Czy Tobie też zmysłowość kojarzy się z aksamitem, pięknymi zapachami i koronkową bielizną?
Mnie kojarzyła się mniej więcej w ten sam sposób, dopóki nie zaczęłam jeść palcami.
Dopóki na powrót nie odkryłam świata dziecięcej radości i zabawy. Na dodatek zmysłowość kojarzyła mi się głównie z seksem, chociaż przecież uczyłam się w szkole o zmysłach: wzroku, smaku, dotyku.
Ale będąc „dorosłą i poważną”, zapomniałam, jak to jest cieszyć się ciałem, światem i wszystkim tym, co jest pod ręką, co można obejrzeć, dotknąć, powąchać. Ale gdy nim byłam, to przecież po deszczu biegłam z innymi dziećmi pochodzić po kałużach. Czasem w kaloszach, ale o wiele częściej w plastikach lub na boso. Chodziliśmy po błocie. Taplaliśmy się w błocie. Robiliśmy z błota babki. Cieszyliśmy się kałużami z tęczową wodą, która dla nas nie śmierdziała, tylko pachniała benzyną.
Ganialiśmy po piasku, po trawie. Kopaliśmy doły w ziemi. Wygrzebywaliśmy kamienie. Wąchaliśmy kwiaty. Tarzaliśmy się w trawie. Jedliśmy żywicę. Kąpaliśmy się w rzekach. Słowem mieliśmy mnóstwo zmysłowych zabaw. Takich, w których liczyły się dotyk, węch, wzrok, które angażowały całe ciało. To była radość i medytacja. Skupienie na jednym – jak cudownie mokre i aksamitne jest błoto odpowiedniej konsystencji. Jak wspaniale ciepła jest woda w kałuży na rozgrzanym asfalcie. Jak cudownie pachnie ziemia po deszczu.
Teraz, gdy jednego dnia się rozpadało, poszłam na spacer. Na spacer w płaszczu i pod parasolem, bo nie było zbyt gorąco. Ale… gdy błoto zaczęło wręcz pożerać moje klapki, zdjęłam je z przyjemnością. I weszłam do każdej kałuży na mojej drodze – do tej głębokiej i do płytkiej. Do tej w której było tylko błoto, do tej pełnej trawy i do tej, w której wylądowała słoma ze ścierniska. Szłam i szłam, moje stopy i łydki były coraz bardziej ubłocone, a mnie było coraz przyjemniej. Każde podłoże dawało inny rodzaj dotyku. Miałam tam miękką trawę, różne rośliny, gładką i twardą a miejscami bardzo błotnistą polną drogę, miękką ziemię. Wiele rodzajów kałuż – wiele rodzajów przyjemności!
Pola pachniały. Ścierniska pachniały. Pachniała ziemia po deszczu. Pachniał sam deszcz. Po prostu orgia zmysłów.
Dotyk ciepłego, mokrego metalu
Ale żeby to można było poczuć, należało wyjść z głowy, z ocen, zdjąć buty, zrobić coś – dla niektórych – „głupiego”. Bo kto chodzi boso? Bo kto zachwyca się błotem? Zapachem pola? Szarosinym niebem? Kałużą?
Ale wystarczyło zamknąć oczy i wdychać. Zapachy ze wszystkich stron.
Świat spod parasola – może szaro-bury, ale wciąż zmysłowy!
I podobnie jest w seksie. Jeśli nie chcesz „zdjąć butów”, jeśli omijasz „pola i kałuże”, bo są „brudne i nieestetyczne” – ominie Cię wiele przyjemności. Czasami to jedzenie, które wygląda jak breja, smakuje najlepiej. I to błoto, które wygląda najbardziej nieestetycznie, da Ci najwięcej radości.
Jeśli chodzisz tylko wydeptanymi ścieżkami nie dotykasz, nie wąchasz, nie oglądasz ciała kochanka_ki jak cudu natury – powoli i z namaszczeniem – nie zauważysz. Tego, że jego włosy na głowie są miękkie i jedwabiste. Że czoło jest ciepłe i aksamitne. Że wargi są wypukłe i wilgotne, a zarost na twarzy miejscami twardy a miejscami miękki i że przyjemnie łaskocze wnętrze dłoni. Nie zauważysz tego, że skóra na szyi i na ramionach jest inna. Że włosy na klatce piersiowej są gęste, bujne, jak trawa na łące i miło w nich zanurzyć dłonie, bo tak przyjemnie łaskoczą. Że uda są porośnięte zupełnie innym rodzajem włosów. Że paznokcie są płaskie, gładkie i chłodne a dłonie lekko chropowate. Że on z jego ciałem jest kalejdoskopem faktur i zapachów. I że powolne, leniwe dotykanie, smakowanie i obwąchiwanie tego ciała może być równie ekscytujące, jak podziwianie zachodu słońca nad Oceanem, gdy w oddali widzisz statki, wulkany, zapalające się powoli światła na sąsiedniej wyspie i spektakl kolorów rozgrywający się na niebie i na wodzie.
Idąc po błocie, myślałam też o tym, że nawet jeśli nie mamy z jakichś powodów na co dzień seksu, zawsze mamy możliwość przeżycia orgii zmysłów. Jedząc czekoladę. Rozkoszując się zapachem kawy. Albo kwiatów, których teraz pełno na skwerach i w ogrodach. Myjąc się pachnącymi mydłami i dotykając delikatnie od prysznicem. Wąchając olejki. Jedząc świeżą żółtą paprykę. Masując swoje piersi. Chodząc po plaży, pływając w rzece, tarzając się w trawie czy błocie… Albo myjąc auto w deszczu, co ostatnio z dziką przyjemnością robiłam.
Ciało czuje dotyk kropli wody, głaskanie wiatru. Nie zawsze potrzebujesz kochanki_nka, aby „dostać” przyjemność. Ona zawsze jest na wyciągnięcie ręki.