Nie potrzebujesz urody, młodości, pieniędzy, limuzyny, odrzutowca, ciała wyczynowego pływaka ani twarzy gwiazdy filmowej. Wystarczy głośne wypowiadanie odpowiednich słów.
Niech mi pani wytłumaczy, jak mężczyźni uwodzą kobiety. Trafiłam w internecie na stronę warszawskich uwodzicieli i byłam zszokowana, jak nieatrakcyjni byli mężczyźni, którzy występowali tam jako mistrzowie uwodzenia, i jak obrzydliwie pewni siebie.
– A odnalazła tam pani sformułowany cel takiego treningu?
Celem jest umówienie się z dziewczyną.
– I co potem? Przeczytałam przed naszą rozmową podręcznik uwodzenia „Seksualny klucz do kobiecych emocji” rekomendowany na takich kursach. Na okładce jest ciało kobiece bez głowy, za to w kroczu podtytuł: „Jak w kilka minut wzbudzić w kobiecie pożądanie, wykorzystując strukturę kobiecej psychiki”. Bo celem treningów jest zaciągnięcie kobiety do łóżka. Opierają się na zdobyczach neurolingwistycznego programowania, czyli sztuce manipulowania słowem. Nie zamierzam krytykować NLP. To techniki pomocne choćby w terapii lęku czy w marketingu. Nie zamierzam też się bawić w umoralniającą ciotkę klotkę – ludzie dorośli mogą sobie chodzić do łóżka jak chcą, kiedy chcą i z kim chcą. Ale dobrze by było, gdyby relacja była jasna. A tu założenie jest takie, że mężczyzna steruje sytuacją, a kobieta jest kompletnie nieświadoma tego, co się dzieje.
Przy lekturze pomiędzy atakami śmiechu przechodziły mnie ciarki, bo doszłam do wniosku, że te metody, niestety, mogą być skuteczne.
Co jest najgorsze w tej manipulacji?
– To nie nadużycie wyłącznie seksualne, fizyczne, ale emocjonalne. A nawet powiedziałabym, że duchowe. To cyniczne i bezduszne. We wstępie piszą: „Nie jest to książka na temat randek. Nie chodzi w niej o to, jak mógłbyś stać się milszym, troskliwszym, wrażliwszym facetem (….). Jeśli natomiast pragniesz nauczyć się praktycznych, szybkich, skutecznych technik wywołujących w kobietach fizyczne i emocjonalne podniecenie, wtedy zgoda – w takim przypadku książka jest dla ciebie. Nie potrzebujesz urody, młodości, pieniędzy, limuzyny, odrzutowca, ciała wyczynowego pływaka ani twarzy gwiazdy filmowej. Wszystko, czego potrzebujesz, to głośne wypowiadanie odpowiednich słów”.
Rzeczywiście w uwiedzeniu kobiety słowo jest najważniejsze?
– Jesteśmy szczególnie wrażliwe na męski głos i słowa. Pewnie dlatego tak często nadmiernie koncentrujemy się na słowach, a nie na tym, co mężczyzna robi. Słowo jest obietnicą spełnienia naszych ukrytych pragnień.
Jak to działa?
– Na chłopski rozum, jak pani myśli, co jest niezbędne żeby uwieść kobietę? Jakie uczucie musi facet w niej wywołać?
Współczucie?
– Branie na litość?
Żartowałam. Podziw.
– To, co pani powiedziała wcześniej, nie jest głupie. Jeśli facet podrywa nas „na samarytankę”, to polepsza nasze samopoczucie. Czujemy się lepsze moralnie, bardziej rozwinięte emocjonalnie.
A jaka jest prawidłowa odpowiedź?
– Każda z nas lubi czuć się wyjątkowa. Jak kobieta jest inteligentna, to nie można jej tego powiedzieć wprost, bo powie, że to frazes. Ale istota wchodzenia w relację, w której jest duże napięcie erotyczne, polega na tym, że czujemy się wyjątkowe w oczach tego jednego mężczyzny. W literaturze pojawiają się takie określenia, że miłość nas uskrzydla, że się otwieramy jak kwiaty, odkrywamy siebie przy mężczyźnie.
