„Wkurza mnie, że ten facet fantazjuje o seksie gejowskim”.
„Irytuje mnie, że ta kobieta używa wibratora”.
„Ta dziewczyna to idiotka, bo się masturbuje”.
„Ten facet jest zboczony, bo (nie) fantazjuje o wytryskach na twarz”.
Tak, może Cię to wkurzać. I często będzie Cię to wkurzać. Tylko… jeśli tak, to możesz zastanowić się, dlaczego Ciebie tak porusza to, że robi to ktoś inny. Ktoś, kto zachowanie mogłoby być dla ciebie zupełnie obojętne, neutralne.
Ale łatwiej niż zastanawiać się nad sobą, jest powiedzieć komuś: „Przestań. Przestań o tym fantazjować, przestać się masturbować, wyrzuć wibrator”. Wychowanie w Polsce sprawia, że kuszące staje się narzucanie swojego zdania innym i jest jedną ze strategii politycznych, „nie lubimy osób LGBTQ+, więc nigdy nie przyznamy im równych praw, nie podoba nam się aborcja, więc ją zdelegalizujemy”.
Nawet w tak intymnej kwestii, jak to, czy dana para lubi wytryski na twarz czy nie lubi, ludzie chętnie będą narzucać swoje preferencje innym. Bo kto im zabroni?
Przepytałam o te wytryski ostatnio około 30 osób wszystkich płci. Przeważyła odpowiedź „nie podnieca mnie to”. Ale były osoby, które powiedziały i napisały, że bardzo im się to podoba. Jeden z mężczyzn powiedział, że to dla niego wyraz bliskości, jedności i że sperma na twarzy partnerki jest jak rosa na płatkach kwiatu.
Reakcje? Różne. Kilka osób mi napisało „Mam tak samo, czuję to podobnie”. Ale były też „Rozbawiło mnie to”. Jeden mężczyzna mi napisał „Czyli jego penis jest jak tulipan na Dzień Kobiet” a inny „Niech sobie sam tryska na twarz”. Ten temat uruchomił emocje, a oceny były już w pogotowiu.
Przeczytałam to i widzę, że część z nas wkurza się na to, że:
publicznie mówimy o tematach tabu,
ktoś ma inne preferencje seksualne i fantazje niż ja.
Szczególnie ta inność budzi poczucie zagrożenia. Skoro ten człowiek to lubi, a ja nie, to… albo on jest zboczeńcem, albo ja. Nie może być inaczej.
Zobacz, to świat nauczył nas patrzeć na seks w kategoriach albo-albo.
Albo robisz to z miłości, albo się puszczasz i wstydź się.
Albo robisz to w małżeństwie, albo grzeszysz i pójdziesz do piekła.
Albo jesteś „normalnym” facetem i robisz to z kobietami, albo jesteś zboczeńcem i brzydzę się tobą.
Albo masz „normalne” fantazje seksualne, albo wyp**rdalaj.
Albo będzie po mojemu, albo nie mamy o czym rozmawiać.
Widzisz to?
Ale najczęściej te reakcje negacji, wyśmiania, oburzenia biorą się z odruchu. Z bezmyślnego powtarzania tego, co już znamy.
Wychowałeś się w grupie kiboli, katolików albo młodzieży wszechpolskiej? No to odruchowa reakcja na miłość męsko-męską czy osoby LGBTQ+ będzie „to chore, obleśne, grzeszne”. Ale czy to Twoja reakcja? Co naprawdę myślisz? Co naprawdę czujesz? Jak byś zareagował/a, gdybyś przestał/a powtarzać bezmyślnie czyjeś opinie?
Nie podoba Ci się idea wytrysku na twarz? Ale czy Ci zagraża to, że jakaś para to lubi? Nie, zupełnie. Tak samo jak nie zagraża Ci seks gejowski czy ochrona przed dyskryminacją dla osób LGBTQ+ . Może Cię to wkurzać, śmieszyć, dziwić, ale to nie jest realne zagrożenie. (Chociaż politycy lubią to przedstawiać jako zagrożenie, bo łatwo z nim „walczyć” – o wiele łatwiej niż z czymś realnym typu susza hydrologiczna, zmiany klimatu czy zatrucie oceanów plastikiem*).
