Autor – doświadczony amerykański seks terapeuta – pisze o seksie jak o jeszcze jednej dziedzinie życia, która wcale nie rządzi się wyjątkowymi prawami i wcale nie jest tak trudna do zrozumienia, o ile podejdziemy do niej… po ludzku. Ta ludzkość, normalność seksu i seksualności to temat przewodni. Klein uświadamia, że z seksem wiąże się wiele emocji, wyobrażeń i oczekiwań, które – o ile ich nie zidentyfikujemy w porę – popsują nam całą zabawę.
Zaczyna od tego, że – czując deficyty emocjonalne, brak akceptacji czy też brak poczucia kompetentności – rozwiązania tych problemów szukamy w łóżku. Seks, który z istoty swej służy głównie przyjemności oraz bliskości, staje się narzędziem, które ma nam rekompensować rozmaite braki; niestety, bez względu na liczbę „stosunków”, nigdy tego nie zrekompensuje, bo braki przynależą najczęściej do dziedziny emocjonalnej, a nie seksualnej.
Dalej rozprawia się z pojęciem „normalności” i norm. Krytykuje pojęcie „normalnego seksu” i „normalnego stosunku” (a także schemat reakcji seksualnych wypracowany przez Virginię Johnson i Williama Mastersa w latach 60. XX, m.in. ze względu na techniczno-fizyczny opis stosunku, który jest w istocie także zbliżeniem erotycznym, emocjonalnym i duchowym, a także ze względu na fazę orgazmu, która przecież nie jest konieczna, aby seks był seksem!).
Dodaje otuchy, mówiąc, że strach przed „wywiązywaniem się”, brakiem erekcji czy lubrykacji, niepowodzeniem, tym, jak obierze nas pratner(ka) – jest absolutnie normalny, i podkreślając, że seks autentyczny, w którym nikogo nie udajemy, w którym jesteśmy przytomni i obecni, w którym jesteśmy niedoskonali, w niedoskonałym ciele i niedoskonałym miejscu, jest właśnie najzupełniej normalny.
Rozprawia się również z mitem „najbardziej prawdziwego i pożądanego” seksu postrzeganego jako stosunek penis-pochwa, zwraca uwagę na wyidealizowany i związany z prokreacją (dlatego tak bardzo forsowany) obraz takiego zbliżenia. Pisze o umiejętności cieszenia się całością erotycznego zbliżenia, bez dzielenia go na części nudne (lecz konieczne) i orgazm.
Bardzo dużo mówi o umiejętności bycia w seksualnym tu i teraz, aby faktycznie dostrzec, poczuć, zobaczyć partnera/partnerkę lub partnerów, by skupić się na odczuciach płynących z ciała, a nie na gonitwie myśli, które układają się w listę pytań: Czy wyglądam ładnie? Czy nie widać mojego grubego brzucha? Co on/a naprawdę o mnie myśli? Czy nie za długo dochodzę? Czy nie będę miał za szybko wytrysku? Czy lista zakupów na jutro jest już gotowa?
Omawia to, czym jest wizerunek ciała i jak nieważny jest on w seksie, gdy będziemy umieć już skupić się na tu i teraz i tym, co czujemy i widzimy, co robimy i co jest dla nas robione, a nie na tym, jak wyglądamy i czy na pewno wyglądamy wystarczająco dobrze. Zwraca też uwagę na to, że bycie sexy nie wiąże się tylko z tym, jak wyglądamy, ale zasadniczo z tym, kim jesteśmy, jaka jest nasza osobowość, sposób bycia itp. Wspomina też historię pary w ciąży, w której kobieta długo odpychała partnera, gdyż nie mogła wprost uwierzyć, że z tym wielkim brzuchem może być nadal piękna i sexy w oczach swojego męża, sądziła, że ten adoruje ją z wyrachowania – po to, aby móc z nią uprawiać seks.
Dużo miejsca poświęconego jest też umiejętnościom emocjonalnym w seksie. Bo przecież nie od techniki (w tej książce nie ma słówka na temat technik seksualnych; jedynie ostatnia strona to instrukcja masażu… dłoni) seksualnej zależy to, czy nasz seks będziemy postrzegać jako udany, po tym jak: ktoś puści bąka, ktoś spadnie z łóżka, ktoś powie „wiesz, właściwie to już mi chyba przeszła ochota na seks”. To umiejętność odnalezienia się w sytuacji, w której postawiło nas życie (a często te sytuacje postrzegane są jako mało „sexy” i bardzo krępujące), w istocie sprawia, że nasz seks jest radosny, na luzie i udany (mimo małych niedociągnięć) lub pełen skrępowania, strachu i rozczarowujący (przez małe niedociągnięcia).
Nie zostawia też nam złudzeń, pisząc o starzeniu się. Jest bardzo bezpośredni, mówiąc, że seks się z wiekiem zmienia. Ale nie widzi w tym nic złego. Sugeruje więc, żeby zaakceptować to, że z biegiem czasu zmieniamy się my, nasze ciała nie są już takie jak kiedyś, nasza kondycja i sprawność też się zmieniają i sugeruje, żeby przetransformować swoją młodzieńczą wizję „dobrego seksu” tak, abyśmy ten „dobry seks” mieli w każdym wieku. Pisze, że to od naszych wyobrażeń, skojarzeń, marzeń i często przeidealizowanych i perfekcyjnych wizji „prawdziwego / normalnego / dobrego seksu” zależy to, czy będziemy mieć satysfakcjonujące życie seksualne. Bo – trudno się nie frustrować, oczekując, że nasz seks, gdy mamy 50 lat, będzie identyczny z tym, gdy mieliśmy 18 (czyli „dobry”) .
Podtytuł „Nasze prawdziwe oczekiwania wobec seksu i droga do ich spełnienia” jest jak najbardziej adekwatny i nie obiecuje niczego na wyrost. Sądzę, że gdy już poznacie swojego prawdziwe oczekiwania wobec seksu, łatwo będzie je Wam spełnić. Dlatego bardzo serdecznie polecam Wam tę książkę – jest naprawdę bardzo odświeżająca.