba szkoły. Dziewczyny rzuciły się oglądać i obmacywać czerwono-czarne, pachnące nowością sprzęty do budowania masy mięśniowej, kiedy do jednej z sal wszedł nowy trener. Danka widziała go z daleka już wcześniej w ciągu dnia. Ciacho i kawał chłopa. Od razu zwróciła na niego uwagę. Teraz wisiała na drążku i podciągała wyprostowane nogi do dziewięćdziesięciu stopni. Brzuch, wszystkie mięśnie głębokie, napięte były do granic wytrzymałości. Przy każdym kolejnym powtórzeniu coraz bardziej. Danka ze zdziwieniem stwierdziła też, że przy każdym kolejnym powtórzeniu odczuwa coraz przyjemniejsze napięcie w podbrzuszu, potem centralnie w cipce, w łechtaczce i głębiej, w środku. Z zaciekłością godną Rocky’ego kontynuowała ćwiczenie, czując, że dzieje się w niej coś niezwykłego. Mięśnie paliły wprost od wysiłku, ale ona parła dalej, nie mogła już przestać. Wtedy to na wprost niej stanął ON i zaczął się przyglądać. Coś powiedział, chyba na temat postury na maszynie, że obciążała za bardzo barki, że to ciężkie ćwiczenie. „Ile powtórzeń zrobiłaś?”. Chciała go udusić w tym momencie, bo nachalnie narzucił się swoją obecnością dokładnie w chwili, gdy zaczęła szczytować. Zmarszczyła twarz w grymasie, który z zewnątrz musiał wyglądać na ból, zacisnęła oczy, dociągnęła ostatni ruch do końca. Mięśnie brzucha bolały jak diabli, ale to nie miało znaczenia – orgazm objął ją całą, pochłonął na chwilę w niebyt. A on stał i się gapił. „No, chyba wystarczy, coś sobie naderwiesz jeszcze. Nie trzeba przesadzać z takim treningiem”.
To było pierwsze spotkanie Danki z panem Rafałem. Pierwsze spotkanie i pierwszy wywołany świadomie orgazm. Miała wtedy niecałe piętnaście lat.
Tak, Karo się nie myliła. Danka od samego początku czuła ostrą miętę do trenera. Dziewczyny podśmiewały się z niej, ale nie złośliwie. Ona odpowiadała tajemniczym uśmiechem, albo głupimi minami i żartowała z nimi, czasem pikantnie. Jednak teraz coś się zmieniło. Dana od soboty obsesyjnie myślała o rękach trenera, wyobrażała sobie je na całym swoim ciele, wieczorem, przez zapadnięciem w sen, wyobrażała sobie, że ją obejmują jego umięśnione ramiona, że ją ściskają mocno, że przywiera do niej torsem, a jej piersi pęcznieją pod tym naciskiem, jakby chciały mu stawić opór, wreszcie, że czuje, jak w tym uścisku na wysokości jej podbrzusza, przyciśnięty mocno do jej ciała, twardnieje jego członek, rozwija się, powiększa, pęcznieje, staje się coraz bardziej obecny i wołający o uwagę. Scenariusz fantazji przeobrażał się w jej głowie sto razy na dobę, ewoluował, zmieniał rytm, ale ani o milimetr wyobraźnia Danki nie poluzowała uścisku i nie osłabiła wzwodu, choć jeszcze nie starczało jej odwagi, by dotknąć zuchwałego penisa, albo żeby wspiąć się wyżej albo podciągnąć na jakimś wysokim meblu, tak, żeby twardość znalazła się między jej udami. Od soboty chodziła zatem z tą wizją, zasypiała z nią i budziła się następnego dnia, w impasie uścisku, którego nie chciała cofnąć, a którego nie ważyła się jeszcze przeobrazić w coś więcej.
Nie miała pojęcia, co ją naszło po treningu. Wcale nie miała zamiaru zostawać sam na sam z panem Rafałem. Bała się tego bardziej, niż czegokolwiek na świecie. Owszem, chciała omówić sobotni mecz, ale broń boże nie w takich okolicznościach. A jednak przeciągała – wzięła prysznic, czego zwykle nie robi, bo przecież mieszka pięć minut autobusem stąd, ubierała się najwolniej, jak to możliwe, trzy razy przeczesała włosy i poprawiła kucyk.
Dziewczyny zniknęły za drzwiami szatni, rzucając kolejno „cześć!”, „do jutra”, „bawcie się dobrze, gołąbki!” – to Karolina, a inne zachichotały. Ich rozbawione głosy zamilkły w końcu w ciszy opustoszałej szkoły. Ucichło nawet echo i Danka słyszała już tylko wycie wiatru za oknem. Zaczynało padać.
