Rozpętała się globalna wojna o to, kto kontroluje płodność kobiet i, szerzej, same kobiety. Oto temat tej książki – globalna wojna o prawa reprodukcyjne. Ta opowieść dotyczy nie tylko aborcji, choć aborcja jest jej punktem krytycznym.
To raczej historia o tym, jak potężne międzynarodowe siły wpływają na prawa kobiet, i na odwrót – w jaki sposób prawa kobiet zdecydują o kształcie przyszłości.
Od autorki
Ta książka jest owocem zarówno pracy reporterskiej, jak i poszukiwań archiwalnych. Często gdy przeprowadzałam wywiad z jakąś osobą, niekiedy wielokrotnie, uzupełniałam potem to, co on lub ona mi powiedzieli, informacjami zaczerpniętymi z relacji ustnych, doniesień i artykułów prasowych oraz książek. Wszystkie przytoczone źródła wtórne oznaczyłam przypisami, natomiast to, co sama zobaczyłam lub usłyszałam – nie.
– Michelle Goldberg
Globalna wojna o prawa reprodukcyjne
Eunice Brookman-Amissah, była minister zdrowia Ghany, mówi, że śmierć nastoletniej pacjentki Aminy stała się dla niej początkiem drogi do Damaszku. Jako pasierbica anglikańskiego biskupa Brookman-Amissah została wychowana w sposób bardzo konserwatywny. Zdając na akademię medyczną, nadal wyznawała tradycyjne wartości. W szpitalu w Akrze, stolicy Ghany, gdzie uczyła się w późnych latach 60., młode kobiety, które trafiły tam po nieprawidłowo wykonanych aborcjach, umieszczano w miejscu zwanym Chenard Ward. Każdego dnia przybywało ich co najmniej dziesięć. „Trzymano je tam, brudne, krwawiące, gorączkujące, aż obsłużono wszystkich innych pacjentów – wtedy przychodził czas na czyszczenie – opowiada Brookman-Amissah. Trzymano je na podłodze. Nawet jeśli były wolne łóżka, te kobiety zawsze umieszczano na podłodze. Ludzie potykali się o nie, obrażali je, wyzywali – tak strasznie to wyglądało!”.
W tamtych latach Brookman-Amissah nie była szczególnie oburzona podobnym postępowaniem. „Wychowano nas w przekonaniu, że kobiety, które poddały się aborcji, są przestępczyniami. To były złe kobiety. Społeczne męty”.
Po ukończeniu studiów Brookman-Amissah rozpoczęła prywatną praktykę. Opiekowała się też biedną muzułmańską rodziną z sąsiedztwa. Ich córka, Amina, była wyjątkowo bystra. „Jej rodzice byli niepiśmienni, ale ona chodziła do szkoły” – opowiada Brookman-Amissah. Amina nazywała ją „ciocią lekarką”. Lubiła spędzać czas w jej klinice i rozmawiać z pielęgniarkami – mówiła, że sama zostanie pielęgniarką.
W 1992 roku, pewnego piątku, czternastoletnia wówczas Amina przyszła do kliniki. Brookman-Amissah pamięta, że była wzburzona i zapłakana. Powiedziała, że mężczyzna z osiedla dał jej pieniądze, żeby zapłaciła lekarce za przywrócenie miesiączki. „Moją pierwszą reakcją było oburzenie – wspomina Brookman-Amissah.
Amina, jak śmiesz mi mówić o czymś takim? Nie wiesz, że nie robimy tutaj takich rzeczy? Niedobra dziewczyno!” – i tak dalej. Lekarka poleciła Aminie, żeby w poniedziałek zaprosiła swoją matkę do kliniki na rozmowę. „Nadal pamiętam wyraz jej oczu” – mówi.
Ale w poniedziałek nikt nie przyszedł. Ani we wtorek. We środę usłyszała na ulicy bębnienie i zgiełk. Pielęgniarka powiedziała Brookman-Amissah, co się dzieje: „Pani doktor, to Amina. Idą ją pogrzebać”. Mężczyzna, z którym zaszła w ciążę, zabrał ją w weekend na aborcję, a zabieg ją zabił. Brookman-Amissah pamięta, że pomyślała: „Czy Amina naprawdę była zbrodniarką? Może to ja jestem zbrodniarką. Może to ten mężczyzna, starszy od niej, jest zbrodniarzem. Całe społeczeństwo jest odpowiedzialne za śmierć niewinnej młodej dziewczyny, która nie wiedziała nawet, co się z nią dzieje”.
Brookman-Amissah zaczęła zmieniać pogląd na sprawę przerywania ciąży. Zaangażowała się w szkolenie lekarzy, by otaczali kobiety po aborcji bardziej humanitarną opieką, a w końcu stała się ghańską przedstawicielką Ipas, międzynarodowej organizacji działającej na rzecz bezpiecznej aborcji, z siedzibą w Chapel Hill w Północnej Karolinie. Ipas rozprowadza na całym świecie podręczne zestawy do przerywania ciąży, których używa się również do leczenia kobiet po źle wykonanych nielegalnych aborcjach. Brookman-Amissah miała w zwyczaju godzinami przesiadywać przed wejściem do biur ministerstwa zdrowia, próbując rozdawać zestawy i bezpłatnie uczyć posługiwania się nimi. „Nazywali mnie panią od aborcji” – powiedziała.