Po prostu dopóki nie mamy powszechnej edukacji seksualnej, dopóki brak nam wiedzy, znajomości z osobami, które się od nas różnią, mają inne pragnienia i fantazje, to możesz się czuć zagrożona/y, gdy okaże się, że ktoś w seksie lubi coś innego niż Ty. Wtedy odbiera się to jako formę ataku a nie wyraz ludzkiej różnorodności (do takiej reakcji przystosowuje nas wroga seksualności kultura a konserwatywni politycy zacierają ręce).
Dlatego w „Uniesieniu spódnicy” pisałam o tym, że „ile jest kobiet, tyle jest kobiecych seksualności”. Bo każdy jest inny. Ale wrzuceni do jednego religijnego czy politycznego worka, oczekujemy, że wszyscy będą tak samo czuć, tak samo kochać i tak samo pożądać.
Np. wiele z nas w Polsce odruchowo oczekuje monogamii, gdy tymczasem monogamia jest tylko jedną z opcji na życie, chociaż w Polsce jest popularna. Ale w wielu krajach o innej kulturze i tradycji bardziej popularne od monogamii są związki, w których mężczyzna ma kilka partnerek (kilka żon) lub kobieta kilku mężów.
Jedna ze znajomych osób opowiedziała mi historię jej babci z czasów II wojny światowej, gdy dziadek trafił do armii czy obozu. Babcia została sama z dziećmi i wzięła sobie kochanka, który pomagał jej utrzymać dzieci i obrobić gospodarstwo. Co się stało, gdy dziadek powrócił z wojny? Z wdzięczności za opiekę nad żoną, rodziną i gospodarką dla kochanka zabił świniaka.
Wkurza mnie to! / Śmieszy mnie to. / To głupie…
Takie mocno emocjonalnej reakcje pojawiają się, gdy coś zaburza naszą wizję świata. Szczególnie tę dotyczącą inności. Wtedy można się najeżyć. Jak inni ludzie śmią żyć i myśleć inaczej?! Od razu albo się złościmy, albo wyśmiewamy.
Jak dobrze to znam. Przecież tyle razy doświadczyłam tego „świętego oburzenia” i irytacji.
Ale dlaczego tak reagujemy?
Bo seks jest wartościowany moralnie. Uczą nas tego od dziecka. Masturbacja – „fuj”. Seks dla przyjemności? „Grzech”! Seks nastolatków – „A co oni sobie myślą!?” (Chociaż prawo pozwala na seks powyżej 15 r. życia). Anal? Ohyda!
Słyszymy to w domu, na podwórku, na katechezie. Że brud, świństwo, nieodpowiedzialność. I tak to z nami zostaje. A gdy ktoś lubi coś innego niż my, to włączają się wyuczone stare reakcje.
I nie ważne, czy mówimy o aborcji, marszach równości czy wytrysku na twarz. Wszystkie te tematy w jakimś stopniu dotyczą seksualności, więc budzą emocje u wielu osób.
Ale można inaczej!
Ale nie budziłyby, gdybyśmy wcześniej mogli o tym rozmawiać w życzliwej atmosferze. I gdyby uczono nas postawy: słucham, aby zrozumieć, a nie po to, aby ocenić. Bo oceny oddalają od zrozumienia. Oceny tworzą podziały. To stąd bierze się wytykanie palcami, dzielenie się na „my” i „oni” itp.
Tymczasem w tym kraju zakazów i milczenia seksualność budzi tak mocne emocje, że często chcemy uciszyć tych, którzy mają „czelność” w ogóle zabrać głos. A nawet, gdy mamy oswojoną część tematów, inne nadal nas zapalają.
Jasne, możesz się oburzać na marsze równości (swoją drogą pozdrowienia dla Olsztyna, w którym marsz był w sobotę), możesz kręcić nosem na rozmowy o aborcji, ale jeśli intymny temat dzieli Cię w Twoim łóżku z Twoją osobą partnerską to seks przestaje być tak przyjemny, jak był. Bo często pojawia się niepewność, wzajemne oskarżenia albo niechęć.
Jak to wygląda?
Pytam na instagramie mężczyzn, czy preferują wytrysk na twarz partnerki. W zabawowej ankiecie (która oczywiście, że jest niewiążąca, bo obejmuje kilkadziesiąt osób, a nie tysiące) mamy wyniki typu: 22% to lubi, 78% niekoniecznie.
Ale z porno i portali erotycznych z filmikami można wynieść „naukę”, że „wszyscy mężczyźni tego chcą”.
