A.D.F.B
Z okazji 19 urodzin Iwony do zamku zjechało wielu wspaniałych kawalerów. Książąt, rycerzy i bohaterów.
Ponieważ królewna uwielbiała zabawy, zorganizowano bal maskowy. Iwona przebrana za pięknego łabędzia śmiała się, wirowała w tańcu i przyjmowała zaloty coraz to wymyślniej poprzebieranych młodzieńców.
Dorośli nie lubią deszczu. Może boją się, że mokre krople rozmarzą ich twarze jak obrazek na który ktoś przewróci kubek wody. Ja lubię deszcz. Nie lubię za to kataru i rosołu, a z niewiadomych przyczyn katar i rosół zawsze wiążą się z deszczem.
Przez katar i rosół mama powiedziała, że nie powinienem iść do szkoły. To nie byłaby najgorsza wiadomość, gdyby nie fakt, że na dwór też nie powinienem iść. Właściwie nie powinienem iść nigdzie. Już myślałem, że jestem skazany na niezbyt ciekawe badania na temat życia Franka- pająka, który zamieszkał nad moim łóżkiem, kiedy ktoś zapukał do mojego pokoju. Uświadomiłem sobie, że jeszcze nigdy nie słyszałem, żeby ktoś pukał do tych drzwi i nie do końca wiedziałem, jak zachować się w takiej sytuacji, jednak nabrałem pewności, iż na pewno czeka mnie coś wyjątkowego.
-Kto tam?- Odpowiedziałem, wyobrażając sobie, że jestem w moim własnym, wielkim domu i właśnie spodziewam się jakiegoś niesamowitego gościa.
– Julia i imbryk do herbaty. Są też filiżanki. Czy możemy wejść? – Nie widziałem księżniczki już od bardzo, bardzo dawna, a dokładnie to od naszej ostatniej rozmowy latem, kiedy była strasznie cicha i smutna. Zrobiło mi się wstyd, że mam na sobie piżamę w autka, a nie zbroję, która byłaby bardziej stosownym strojem, gdy twoim gościem jest księżniczka, dlatego szybko naciągnąłem na ramiona koc, który natychmiast zamienił się w elegancką pelerynę. Teraz byłem gotów.
– Em…pewnie…to znaczny, proszę wejść, Julio, imbryku do herbaty i filiżanki oczywiście też. – Julia otworzyła drzwi łokciem i weszła do pokoju. Dzisiaj włosy miała rozpuszczone, a szary golf zdobiły korale o dziwnym srebrzystym blasku. Widziałem już wcześniej te korale i jestem pewien, że nie były to zwykłe kamienie, a magiczne kule, z których przyjaciółka mogła odczytywać przyszłość.
-Herbata z miodem i cytryną dla pana. Twoja mama musiała wyjść do pracy, wiec zgodziłam się posiedzieć tu z tobą kilka godzin. Może opowiesz mi jakąś niesamowitą historię?- Uśmiechnęła się ciepło, tak, jak tylko ona potrafi. Choć teraz, gdy siedziała już blisko, dostrzegłem coś dziwnego, bo choć nadal była moją księżniczką, to coś się zmieniło. Coś czego jeszcze nie rozumiałem, ale ponieważ jestem mądrym chłopcem, to z pewnością zaraz miałem rozwikłać te zagadkę.
– Urosłaś? -zmrużyłem oczy podejrzliwie. Julia zaśmiała się radośnie.
– Nie, ale urósł mój dzieciaczek – poczułem się urażony. Księżniczka nigdy nie nazywała mnie w ten sposób. Tak robią tylko inni dorośli, przekonani, że dzieci lubią, gdy traktuje się, je jakby były całkowicie głupiutkie. Ja nie byłem głupiutki ani trochę.
– Hej, rycerzu. Czemu się burmuszysz? … Oh. Chyba nie pomyślałeś, że mówię o Tobie, co?
-Nie. Oczywiście, że nie Julio. To gdzie jest ten dzieciaczek? – odpowiedziałem zaciekawiony.
– O tu. W moim brzuchu. Rośnie tam sobie, aż będzie dostatecznie duży, by wyjść.
-Ojej! – usiadłem uradowany tak gwałtownie, że omal nie wylałem na Julię herbaty.