Patrząc na to z własnej perspektywy – kobiety w średnim wieku, ceniącej wysoko samoświadomość – wiem, że lepiej jest, jeśli same się odkrywamy i „męski rozbudzacz” nie jest do tego niezbędny. Bo z mężczyznami bywa jak z alkoholem – sprawiają, iż wydaje się nam, że przy nich stajemy się „prawdziwsze”… i to krok do relacji zależnościowej.
Jak powiedzieć kobiecie, że jest wyjątkowa, w taki subtelny sposób?
– On musi znaleźć jakiś szczegół, który dowiedzie, że się kobiecie uważnie przyjrzał i że odkrył jej wewnętrzny świat. Bo to zapowiedź jego empatii. Na przykład ja zbieram kalejdoskopy – mam takie dziwne hobby. W życiu nie spotkałam mężczyzny, który by to zauważył, a to byłoby takie ujmujące. To może być coś w wyglądzie, ale nie to, na co zwracają uwagę wszyscy mężczyźni.
Bo to rzeczywiście fajne.
– I wchodzimy w to. Jeśli coś takiego dzieje się naturalnie, gdy się poznajemy i zakochujemy, to jest autentyczne i piękne, ale jeśli to manipulacja… Cytat z podręcznika: „Wyobraź sobie, że mówisz kobiecie – chcę przemawiać do twojej najgłębszej części, tego, czym naprawdę jesteś. Brzmi to żałośnie, zgoda? Faktycznie, brzmi żałośnie. Dla mężczyzn. Dla kobiet ten rodzaj języka brzmi poetycko i głęboko erotycznie”.
To brzmi żałośnie.
– Proszę sobie wyobrazić, że mężczyzna mówi to samo, ale bardziej wysublimowanym językiem. Może jednak by zadziałało? Pamięta pani piosenkę „Naprawdę jaka jesteś, nie wie nikt?”. Jest piękna, ale wyłącznie w szczerym przekazie. Poddając się magii słowa, często zapominamy o emocjonalnym bhp, o tym, przy kim można dokonać ryzyka emocjonalnego. Bo relacja seksualna, nawet pobieżna, jest ryzykiem emocjonalnym. Przy stosowaniu tych technik uwodzenia poziom otwartości kobiet jest niewspółmierny do relacji. Na tym właśnie polega nadużycie emocjonalne. Jeśli kobieta jest tak samo wyrachowana, to wielkich krzywd emocjonalnych nie będzie; może poza uczuciem pustki na własne życzenie. Ale jeżeli kobieta jest otwarta i całkowicie zaufała, to fajnie nie będzie.
Przejdźmy do taktyk.
– Nazwałam ją na użytek własny „metodą na wieloryba”. Moja przyjaciółka pojechała ostatnio do Ameryki Południowej i pływała tam na łodziach, z których widziała, jak wieloryby się kochają, jak skaczą, jak te ich wielkie ogony rozpryskują wodę. Co pani czuje, jak pani sobie to zwizualizuje?
Hm. Radość życia?
– No właśnie: wolność, radość życia, swobodę. Metoda na wieloryba polega na tym, że na początku w ogóle nie rozmawiamy o seksie. Trzeba obrazowo opowiadać historie wywołujące przyjemne, wyzwalające uczucia.
Nie można powiedzieć: „Ale pani śliczna, marzę o wspólnej nocy z panią”, tylko trzeba umieć tworzyć te obrazy. To wzbogacające.
– Bo sama metoda nie jest zła i nawet można by robić takie kursy dla związków, żeby ich komunikacja nabrała bardziej erotycznego charakteru, żeby stała się bogatsza.
Jestem rozluźniona. Co dalej?
– Kolejny rozdział podręcznika stawia tezę, że do kobiecego języka istnieje klucz. „Sytuacja wygląda w ten sposób, jak gdyby mężczyzna dobijał się wściekle do bocznych drzwiczek domu kobiety, przekonany, że są to drzwi frontowe, podczas gdy kobieta rozczarowana i zrozpaczona czeka przy drzwiach frontowych, by ktoś wreszcie nacisnął dzwonek, aż w końcu po kilku drinkach albo kiedy poczuje się całkiem wyjątkowo samotna, lub jeśli dobijający się facet jest naprawdę przystojny, bogaty czy wrażliwy, może go wpuścić tymi bocznymi drzwiczkami, chociaż często są zaryglowane na cztery spusty i trudno przez nie wejść. Zawsze jednak dręczy ją pytanie, czemu nigdy nikt nie wejdzie we właściwy sposób?”.