W drzwiach kanciapki wuefistów zgrzytnął klucz. Danka usłyszała ten dźwięk głośno, jakby ktoś podłączył do zamka wzmacniacz. Podskoczyła i nagle zaczęła w pośpiechu zbierać swoje rzeczy: torba, zzzzzt – zasunęła zamek, który zaciął się w połowie na sznurówce adidasa, jeszcze szalik i kurtka, i już stała w drzwiach korytarzyka prowadzącego z sali gimnastycznej do hallu szkoły. Spojrzała w mrok, gdzie jeszcze chwilę wcześniej paliła się jarzeniówka, próbowała dojrzeć sylwetkę trenera, który szedł w jej stronę. Jego kroki rozbrzmiewały echem na całym parterze szkoły. Był to wysoki i barczysty mężczyzna, wzrostu co najmniej stu dziewięćdziesięciu centymetrów. Dziewczyny czasem dokuczały mu, że buty to chyba sprowadzać musi ze Szwecji, bo w Polsce nikt nie ma takich kajaków. Śmiał się z tego i mówił, że to nie jest wcale zabawne i że gdyby one wiedziały, jak ciężko jest się dobrze ubrać i obuć kiedy się ma wymiary koszykarza z Jamajki. No, na Jamajce mogą sobie biegać w szortach i klapkach, a tu? co on ma biedny zrobić, jak do połowy listopada nie udało mu się znaleźć kurtki, która miałaby wystarczająco długie rękawy? „Doszyjemy coś ładnego do kurtki Danki i będzie w sam raz” – powiedziała wtedy któraś – „Lubi pan kolor turkusowy? Dana, oddaj panu kubraczek! Widzisz, że trenerowi zimno. Jesteś z nas najwyższa”. – „No nie, nie zabiorę Danusi ciepłego ubrania” – powiedział trener – „Jeszcze by się nasza wschodząca gwiazda siatkówki pochorowała i co my wtedy bez niej zrobimy?”. To było tydzień temu. Danka dokładnie pamiętała jego ciepłe spojrzenie, kiedy to mówił, jego aksamitny głos, niski, wibrujący. Poczuła go w całym ciele, jak dreszcz.
Kroki zbliżały się do niej coraz bardziej, ale jej oczy wciąż nie mogły dostrzec idącego. Nagle tuż przed nią wyrosła sylwetka trenera, który zatrzymał się przed samymi drzwiami. Cofnęła się instynktownie o pół kroku. „Oo!” – krzyknęła – „wystraszył mnie pan! Oczy jeszcze nie przyzwyczaiły mi się do mroku, po tej jarzeniówce”. „Nie wiem, co za geniusz wymyślił, żeby jedyny włącznik był tam, na końcu korytarza. Zawsze muszę wychodzić stąd po ciemku, jak ślepy kret. Czekasz na mnie?” – „Nnniee … to znaczy tak. Trochę tak” – bąknęła Danka i zaraz się pozbierała– „Ale już późno, pan się pewnie spieszy do domu? Ja chciałam tylko porozmawiać o ostatnim meczu. Ale może innym razem, bo dziś już ciemno i głucho…” – czuła prawie ciepło bijące od stojącego blisko, tuż przed nią mężczyzny. On też się nabiegał z nimi w czasie treningu i naskakał. A teraz ogrzewał swoją masą bezpośrednie otoczenie Danki. Znów ciepło ogarnęło jej lędźwie i miednicę, a kolana lekko zmiękły. Oparła się o zamknięte skrzydło drzwi, które skrzypnęły pod jej ciężarem. Na apele szkolne woźny je otwierał na oścież, ale na co dzień otwarte było tylko jedno skrzydło, bardzo wąskie. I to w świetle tych wąskich drzwi znaleźli się Danka i rozgrzane wysiłkiem ciało trenera. Dziewczyna oparła również głowę o drzwi, które jednocześnie przytrzymywała za plecami ręką. Na drugim ramieniu wisiała jej torba i szalik. Głębokie westchnięcie samo jakoś wydobyło się z jej klatki piersiowej. Zawstydziło ją, że pozwoliła swojemu ciału wyrazić, w sposób niekontrolowany, to ciepło, które ogarnęło ją w obecności pana Rafała. Wyprostowała się szybko. „To może innym razem”. „Nie, ok, mam czas, a poza tym” – trener zadzwonił małym pękiem kluczy – „poza tym pan Zbychu dziś musiał wyjść wcześniej i uczynił mnie klucznikiem. Nie będzie się wściekał, że się guzdramy. A ja się nie spieszę. Pytaj, mów, o co chodzi z meczem. Usiądziemy?” – trener wskazał na ławkę w korytarzu obok sekretariatu – Albo może wejdźmy do kantorka jeszcze na chwilę – tam jest dużo cieplej!” – powiedział i zanurzył się z powrotem w ciemność. Znów białe światło jarzeniówki oślepiło Dankę przez chwilę, kiedy, jak ćma do świeczki, ruszyła w stronę otwierających się właśnie drzwi trenerskiej kanciapki, pełnej piłek, siatek i innego sprzętu. W środku paliło się już światło, trener rzucił na stos materacy torbę i zdjął kurtkę, po czym rzucił ją w tę samą stronę. Podciągnął lekko rękawy bluzy (Danka spojrzała ukradkiem na jego dłonie i owłosione przedramiona), odsunął krzesło stojące przy biurku, przysunął drugie, zrzuciwszy z niego uprzednio na podłogę granatowy worek wypełniony czymś miękkim. „Siadaj” – wskazał Dance miejsce przy biurku. „Słucham”.