– A można go jakoś zobaczyć albo z nim porozmawiać? I skąd on się tam wziął?
– Hm.. On jeszcze jest tak mały, że nie umie mówić, ale jestem pewna, że cały czas słucha. Na pewno cię lubi, bo od kiedy tu jestem, cały czas się rusza. O. Czujesz?- Nim się spostrzegłem, moja dłoń leżała na jej ciepłym brzuchu i faktycznie pod skórą działo się coś dziwnego. Pomyślałem, że skoro tam, w środku faktycznie jest dziecko, to musi się strasznie nudzić i to trochę niesprawiedliwe, że Julia postanowiła je tam zamknąć.
– Julia…a nie mogłabyś go wypuścić? Pobawilibyśmy się razem? Na pewno by się ucieszył. Zrobił coś bardzo złego, że aż musiałaś go zamknąć?
– Na pewno chętnie by się z tobą pobawił, ale jeszcze jest za mały, by wyjść. Nie czułby się tu najlepiej. I wcale nie zrobił nic złego. Wcześniej wcale go nie było. Zdradzę ci w tajemnicy, że ty też kiedyś rosłeś w brzuszku swojej mamy.
-Nieprawda. Zupełnie tego nie pamiętam- zaprotestowałem
– A pamiętasz gdzie schowałeś kredki?- Zapytała, zakładając rękę na rękę z triumfalną miną. Nie pamiętałem. Zapomniałem też o tym, że księżniczka umie czytać w myślach i wie wszystko.
– To skąd się tam wziąłem?
– Twój tata cię tam schował. Gdy byłeś jeszcze tak maluteńki, że nie można było cię dostrzec gołym okiem. Dorośli mężczyźni potrafią takie rzeczy. Nie myśl sobie, że świat dorosłych jest tak całkowicie pozbawiony magii.
– A ja bym nie umiał?- Zapytałem urażony.
– Nie. Ty byś nie umiał, ale to wcale nie jest nic złego. Twój tata potrafi wiele rzeczy, których ty nie umiesz. To nic innego jak dowód na to, że i ty kiedyś będziesz potrafił. Żarówki też byś nie wymienił, bo przecież do tego trzeba mieć ramiona aż do nieba.
Przypomniałem sobie jak tata w zeszłym tygodniu sprawił, że moja lokomotywa znowu zaczęła jeździć, a kran w łazience przestał kapać. Musiałem przyznać Julii rację. Tata znał wiele niesamowitych sztuczek. I wcale nie musiałem sam się ich uczyć, póki on był gdzieś obok, a chociaż dużo pracował i często był bardzo zmęczony, to gdzieś obok był zawsze.
– A gdzie jest jego tata?- zapytałem wskazując na brzuch złotowłosej, jednocześnie zastanawiając się, czy mój nowy przyjaciel, jak już wyjdzie, będzie prawdziwym księciem.
– hmm…- dziewczyna zamyśliła się- Myślisz, że zanim odpowiem na twoje pytanie mogę opowiedzieć ci historię?
-Nam!- Poprawiłem, gdyż księżniczka sama przyznała, że dzieciaczek na pewno wszystko słyszy.
-Wam. – Julia uśmiechnęła się, usiadła wygodnie i przymknęła oczy po czym rozpoczęła swoją opowieść.
-Bardzo dawno temu żyła Królewna. Miała na imię Iwona. Jak wszystkie królewny, była bardzo piękna. Pewnego dnia królowa podarowała jej magiczny medalion, który podarowany ukochanemu mężczyźnie miał zapewnić jego wieczną miłość i oddanie.
Z okazji 19 urodzin Iwony do zamku zjechało wielu wspaniałych kawalerów. Książąt, rycerzy i bohaterów. Ponieważ królewna uwielbiała zabawy, zorganizowano bal maskowy. Iwona przebrana za pięknego łabędzia śmiała się, wirowała w tańcu i przyjmowała zaloty coraz to wymyślniej poprzebieranych młodzieńców. Jej szczególną uwagę przykuł chłopak z twarzą ozdobioną wachlarzem pawich piór, kamieni szlachetnych i koronek. W tańcu prowadził ją z taką śmiałością i pewnością, że księżniczka czuła się jakby płynęła, zatopiona w silnych ramionach nieznajomego. Z każdym kolejnym tańcem coraz mocniejsze było jej przekonanie, że tego właśnie kocha i temu właśnie należy się jej magiczny medalion. Nad ranem, gdy bal chylił się ku końcowi szepcząc ukochanemu do ucha obietnice, podarowała mu swój klejnot.
