MK
Pytam grzecznie – a co z naszym słuchem? Czy poza wsłuchiwaniem się w przyspieszony oddech, pojękiwania i inne odgłosy rozkoszy coś jeszcze jest w stanie nas podkręcić? Czy zastanawialiście się, jaką rolę w seksie może odgrywać muzyka?
Na pytanie „jaki powinien być idealny seks?” zapewne spora część kobiet powiedziałaby, że „powinien być zmysłowy” (poza tym, że, mam nadzieję, w pierwszej kolejności padłoby: „przyjemny”!). Ale pozostańmy przy zmysłowym. Człowiek obdarzony jest pięcioma zmysłami. W seksie lubimy widzieć co się dzieje, lubimy też nie widzieć i chętnie zamykamy oczy, wyobrażając sobie to i owo, co ośmielę się jednak przyporządkować do tej samej kategorii. Lubimy zapach olejków do masażu i słodką woń świec. Dla poruszenia kubków smakowych wybieramy wino, truskawki lub kolację pełną afrodyzjaków. Wymienianie zmysłu dotyku wydaje się być zbyt oczywiste – muśnięcia, głaskanie, ściskanie, drapanie, tarcie, uderzanie i inne wywołujące przyjemne uczucie mrowienia, drżenia, falowania, pulsowania…
Pytam grzecznie – a co z naszym słuchem? Czy poza wsłuchiwaniem się w przyspieszony oddech, pojękiwania i inne odgłosy rozkoszy coś jeszcze jest w stanie nas podkręcić? Czy zastanawialiście się, jaką rolę w seksie może odgrywać MUZYKA? Ja zastanowiłam się już dawno temu, ale dopiero od niedawna świadomie wybieram muzykę do seksu.
Jak wiadomo o gustach się nie dyskutuje, a każdy seks jest inny. W związku z tym rodzi się milion możliwych kombinacji, jeśli chodzi o połączenie tego, co lubimy w muzyce z tym, co lubimy w seksie. Sprawa komplikuje się, gdy w seksie oprócz nas samych (i muzyki) znajdzie się jeszcze jedna osoba. Kompromis wydaje się nie do osiągnięcia? Nic bardziej mylnego.
Świadomość ogromnej ludzkiej różnorodności nie pozwala mi zarekomendować Wam idealnej tracklisty do łóżka. Nieskromnie pochwalę się jednak, iż stworzyłam takie już 3 i dumnie obdarowuję każdą skleconą płytą znajomych. Musi więc być w tym jakaś uniwersalność. To, co ja osobiście chwalę sobie we włączeniu muzyki do seksu, to możliwość skupienia się bardziej na sobie i partnerze – paradoksalnie, wcale nie skupiam się na muzyce. To właśnie ona pozwala mi nie skupiać się na tym, co jest dookoła. Ona jest gdzieś w tle, cudownie otula dwa ciała, dyrygując nimi w tylko sobie znany sposób. I nie znaczy to wcale, że przy balladach kołyszemy się smętnie, a przy hardcore’ach skaczemy pod sufit. Muzyka robi z głową i z ciałem wszystko, co chce. Dostraja. Dzięki niej mam plan na tę noc – scenariusz, w rytm którego rozgrywa się wszystko – od delikatnego intro z miejscem na grę wstępną, przez budujące napięcie utwory z gatunków wszelkiego rodzaju z kulminacją na szczycie, po kołyszące i budzące miłe wspomnienia „wyciszacze”, przy których możemy zasnąć lub dokończyć wino. Nie ważne, że czasem melodia mi umyka – mogę jej nawet nie słyszeć, ale ona jest. Przepływa przez ciało i jak prąd przechodzi na wszystko, co się z nim styka. Iskra wędruje do głowy, usta kontynuują wyśpiewywany tekst, układając się w najseksowniejsze kształty. W żadnej innej sytuacji usta kobiety i mężczyzny nie są tak pociągające, jak przy śpiewie.
I właściwie nie ma znaczenia, czy wybierzecie Chopina, czy Depeche Mode – jeśli tylko jesteście wrażliwi i jest dźwięk, który Was niesie, włączcie go do swojego seksu. Zdziwicie się, jak cudownie muzyka komponuje się z dźwiękami ciała, skrzypieniem łóżka i wibracjami zabawek. Jeśli odrobinę dopieścicie zapomniany zmysł muzyką – zdziwicie się, w jak nieznane przestrzenie potrafi przenieść szczególnie tych, którzy dają się jej poprowadzić.
Tekst został nadesłany na czerwcowy konkurs z króliczkiem.