– Mama prosiła, by to Pani przynieść i tak w ogóle pomóc – słyszę niepewny i jednocześnie niski, seksowny aksamitny głos.
Podnoszę wzrok znad robótki, razi mnie słońce, biorę wachlarz i robię z niego daszek. Niewysoki – może o pół głowy wyższy ode mnie chłopak – szczupły – wygląda na dwadzieścia kilka lat. Ciemnowłosy, brodaty i zielonooki. Minę ma zakłopotaną, przestępuje z nogi na nogę i wyciąga w moim kierunku pojemnik z ciastem.
– Mama?
-Yyy, tak, tam stoi – chłopak odwraca się, by pokazać katechetkę rozmawiającą z innymi rodzicami.
– Jasne, świetnie, pomoc się przyda – mruczę, odkładam szydełko i wstaję, poprawiając sukienkę. Jest długa i wydekoltowana – tak jak lubię. Mamy pierwszy czerwca, jestem na festynie rodzinnym organizowanym co roku w szkole moich dzieci. Gorąco, dobrze, że siedzę pod namiotem z tymi wszystkimi babeczkami, serniczkami, ciasteczkami i innymi cudami przyniesionymi przez mamy z Rady Rodziców.
Chłopak wygląda na lekko speszonego, zwłaszcza gdy przyłapuję go na zerkaniu mi w dekolt. Uśmiechamy się do siebie jak dwa łobuzy. Poprawiam wystające ramiączko, nie przestając patrzeć mu w oczy. Kiedy byłam młoda nie umiałam, bałam się flirtować. Po czterdziestce stało się to łatwe. Niewinna, radosna, przyjemna zwykle dla obu stron rozrywka.
– Ciasto możesz postawić tutaj. Tutaj – powtarzam ze śmiechem i dopiero wtedy patrzy w kierunku, który pokazuję. – Jestem Nina – podaję mu rękę. – Szymek – odpowiada. Dłoń ma przyjemnie ciepłą, uścisk mocny. Zauważam, że pod przydużym i nie twarzowym T-shirtem napinają się mięśnie przedramion. Żaden z niego model, ale jest zbudowany harmonijnie i faktycznie tylko o pół głowy wyższy ode mnie. Ma taki chłopięcy uśmiech, twarz mu się rozpromienia i wtedy robi się wręcz przystojny. „Moja mama przepadała za taką chłopięcą urodą” – przelatuje mi przez głowę. Osobiście lubię wysokich i dobrze zbudowanych mężczyzn, jednak w praktyce trafiają mi się inni.
– Wiesz, pomoc w zasadzie nie jest mi potrzebna, jak widzisz nie ma tu tłumów, za gorąco na ciasta – mówię – ale jeśli zechcesz dotrzymać mi towarzystwa, to byłoby mi miło, tam pod oknem są jeszcze składane krzesła, możesz ze mną posiedzieć.
Widzę, że nie wie, jak się zachować. Siadam i wracam do szydełkowania. Patrzy na moje ruchy, widzę to spod rzęs.
– Ale może zapytaj mamy – uśmiecham się znowu – może przydałbyś się bardziej gdzie indziej…
Milczy. Patrzy. Odwraca się i idzie w kierunku okna szkoły, by po chwilce wrócić i rozłożyć krzesło koło mojego. Ciut za blisko, nasze nogi niemal się stykają, co zauważa dopiero, gdy usiadł. Chyba głupio mu wstawać i odsuwać krzesło. Jedwab sukienki dotyka jego spodni. Podnoszę wzrok i uśmiecham się znowu. Mnie to nie krępuje.
Gadamy. Ten jego głos mocno na mnie działa, mógłby mi rocznik statystyczny czytać i miałabym dreszcze. Poruszam się delikatnie na krześle, czuję, że cipkę mam mokrą, śliską. Przyjemnie mi. Szydełkuje i słucham. Ma 32 lata, przyjechał na kilka tygodni z Londynu, gdzie mieszka i pracuje na stałe. Niezupełnie rozumiem, czym się zajmuje, „robi w nowych technologiach”, z zainteresowaniem słucham, gdy peroruje o drukarkach 3D i takich tam. Przyjechał, bo dawno go nie było i rodzina prosiła, mama i babcia… Milknie, patrzę na niego, chyba mu głupio do mnie o tej mamie i babci. – To naprawdę miłe – mówię ciepło – wierzę, że się stęsknili. Wyraźnie się rozluźnia.
