Być może namiętny seks jest ostatnią rzeczą, o której myślicie, gdy patrzycie na rozwścieczoną kobietę, ale ja mówię zupełnie serio – myślałam wtedy o seksie.
Jakiś czas temu trafiłam na Oshowską medytację uważności, na którejdoświadczyłam nowego wymiaru złości, o którym chcę opowiedzieć.
Prowadzący pokazywali nam, w jakich pozycjach mamy się ustawić, jaki grymas przybrać na twarzy, jak poruszać ciałem, gdy krzykiem, słowem, miną – całym sobą wyrażaliśmy swoją złość i gniew. Do tej pory sądziłam, że wiem wszystko o złości, a tutaj nagle się okazało, że mimo długiej praktyki wyrażania złości, nie wiem o nie rzeczy najważniejszej – jak bardzo złość jest sexy, zmysłowa, namiętna…
Nasza prowadząca, delikatna Kiran, kobieta o niewielkim wzroście i kruchej budowie, ustawiła się w parze z losowym mężczyzną i przyjęła odpowiednią pozycję: zacisnęła pięści, aż pobielały jej kostki, stanęła w rozkroku na elastycznych kolanach, jej twarz zamieniła się w maskę demona lub dzikiego zwierzęcia a z jej gardła popłynęły dzikie krzyki. Na początku patrzyłam w zdziwieniu – ta niewielka kobieta potrafi tak wrzasnąć? A potem zdziwienie zamieniło się w fascynację. Kiran, mimo że nie wyglądała „ładnie”, w swojej złości była magnetyzująco piękna, tak piękna, że nie mogłam oderwać od niej oczu. Poprzez całą postawę jej ciała i tembr głosu emanowała ogromna kobieca siła. Patrząc na nią, wiedziałam, że nie wolno się do niej zbliżyć, bo może to grozić śmiercią. Jej siła była wręcz namacalna. Była też zaskakująco zmysłowa. Być może namiętny seks jest ostatnią rzeczą, o której myślicie, gdy patrzycie na rozwścieczoną kobietę, ale ja mówię zupełnie serio – myślałam wtedy o seksie. Przez głowę przemknęła mi myśl o tym, jak kocha się kobieta, w której jest tyle energii, tyle pasji. Jak kocha się kobieta, która jest tak odważna, tak silna. Która nie boi się pokazać prawdziwej siebie – tej sekutnicy, złośnicy, pomstującej czarownicy, do której mocy może się odwołać w sytuacji kryzysowej.
Wtedy zrozumiałam, że tylko osoba szczerze wyrażająca swoją złość może być szczera w seksie, może być w seksie naprawdę sobą. Tylko osoba, która nie boi się wykrzywić twarzy, zrezygnować z bycia „ładną” na rzecz bycia autentyczną, ma w sobie tyle miłości własnej i luzu, aby tę jakość przenieść do kochania się. Wszystkie próby „zachowania twarzy” powodują to, że tak naprawdę nie pokazujemy siebie. Być może niektóre z nas nigdy nie widziały siebie w złości. Być może wiele z nas tłumi złość, żeby być lepszą wersją siebie.
Szkoda.
To, czego wiele z nas może się obawiać, czyli powiedzenie tej drugiej osobie, być może ukochanemu: Jestem na ciebie wściekła! może odsłonić przed nim naszą kolejną część: dziką kotkę, rozzłoszczoną lwicę, furię, zołzę, zimną sukę, wrzeszczącą nieokiełznaną kobietę… Ile z nas boi się tego, że w ogóle ma taką twarz? Ile sobie pozwala na wyrażanie złości? Ile wie, jak mocno złość połączona jest z możliwością przeżywania orgazmu?
Zachęcam do ukochania złośnicy w sobie. Z ogromnej złości bierze się ogromna siła. Złośnica jest tylko częścią składową naszej osobowości. Nie co dziennie musi się ujawniać. Ale upychając ją po kątach, pozbawiamy się dostępu do wspaniałego potencjału, znajdując dla niej miejsce w swoim życiu, stajemy się nie tylko bardziej sobą, nie tylko silniejsze, ale też bardziej seksualne.
Złość, emocje i intymność
W czasie całej medytacji należało przez wiele różnych stanów. M.in. przez złość, radość, smutek, płacz, śmiech, desperację, szaleństwo, zabawę, euforię, zmysłowość, spokój. Byłam tam z jedną moją znajomą – kobietą, którą znam już jakiś czas, ale dość pobieżnie. A tutaj nagle zobaczyłam ją, jak w największej złości wykrzywia twarz i wykrzykuje przekleństwa, po chwili widziałam, jak płacze, a makijaż rozmywał się na jej twarzy, potem zobaczyłam, jak się śmieje, jak się bawi, jak uwodzi w zmysłowym tańcu… W ciągu kilku godzin zobaczyłam ją w wielu, wielu emocjonalnych odsłonach. Wtedy doszło do mnie, że w takiej wielości nastrojów widziałam jedynie najbliższe mi osoby, z którymi przez wiele lat mieszkałam, np. mamę. Ale… być może… we wszystkich tych nastrojach nie widziałam moich partnerów.
Wtedy też spostrzegłam, że bliskość, również seksualna bliskość polega na pokazywaniu swojej prawdziwej twarzy, odsłanianiu siebie w emocjach. Wszystkich emocjach. To zdarzenie dało mi do myślenia, a ledwie znana koleżanka stała się kimś bliskim i jednocześnie intrygującym – pokazała mi wiele swoich twarzy, stała się fascynująca, pociągająca, niezwykle atrakcyjna. Potem jeszcze podobne sytuacje obserwowałam na różnych warsztatach tantry, szczególnie tych dotyczących energetycznego orgazmu. Zanim fala ekstatycznej przyjemności przepłynęła przez osobę, np. mężczyznę, wylewały się z niego wszelkie emocje i tak widziałam niezwykle silnego mężczyznę, który otwierając się na przyjemność w jednej chwili ryczał jak lew i miał ochotę zamordować wszystkich wokół, żeby w następnej płakać jak dziecko, a jeszcze chwilę później śmiać się do rozpuku… a potem już tylko krzyczał, przeżywając obezwładniającą rozkosz.
Więc jeśli czasem tłumisz złość, radość lub łzy – pomyśl sobie, że dla wielu osób Twoja osobista emocjonalna prawda jest niezwykle sexy…