Więc co się dzieje, gdy widzisz wyniki, z których wychodzi, że nie „wszyscy”, a tylko jakaś część (u mnie mniejszość)? A jeśli jeszcze Ty lubisz to robić? Nagle „trafiasz do mniejszości”. I co wtedy czujesz? W ogóle zdajesz sobie sprawę z własnych emocji?
„Jak to? Przecież jestem „normalny”! Co mi tutaj więc pitolisz, Voca, że 22%? Nie wierzę w to! To ściema! Wszyscy moi koledzy to lubią! Wszyscy to robią!”
A przecież w istocie nie chodzi o to, ile osób coś robi, tylko o to, czy Ty sam/a dajesz sobie prawo do swoich pragnień, fantazji i zachowań. Wtedy to, czy 22% czy 78% procent przestaje mieć znaczenie. Nie potrzebujesz wtedy „zgody społeczeństwa” na seks, jaki lubisz.
Zobacz, pewne grupy, np. LGBTQ+ są w mniejszości. Ale czy to oznacza, że mają sobie czegoś odmawiać? Bo „większość” robi inaczej? Pojęcie „gay pride” może inspirować wszystkich, bo pokazuje, jak to się robi, aby – będąc w mniejszości – czuć się super z własną seksualnością. (Może dlatego część osób tak się wścieka, bo „chodzi do kościoła i tyle sobie odmawia, a ci grzeszni geje wszystko mogą”.)
Jak oni mogą?!
Ta moja ankieta to tylko zabawa. Ale emocje się pojawiają, ponieważ to, co do tej pory dla mnie znane czy oczywiste („wszyscy faceci kochają wytryski na twarz”) zostaje zaburzone.
Podobnie może być wtedy, kiedy ktoś oburza się w ogóle na to, że podejmujemy ten temat: „Jak śmiesz o tym rozmawiać, pisać!? To intymne! To głupie pytanie. To idiotyczny temat.” Tutaj tak samo zaburzamy komuś obraz świata, w którym rozmowy o seksie są „fuj”, „grzeszne” i „głupie”, bo robimy coś, czego ta osoba dotąd nie doświadczyła.
Ale to właśnie ta zmowa milczenia powoduje, że nasze życie intymne się sypie, kiedy wypływają „kontrowersyjne” tematy.
Takie „kontrowersje” jeszcze 10 lat temu budził w Polsce temat aborcji. Dziś, po protestach, procesach i wielu materiałach o aborcji, które docierają do szerokiego grona odbiorców temat przestał być tak „z gruntu kontrowersyjny”. Jako społeczeństwo przepracowaliśmy go. Każdy ma jakieś tam swoje przemyślenia i już go to tak nie zapala ani nie peszy jak te 10 lat temu. Wiele osób nie boi się już zabrać głosu w tej sprawie.
Ale orgazmy, masturbacja, seksualne fantazje i preferencje nadal pozostają w sferze niewiedzy. Większość z nas nauczyła się już, że „seks jest w miarę OK”, ale nadal obwarowany jest wieloma moralnymi ocenami. A przecież nie jest „niemoralny”, chociaż tak twierdzą konserwatyści.
Co możemy potępiać jako niemoralne? Przemoc seksualną.
Ale wyśmiewanie się z kogoś lub oburzanie się na czyjeś preferencje, które innym osobom nie robią żadnej krzywdy…, serio?
*Rebeca Solnit w książce Nadzieja w mroku pisze o graniu przez polityków fałszywym strachem i fałszywą nadzieją. Politycy w obliczu prawdziwych zagrożeń, których ludzie mają prawo się bać, bagatelizują te zagrożenia czy też im zaprzeczają (jak część polityków zaprzecza katastrofie klimatycznej), zamiast tego sugerują ludziom, że powinni bać się na przykład osób LGBTQ, równości płci itp. i każą wierzyć, że jeśli ograniczymy ich prawa, wtedy nasz świat powróci do normy. „Innymi słowy, sam strach jest rzeczywisty, jednak jego domniemany obiekt – fałszywy. W tym sensie jest to strach bezpieczny, gdyż rozpoznanie jego prawdziwych źródeł mogłoby być przerażające, domagałoby się bowiem zadania radykalnych pytań i wprowadzenia radykalnych zmian. W ten sposób właśnie, jak sądzę, fałszywy lęk i fałszywa nadzieja stały się tak użytecznym kijem i marchewką, prowadzącymi demokratyczną bestię ku jej własnej zgubie”. Cyt. za: R. Solnit, Nadzieja w mroku, Kraków 2019, s. 59.