– Wiesz, a może chciałabyś ze mną do kina się wybrać? Znajomi wyjechali i trochę… to znaczy poszedłbym sam, ale chętniej z kimś a nie bardzo mam z kim – plącze się.
– Pewnie, w środę są tańsze bilety w kinoplexie ale w studyjnym to już w ogóle niedrogo codziennie – rzucam lekko.
Wymieniamy się telefonami. No bo czemu nie. Jest miły, bystry, ma taki cudny ten głos i naprawdę długie rzęsy. To tylko kino.
– Mamo, mamo – podbiega Olga – daj mi dychę na warkoczyki! Daję i natychmiast znika. Cisza.
– Dużą masz córkę – słyszę.
– To najmłodsza w stadzie – odpowiadam. Cisza. Po chwili zerkam na niego, minę ma nieodgadnioną.
– Mam 42 lata i trójkę dzieci. Są fajni, tak mi się szczęśliwie trafiło.
– A Twój mąż nie będzie mieć nic przeciwko, jeśli pójdziemy do kina?
– A to ma dla Ciebie znaczenie?
Milczy.
– W sumie nie. Ale jeśli dla Ciebie…
– Nie mam męża, już nie.
***
Wieczorem wiadomość na Whatsappie: „Bardzo mi się podobasz. Cieszę się, że nie masz męża. Zaskoczyło mnie, że jesteś mamą, sam nie wiem czemu”.
„Banał, banał” – myślę bez irytacji – „Młodziak z niego”.
Odpisuję po chwili : „Dobrze, że Ci się podobam, bo Ty mi też. Mam siebie za MILFA i dobrze mi z tym”.
I tak sobie piszemy przez kolejne kilka dni. Napięcie przyjemnie rośnie. Pierwszy raz w życiu (ach, te pierwsze razy!) idę w sexting. Wysyłam mu półnagie zdjęcia. Nagrywam film o tym jak się pieszczę. Jest zachwycony, szczeniacko, słodko zachwycony. Koleżanki mówią mi, że promienieję.
Idziemy do tego kina. Jest przyjemnie chłodno, na zewnątrz trwają upały. Na przywitane całuję go w policzek. Jego skóra pachnie słońcem i delikatnie jakąś wodą po goleniu. Czuję jego świeży pot. Podnieca mnie to. Między nami jest nieco sztywno, jest skrepowany, trochę mi się to udziela.
– Dziwnie tak, po tych wszystkich wiadomościach które wymieniliśmy – przelotem dotykam jego dłoni.
– Nooo…- przytakuje – i wiesz, głupie to, może się obrazisz, ale matka pytała z kim idę i z automatu odpowiedziałem że sam, bez sensu…
– Może nie bez sensu, może miałeś swoje powody.
– Ale to głupie, żeby dorosły facet kłamał swojej matce, żeby w ogóle musiał się tłumaczyć… – złości się na siebie.
– Mmm – mruczę po chwili. – Nie wiem czy „musisz”, pewnie miałeś swoje powody.
Nie chce mi się o tym gadać. Jestem już bardzo dorosła, od dawna, i takie kwestie jak informowanie rodziców, tłumaczenie się komukolwiek – no nie, to nie moja bajka. Myślę sobie, że w najgorszym przypadku obejrzę film, który i tak chciałam zobaczyć. Wchodzimy na salę. Koncentruję się na filmie, porusza mnie muzyka, światło w kadrach, sama historia też. W pewnym momencie czuję, że on bierze mnie delikatnie za rękę, głaszcze. Od tej chwili trudno mi już skupiać się na filmie. Moje ciało jest rozkosznie świadome jego ciała tuż obok. Dłonie, mimo klimatyzacji, lekko nam się pocą, w ogóle mi to nie przeszkadza. Jest 10 lat młodszy, jest synem katechetki ze szkoły dzieci. Moje dzieci nie chodzą na religię. Moje ciało najchętniej przywarłoby do niego. Film obejrzę z uwagą do końca jeszcze kiedyś na HBO.