Danka opadła na krzesło ciężko, kompletnie zagubiona w sytuacji, której w najśmielszych fantazjach nie mogłaby sobie wyobrazić. Za oknem wyła już prawie noc listopadowa, szkoła była pusta, a ona siedziała sam na sam z obiektem jej erotycznych fantazji w ciepłej kanciapce pełnej starych mat gimnastycznych i piłek. Nagle kompletnie zapomniała, o co chciała zapytać, jakie błędy swojej gry miała zamiar omówić z trenerem. Zapadła się w siebie, walcząc z poczuciem kompletnego bezsensu, nierealności, zmieszanej ze wstydem. Po upływie kilku sekund zorientowała się, że gapi się niewidzącym wzrokiem na trenera i że on patrzy na nią coraz bardziej zdziwiony. I że się delikatnie uśmiecha. Kilka długich sekund. Trener milczał, uśmiechał się do niej, oparł wygodnie o krzesło i skrzyżował ręce na klatce.
Danka poczuła przymus natychmiastowej reakcji: albo się pozbiera i zacznie gadać do rzeczy, albo zapadnie pod ziemię, żeby już nigdy spod ziemi nie wyjść. Zniknie na zawsze, spali się ze wstydu. Niestety połączenia nerwowe między jej mózgiem a językiem chyba się przepaliły, bo nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Tak upłynęły kolejne sekundy. Uśmiech z twarzy pana Rafała powoli zniknął i ustąpił miejsca wyrazowi zatroskania i zainteresowania. Rozplótł ramiona i pochylił się lekko w stronę Danki, opierając łokcie na kolanach. „Coś jest nie tak, Danusiu? Masz może jakiś problem? Chcesz o czymś ze mną porozmawiać, ale nie wiesz, jak zacząć?”. „Taaaak, taaaaak, cholera, tak, mam problem, głupku jeden. Nie widzisz, jaki mam problem?! Jestem po uszy zakochana w tobie, debilu. Tak bardzo, że mam ochotę cię zabić, udusić gołymi rękami, bo nie wiem, co mam ze sobą zrobić, bo się palę od środka, bo myślę tylko o tobie, twoich rękach, twoich ramionach, fantazjuję o twoim trenerskim kutasie i marzę, żebyś mnie macał na tej stercie materacy, żebyś mnie penetrował tym kutasem, którego sobie wyobrażam po nocach i żebyś mi sapał do ucha, jak dochodzisz i tryskasz spermą we mnie”. – chciała wykrzyknąć mu w twarz, chciała go uderzyć, zrobić mu krzywdę. Zabić. Wielki gul zwarł jej gardło boleśnie. Stęknęła tylko coś niezrozumiale. „Przepraszam…” – wydusiła w końcu – „Wygłupiłam się, przepraszam…”. „Ależ jeszcze się nie wygłupiłaś, bo na razie milczysz, Danuś”. Ręka trenera wylądowała łagodnie na jej przedramieniu w geście ciepłej zachęty. Danka drgnęła pod tym ciepłem i, kompletnie nie kontrolując tego, co mówi, spokojnym, śmiertelnie spokojnym i pewnym siebie głosem powiedziała: „Chcę się z panem kochać”. Usłyszała te słowa tak, jakby powiedział je ktoś inny, drgnęła na ich dźwięk, zapłonęła natychmiast od nich palącym rumieńcem na całym ciele, po czym skuliła się na krześle wbijając wzrok w sfatygowany parkiet podłogi. Na przestrzeni czterech powolnych, głębokich oddechów, zarejestrowała chyba wszystkie dostępne w tej chwili w konciapce zapachy: kurzu, gumy, skóry piłek, skaju mat, kawy z nieumytej szklanki stojącej na biurku i farby olejnej starego żeliwnego grzejnika. Właśnie wydarzał się dla niej koniec świata. Przez moment, zanim zniknie, musiała być obecna i wszystko czuć. W głowie zrobiło się lodowato zimno, za to biodra, miednica, brzuch, żarzyły się nieznośnie, płonęły żywcem.
