Umorusana Ewa
Zupełnie nie wiedziała, czemu się na to zgodziła. Od samego rana, właściwie od przebudzenia żałowała tego, że dała się ponieść, znowu, podała mu kilka informacji, które bez żadnych trudności doprowadzą go do niej, na zawsze zasypią ostatnią granicę, którą między sobą pozostawili, właściwie jedyne, co mogło trzymać ich od siebie z daleka – wirtualność.
Poświęciła porannej toalecie nieco więcej czasu niż zwykle, choć śmiała się z siebie, to porzuciła poranne rytuały na rzecz wyboru sukienki, pończoch, bielizny… Zabrała ze sobą buty, o których nigdy nie pomyślała, że może chcieć je nosić w biurze. Biżuteria w harmonii z makijażem, z bielizną… Dawno tego nie robiła, nie przekraczała już od jakiegoś czas żadnej wewnętrznej granicy, a dzisiaj czuła się jak dziecko przed pierwszym dniem w szkole, a tak naprawdę niczego nie mogła się spodziewać, przecież nawet nie wiedziała czy przyjdzie do niej. A może zadzwoni?
Pierwsze zaskoczenie czekało ją od samej recepcji, uśmiechy koleżanek, głupawo porozumiewawcze, bardziej niż zwykle. Była tak naładowana emocjami, że wystarczyła ta drobna zmiana zachowania współpracowników, by zagubiła się, spuściła z tonu. Bez swojej pewności siebie przemknęła tylko przez korytarze, by zamknąć się w biurze, odpocząć od myśli, które od rana bawią się jej temperaturą, nastrojem i – jak się okazało – także miejscem pracy.
Spokoju, który spodziewała się zastać w gabinecie, nie zaznała. Zamiast niego na biurku stał bukiet, przedziwna kompozycja z kwiatu na grubej łodydze z wkomponowanymi owocami pomarańczy. Cały pokój był przesączony ich zapachem, poczuła się jednocześnie podrażniona i pobudzona tą niepodziewaną ucztą dla zmysłów. Zbliżyła się do bukietu, by poszukać biletu, ale sama się do siebie uśmiechnęła, wzięła do ręki jedną z pomarańczy i zacisnęła w dłoni, wdychając zapach.
Padła w fotelu, zrzuciła buty i zgrabnym ruchem wciągnęła na stopy przyniesione z domu szpilki, tylko gdzieś z tyłu głowy przeleciała jej myśl: kuzia noga, co ja robię, była tak słaba wobec widoku bukietu na środku biurka, wobec tego, co przeczuwała, czego chciała… Założyła nogę na nogę i przyglądała się w ciszy bukietowi. Rozłożysta wielobarwna głowa kwiatu patrzyła na nią, otwierała się w jej stronę, zapewne szukając światła od okna, ona jednak dała się uwieść swoim skojarzeniom. Barwne wilgotne płatki kwiatu przejęły kontrolę nad jej myślami, zaczęła wizualizować wszystkie skryte w niej atawizmy, wyobrażać sobie jak równie witalny owad, jakichś monstrualnych rozmiarów stworzenie posiada na jej oczach ten kwiat, burzy rytm płatków, rozdziera, je chcąc skosztować jej soku. Soku, który jak się zdawało dosłownie ściekał z wnętrza kwiatu po silnej łodydze.
W dopiero co włączonym komputerze wyświetlił jej się komunikat o nowej wiadomości. Pisał do niej.
Nie mogła się sobie nadziwić, dlaczego, jakim cudem zgodziła się, by przyszedł do niej do pracy. Wiedziała, że około 17 powinno już być pusto, zawsze jest pusto, ale co jeśli ktoś zostanie? Wcześniej przeleciała jej przez głowę myśl, by pójść z nim do siebie do domu, ale szybko ją odrzuciła, to było ostatnie miejsce, które zachowała sobie w tajemnicy, jaką byłaby idiotką gdyby wszystko mu oddała… Właśnie, czuła się trochę niewygodnie w tej sytuacji, dlaczego się na to godzi,
dlaczego on wie gdzie pracuje, jak wygląda, wszystko, a ona nic o nim nie wiedziała. Miała zaledwie mgliste pojęcie o tym jak ma na imię…
Świadomość tego zmroziła ją. A potem zrobiło jej się gorąco, ale już nie przyjemną falą podniecenia, a znanym jej uderzeniem strachu. Wpadła w lekką panikę, zaczęła do niego pisać, ale już nie odpisywał. Zaczęła się wykręcać, odwoływać, czuła beznadziejność sytuacji, zły sen całego pokolenia nowych mediów, kiedy pisze się w próżnię, rozmawia ze ścianą, nie widzi się nie tylko czyjejś reakcji, postawy, ale nawet twarzy, nic. Postanowiła wyjść wcześniej z pracy, najwyżej dowie się później, że ktoś jej szuka. Była 15, czas kiedy większość zespołu prowadzi zajęcia, nikt już nie zawraca jej głowy, mogła więc spokojnie bez wyrzutów sumienia wobec zaległej pracy zacząć przygotowywać się do wyjścia.