Kiedy wychodzimy z sali przygarnia mnie do siebie, obejmuje w talii ramieniem. Jego fizyczna bliskość działa na mnie jak nigdy z nikim wcześniej. Coś tam gada, ale nie słucham słów tylko głosu. Wilgoć spływa mi po udach. Muskam palcem usta. Nabrzmiewają. Wychodzimy z kina i on się zatrzymuje.
-Słuchaj – mówi – może pomyślisz, że to bezczelne, ale…
Czekam cierpliwie – młodziak; ale też jest już dość duży, więc pomagać mu jakoś bardzo nie zamierzam.
– Słuchaj – powtarza. – Mam klucze od mieszkania po mojej drugiej babci. W aucie wino, i białe i czerwone bo nie wiem jakie lubisz. Dasz się zaprosić?
Pewnie, że dam. Jedziemy na miejsce każde swoim samochodem. Tzn., on samochodem pożyczonym od mamy. W którym ma te wina i może jeszcze jakieś inne niespodzianki. Doceniam inicjatywę i pomysłowość. Dobrze to rokuje – mruczę do siebie jak kot.
Mieszkanie po babci jest stare. Królują tapety i meblościanka z lat – szacuję – 6o-tych. Trochę kurzu. Szymek targa jakieś wielkie torbiszcza.
– Co tam masz? – pytam. Czerwieni się.
– Prześcieradło, pościel, ręczniki.
No, no, no. Patrzę na niego, zagryzając wargę, powoli podchodzę i całuję go w usta. Są miękkie, ciepłe, lekko słone. Broda łaskocze mnie w policzek. Jest trochę jak na filmie. „Dobrze – myślę – to mój film”. Nie zamierzam mu mówić, że nigdy wcześniej nie szłam z prawie nieznajomym facetem do obcego mieszkania.
Całuje się niezgrabnie. Nie przeszkadza mi to. Nie chcemy się od siebie odrywać. Głaszcze mnie po plecach, zsuwa dłonie na pupę, daje lekkiego klapsa. To mnie zaskakuje.
– W porządku? – pyta. Potwierdzam.
– Byłaś niegrzeczna – patrzy na mnie z półuśmiechem.
Ha. To dla mnie nowość – te klapsy. Sprawdzam, jak mi z tym jest; czuję zaciekawienie i lekką ekscytację. Chcę zdjąć mu koszulkę, ale łapie mnie za ręce.
– Mam brzydką skórę – wypala.
– Kochany – mruczę, łagodnie uwalniam dłonie i głaszczę go po klatce piersiowej i plecach, wsuwając dłonie pod koszulkę. – W ogóle mi to nie przeszkadza – całuję go w szyję. Po chwili daje sobie zdjąć koszulkę. Całuję go i szepczę, że bardzo mi się podoba, że bardzo na mnie działa. To, że ja działam na niego, jest oczywiste. On zdejmuje ze mnie bluzkę i gdzieś ją rzuca, wkłada rękę pod spódnicę i wsuwa palec pod gumkę majtek.
– Czekaj, kochany, czekaj – odsuwam się troszkę – daj mi ten ręcznik, skoro już o nim pomyślałeś i pokaż, gdzie jest łazienka.
Z kranu nie leci woda – trzeba odkręcić zawory. Wanna też jest vintage. Przeglądam się w małym lusterku nad umywalką – mówię do siebie: tak, to jesteś Ty i to dzieje się naprawdę.
Myję się, zakładam z powrotem stanik i spódnicę, ale majtek już nie. Wracam do Szymka, który stoi przy drzwiach balkonowych i wygląda na zewnątrz. Widać osiedle, nieco dalej las. Jest letni wieczór, słychać ptaki.
Oplatam go ramionami i przytulam się od tyłu. Tak, ma ślady po trądziku na plecach i piegi, i blizny. To dla mnie bez znaczenia. Odwraca się do mnie, dotyka szyi, zjeżdża rękami po plecach i siłuje się przez chwilę ze stanikiem. Przywieram do niego, skóra do skóry, Dygocze. Ponownie sięga pod spódnicę i gdy odkrywa, że nie mam majtek, śmieje się cicho.