Minęła chyba wieczność, zanim trener zareagował. Po tym, co usłyszał, przez chwilę siedział jak skamieniały, z ręką na przedramieniu dziewczyny. W końcu, najciszej jak umiał, zrobił głęboki wdech i wydech, jednocześnie ściskając delikatnie ciało Danki pod swoją dłonią.
Nabrał powietrza, wypuścił je, ponownie nabrał i powiedział: „Danusiu, czy ty wiesz, co mi za takie coś grozi?”. Podniosła nagle głowę, spojrzała na niego badawczo. Nie spodziewała się takiej reakcji. Chciała zrozumieć, już, już miała coś powiedzieć, zadać pytanie, tylko jeszcze nie wiedziała, jakie, ale on odezwał się pierwszy: „Nie jesteś już dzieckiem, w dodatku jesteś bardzo inteligentna i wrażliwa. Widzę to przecież. Wiem, że ci się podobam, no, jako mężczyzna…. pffffffff” – wypuścił przeciągle powietrze między wargami, unosząc jednocześnie wzrok do sufitu – „jak mam ci to powiedzieć, boże, no nieźle… Danusiu, ok, niech będzie tak… jesteś piękną, młodą kobietą, pociągającą, bystrą, masz iskrę w oku. Bardzo mi się podobasz. Nie masz pojęcia, jak bardzo bym wolał spotkać cię w innych okolicznościach, trochę starszą też. Ja przecież nie jestem ślepy, w dodatku nie jestem też nieczuły, jestem facetem, facetem, któremu się diabelnie podobasz, ale…” – tu nauczyciel zawahał się na chwilę i spuścił wzrok – „… ale zrobiłbym ci krzywdę, gdybym poszedł z tobą w tą stronę. Jestem za ciebie odpowiedzialny, dziewczyno. Nie możemy…”.
Danka patrzyła nieruchomo na trenera. Rosła w jej brzuchu jakaś trudna do wyjaśnienia radość, furia wprost. Wstyd zniknął zupełnie, a pojawiło się pragnienie uchwycenia chwili za wszelką cenę. Miała wrażenie, że rzeczywistość osunęła się do sfery jej fantazji niczym podkopana wydma do morza i że, jak wtedy, w drodze powrotnej z meczu, ma moc dowolnie nią sterować, z poziomu wyobraźni. Przysięgłaby, że pod luźnymi spodniami trenera zarysował się wyraźnie łuk uwięzionego w bieliźnie, twardniejącego penisa. Na zewnątrz spokojna, w środku dygotała jak porażona prądem.
„Chcę tego, od dawna, marzę o tym. Nie mam ochoty, żeby dotykał mnie ktokolwiek inny, nie chcę, żeby mój pierwszy raz był z jakimś niedorozwiniętym chłopakiem w moim wieku. Chcę i wiem, czego chcę, chcę, żeby mój pierwszy raz był z panem. Jestem pewna tego i jestem wystarczająco dorosła. Przecież pan to wie”.
Znowu mówiła coś, jakby nie z własnej głowy, bo głowa była nadal „out of order”, ale słuchała siebie z rosnącym poczuciem siły. Nie wygłupiła się, ba! Może nawet on czuł podobnie!