A jednak, chociaż aborcja nadal była nielegalna, atmosfera w środowiskach elit się zmieniała. Brookman-Amissah pamięta, że kiedy proponowała wprowadzenie programów leczenia powikłań po niebezpiecznych aborcjach, kobieta zajmująca stanowisko ministra do spraw zdrowia reprodukcyjnego się wahała. W 1994 roku urzędniczka ta udała się na przełomową konferencję ONZ w Kairze, podczas której, ku rozgoryczeniu międzynarodowej sieci religijnych fundamentalistów, przywódcy większości krajów świata zobowiązali się do działania na rzecz praw reprodukcyjnych i zdrowia reprodukcyjnego. Wróciła z konferencji, ściskając w rękach oficjalny program działania, który ponaglał wszystkie kraje „do zapobiegania skutkom niebezpiecznych aborcji, będących ogromnym problemem zdrowia publicznego, i do zmniejszenia liczby aborcji poprzez rozwinięcie i ulepszenie usług planowania rodziny”.
Wkrótce Ipas i ghański rząd zaczęły wspólnie pracować nad programem szkolenia dla położnych, które miały pomagać kobietom z komplikacjami po nielegalnych aborcjach. Wtedy, w 1996 roku, Brookman-Amissah została ministrem zdrowia. Później była ambasadorką Ghany w Holandii, nim znów wróciła do Ipas jako wiceprezeska organizacji na całą Afrykę. Aborcja w jej kraju pozostaje nielegalna, ale rząd próbuje edukować pracowników służby zdrowia i wymiaru sprawiedliwości, przypominając im, że przerwanie ciąży jest dozwolone w przypadku zagrożenia zdrowia kobiety.
Promocja bezpiecznej aborcji w Afryce to ogromne przedsięwzięcie. Ze względu na prawne pozostałości po kolonialnych konstytucjach dostęp do zabiegu jest poważnie
ograniczony w większości krajów Afryki subsaharyjskiej.
Według Światowej Organizacji Zdrowia z 42 milionów aborcji wykonywanych na świecie każdego roku 20 milionów to aborcje niebezpieczne, a nigdzie na świecie nie są one tak ryzykowne jak w Afryce. Nieprawidłowo przeprowadzone aborcje są przyczyną śmierci 36 tysięcy Afrykanek rocznie. Liczba ta stanowi ponad połowę wszystkich zgonów z powodu powikłań po aborcji, które mają miejsce na świecie. Łączna liczba takich zgonów szacowana jest na od 65 do 70 tysięcy przypadków rocznie1.
Na świecie – według danych Światowej Organizacji Zdrowia – komplikacje po niebezpiecznych aborcjach są przyczyną 13% zgonów związanych z ciążą i jednej piątej wszystkich „zgonów i problemów zdrowotnych związanych z ciążą i porodem”. U 24 milionów kobiet nieprofesjonalnie wykonane zabiegi powodują niepłodność, która jest szczególnie dotkliwym ciosem dla mieszkanek tych części świata, gdzie bezdzietne kobiety są lżone i poniżane. I znów największą ofiarę ponosi Afryka2.
Problem niebezpiecznych aborcji narastał na skutek niedoboru środków antykoncepcyjnych, związanego z polityką USA niechętną kontroli urodzin, i wyczerpywania się skromnych funduszy, przeznaczonych na walkę z HIV. W latach 1995–2003 wysokość międzynarodowej pomocy finansowej wyasygnowanej na planowanie rodziny w krajach rozwijających się zmniejszyła się z 560 milionów dolarów do 460 milionów dolarów, co szczególnie mocno uderzyło w Afrykę. Jak donosi Światowa Organizacja Zdrowia, w Kenii w latach 1998–2003 odsetek urodzeń dzieci, określonych przez matki jako „niechciane”, niemal się podwoił, wzrastając z 11 do 21%3.
Ale droga do reform jest trudna nie tylko ze względu na skalę problemu niebezpiecznych aborcji i niedostateczną dostępność metod planowania rodziny. Kulturowy konserwatyzm zakorzenił się silnie w całej Afryce, podobnie zresztą jak w większości innych regionów świata, w których panuje bieda. Przeżywające obecnie rozkwit ruchy religijne, zarówno chrześcijańskie, jak i muzułmańskie, prześcigają się w krytyce „destabilizującego”, zachodniego libertynizmu. (Podczas amerykańskiej kampanii prezydenckiej w 2008 roku ghański artysta Blakk Rasta nagrał popularną piosenkę „Barack Obama”, która sławiła kandydata, choć jednocześnie przepowiadała, że Ameryka zostanie osądzona za „legalizację aborcji”4).
Kościoły globalnego Południa „wykazują generalnie znacznie większą łatwość w nauczaniu o tradycyjnej roli kobiet, niż ich północni sąsiedzi” – napisał badacz religii Philip Jenkins w książce The Next Christendom: The Coming of Global Christianity (Nowe królestwo: nadejście globalnego chrześcijaństwa). „To stwierdzenie wydaje się szczególnie trafne w przypadku większości krajów Afryki, w których idee muzułmańskie mają ogromny wpływ na kulturę. Choć chrześcijanie nie akceptują muzułmańskich obyczajów w tej i w żadnej innej kwestii, przyswajają jednak konserwatyzm, właściwy całej społeczności”5.