Siedząc jeszcze na fotelu za biurkiem zrzuciła właśnie buty, dopiero uzmysłowiła sobie, że cały dzień spędziła w kształtnych, bardzo smukłych, ale piekielnie niewygodnych obcasach. Żeby rozmasować stopy, postawiła je na podłodze, przyjemnie wygniatały się na wykładzinie. W tym momencie ktoś otworzył drzwi. Odruchowo na jej twarz wędrował uśmiech, nawet przeszła jej przez głowę myśl, że ktoś ją przyłapał na boso, ale już nie zdążyła się tym przejąć. Do biura wszedł i zamknął za sobą drzwi wysoki mężczyzna. Zdążyła pomyśleć o tym, jak bardzo podoba jej się to, jak na nią patrzy, wtedy sparaliżowała ją świadomość kogo ma przed sobą.
-Nie mogłem się powstrzymać, musiałem sprawdzić jak brzmi na żywo: czternaście pomarańczy – powiedział i uśmiechnął się z wyraźnym staraniem, by jak najpewniej przy tym wyglądać. Wyczuła jego zdenerwowanie i dodało jej to otuchy. Nawet się uśmiechnęła i z głębi siebie wydobyła tylko – jak mogłeś tu przyjść…
Uśmiechnął się tylko na to. Po jej minie, po jej postawie, po tym jak powiedziała to krótkie zdanie widać było, że w jakiś perwersyjny sposób podoba jej się sytuacja, w której się znalazła. Przeszły jej nagle wszystkie lęki, oto miała przed sobą normalnego faceta, na oko w jej wieku, który miał w dodatku takie uspokajające spojrzenie…
-Wiem, że nie powinienem tu być, nie powinienem nie tylko przychodzić za wcześnie, ale być może w ogóle. Uwierzysz albo nie, ale dosłownie niosło mnie tutaj, niosło mnie każde słowo, które do mnie napisałaś, każde zdjęcie, które wysłałaś do mnie czy do świata, nie obchodzi mnie to, bo teraz wreszcie, mogę stanąć naprzeciwko Ciebie. Wszystkich gości przyjmujesz w biurze na boso?
Ona, słuchając go, wpadła w trans, czuła jak rozpada się cały jej rozsądek, wszystko z czego składało się jej wyobrażenie o sobie, o tym kim jest, z czego się składa. O ile to, co do niej pisał, drążyło ją jak kropla może drążyć skałę, to teraz, czując wibrację jego głosu, po całym dniu pełnym uniesień, wyobrażonych przeżyć, czuła jak łamie się, jak zaraz wyjdzie z siebie, że znalazła się w sytuacji, o której marzyła od tak dawna.
– A Ty zawsze tyle gadasz na randkach?
Jeszcze szerzej się uśmiechnął, działał na niego jej głos, jej akcent. Miał jej całą paletę w głowie, wiedział jak wygląda, jak się uśmiecha, nawet słyszał ją, ale teraz wyraźnie był pod wrażeniem tej sytuacji. Poddał się jej.
Podszedł do niej na taką odległość, by zaledwie pochylając głowę, móc poczuć zapach. Zdziwiło ją to jak stanowczo schwycił jej ramiona, nie wiedziała czego się spodziewać, a on w tym czasie po prostu zbliżał się do niej, albo przyciągał ją do siebie. Nie czuła uścisku, ale poddawała się swobodnie temu przyciąganiu, wtedy też poczuła jego zapach, okazał się wyczuwalny dopiero w bezpośrednim kontakcie, kiedy jej usta, nos znalazły się nie widzieć kiedy przy jego szyi. Lekko uchyliła usta i pocałowała go, albo raczej musnęła jego szyję, brodę, zaskoczyło ją przyjemne mrowienie zarostu.
Poczuła jak jego dłonie przemierzają jej ciało, okalając dokładnie jego zarys, a więc od szczytu ramion przez talię na biodra. Złożył jej pocałunek na szyi, odwracając ją lekko, wyraźnie dążąc do karku. Jedną ręką odgarnął jej włosy na drugą stronę i swobodnie zaczął muskać i pieścić jej kark. Zapamiętała się w tym uczuciu, mrowienie, które znała przecież z podobnych pieszczot było tym razem zaskakująco silne, wstrząsało całym jej ciałem, czuła jednocześnie dreszcz powodujący gęsią skórkę i bijące ciepło. Tym razem było to ich wspólne ciepło.
Wplotła się w niego, poczuła stanowczą mocną klatkę piersiową, twarde barki, z których zrzuciła jego marynarkę. Chciała, myślała o tym, by zacząć odpinać jego koszulę, ale w tym momencie on odnalazł jej usta i zaskoczył pocałunkiem, w którym po prostu się zatopiła.