„Proszę mi obiecać, że pan to przemyśli na spokojnie. Widzimy się w poniedziałek. Czy może mi pan dziś nie odpowiadać nic ostatecznego, tylko po weekendzie? Proszę. To nie jest po prostu fantazja najaranej nastolaty. Ja chcę pana. Chcę się z panem kochać. Właśnie tak, całkiem świadomie”. – Trener ciągle nie podnosił głowy, nie patrzył na nią. Wydawał się przybity. Danka wstała, powoli podniosła torbę i zrobiła ruch w stronę wyjścia. Wtedy on nagle zerwał się z i podszedł do niej, doskoczył w zasadzie, jednym susem. Przez mgnienie oka dostrzegła poważne wybrzuszenie w jego kroczu i zalała ją znowu fala ciepła, jak chluśnięcie, od czubka głowy po palce u stóp. Zatrzymał się tuż przed nią, wielki jak góra, barczysty, ale jakby skurczony w sobie. Zachwiała się, ale nie straciła równowagi, nie cofnęła ani o milimetr. Dała radę. Wtem, trener chwycił ją za ramiona i spojrzał głęboko w twarz. Zapragnęła tego uścisku, tym razem naprawdę, który wyobrażała sobie przez ostatnie dni. Chciała poczuć to twarde wybrzuszenie na swoich spodniach.
„Nie wiem, co ja wyprawiam, ale dobrze, w poniedziałek porozmawiamy o tym jeszcze. A teraz musimy iść”.
W domu Danka stwierdziła, że od uścisku jego dłoni na ramionach pozostały jej czerwone ślady.
Tego wieczoru po raz pierwszy w życiu pieściła się aż do orgazmu, z taką furią i namiętnością, jakby kochała się z NIM. Wcześniej stymulowała się zaciskając uda i mięśnie miednicy i ocierając guziczek o jasiek czy bok kanapy, czasem robiła sobie dobrze strumieniem prysznica. Tym razem, po raz pierwszy głaskała swoje ciało jak kochanek, lub raczej kochanka, masowała wszystkie czułe miejsca, obracając się we wszystkie strony na kołdrze, nago, przeczesując włosy, drapiąc lekko brzuch, szczypiąc piersi i uda. Wargi, guziczek i cała muszelka zdawały się podwoić objętość. Były ogromne, pulsujące, łakome. Po raz pierwszy też pieściła łechtaczkę bezpośrednio, palcem środkowym, jednocześnie przesuwając pozostałe palce po nabrzmiałych wargach, napinając pośladki, unosząc lekko biodra, spinając ze wszystkich sił mięśnie miednicy. Kiedy wsunęła dwa palce do cipki, ta już była w stanie wrzenia. Nadgarstek pocierał regularnym ruchem guziczek w pełnym wzwodzie, podczas gdy palce przesuwały się w głąb i z powrotem. Po kilku pogłębionych ruchach Danka poczuła, jak jej uda zaczynają drżeć i jak robią się gorące, jak zaraz potem to gorąco obejmuje brzuch, cipkę i wszystko, co wokół niej, a następnie zapala pożar w środku, który wybucha i ogarnia w kilku mocarnych skurczach całe jej ciało, po czubek głowy. Chyba krzyczała. Nie pamięta. Na szczęście brat grał za ścianą na xboxie tak głośno, że nie było ryzyka, by ją ktoś z domowników usłyszał. Opadła na łóżko, wzdrygnęła się, naciągnęła na siebie kołdrę i poddała się cała rozkosznemu rozluźnieniu, podczas gdy głęboko w brzuchu kolejne skurcze rozsyłały nadal, w odstępie sekundy-półtorej, fale nieopisanej przyjemności po całym jej ciele. Czuła się cudownie, lekko, kobieco, jak odkrywczyni nowych światów. Kochała się ze sobą i to było wspaniałe. Chciała jeszcze. Wiedziała, że z łatwością mogła znowu rozniecić ten pożar, który żarzył się dalej w jej brzuchu, ale wolała zasnąć. Pierwszy raz od soboty nie myślała o trenerze przed snem, nie wyobrażała sobie jego dłoni na swoim ciele. Była tylko ze sobą i było jej rozkosznie.
Danka S.
Artykuł ukazał się w ramach naszej zabawy – Seks i szczerość. Ty też możesz wziąć w niej udział! Kliknij tutaj!
Piękne oczy ma ten kot na zdjęciu.
Świetne opowiadanie! Ja najmilej wspominam zabawy z szefem w pracy 🙂
Piękne, zmysłowe opowiadanie. Pisz dalej i czekam na kontynuację tego wątku.
Bardzo fajnie się czyta
Czemu mnie się nie przytrafiają takie przygody 🙁
Bardzo dobrze napisana historia, działa na wyobraźnie. Szkoda że mnie takie rzeczy nie spotykają 🙂
Aż ponosi wyobraźnia! Dobre pióro, lekkość czytania, można odpłynąć w świat fantazji:)