Hahaha!
– Ten fragment dotyczy techniki, którą mężczyzna ma stosować wobec kobiet, a jednocześnie napisany jest z zastosowaniem tej metody. Chodzi o to, żeby nie nazywać rzeczy po imieniu, ale stosować metafory. Jak to czytałam, miałam skojarzenia z warunkowaniem psów przez Pawłowa. Psy się ślinią na widok czerwonego światła, które kojarzą z jedzeniem. Podobnie kobiety – upragnione słowa wywołują uczucia relaksu i podniecenia, a kobieta ma się uzależnić od tego, kto je wypowiada.
I w rozdziale pod tytułem „Jak pompować uczucia w innych ludzi?” dowiemy się, jakich słów używać, żeby nieświadomie skojarzyły się z seksem.
Jakich?
– Chodzi o wszystko, co jest tajemnicą i się otwiera, o różne drzwi, jaskinie, kwiaty, szkatułki, wszystko, co związane z ruchem rytmicznym, z wodą, wodospady i tryskające źródła. Autor książki zaznacza: „Być może, że tobie się to wydaje kompletnie idiotyczne, w twojej strukturze męskiego myślenia, ale posługiwanie się metaforą na kobiety niesamowicie działa”.
To prawda?!
– Tak. Bo kobiety nie są nauczone, by o akcie seksualnym myśleć konkretnie. Bo nie oczekuje się od nich aktywności. Mówienie wprost o seksie działa na nas odstraszająco. Chodzi więc o to, żeby opowiadać obrazowo, budować podniecenie emocjonalne i seksualne u kobiety, ale tak, by odbierała to jako magię, los, przeznaczenie. Poddajemy się wtedy czemuś, za co nie jesteśmy odpowiedzialne, co jest tajemnicze i za czym podążamy, nie rozumiejąc tego. A to jest wzbudzone pożądanie.
Następna zasada na liście pompowania uczuć to „nie rób oznacza rób”. Czyli…
– Stara technika NLP. Podświadomość nie słyszy słowa „nie”, dlatego podręcznik poleca technikę kamuflującą, czyli zasadę różowego słonia. Cytuję: „Jeśli powiem ci, żebyś nie myślał o różowym słoniu, nie wyobrażał sobie jego różowej trąby, małego ruchliwego ogonka, wielkich kłapciatych różowych uszu, to z pewnością będziesz właśnie myślał o tym różowym słoniu”. Przełóżmy to na uwodzenie: „Nie ma możliwości, byś się we mnie zakochała. To niemożliwe”. Niby przeczymy, a tak naprawdę „pompujemy”. Coś, czego kobieta w ogóle nie brała jeszcze przed chwilą pod uwagę, nagle zaczyna brać pod uwagę. Pani Paulino, nie ma możliwości, żeby zdecydowała się pani na przypadkową relację seksualną pełną namiętności. To nie jest do pani podobne. W ogóle.
No tak. Genialne. Działa też na mężczyzn?
– Nie. Mężczyźni są bardziej wrażliwi na obraz i na konkretne działanie. O naszej atrakcyjności seksualnej wcale nie decyduje atrakcyjność fizyczna, liczba kilogramów, wiek, tylko pewnego rodzaju dostępność. Nie chodzi mi o puszczalstwo, tylko emocjonalną otwartość. Kobieta, która jest zadbana, otwarta, ale nie wulgarna, przy tym bezproblemowa, uśmiechnięta, pogodna i umie mężczyznę wzmacniać, będzie o wiele bardziej atrakcyjna seksualnie niż chłodna piękność. Tego kobiety uczą się na kursach uwodzenia. Tylko że one są mało popularne, bo jednak kobiecie dużo łatwiej jest poderwać faceta do łóżka. I dużo mniej jest kobiet, które są zainteresowane tylko seksem.
Kolejny rozdział „Znaczenie podobieństw”.