Konkretne kombinacje religijnego układu sił są różne w różnych częściach świata, ale związek praw kobiet z globalizacją i westernizacją oraz, współwystępujące z nim, pragnienie ograniczenia tych praw w imię kulturowej lub państwowej integralności zdają się niemal uniwersalne. Amerykańscy republikanie, zarówno w Kongresie, jak i w Białym Domu, starali się wzmocnić ten konserwatywny nurt poprzez odcięcie od pomocy finansowej wszystkich organizacji, których działalność, choćby pośrednio, dotyczy aborcji, poprzez przyznawanie funduszy grupom religijnym i używanie amerykańskich sił dyplomatycznych w celu osłabiania międzynarodowych działań na rzecz praw reprodukcyjnych.
Jak powiedziała mi Brookman-Amissah, amerykańskie naciski antyaborcyjne „nasilały się przez lata. Zaczęło się od tego, że [amerykańscy przeciwnicy aborcji] sprzeciwiali się dyrektywom opracowanym podczas konferencji w Kairze, szczególnie pojęciom zdrowia reprodukcyjnego i praw reprodukcyjnych – wyrażeń, które wywołują u nich alergię. Ich fanatyzm w sprawie aborcji, zagrażający kobietom także w twoim kraju, przeniósł się na arenę międzynarodową”. Fakt, że religijni tradycjonaliści z krajów rozwijających się otrzymują pomoc od grup z zagranicy – czy będzie to Arabia Saudyjska, amerykańscy ewangelicy czy Watykan – nie przeszkadza im potępiać feministek i działaczy na rzecz planowania rodziny jako agentów zachodniego imperializmu kulturowego. Jednocześnie działaczki praw kobiet, takie jak Brookman-Amissah, wykorzystują jako bazę swojej działalności międzynarodowe organizacje pozarządowe, a uzasadnienie swoich dążeń znajdują w dokumentach ONZ i innych instytucji międzynarodowych.
Rozpętała się globalna wojna o to, kto kontroluje płodność kobiet i, szerzej, same kobiety. Oto temat tej książki – globalna wojna o prawa reprodukcyjne.
Opisane tu wydarzenia rozegrały się na czterech kontynentach w ciągu pięciu dekad. Składają się na wieloaspektowy konflikt: najważniejszy, a jednocześnie najsłabiej
opisany spór naszych czasów.
Na całym świecie kobiece ciała stają się areną zmagań tradycji i nowoczesności. Globalizacja stanowi wyzwanie dla tradycyjnych układów społecznych. Prowadzi do zakłócenia stabilności ekonomicznej i wejścia kobiet na rynek pracy. Do najbardziej nawet odizolowanych wiosek zaczynają docierać atrakcyjne obrazy zachodniego indywidualizmu, które popychają coraz więcej ludzi do migrowania do gwałtownie rosnących miast. Wszystkie te zjawiska pobudzają konserwatywny backlash*: prawicowcy obiecują niepewnym, zdezorientowanym ludziom, że opanują chaos, jeśli tylko przywrócony zostanie stary porządek płci. Tymczasem podporządkowanie kobiet jedynie pogarsza sytuację, pociągając za sobą problemy demograficzne, ekonomiczne i w zakresie zdrowia publicznego.
Ta opowieść dotyczy nie tylko aborcji, choć aborcja jest jej punktem krytycznym. To raczej historia o tym, jak potężne międzynarodowe siły wpływają na prawa kobiet, i na odwrót – w jaki sposób prawa kobiet zdecydują o kształcie przyszłości.
* Ang. odwet, sprzeciw, reakcja, podmuch powrotny. Określenie to nawiązuje do słynnej książki Susan Faludi Backlash. The Undeclared War Against American Women (Backlash. Niewypowiedziana wojna przeciwko Amerykankom) z 1991 roku, w której autorka dowodzi, że w latach 80. przez Stany Zjednoczone przetoczyła się, napędzana przez media, fala krytyki osiągnięć feminizmu amerykańskiego poprzedniej dekady. Faludi twierdzi, że ruch wyzwolenia kobiet przedstawia się jako źródło wielu problemów, rzekomo nękających kobiety, i argumentuje, że wiele z tych problemów to bolączki iluzoryczne, sfabrykowane przez media, bez wiarygodnych dowodów (przyp. Tłum).
Opowieść jest znacznie dłuższa, niż może się wydawać. Od dziesiątków lat państwa Pierwszego Świata eksportowały metody i środki planowania rodziny do krajów Trzeciego Świata z pobudek humanitarnych i w ramach specyficznie pojmowanej Realpolitik bezpieczeństwa narodowego. Przy pomocy Zachodu rządy państw na całym świecie, zaniepokojone problemem przeludnienia, próbowały zmienić normy dotyczące seksu i płodności właściwe dla ich społeczeństw. Walka feministek o uznanie praw reprodukcyjnych za część prawa międzynarodowego została uwieńczona niespodziewanym sukcesem. Stany Zjednoczone, w zależności od tego, kto akurat był u władzy, działały na rzecz zapewnienia bezpiecznej aborcji mieszkankom biednych krajów lub, z równą gorliwością, pracowały nad jej uniemożliwieniem.
Naśladując strategie organizacyjne swoich przeciwników, fundamentaliści podali sobie ręce ponad granicami krajów, by zwalczać zmiany w tradycyjnej hierarchii płci. Co znaczące, amerykańskie społeczeństwo w bardzo małym stopniu rozumie tę historię pomimo kluczowego znaczenia postawy i działań Stanów Zjednoczonych dla kształtowania losów kobiet na naszej planecie.