Teraz już poszło bezwiednie, zapewne dla nich obojga. Władzę nad ciałami przejęły zmysły, trudno było odróżnić, co jest gestem kochanka, jego inicjatywą, a co jest reakcją na pieszczoty, zwrotną pieszczotą. Jego ręce bez pytania zaczęły podnosić sukienkę do góry, ona po omacku odpinała guziki koszuli, próbowała rozwiązać krawat. W tym samym momencie, kiedy spadła z niego koszula, poczuła stanowcze uniesienie, dosłownie jak lalkę podniósł ją i posadził pupą na biurku, na jego krawędzi. Była zdziwiona jak bardzo przy tym była bezwolna, poczuła żelazny uścisk, ale bez bólu i w jednym momencie znalazła się w nowym położeniu. On tym czasem klękał przed nią rozchylając jej nogi. Lekko uniesiona sukienka spadła na jego głowę, co sprowokowało ją do podniesienia jej najpierw zaledwie do góry, a potem zupełnie, tak, że została przed nim w samej bieliźnie. Odrzuciła sukienkę i, zanim ta opadła, poczuła falę pocałunków. Spadały na jej brzuch, pępek, najniższe żebra, wszędzie wokół jej majteczek, wreszcie na udach: najpierw na zewnątrz, by bardzo szybko pieścić gorące, pełne wrażliwych połączeń nerwowych wnętrze ud. Wbiła palce w jego włosy, przeczesywała je, czuła jak na każdym centymetrze jej ciała zasychają jego pocałunki, odruchowo zaczęła przyciągać go do siebie coraz mocniej. Uniósł się na chwilę, by zapewne zrobić sobie przyjemność i znaleźć się wprost przed jej biustem. Ze spokojem, który ją trochę zdziwił, z lekkim nabożeństwem i wprawą, do której się nawet uśmiechnęła, odpiął jej biustonosz.
Patrzyła na niego z lekko przechyloną głową, czuła się jakby go obdarowywała, a on brał, brał bez żadnego wahania, wtopił się w nią, od pieszczot, przez gryzienie do dosłownie poszarpywania piersi zaczęła wpadać w amok. Zdjął z niej także majteczki. Położył jej dłoń na ramieniu i pchnął ją delikatnie na biurko. Posłusznie opadła na nie, a jej nogi powędrowały na jego ramiona i przyciągały do siebie. Składając pocałunki na jej nogach z największą delikatnością pochylił się nad jej kwiatem, otwartą, zupełnie już wilgotną cipką, która ozdobiona zalotnie paseczkiem otwierała się przed nim swymi płatkami. Poczuła najpierw jak jego język wędruje wokół niej, jak smaga płatki, bawi się wargami, jak on obejmuje je swoimi ustami i lekko ściskając. Jego ręce ściskały pośladki, czuła, że zaraz przyciągnie ją do siebie jeszcze bardziej. Wreszcie poczuła jak zdobywa ją, pierwszy raz
zagłębiając się językiem. Zrobił to od dołu, także pierwsza penetracja zakończyła się w okolicy jej guziczka. Powtórzył to kilka razy coraz mocniej stymulując wrażliwe dla niej miejsca, szybko się ich uczył, zapamiętywał, wracał doświadczony z jeszcze większym wyczuciem.
Leżała prawie bez woli, kiedy zobaczyła, że wstał i zaczął sam odpinać spodnie. Szybko stanął przed nią nago, w pełnej krasie, włożył jej w dłoń zabezpieczenie i poprosił, by mu pomogła. Zrobiła to z przyjemnością, najpierw dokładnie obejmując go dłonią, przesuwając nią od góry do nasady.
Wróciła do leżącej pozycji, zadarła do góry nogi, oparła je na nim. Poczuła jak jego penis przesuwa się po jej cipce, jak jego główka lekko rozpycha ją, krąży wokół niej, zabawia się. Jęknęła zniecierpliwiona, zrozumiał to zaproszenie i zaryzykował jedno pchnięcie. Jęk się nasilił, ale on nie myślał, by przestawać, wyszedł i wracał w podobnym stylu, wkrótce czuła jak jej kwiat płonie, kolejny raz gdy znalazł się w niej zawyła i z całych sił zacisnęła na nim swoje płatki. On już mniej cofając
się zaczął wczuwać się w skurcze jej mięśni, czuła, jak przesuwa się biurko. Spadł na nią, całował szyję, wbijał się z nią, przez chwilę pomyślała, że zostaną jej znaki od jego zarostu, ale znowu nasiliły się jego pchnięcia. Dłonie na udach przyciągały ją do niego, penetrował ją na granicy swoich możliwości, jego penis w całej długości mieścił się w niej, pulsował, wychodził prawie do końca, by znowu powtarzać pchnięcia. Ich ciała zaczął zdobić pot, skurcze stawały się coraz silniejsze.
Usłyszała jak jego oddech staje się coraz cięższy, zobaczyła grymas. Pozwoliła sobie zupełnie poddać się pchnięciom i wkrótce on mógł zorientować się, że wspólnie zbliżają się do kulminacji.
Szczytowała kilka chwil po tym jak poczuła pulsujące uderzenia wewnątrz siebie, dopiero teraz padł na nią, jej ciało poddało się i zdjął je skurcz rozkoszy.
Coś do niego powiedziała, w amoku. On się tylko uśmiechnął i powiedział, że ma cudowny akcent… 
Tekst ukazał się w ramach obfitego konkursu.