– Ważne jest podobieństwo w mowie ciała. Gdy rozmawiamy ze sobą – kontakt wzrokowy. Jeśli ona się podpiera, on też powinien się podeprzeć. Ciało, gdy odzwierciedla, mówi: „Słucham, jestem ci oddany”. To stara zasada podrywania – trzeba uważnie słuchać, a potem odwoływać się do tego, co kobieta już powiedziała. Podrywacz zauważa, że słuchamy tej samej muzyki. Podkreśla podobieństwa przekonań. Oczywiście chodzi o stworzenie iluzji, podobnej do tej, kiedy ludzie się zakochują – że jest między nami wyjątkowe porozumienie. „Dlatego zawsze, kiedy mówisz ludziom to, o czym już są przekonani, albo co odpowiada temu, co przekazują im ich zmysły, będą się czuli tobie bliżsi, będą się koncentrować na twoich słowach i będą silnie reagować na to, co mówisz. Jak powiesz im kilka razy z rzędu coś, co odpowiada ich przekonaniom, znajdą się w stanie maksymalnej koncentracji, zaangażowania i emocjonalnej podatności na bodźce. W NLP nazywa się to transem”.
A trans to stan podatności na sugestię. Sprawiam, że mogę dalej wciskać kit, a pani mi uwierzy, bo nadajemy na tych samych falach. Śmiałam się, jak czytałam tę książkę, bo moim marzeniem faktycznie jest pływanie łodzią i patrzenie na wieloryby, i pomyślałam, że grunt zostałby urobiony przez takiego wieloryba właśnie.
Kolejny punkt?
– By opowiadać o innych, a nie o sobie, bo można wtedy mówić o seksie bez zażenowania. Do takiej opowieści można nawet włożyć bezpośrednie rozkazy, np.: – Paulino (tu dr Długołęcka zniża głos, udając mężczyznę), miałem taką koleżankę, która poszła na bankiet do znajomej malarki i jakiś nieznajomy mężczyzna w trakcie niezobowiązującej rozmowy w ogrodzie nagle przycisnął ją do drzewa, wziął jej brodę w dłoń i patrząc w oczy, powiedział: „Dzisiaj będziemy się kochać”. To jest kobieta, o której w życiu nie pomyślałbym, że chciałby coś takiego zrobić, a ona to zrobiła. Chodzi o przekaz: dzisiaj będziemy musieli to zrobić.
Cały czas nie doszło do żadnego kontaktu fizycznego.
– Zwykle kobieta, gdy jej się mężczyzna podoba, nieświadomie jako pierwsza go dotyka, a on to odbiera jako zachętę do dalszego kontaktu i dotyka ją. Tutaj jest to robione celowo, mężczyzna dotyka pierwszy, gdy kobieta jest rozluźniona, naładowana emocjami, rozmową, np. przy podawaniu papierosa stykają się ręce, gestykulując, dotyka jej przedramienia. W ten sposób mężczyzna wchodzi w naszą strefę intymną, bo całe nasze ciało, poza dłońmi, jest w naszej kulturze obszarem intymnym. Przeskakuje w tzw. sferę osobistą, w którą wchodzimy z osobami, którym ufamy i z którymi się dobrze czujemy. I o to właśnie chodzi, żeby szybko przełamać fizyczny dystans.
Następny rozdział: „Smak przynęty”.
– „Wyobraź sobie, że twoje serce otwiera się tak, jak nigdy przedtem się nie otworzyło, czujesz energię serca wchodzącą w ciebie i znowu ta energia wchodzi, i znowu, i znowu rytmicznie, i pewnie, i nieubłaganie…”.
To gorsze niż harlequin!
– Ja też pękałam ze śmiechu, ale zdałam sobie sprawę, że wystarczyłoby rąbać cytatami z Kundery albo Jesienina – co kto lubi – to też by mnie i panią to wzięło.
Ja czuję zgrzyt, bo to nie jest język, jakim mówią mężczyźni.
– Ale ta nietypowość jest obietnicą erotyczną, że seks będzie czymś duchowym, a nie gimnastyką, skoro ten mężczyzna potrafi tak mówić. Jeśli te motyle w brzuchu wywołuje autentyczna, pełna żaru i poezji komunikacja, to jest piękne. Jeśli jest to manipulacja, to staje się płytkie i odpychające.
To zaczyna się robić bardzo smutne.
– To dla rozweselania kolejny fragment o kluczyku: „Czujesz, że to, co najbardziej pragniesz odczuwać, jest niedostępne, zamknięte w dębowej kasetce okutej żelazem. Nagle spotykasz kogoś, kto trzyma w dłoni lśniący, złoty, naoliwiony kluczyk. Ten kluczyk inkrustowany we wzory, cudownie wykonany, wślizguje się coraz głębiej w zamek tej kasetki, tak głęboko, że zastanawiasz się, czy kiedykolwiek się zatrzyma…”.