Wiele dzisiejszych potyczek sięga korzeniami do ery zimnej wojny, czasów powszechnej paniki, kiedy obawiano się, że przeludnienie doprowadzi do maltuzjańskiej katastrofy* i rewolucyjnych przewrotów. W tamtych latach zaciekli antykomuniści dostrzegli w masowym rozpowszechnianiu środków kontroli urodzeń szansę na zbudowanie niewzruszonej zapory przeciwko antykapitalistycznemu chaosowi. Dzięki ich staraniom powstała potężna struktura instytucji zajmujących się planowaniem rodziny, a na świecie promowano ideę macierzyństwa będącego kwestią wyboru, nie przeznaczenia.
Nic dziwnego, że część krajów uznała takie działania za formę neokolonializmu. Ten nurt krytyki – wspierany, o ironio, przez amerykańską prawicę – uwydatnił się szczególnie w ostatnich latach. A jednak w drugiej połowie XX wieku osiągnięto globalny konsensus co do tego, że przeludnienie hamuje rozwój. Niektóre kraje zaczęły się uciekać do przymusu, aby szybciej zmniejszyć liczbę urodzeń, nad czym podniosły larum jednocześnie feministki i ugrupowania religijne.
Niekiedy napięcia między działaczami na rzecz praw kobiet i głosicielami groźby przeludnienia przekształcały się w otwartą wrogość, choć dziś ich cele mogą się wydawać ściśle powiązane. W latach 70. grupa kobiet o feministycznych poglądach, które osiągnęły pewną pozycję w ruchu na rzecz regulacji urodzeń, zdecydowała, że przejmie kontrolę nad jego poczynaniami, zmieniając go od wewnątrz. Zdaniem feministek nie wolno traktować kobiet jak zaledwie środków do osiągnięcia pożądanych wskaźników demograficznych; kobiece zdrowie i prawa powinny być celem samym w sobie.
Jeżeli problem stanowiło przeludnienie, to u jego podstaw leżało podporządkowanie kobiet, którym zbyt często nie pozostawiano wyboru w kwestii tego, ile urodzą dzieci, ani nie dostrzegano w nich żadnej wartości, z wyjątkiem zdolności rozrodczej. Kobiety potrzebowały władzy, a nie pigułek, a programy regulacji urodzeń można było wykorzystać do poprawy ich zdrowia i pozycji społecznej. Łącząc wyrafinowaną sztukę biurokratycznej wojny, umiejętną organizację i solidarność ponad granicami, wspomniana grupa kobiet pracowała w ramach rodzącego się systemu globalnego zarządzania, który nawet dziś trudno przeniknąć niewtajemniczonym.
W wyniku ich wysiłków podczas Międzynarodowej Konferencji na rzecz Populacji i Rozwoju w Kairze niegdyś marginalizowany pogląd nadający uniwersalną doniosłość
prawom reprodukcyjnym stał się oficjalną polityką Organizacji Narodów Zjednoczonych. Politykę tę poparły wszystkie główne państwa darczyńcy, w tym Stany Zjednoczone. Religijni konserwatyści w wielu regionach świata odebrali postanowienia konferencji jako sygnał alarmowy i zaczęli się jednoczyć ponad religijnymi podziałami, formując opozycję.
W pewnym momencie, jak zobaczymy później, papież Jan Paweł II zaproponował nawet pomoc Libii w zbliżeniu się z krajami zachodnimi, o ile stanie ona u boku Kościoła w walce przeciwko prawom reprodukcyjnym na forum ONZ. Kiedy George W. Bush zasiadł w 2001 roku w Białym Domu, fundamentalistyczny sojusz uzyskał niespotykane dotąd wpływy i władzę. Ale globalny ruch praw reprodukcyjnych również urósł w siłę i, jak się okazało, był zdolny przetrwać zdradę Stanów Zjednoczonych, swojego dawnego patrona. Prawa reprodukcyjne wkroczyły nawet do sfery prawa międzynarodowego, kiedy w kilku doniosłych sprawach sądy rozmaitych jurysdykcji orzekły, że rządy państw, w których kobietom odmówiono dostępu do aborcji, naruszyły prawa człowieka.
Niektóre z tych rozważań mogą brzmieć abstrakcyjnie. Debaty toczące się w trakcie przesłuchań sejmowych, w radach fundacji, na międzynarodowych konferencjach zdają się bardzo odległe od realnego życia kobiet. A jednak wywołują daleko idące skutki: od nich zależy między innymi, czy konkretna kobieta ma dostęp do antykoncepcji i – jeżeli tego potrzebuje – do aborcji; czy odbierze edukację, zanim założy rodzinę, i czy będzie w stanie zarabiać po jej założeniu; czy jej rząd ukarze ją za posiadanie liczby dzieci uważanej za zbyt dużą; i czy jej genitalia pozostaną nienaruszone, czy też zostanie rytualnie obrzezana z myślą o zwiększeniu jej cnotliwości.
Opowiadając o kontrowersyjnych przypadkach z Ameryki Południowej, Afryki, Indii i Europy, starałam się oddać prawdę kobiecych historii z całą ich złożonością, nie próbując przycinać ich do jakiegoś ideologicznego szablonu. W przeciwieństwie do błyskotliwej filozofki Marthy Nussbaum, nie próbuję stworzyć uniwersalnej konstrukcji praw kobiet ani wyodrębnić systemu wartości transcendentnych z norm właściwych poszczególnym kulturom. Próbuję raczej co najwyżej pokazać trudność takiego wyzwania. Życie zwykle opiera się schludnym politycznym kategoriom i nie jest ilustracją przypowiastki z morałem. Wielkie plany przekształcania społeczeństw, bez względu na to, z jak szczytnych wynikają pobudek, przynoszą zwykle nieprzewidziane efekty. Mimo to ambitne wysiłki w celu poprawy zdrowia i społecznej pozycji kobiet nieraz kończyły się sukcesem, podobnie zresztą jak próby zaprzepaszczenia tych osiągnięć.