– Naprawdę jesteś niegrzeczna – i wymierza mi kolejnego klapsa. Wypada to niezręcznie, bo przeszkadza mu spódnica. Więc nas od niej uwalnia. Wiem, że mam grube i pokryte cellulitem uda. I jednocześnie widzę jego zachwyt i zapał z jakim mnie dotyka i liże. Myśl o grubych udach przepływa i znika. Opieram się o ścianę, inaczej stracę równowagę. Rozpinam dżinsy, pozbywamy się nich. Teraz ja zaczepiam o gumkę jego bokserek. Zatrzymuje mnie.
– Wstydzę się – mówi, wzrok ma spuszczony. Przytulam go, głaszczę.
– Dlaczego? – milczy by w końcu wydusić – Mój penis jest krzywy. Jest tak bardzo zawstydzony i smutny w tym momencie. Całuję go czule w policzki i czoło – Święta Nina od Zawstydzonych Mężczyzn.
– Rozumiem, że się wstydzisz. Kochany, to jestem ja, lubię Cię, podobasz mi się, pokaż mi się, proszę.
Po chwili daje się przekonać. Jego penis jest duży – długi i gruby. To najpiękniejszy penis, z jakim dotychczas miałam do czynienia. Być może ciut odchyla się od pionu w bok, ale, naprawdę, to nie to przykuwa uwagę. Głaszczę go, klękam przed Szymkiem, zerkam na niego z radosnym uśmiechem, widzę pełną napięcia twarz, liżę go po tym wielkim, pięknym penisie, słyszę stłumione westchnienie, z zapałem go oblizuję. Przerywam, by znów popatrzeć – na penisa – Szymkowi w oczy i powiedzieć: – Podobasz mi się bardzo. Cały. Mam nadzieję, że się we mnie zmieścisz. Nie mogę się doczekać.
To jak magiczne zaklęcie. Szymek staje się zdecydowany, jego ruchy są celowe, czuję jego spokojną siłę. Podnosi mnie z kolan, całuje mocno w usta, daje klapsa – z zaskoczenia i bólu podskakuję. Obraca mnie tyłem do siebie, przytula, gładzi po pośladku, prowadzi do stołu. Każe mi się o niego oprzeć i wypiąć. Słucham go, podekscytowana. Znów dostaję klapsa, nogi się pode mną trochę uginają, jednocześnie cała wyprężam się w jego kierunku – Proszę – jęczę – Proszę Cię, wejdź we mnie, mam taką mokrą cipkę, zrób mi to…
Przejeżdża dłonią po moim grzbiecie leciutko, opuszkami palców a następnie gwałtownie we mnie wchodzi, wydaję stłumiony okrzyk, to takie niespodziewane i przyjemne.
– Mocno – proszę – mocno, rób mi to.
Wypełnia mnie, tak dobrze go czuję. Jestem mokra, śliska, nie chcę się powstrzymywać, powtarzam jego imię i proszę by nie przestawał.
– No ładnie – słyszę jego niski głos – jesteś taka mokra i głośna. Pewnie sąsiedzi Cię słyszą.
– Mam to gdzieś.
– A wydawałaś się taka niewinna – śmieje się cicho.
Phi, niewinna! On tak serio?… Niewinna 42latka, matka trójki dzieci. MILF. Więc jestem MILFEM i jestem z tego dumna. Rżniemy się, ruchamy, pierdolimy. Wychodzi ze mnie na chwilę, drażni się ze mną, by znów mocno we mnie wejść. Zwierzę o dwóch grzbietach – przelatuje mi przez głowę – teraz to rozumiem.
Kończy tak jak zaczął – mocno. Całuje mnie w plecy, szepcze: -Dziękuję. Przeciągam się, prostuję, odwracam do niego – Co najmniej pół przyjemności po mojej stronie – mówię – daj tu tę pościel, nie dojdę teraz do kanapy.
Jeszcze raz mnie całuje, tym razem w biodro, idzie po torbę, wyciąga z niej kołdrę w poszewce w różyczki i ścieli na podłodze. Kładę się, pościel jest chłodna i gładka, pachnie świeżo. Zasypiam.
Autorka: N. A.
Artykuł ukazał się w ramach Seksualnie. Konkurs bez cenzury. Ty też możesz opublikować swój artykuł i wziąć w nim udział.
Zdjęcie: unsplash.com – https://unsplash.com/@clickphotographystudio
ładne zdjęcie.
W sumie fajne, pisane takim dosyć luźnym jezykiem, ale podobało mi się.