Nie wierzę własnym uszom.
– Żiżek, za Freudem, Jungiem i Lacanem, pisał ostatnio o roli wyobraźni symbolicznej w kobiecej seksualności. Dowodzi, że kobiece pożądanie opiera się na złudzie. Czyli, że bez wewnętrznych odniesień, kontekstów i funkcji symbolicznych seks by w ogóle nie działał podniecająco na kobietę. I chyba ma rację. Może dlatego taka jest siła tych technik opartych na słowie.
Dalej mamy rozdział o ekspresji.
– To stara zasada dobrego mówcy, żeby się głęboko angażować w to, co się mówi, bo to zakłada, że mówca jest zdolny do głębokich przeżyć i strasznie wrażliwy. Autor tłumaczy męskim czytelnikom: „Może myślisz sobie – to jakieś wariactwo, żadna kobieta tego nie będzie słuchała, nie będzie się mogła powstrzymać od śmiechu. To zrozumiała reakcja, ale fałszywa, i takie przekonania przeszkadzają mężczyznom w zdobywaniu kobiety i zaciąganiu jej do łóżka. Załóżmy z kolei, że pragniesz swoją słuchaczkę podniecić….” – i tu, pani Paulino, przestaje być śmiesznie. To, do czego, rozmawiając teraz, podchodzimy racjonalnie, zmienia się, gdy jesteśmy po dwóch drinkach, kiedy sobie żartujemy z facetem, który zaczyna się odwoływać do struktury naszego języka i wyobraźni. Czytam dalej: „Załóżmy, że pragniesz swoją słuchaczkę podniecić. Oto, co mógłbyś jej powiedzieć, ale w wersji zubożonej, nieskutecznej: »Przyjemnie mi się grało w sobotę w piłkę nożną. To było naprawdę podniecające «”. Znacznie lepszy przykład będzie dotyczył zastosowania bogatego języka. »Przyjemnie mi się grało w sobotę w piłkę nożną. Było to podniecające. Byłem tak skoncentrowany. To doświadczenie było tak intensywne, że wszystko poza samą grą wydawało się zatarte. Wiesz, jakby jedyną liczącą się sprawą była gra, a wszystko, co należało do gry, było superostre – wszystkie kolory, linie, wszystkie twarze, one były niewiarygodnie wyraźne, zogniskowane, a im bardziej to tak wyglądało, tym bardziej czułem narastające we mnie podniecenie. Było to tak, jakbym oglądał te osoby przez mikroskop. Nawet dostrzegałem kropelki potu na twarzy tego faceta, krew pod jego skórą, cały lęk, wściekłość. Rozumiesz mnie? «”.
I tak dalej. Nie chodzi o to, że on opowiada o piłce nożnej, ale o to, że przekazuje emocje. Jest facetem, który ostro, ale cholernie zmysłowo odbiera rzeczywistość. I to od razu przykleja się do naszego erotyzmu. Autorzy obiecują, że przy pewnym poziomie zaangażowania ze strony kobiety zła poezja działa, ponieważ najważniejsze jest to, że „wypowiedzi wzbogacone stanowią obietnicę zmysłowości”. Dodam – niestety, tylko obietnicę.
Potem mamy rozdział: „Kobiece emocje”.
– O ile wcześniejsze rozdziały były o czymś, co w jakimś stopniu można kontrolować, to rozdziały ostatnie budzą mój niepokój i moralny sprzeciw. Założenie jest takie: u kobiety jedna emocja wywołuje kolejną, a ta kolejną i tak w nieskończoność. Oceanicznie. Wywołując subtelną emocję i kierując odpowiednio kobietą, mężczyzna jest w stanie dojść do sedna, czyli do świata jej wartości. I coś w tym jest. Bo kiedy się zakochujemy, obnażamy się psychicznie i fizycznie, prawda? To się zdarza każdej kobiecie raz, dwa, góra trzy razy w życiu, że bardzo szybko się otwiera i daje dostęp do wewnętrznego świata. Otwarcie wobec drugiej osoby, które jest ogromnym ryzykiem emocjonalnym, jest również wartością – elementem „życia w prawdzie”. Ale nie wtedy, gdy trafiamy na uwodziciela, który nami manipuluje.