Kolejnego dnia gdy Iwona zeszła na śniadanie przeżyła ogromne rozczarowanie, bo oto wśród gości, pozbawionych wymyślnych masek i stroi, nie potrafiła rozpoznać swego wybrańca. Zrozpaczona wstydziła się przyznać, iż nie wie którego z chłopców obdarzyła swym największym skarbem więc z każdym rozmawiała, każdemu prawiła komplementy, od każdego przyjmowała prezenty i pochwały. Wszystko tylko po to by przekonać się czy pod materią koszul i marynarek, na cienkim złotym łańcuszku nie błyszczy jej medalion.
Po wielu dniach poszukiwań, gdy goście już szykowali się do wyjazdu Królewna poddała się całkowicie i pogodziła z faktem, iż nigdy już nie znajdzie swego ukochanego. Wtedy go ujrzała. Był idealny. Miał złote włosy błyszczące w słońcu jak zborze, błękitne oczy głębokie jak górskie jeziora, twarz promienną i uśmiechniętą, a na szyi migotał mu medalion. Dowód jej miłości.
Księżniczka niewiele myśląc podeszła do mężczyzny i w opływających słodkością słowach zaczęła wyznawać swe uczucia. On jednak nie patrzył nawet na Iwonę, gdyż jego oczy zasnute były smutkiem i przepełnione obrazem pięknej nieznajomej w masce łabędzia .
I nigdy nie byli razem. Lecz czy ich uczucie kiedykolwiek było prawdziwe? Czy kochali siebie czy jedynie maski. Tego nie wiem. Wiem natomiast, że wiele lat później Iwona zakochała się ponownie, i choć nie miała już medalionu, który mogłaby ofiarować swemu przyszłemu mężowi, żyli razem długo i szczęśliwie.
– Strasznie babskie! Dlaczego nie było żadnego smoka, ani czarnoksiężnika?- Skwitowałem historię, bo choć nie do końca zrozumiałem opowieść, ani mi się śniło dać to po sobie poznać. Księżniczka otworzyła swoje niesamowite, wielkie, błękitne oczy i spojrzała na mnie ciepło
-bo wszystkie smoki wyjechały akurat na wakacje! Myślisz, że takie ciągłe wojowanie z rycerzami nie jest męczące? A i czarnoksiężnicy pewnie chętnie by czasem odpoczęli.
-Może i masz rację- przyznałem- ale to smutna historia. Czy królewna nie powinna wyjść za księcia z medalionem? Przecież w bajkach zawsze tak jest.
– W bajkach może i tak. Nie pamiętasz już, że ja nie opowiadam bajek tylko prawdziwe historie?- uśmiechnęła się nieco złośliwie- Widzisz. Tak to już w życiu jest, że nie zawsze księżniczka odnajduje swojego księcia od razu. Czasem ludzie noszą maski. Czasem po prostu mylą się. Czasem zmieniają z upływem lat. Mój książę okazał się nosić maskę. A gdy ją ściągnął po prostu odjechał na swoim białym rumaku do innego królestwa.
-Więc twój dzieciaczek nie będzie miał taty?- Zrobiło mi się żal. Pomyślałem, że zawsze ja mogę podzielić się swoim tatą. W końcu był bardzo duży, więc na pewno starczyłoby (i) dla takiego maluszka jak ten w brzuchu Julii.
-Może nie?- wzruszyła ramionami- A może kiedyś spotkam innego mężczyznę, tak jak Iwona, która po wielu latach spotkała swoją miłość? To nic złego prawda? – Prawda…pomyślałem, jednak nie powiedziałem tego na głos bo nagle zrobiłem się tak strasznie zmęczony i sen sam porwał mnie, wysyłając gdzieś na morze, gdzie byłem kapitanem statku, a Julia moim sternikiem i razem szukaliśmy zaginionego skarbu.
Tekst ukazał się w ramach konkursu z Lelo.