Ostatecznie jeden z wniosków, do których prowadzi poznanie tych historii, brzmi: feministki, liberałowie i reformatorzy mają takie samo prawo przypisywać sobie kulturową autentyczność, jak konserwatyści. Traktując jako „prawdziwe” jedynie najbardziej statyczne i sztywne elementy kultury, a inne społeczeństwa postrzegając jako mniej zdolne do rozwoju i mniej dynamiczne niż społeczeństwa Zachodu, okazujemy nieusprawiedliwiony protekcjonalizm w stosunku do kobiet, które na całym świecie próbują od wewnątrz zmieniać społeczności, w jakich żyją. Kierowało mną przekonanie, że powinnyśmy okazywać solidarność z wszystkimi, którzy chcą podlegać tym samym uniwersalnym prawom człowieka, z których my korzystamy.
W niemal każdym kraju na świecie toczą się wewnętrzne walki o to, jaka powinna być rola kobiety; walki, w których uniwersalistyczne twierdzenia o prawach kobiet jako prawach człowieka ścierają się z relatywistycznymi argumentami na rzecz utrzymania tradycyjnych relacji między płciami. W istocie prawa kobiet są prawdopodobnie najbardziej widocznym znakiem nowoczesności i dlatego bywają wykorzystywane jako straszak przez rozkwitające ruchy fundamentalistyczne W krajach rozwijających się sytuację komplikuje obecność międzynarodowych darczyńców, agencji pomocowych i instytucji ONZ, działających na rzecz upowszechnienia praw reprodukcyjnych, co nieuchronnie oddziałuje na lokalne normy obyczajowe.
W 1984 roku zuchwała i żarliwa feministka Germaine Greer* opublikowała książkę Sex and Destiny: the Politics of Human Fertility (Seks i przeznaczenie: polityka ludzkiej płodności), w której przeprowadza ostry atak na etnocentryzm międzynarodowego ruchu na rzecz planowania rodziny i jednocześnie fetyszyzuje tradycyjne wiejskie życie.
„Większość kobiet na tym świecie nie została po prostu złapana w pułapkę macierzyństwa: w społeczeństwach, które nie przeszły transformacji demograficznej, w których dzieci są bezcennym zasobem, rola matki nie jest marginalna, przeciwnie, stanowi centrum całego życia społecznego i organizacji społecznej” – pisała Greer6. To oczywiście prawda i właśnie z tego powodu w przeszłości feministki walczyły przeciwko ruchowi regulacji urodzeń, który ignorował nadzieje i pragnienia samych kobiet.
Jednak kobiety na całym świecie próbują, nierzadko desperackimi metodami, ograniczyć swoją płodność, o czym świadczy fakt, że tak często uciekają się do aborcji. Opiewając tradycyjne układy społeczne, Greer posunęła się tak daleko w lewicowych poglądach, że aż przeszła na stronę prawicy. Traktuje każde społeczeństwo, prócz własnego, jak harmonijny, homogeniczny system, który zakłócić mogą tylko zgubne wpływy zachodniego liberalizmu. Książka napisana w okresie, kiedy autorka borykała się z własną niepłodnością, oskarża ruch na rzecz planowania rodziny o popularyzowanie – charakterystycznego dla nowoczesności i nieprzystającego do realiów rdzennych kultur – antydziecięcego etosu, który jest przejawem egoizmu i materializmu. Greer posunęła się jeszcze dalej, broniąc czadoru, przedkładając wstrzemięźliwość nad sztuczną antykoncepcję i sugerując, że wiejskie społeczeństwo patriarchalne jest lepszą formą życia niż indywidualistyczny, konsumencki kapitalizm.
„Jedną z najbardziej zdradzieckich form skażenia jest zniszczenie integralności kultury przez kulturę obcej, dominującej grupy – pisała Greer. – W warunkach walki kulturowej przestrzeganie moralnych standardów czystości staje się sprawą najwyższej wagi; to część taktyki obrony – czy to przed szminką, coca-colą, opium czy doustną antykoncepcją”7.
Greer się nie myli. Wymienione przez nią powody pokrywają się z tymi, które kazały części upokorzonych muzułmanów szukać schronienia w średniowiecznym ruchu fundamentalistycznym. Greer wszakże nie ograniczała się do opisywania tego typu kulturowego oporu – ona do niego zachęcała. W jej analizie nie było miejsca dla kobiet pragnących wolności, które nie zgadzały się z poglądami propagowanymi przez rodzimych konserwatystów. Ten temat Greer beztrosko pomijała. Kiedy pisała o kobietach, które po irańskiej rewolucji w 1979 roku zaczęły nosić nikaby, z góry założyła, że wszystkie zrobiły to z ochotą, traktując je jako znak „wyzwolenia poprzez samodyscyplinę”. Greer przyznawała, że męska dominacja jest zła, ale patriarchalna rodzina to rozwiązanie lepsze od „atomizmu ekonomii konsumenckiej”.