Wniosek jest taki, że kobiety powinny być bardziej wyrachowane.
– Myślę, że nie. Ale powinnyśmy pamiętać, że jeśli ryzykujemy emocjonalnie, to nie z byle kim. Uważność na drugą osobę z jednej strony i samoświadomość z drugiej. Wskakiwanie w złudę to forma niedojrzałości. Jeśli ja sobie coś wymyślam i projektuję to na drugą osobę, to znaczy, że chcę ulegać złudzeniom, i w sumie to egoistyczne. Łatwo temu ulec, bo to takie słodkie uczucie pójść za światem przeznaczenia, magii i czarów. Jednak bez uczciwego wzajemnego zaangażowania to prawdziwa katastrofa!
To znaczy, że kobieta jak spotka mężczyznę, który jej tak kadzi, to powinna uciekać gdzie pieprz rośnie, bo przecież ten sposób ekspresji nie jest właściwy mężczyznom, więc jeśli ktoś tak mówi kwieciście i o emocjach, to znaczy, że w tym jest coś nieszczerego.
– W sumie tak. To znaczy dostrzegam w wielu mężczyznach taki potencjał, ale on ujawnia się dopiero w trakcie znajomości, a nie przy pierwszym lub drugim spotkaniu. Jeśli ktoś błyskawicznie dochodzi do naszych głębokich struktur, powinno nam się zapalić czerwone światełko. A jeśli szybko idziemy z kimś do łóżka, to niech to będzie nasza niezawisła decyzja. Warto brać wtedy pod uwagę, że seks w takich „magicznych” na początku relacjach wszystko psuje, bo okazuje się, że nam nie o to chodziło. Przeczytam teraz pani cytat: „Fakt albo działanie to dla kobiety coś jak wieszak do ubrań. Na nim znajduje się emocja niczym cudowna sukienka od Diora. Jak myślisz, co ma większe znaczenie – sukienka czy wieszak?”.
No i teraz, pani Paulino, co pani myśli, jak powiem „pomidor”?
Oj, pani Alicjo.
– Proszę się nie śmiać, tylko odpowiedzieć.
Miąższ, sok, lato, Michnikowski „Addio pomidory”. Gra w pomidor. A pani co?
– Śmieję się, bo mi też się ze Starszymi Panami kojarzy. Uwielbiam pomidory, więc dużo bym opowiadała o ich smaku, o konsystencji, i o tym dzióbku, gdzie wyrastają listeczki i tam się szuka ich zapachu, że kończą się jesienią i te zimowe już tylko udają te prawdziwe, o ich gładkości, o tych dojrzewających w słońcu na parapecie, o lecie i pospiesznym robieniu sałatki. Dużo bym mogła mówić o pomidorach w gotowaniu, ale przestanę, bo to mówienie o zmysłowości. To proste ćwiczenie na to, jak naśladować bieg kobiecych myśli, aby wzbudzić poczucie bliskości i pożądanie. Poradnik podpowiada, żeby zacząć od czegoś niewinnego i kończyć zawsze na zmyslowości. „Można sprawić, by kobieta poczuła bliskość i seksualny pociąg, po prostu mówiąc rzeczy odpowiadające schematowi jej myślenia. Podnieci ją to, ponieważ seks dla kobiet to przede wszystkim forma komunikacji, zaś komunikacja tworzy silny związek uczuciowy. Jeśli będziesz się naprawdę dobrze komunikował, to stworzysz silny związek uczuciowy i podniecenie seksualne”. Mocne słowa. Z kolejnego rozdziału dowiedziałam się, że kobieta zawsze pragnie więcej, i zachęcam czytelniczki do autorefleksji w tym temacie.
Przelatujemy kilka pseudonaukowych rozdziałów i dochodzimy do tego, który budzi moje obrzydzenie.
„Osobiste wartości”?
– Tak, bo jest tu jasno powiedziane, że za pomocą pytań o pasje zawodowe, wyboru przyjaciół itp. można odkryć, którą furtką wejść do świata wartości i do rdzenia seksualności.
I co jest zazwyczaj ważne dla kobiety?
