Stokrotka
Jak zdefiniować „seks”? Nic bardziej oczywistego: „seks” to przecież termin oznaczający „stosunek seksualny” i ewentualnie „to wszystko” wokół. Jednak, gdy zagłębimy się w definicję, nic już takie oczywiste nie będzie.
Już samo pojęcie „stosunku seksualnego” może budzić szereg wątpliwości. Czy zaliczymy do tej kategorii wyłącznie akty polegające na penetracji kobiecej pochwy, czy również stosunki oralne, udowe, analne? Akty pomiędzy osobami tej samej płci? Hm…
Jak widać, definicja tego, co powszechnie uznawane jest za „seks” zależy w ogromnej mierze od uwarunkowań kulturowych i światopoglądowych. Nie powinno więc nikogo dziwić, że w kulturze, w której dominują nadal wzorce patriarchalne, za „seks” jest uważane przede wszystkim to, co sprzyja osiąganiu satysfakcji seksualnej przez mężczyzn. Z kolei te elementy seksualności, które sprzyjają satysfakcji seksualnej kobiet są uważane za „fanaberie”, „nieistotne elementy”, „opcje niekonieczne”. Zarówno moje doświadczenie seksualne, jak i doświadczenia znanych mi kobiet i mężczyzn wskazują, iż w sferze seksu patriarchat ma się dobrze. Także w naszych, kobiecych głowach.
Kultura nie zawsze jest wysoka i nie zawsze oddaje rzeczywistość. Czasem wręcz ją wypacza, deformuje (przypomnijmy sobie nienaturalnie wydłużone czaszki faraonów czy zabawno-tragiczne wiktoriańskie poglądy o kobiecej seksualności – miały one swoje źródło w przekazach kulturowych). Wśród tych elementów kultury, które kształtują nasze współczesne poglądy o seksualności, największy wpływ ma branża filmowa (od produkcji typu xxx po kino ambitne). Serwuje nam owa branża dwie podstawowe deformacje w postrzeganiu seksualności: po pierwsze – kobiety osiągają orgazmy na skutek penetracji, czasem tylko poprzedzonej czymś w rodzaju paru muśnięć, czy też uderzeń, szarpnięć, po drugie – kobiecą rolą seksualną jest rola uwodzicielki.
Obie te deformacje mają wydźwięk patriarchalny. Oto rolą kobiety w życiu seksualnym jest stałe wabienie, pobudzanie erotyczne partnera oraz zachowywanie atrakcyjności – tak, aby chciał on w uznaniu jej starań obdarzyć ją swoją seksualnością. Do tego kobiety mają osiągać satysfakcję na skutek tych czynności, które sprawiają rozkosz przede wszystkim mężczyznom – stosunków. Niestety obie te deformacje stały się z czasem powszechnie przyjętym przez obie płcie stereotypem.
Ile czasu, energii, środków finansowych w porównaniu do mężczyzn kobiety poświęcają na doskonalenie swoich uwodzicielskich sztuczek, urody, utrzymanie erotycznej atmosfery w związku? Jak wiele kobiet skarży się, że ich partnerzy (zwłaszcza w związkach dłuższych stażem) zaniedbują ich potrzeby, nie uwodzą, nie kokietują, nie starają się, nie próbują wywołać owego „dreszczu podniecenia”? Oczywiście, sami przy tym oczekując w tej dziedzinie pełnego serwisu – od erotycznej bielizny, po przygotowywanie kolacji przy świecach, zmianę pościeli, zaplanowanie wakacji i, oczywiście, pełną seksualną dyspozycyjność?
Co się dzieje, gdy kobieta nie osiąga orgazmu podczas stosunków? Natychmiast zamartwia się, że „coś jest z nią nie tak”. To samo zazwyczaj sądzi jej partner. Działania „zaradcze” jakie wspólnie podejmują, często służą „naprawieniu kobiety”. Tak, tak, w przeważającej większości zarówno kobiety, jak i mężczyźni oczekują, iż kobieta osiągnie spełnienie na skutek stosunku (tak było na filmie! wszystkie tak mają!). Że jej seksualna dyspozycyjność weźmie się znikąd, bo one zawsze są gotowe. A jak nie, no to pewnie są oziębłe, nadwrażliwe, przemęczone, macierzyństwo wyparło z nich seks, są sukami, które chcą tylko pieniędzy, a od siebie nie chcą nic dać… i tak dalej.
Biorąc jednak pod uwagę znany i opisany mechanizm narastania podniecenia u kobiet i mężczyzn, uwodzeniem i wprawianiem pary w seksualny nastrój powinni zajmować się przede wszystkim mężczyźni. Kobietom osiągnięcie stanu gotowości do stosunku i przeżycia seksualnej rozkoszy zajmuje znacznie więcej czasu, czasem jest to kwestia dni, bywa i paru tygodni. Mężczyźnie zazwyczaj wystarcza kilka minut.*
Biorąc z kolei pod uwagę opisany fakt, że tylko 30% kobiet osiąga orgazm na skutek penetracji, działania seksualne par powinny prowadzić do odszukania dróg do rozkoszy dla partnerki, zarówno podczas stosunku seksualnego, jak i poza nim. To z kobiecego punktu widzenia jest seks – w takim samym stopniu albo i nawet większym, niż sam akt stosunku seksualnego rozumianego jako „penetracja pochwy”.
Swoją drogą, biorąc pod uwagę, iż wszystkie moje znajome, „oziębłe” i „dysfunkcyjne” w swoich związkach małżeńskich i pozamałżeńskich, osiągały bez problemu orgazmy pochwowe, piersiowe i jeszcze inne podczas tzw. „arabskich wakacji”**… Cóż, być może źle interpretujemy wyniki badań? Może te 30% kobiet osiągających orgazmy podczas stosunków, oznacza równocześnie liczbę kobiet adorowanych i uwodzonych przez swoich mężczyzn?
* Różnica w czasie osiągnięcia podniecenia przez kobiety i mężczyzn występuje i jest wyraźnie uchwycona w badaniach. Jednakże daleka jestem od wyciągania z tego faktu wniosków o skrajnie odmiennej seksualności kobiet i mężczyzn. Tak czyni większość badaczy, bajdurząc o odmiennej fizjologii. Że niby krew wolniej płynie kobietom do genitaliów? Ja widzę to tak: mężczyźni, na skutek reklam, zachowania kobiet w ich otoczeniu (przywykłych do roli uwodzicielek) i innych bodźców zmysłowych, w tym dźwiękowych i wizualnych są niejako utrzymywani w stanie seksualnej gotowości, ich myśli są stale nakierowywane na seks. Świat przeciętnej kobiety widziany pod kątem ilości bodźców stymulujących seksualnie jest znacznie uboższy – stąd potrzeba dłuższego czasu na osiągnięcie seksualnej gotowości.
** Jeśli ktoś jeszcze naprawdę nie wie, „arabskie wakacje” to kobiecy odpowiednik męskich „azjatyckich wakacji”, czyli wyjazd mający na celu przede wszystkim zdobycie erotycznych doświadczeń w sprzyjającym temu kulturowo środowisku.
Tekst ukazał się w ramach konkursu Orgazmy dla dwojga.