„Odrzucenie patriarchalnej władzy we własnym świecie wewnętrznym oraz w świecie zewnętrznym, choć jest samo w sobie celem pociągającym, czyni jednostkę podatną na jeszcze bardziej zdradliwe i poniżające formy kontroli”8. Greer popełniła pospolity błąd rozczarowanych zachodnich radykałów, którzy projektują na inne kultury wszystkie autentyczne cnoty, jakie pragną znaleźć w kulturze własnej.
W myśleniu o sytuacji kobiet, żyjących w zupełnie innych od naszego kontekstach kulturowych, narażone jesteśmy na szereg wyzwań. Jeden z powszechnych błędów polega na założeniu, że zachodni sposób życia jest w oczywisty sposób lepszy od innych i że wszystkie kobiety na świecie przyjęłyby go, gdyby tylko mogły. Ale błąd tkwi także w przekonaniu, że kobiety innych kultur są od nas tak różne, że sytuacje, które my odebrałybyśmy jako nie do zniesienia – rodzenie dziecka za dzieckiem w skrajnej nędzy; bycie całkowicie zdaną na łaskę mężów, ojców i braci; odcięcie łechtaczki tępą żyletką – nie przysparzają im cierpień. Poszukiwanie cech wspólnych w życiu bardzo różniących się od siebie ludzi to rzecz niełatwa, lecz bezdusznością jest poddawanie się relatywizmowi, skoro cierpienie tak wielu kobiet stanowi niepodważalny fakt.
Ludziom żyjącym w bogatych, rozwiniętych krajach trudno pojąć, jak potwornie traktowane są kobiety w innych częściach świata. Seksizm i przemoc istnieją wszędzie, a polityczna poprawność i protekcjonalne idealizowanie egzotycznych „innych” nie powinny przesłaniać faktu, że w Trzecim Świecie losy kobiet bywają często znacznie cięższe niż w naszej rzeczywistości.
W znacznej części Azji dziewczynkom od niemowlęctwa daje się mniej jedzenia niż chłopcom i nie zapewnia się im opieki medycznej analogicznej do tej, z jakiej korzystają ich bracia. W całej Azji i Afryce dziewczynki rzadziej niż chłopcy są posyłane do szkoły. Ponad połowa dziewcząt na świecie jest wydawana za mąż, zanim osiągną dojrzałość, często za znacznie starszych od siebie mężczyzn. Wczesna ciąża to bardzo duże obciążenie dla organizmu; dziewczynki poniżej piętnastego roku życia pięć razy częściej umierają podczas ciąży lub porodu niż kobiety powyżej dwudziestego roku życia9. Globalnym skandalem są nieprzyzwoicie wysokie wskaźniki zgonów związanych z ciążą* – ponad pół miliona kobiet rocznie, z czego 99% w krajach rozwijających się. Jedna na 26 kobiet w Afryce umrze z powodów związanych z ciążą10.
W wielu krajach kobiety nie mają żadnych praw do dobytku męża, a w razie owdowienia zostają albo wyrzucone z domu, albo odziedziczone przez szwagra. Brak władzy kobiet nad ich własnymi ciałami jest bezpośrednią przyczyną feminizacji epidemii AIDS, która w Afryce zabija znacznie więcej kobiet niż mężczyzn. W 2004 roku, kiedy ugandyjskie feministki próbowały uchwalić ustawę, która między innymi zakazywałaby małżeńskich gwałtów, mężczyźni zareagowali wściekłością.
* Thomas R. Malthus (1766–1834), pastor i ekonomista, który podważył ogólnie przyjęte w jego czasach przekonanie, że im większa liczba ludności, tym większa siła kraju. Głosił, że aby zwiększać dobrobyt narodu, należy ograniczać liczbę narodzin, szczególnie wśród ludzi biednych, których nie stać na wyżywienie dzieci (przyp. tłum.).
* Germaine Greer – urodzona w 1939 roku australijska feministka, pisarka, dziennikarka i wykładowczyni literatury angielskiej. Jej najbardziej znaną książką jest The Female Eunuch (Kobiecy eunuch), międzynarodowy bestseller z roku 1970 (przyp. tłum.).
* Maternal mortality tłumaczę jako „zgony związane z ciążą” za Bezpieczne przerywanie ciąży. Wskazówki techniczne i dotyczące polityki zdrowotnej dla systemów ochrony zdrowia”, publikacją Światowej Organizacji Zdrowia, Warszawa 2004, s. 8 (przyp. tłum).
Członek komitetu prawnego w parlamencie ugandyjskim powiedział, że ustawa nie powinna wspominać o odmowie uprawiania seksu ze strony kobiet, argumentując, że „(…) jest [ona] najokrutniejszą rzeczą, jaką można zrobić w małżeństwie”11. W wielu częściach świata przemoc domowa to reguła, nie wyjątek: 71% kobiet w pewnej etiopskiej prowincji, 69% w jednej z prowincji Peru i 62% w prowincji w Bangladeszu powiedziało, że partner znęca się nad nimi12.
Dla Amerykanki pisanie o prawach kobiet na świecie bywa skomplikowane: może się wydawać zarówno protekcjonalizmem, jak i szukaniem alibi dla imperializmu. Zachodni kolonialiści od setek lat usprawiedliwiali przecież swoje poczynania obietnicami wyzwolenia nieoświeconych, tubylczych kobiet. W 1927 roku amerykańska dziennikarka Katherine Mayo napisała świetnie sprzedającą się książkę pod tytułem Mother India (Matka Indie) o upokarzającej pozycji kobiet w indyjskim społeczeństwie. Problemy Indii nie miały nic wspólnego z brytyjskim panowaniem, cała ich niedola była skutkiem małżeństw dzieci i opresji kobiet, z powodu których chorowite, niewykształcone matki wychowywały słabowite, perwersyjne dzieci. „Cała piramida materialnych i duchowych dolegliwości Hindusa – pisała – opiera się na twardej, fizycznej podstawie. Są nią po prostu pierwsze lata jego życia i rozpoczynające się wtedy życie seksualne”13.