– Rozdział 19, „Co kobieta pragnie odczuwać”. Po pierwsze – bezpieczeństwo, po drugie – emocjonalny związek, po trzecie – zaufanie, po czwarte – przeznaczenie, po piąte – poddanie się czemuś większemu niż ona sama i po szóste – emocjonalna różnorodność. Wszystko prawda. Jeśli jest to wynik manipulacji, to jest to początek dramatu. Początek końca, bo teraz następuje rozdział, któremu mogłybyśmy poświęcić osobną rozmowę – o wrodzonych masochistycznych skłonnościach kobiet. Cytat jeden z wielu: „Kobiecie często sprawi żywą przyjemność przejawiana przez ciebie dominacja, zarówno w stosunku do niej, jak i do innych. Wyśmiewanie się z niej albo przemawianie do niej jak do małego dziecka będzie dla niej często przyjemne bądź raczej upewni ją o twojej przewadze i dzięki temu sprawi, że poczuje się przyjemnie”.
O Jezu.
– To klasyczna technika manipulacyjna oparta na uzależnieniu od siebie – w taki psi sposób. „Kobiety, nawet te najbardziej niezależne, heteroseksualne, zazwyczaj niezwykle silnie reagują na pewien męski archetyp, czyli wchodzą w związki z mężczyznami, których nie postrzegają jako silnych – umawiają się z miłymi chłopakami albo materiałami na ojca, męża, ale fascynują się i fantazjują o silnym, ekscytującym mężczyźnie. Czasami to tkwi w uśpieniu, czasami są tego świadome”. Podręcznik zachęca, żeby do tego się odwoływać.
Jest też instrukcja, jak być sadystą psychicznym. Mężczyzna ma okazywać, że nie potrzebuje tej kobiety, daje do zrozumienia, że „nie jest dość dobra, rozczarowuje go”. Mamy kobietę, która jest „ugotowana”, otwarta i on wtedy pokazuje jej, że jej nie potrzebuje.
Okrutne.
– Wiele kobiet mi mówi, że nie wie dlaczego, ale wikłają się w relacje z zimnymi draniami. Wszyscy, którzy zajmują się terapią uzależnień, doskonale znają te mechanizmy.
Dlaczego nas to kręci?
– Ta książka sugeruje, że jest to wpisane w kobiecą strukturę seksualną. Ja oczywiście się z tym nie zgodzę i przyczyn bym upatrywała w mechanizmie uzależniania drugiej osoby od siebie niezależnie od płci. Mamy tu opisane dwie postawy – wulkaniczną i chłodną. Wulkaniczna opiera się na przesadnym dramatyzmie i atakach agresji słownej, bo „ta intensywność wzmocni w niej poczucie, iż będąc z tobą, staje się częścią czegoś ekscytującego”. Chodzi o pozorowaną namiętność. Kobiety przecież nie tęsknią za tym, że facet się na nią wydziera, tylko za namiętnością, za ogniem. Druga zalecana taktyka to zimny drań: „Milczenie może mieć okrutny, ale użyteczny wpływ na podwyższenie jej niepokoju. Kiedy kobieta się martwi, że może cię utracić, twoja wartość w jej oczach rośnie”. Ogólne zalecenie jest takie, żeby stosować te dwie metody gniewnej intensywności i zimnej niedostępności naprzemiennie.
Kopniak i całus.
– Podobnie jest w związkach alkoholików – pije, bije, jest chamski, a potem przychodzi z czekoladkami, mówi wielkimi słowami, że bez nas nie może żyć. To wyłożona w przystępny sposób metoda na to, jak toksycznie uzależnić od siebie człowieka. I to jest makabryczne w tej książce.
Nigdy już nie dopuszczę żadnego mężczyzny do głosu.
– No tak, można mieć po tej lekturze kaca i odczucie psychicznego nadużycia. Jest świadectwem naszych czasów, w którym uwodzenie przestaje być sztuką i staje się marketingiem. To jest książka o tym, jak się sprzedać, jak zmanipulować kobietę, żeby odebrała faceta, jako „coś”, czym w ogóle nie jest – zupełnie jak z rosołem instant. Kobieta jest tu traktowana instrumentalnie, ale także mężczyzna na własne życzenie staje się produktem bublem. Ale nie jest to żadne pocieszenie. Dla odzyskania równowagi psychicznej polecam pani moją ulubioną książkę o uwodzeniu słowem – „Powolność” Kundery.