Czerwony Smok
Swego czasu na jednym z kobiecych portali natrafiłam na zagadnienie „O czym myślą kobiety w czasie orgazmu?”. W dyskusji, jaka zawrzała, pełno było oburzonych głosów sugerujących, że gdy się myśli o czymś innym niż o ukochanym, świadczy to o marności życia seksualnego i tym, że taka kobieta leży jak kłoda, a mężczyzna jest słabym kochankiem. I w ogóle – jak tak można?!
Odniosłam wtedy wrażenie, że odpowiedzi te brzmią tak, jak zazwyczaj brzmi wypowiedź, którą sami siebie bardzo chcemy do czegoś przekonać.
Orgazm i w ogóle duża przyjemność ma raczej to do siebie, że gdy rozluźnia i odpręża się ciało, to samo czyni umysł, podążając czasem w bardzo dziwnych kierunkach – jak ze snami, przypadkowymi projekcjami podświadomości, w których jednak najbardziej zajmujące nas kwestie często wypływają na wierzch.
Można szczytować, myśląc o tym, że – cholera! Zapomniało się otworzyć butelkę z zakwasem na żurek (zakorkowana po otwarciu wybuchnie jak szampan). Można czuć, że jesteśmy coraz bliżej, już się naprężać jak pantera przed cudownym rozluźnieniem, w myślach psiocząc na szefa. Albo nagle pojawia się twarz kolegi/koleżanki, o którym/ej by się nigdy nie pomyślało w jakimś seksualnym kontekście.
Nie wiem, czy również zauważyłyście, że próba usilnego skupienia się na fantazjach jest tak naprawdę bardzo trudna – tym bardziej, im bliżej szczytu. Kilka sekund skupienia, po czym umysł ucieka ponownie. Bardzo zabawne wrażenie.
Myślałam, że coś jest ze mną nie tak, że ukochany jest marnym kochankiem, że może ja jestem jakaś oziębła, skoro nie myślę o nim lub nie realizuję ognistych fantazji w myślach.
Rozmawiam jakiś czas temu z przyjaciółką, i rzuca ona takim stwierdzeniem: „może być naprawdę świetnie, ale zdarza się takie klik! w mózgu i nagle pojawia się myśl „no dobra, ale niech wreszcie dojdzie. Takie „co ja pieprzę?”*”
To zdanie przypomniało mi wspomnianą na początku dyskusję. Ona z entuzjazmem podjęła temat – że zdarzało się o zakupach, o tym, co jest do zrobienia w pracy, trzeba kupić chleb i że kompletnie nic się nie chce.
Mam czasem wrażenie, że na fantazjach ciężko się skupić również dlatego, że to, co odczuwa ciało, kompletnie nie zgadza się z tym, o czym myślimy. Ciężko wmówić ciału, że uprawiam dziki seks (swoją drogą, okropne określenie; uprawiać to można rolę) z ukochanym, gdy w rzeczywistości jestem wtulona w stos poduszek i szczelnie otulona kołdrą w formę wygodnego, cieplutkiego namiotu. Już łatwiej sobie wyobrazić, że po mojej lewicy i prawicy leżą dwie kobiety i mnie dopieszczają swoimi dłońmi – i to w raczej przyjacielskiej atmosferze. Poduszkom bliżej do kobiecych ciał.
Czasem myśl, która pomaga dojść, która podbija szczyt jeszcze wyżej niekoniecznie jest jakaś wyraźną fantazją. Czasem jest to choćby radosne wykrzyczenie wewnątrz siebie: mam orgazm! Jest mi przyjemnie! Moje ciało jest do tego zdolne.
Właśnie. Jest zdolne do przyjemności, niezależnie od myśli. I jak go tu nie kochać? Jak nie uwielbiać tej sfery życia, która może dać tyle radości?
I właśnie, drogie Panie – a może też i Panowie, którzy serwis odwiedzacie – o czym myślicie, gdy dochodzicie? To może być naprawdę ciekawe.
*Nawiązanie do słynnych obrazków w stylu „Co ja paczę?”
Tekst ukazał się w ramach letniego konkursu.