W szczytowym okresie rozwoju indyjskiego ruchu patriotycznego dziennikarka dowodziła, że seksualna organizacja społeczeństwa indyjskiego uczyniła je niezdolnym do samostanowienia. Książkę Mazo okrzyknięto sensacją w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych, powstała nawet oparta na jej motywach broadwayowska sztuka, opowiadająca o dwunastoletniej Hindusce wydanej za starszego mężczyznę – tak obraźliwa dla Hindusów, że żądali zakazu jej wystawiania14.
Jeden z indyjskich historyków napisał: „Do dziś trudno o książkę, może z wyjątkiem Szatańskich wersetów (1989) Salmana Rushdiego, która wywołałaby skandal na skalę porównywalną z tym, który towarzyszył ukazaniu się Mother India”15.
Kilkadziesiąt lat później amerykańscy konserwatyści użyli argumentu o islamskiej przemocy wobec kobiet – która jest oczywiście realna, podobnie jak wiele okrucieństw opisanych przez Mayo – aby usprawiedliwić inwazję na Bliskim Wschodzie. Niewielu oczywiście sugerowało, że za system płciowego apartheidu należy też ukarać sojuszniczą Arabię Saudyjską. Nic więc dziwnego, że kiedy ludzie Zachodu zaczynają katalogować uchybienia wobec cudzoziemek, mieszkańcy krajów rozwijających się okazują daleko idącą podejrzliwość. Te podejrzenia wszakże, uzasadnione wydarzeniami historycznymi, nie są w stanie przesłonić faktu, że obezwładniająca przemoc wobec kobiet, powszechna szczególnie w biednych krajach, stanowi współcześnie największy światowy kryzys w dziedzinie praw człowieka.
Biorąc pod uwagę ogrom kobiecych cierpień, należy może zapytać, dlaczego warto się skupić na prawach reprodukcyjnych. Dostęp do antykoncepcji i aborcji nie są przecież jedynymi warunkami równości. Prawo do pracy, edukacji, do posiadania ziemi, dziedziczenia, życia wolnego od przemocy – to kwestie życia i śmierci dla wielu kobiet w krajach rozwijających się. Te problemy na pewno bywają na co dzień bardziej widoczne niż kwestie planowania rodziny.
Jednak prawa reprodukcyjne są terenem, na którym spotykają się główne siły wpływające na losy kobiet, takie jak władza religijna, globalizacja, patriarchalna tradycja, demografia, amerykańska polityka zagraniczna, prawo międzynarodowe, ochrona środowiska, feminizm.To na polu praw reprodukcyjnych rozgrywają się bitwy o pozycję kobiet. Prawo kobiety do kontrolowania swojego ciała, podejmowania decyzji o posiadaniu dzieci jest ściśle i na wiele sposobów związane z innymi prawami, a zależności te opisuję w niniejszej książce.
Prawa reprodukcyjne są nierozerwalnie związane z wolnością ekonomiczną kobiety. Mniejsza rodzina umożliwia jej pracę zarobkową. Kiedy kobiety przynoszą do domu pieniądze, ich pozycja z reguły się umacnia, co wpływa pozytywnie na losy ich córek. Jeśli córki otrzymają edukację, również wybiorą życie w mniejszej rodzinie, o którą mogą się lepiej zatroszczyć. Jak ujęto to w dokumencie Światowej Organizacji Zdrowia, „rewolucja reprodukcyjna „przejście od sześciorga dzieci, z których kilkoro umrze – do dwójki, z których prawie na pewno oboje przeżyją – to najważniejszy krok w kierunku równości płci, polegający na zwiększeniu szans kobiet na aktywność poza domem”16. Właśnie dlatego bangladeski Grameen Bank*, uhonorowany za swą działalność Pokojową
Nagrodą Nobla, udzielając kobietom mikrokredytów, zobowiązuje je do „planowania rodziny i utrzymania jej niskiej liczebności”17. Na jeszcze bardziej podstawowym poziomie: w przypadku zdecydowanie zbyt wielu kobiet ciąża i urodzenie dziecka prowadzą do śmierci lub uszczerbku na zdrowiu. Do metod ochrony zdrowia matek należą: odkładanie ciąży do czasu osiągnięcia dojrzałości, kilkuletnie przerwy pomiędzy ciążami i posiadanie przez kobietę tylko takiej liczby dzieci, jakiej pragnie. Nie sposób rozwiązać problemu zgonów i powikłań związanych z ciążą i rodzeniem dzieci, jeśli się nie poświęci uwagi niebezpiecznej aborcji, jednej z najłatwiej usuwalnych przyczyn śmiertelności kobiet. Prawa reprodukcyjne nie stanowią całości praw kobiet, ale są ich fundamentalnym warunkiem. Pozwalają kobietom przetrwać, a także osiągnąć coś więcej niż przetrwanie.
Prawa reprodukcyjne mają też ogromny ładunek symboliczny, ponieważ reprodukcyjna rola kobiet bywa często przywoływana, by uzasadnić ich podporządkowanie. Międzynarodowe konflikty wokół planowania rodziny przeradzały się nieraz w polityczne spory o szeroko pojęte prawa kobiet lub nawet o ich człowieczeństwo. Prawa reprodukcyjne nie tylko implikują daleko idące konsekwencje, ale też stanowią soczewkę, przez którą możemy przyglądać się zagadnieniom płci i władzy w pełnym nierówności świecie epoki globalizacji.
Od epoki, w której antykomunistyczna Ameryka próbowała zahamować przyrost ludności ubogich krajów, do współczesnych ataków na prawa kobiet, traktowane jako dekadencki wymysł Zachodu, minęło wiele lat. Polityka związana z płcią i rodzeniem dzieci była od zawsze ściśle spleciona z wielkimi problemami naszych czasów. U podstaw różnorodnych konfliktów – o demografię, zasoby naturalne, prawa człowieka, obyczaje religijne – leży pytanie: „kto kontroluje reprodukcję?”. Intymne aspekty kobiecego życia zostały nierozerwalnie związane z działaniem globalnych sił. Jednocześnie los naszej planety jest nierozerwalnie związany z odpowiedzią na pytanie, czy kobiety będą mogły kontrolować swoje życie.
* Grameen Bank to założona przez Muhammada Yunusa w 1978 roku instytucja finansowa przyznająca najbiedniejszym mieszkańcom krajów rozwijających się mikrokredyty na następujących zasadach: kredyt jest prawem człowieka, nie można odmówić kredytu dlatego, że ktoś jest zbyt biedny; jego celem jest pomoc biednym rodzinom, aby mogły same sobie pomóc w przezwyciężeniu ubóstwa; przeznaczony jest zwłaszcza dla kobiet; nie jest udzielany na podstawie pisemnych umów, procedur prawnych czy zabezpieczeń, lecz zaufania; jest oferowany w celu samozatrudnienia lub podjęcia działalności zarobkowej, nie może być przeznaczony na cele konsumpcyjne; pożyczki udzielane są przez organizacje non-profit lub instytucje finansowe należące głównie do ubogich. Podstawą banku jest założenie, że ludzie biedni posiadają umiejętności, które nie są wykorzystywane, ubóstwo zaś nie jest wytworem ludzi biednych, lecz jest kreowane przez instytucje i ich politykę, aby więc wyeliminować ubóstwo, należy zmienić sposoby działania istniejących już instytucji i/lub tworzyć nowe. Bank promuje budowanie kapitału społecznego oraz realizowanie przez klientów celów społecznych, edukacyjnych i zdrowotnych. 13 października 2006 roku Grameen Bank oraz jego twórca otrzymali Pokojową Nagrodę Nobla „za wysiłek na rzecz stworzenia warunków do ekonomicznego i społecznego rozwoju od podstaw”. Więcej informacji o działalności banku znajduje się w dalszej części książki (przyp. tłum.).
Przypisy
1 Światowa Organizacja Zdrowia, Unsafe Abortion: Global and Regional Estimates of the Incidence of Unsafe Abortion and Associated Mortality in 2003, (Niebezpieczna aborcja: światowe i regionalne szacunki przypadków niebezpiecznej aborcji i związanej z nią śmiertelności w 2003 roku), raport, 2007.
2 Ibid.
3 John Cleland, Stan Berstein, Alex Ezeh, Anibal Faundes, Anna Glasier, Jolene Innis, Family Planning: The Unfinished Agenda (Planowanie rodziny: niewykonany plan), „The Lancet”, Sexual and Reproductive Health Series, październik 2006.
4 Jonathan Zimmerman, Son of Africa or Ugly American? (Syn Afryki czy szpetny Amerykanin?), „International Herald Tribune”, 17 czerwca 2008.
5 Philip Jenkins, The Next Christendom: The Coming of Global Christianity (Nowe chrześcijaństwo: nadejście globalnego chrześcijaństwa), Oxford University Press, Nowy Jork 2002, s. 199.
6 Germaine Greer, Sex & Destiny: The Politics of Human Fertility (Płeć i przeznaczenie: polityka ludzkiej płodności), Harper Colophon Books, Nowy Jork 1985, s. 23.
7 Ibid., s. 123.
8 Ibid., s. 247.
9 UNICEF, Women and Children: The Double Dividend of Gender Equality (Kobiety i dzieci: podwójne korzyści z równości płci), raport, 2007.
10 Thoraya Ahmed Obaid, Delivering for Women (Wybawienie dla kobiet), „The Lancet”, 13–19 października 2007.
11 Apollo Mabiru, Address Denial of Sex – MPS (Zajmijcie się problemem odmowy współżycia seksualnego), praca dyplomowa, „New Vision”, 26 listopada 2004.
12 Światowa Organizacja Zdrowia, WHO Multicountry Study on Women’s Health and Domestic Violence Against Women (Międzynarodowe stadium Światowej Organizacji Zdrowia na temat zdrowia kobiet i przemocy domowej skierowanej przeciwko kobietom), raport podsumowujący, 2005.
13 Katherine Mayo, Mother India (Matka Indie), tekst dostępny na stronie www.gutenberg.org.
14 Katherine Mayo, Selections From Mother India (Wyimki z „Matka Indie”), red. Mrinalini Sinha, Kali for Women Press, New Delhi 1998, s. 2.
15 Ibid.
16 Cleland i in., Family Planning: The Unfinished Agenda (Planowanie rodziny: niewykonalny plan).
17 16 decyzji Grameen Bank, tekst dostępny na stronie www.grameen-info.org/bank/the16.html