Mimi
„Luna” to połączenie kulek gejszy z wibratorem. I małym elektronicznym mózgiem.
Jakie mięśnie?Od początku: wiecie na pewno, jak ważne są mięśnie Kegla. Mocniejsze mięśnie Kegla to silniejsze orgazmy i ejakulacje, słabsze – problemy z trzymaniem moczu. Do trenowania mięśni Kegla, nazywanych też „mięśniami dna miednicy”, czyli po prostu mięśniami waszych kobiecych narządów, ginekolodzy i położne polecają kulki gejszy. Kulki, których jest obecnie wiele rodzajów. Wkłada się je do pochwy i ćwiczy jej mięśnie, zaciskając je na kulkach tak, żeby nie wypadały.
Kulki to takie „sztangi” do mięśni Kegla. Luna reklamuje się jako coś więcej – wasz osobisty trener, który poprowadzi was w rozwijaniu tych jakże ważnych mięśni! Może to brzmieć bombastycznie, ale czy nie przyjemnie mieć osobistego trenera do czegokolwiek? A już specjalnie dla waszej cipki?
Jajko-gruszko-cyborg
Luna nie ma kształtu dwóch oddzielnych kulek, tylko pojedynczego jajka, a raczej małej jajkowatej gruszki o wymiarach 8 na 3,5 centymetra. Tu pomoże tylko obrazek:
Luna jest wykonana z matowego, różowego silikonu z mocnym sznureczkiem do wyciągania (jak przy tamponie, tylko mocniejszy). Jest przyjemna w dotyku, ani zbyt gładka, ani zbyt matowa.
Przed pierwszym użyciem trzeba ją rozkręcić, włożyć baterię (AAA, dołączona do opakowania) i szczelnie zakręcić. Muszę przyznać, że po zapoznaniu się z instrukcją użycie jest raczej intuicyjne.
Można ją myć mydłem albo płynem do zabawek, ale na pewno nie wrzątkiem.
Twoja mała trenerka
Na czym polega atrakcja? Luna wibruje. Kiedy wibruje, trzeba zaciskać mięśnie Kegla, kiedy nie wibruje – rozluźniać. Serie częstszych i rzadszych wibracji układają się w program ćwiczeń. Najpierw częste, potem rzadsze, potem jeszcze rzadsze.
Luna ma pięć takich programów, pięć różnych sekwencji ćwiczeń. I tu docieramy do „inteligentnej” funkcji naszego mikrego trenera (albo raczej trenerki): przy pierwszym użyciu Luna mierzy siłę naszych mięśni i od tego momentu dostosowuje „trening” do naszego poziomu. Dla początkujących – program 1, dla mistrzyń żelaznych mięśni Kegla – program 5.
Przy każdym włączeniu, malutka dioda na boku urządzenia miga – raz na program nr 1, dwa na program nr 2 itd. Nie muszę chyba dodawać, że z wielką ciekawością czekałam, jak mała spryciara oceni moje mięśnie Kegla po pierwszym ćwiczeniu…
Doznałam lekkiego szoku, kiedy zamigała tylko raz! Jak to?! To takie słabe? Myślałam, że moje wytryski i ogólnie kontrola nad tymi partiami ciała zapewnią mi wyższą ocenę!
Ech, Luna, jak każdy dobre trener osobisty, postawiła mnie na początek przed trudną prawdą. Ale też zaoferowała systematyczny, realistyczny plan, który może zaprowadzić mnie na szczyt. Nieźle mnie to zmotywowało!
Trening czas zacząć
Od pierwszego dnia używałam Luny po trzy razy. Niestety oznaczało to, że trzeba było ją wyjmować i wkładać za każdym razem, kiedy chciałam nacisnąć „start”… niezbyt przyjemne.
Luna ma tylko jeden przycisk i jedną diodkę. Krótkie naciśnięcie włącza „trenerkę” mięśni Kegla. Długie przyciśnięcie – wibrator, czyli ciągłe, mocne wibracje przeznaczone dla przyjemności (tylko jedna prędkość i moc).
Przed użyciem trzeba Lunę umyć (mydło antybakteryjne albo delikatne, dla alergików), można posmarować końcówkę lubrykantem, żeby było łatwiej umieścić ją w środku (Lelo dorzuciło w opakowaniu swój lubrykant, ale było na nim napisane, że jest do użytku zewnętrznego, więc, zdezorientowana, wolałam użyć swojego wypróbowanego żelu Feminum). Potem najlepiej ułożyć się wygodnie na łóżku (albo w wannie) i nacisnąć krótko przycisk na boku urządzenia.
Luna skierowana dzióbkiem do góry i w kierunku twojej cipki powinna mieć ten przycisk po lewej stronie. Po uruchomieniu „trenerki” mamy około 20 sekund na aplikację. Potem urządzenie nadaje trzy wibracje, żeby dać ci znać, że zaczyna program. To takie uczucie, jakby ktoś trzy razy ściskał cię za rękę, żeby się z tobą porozumieć. Tylko nie za rękę.
Dłuższą chwilę zajęło mi przyzwyczajenie się do wibracji. Poza tym zaaplikowałam sobie Lunę w łazience (w kucki najłatwiej włożyć – tak samo, jak z tamponami), więc potem próbowałam wykonywać moje pierwsze „ściśnięcia” owijając się ręcznikiem i maszerując do pokoju… To na pewno dlatego dostałam „1”… 😉
Od najczęstszych do najrzadszych wibracji, sygnały nadawane są w kilku różnych rytmach. Ściskasz i rozluźniasz, ściskasz i rozluźniasz. Nie zapomnij oddychać… Leżenie na łóżku pozwoliło mi na najlepsze skupienie. Starałam się ściskać jak najmocniej. Przecież chcę dotrzeć niedługo do programu 2!
Na koniec Luna wibruje jeden, długi raz, sygnalizując koniec.
Program dla początkujących trwa około pięciu minut i nie jest zbyt męczący, więc za każdym razem powtarzałam program 3 razy (czyli w sumie jakieś 15 minut treningu).
I mała nagroda na koniec…
Po trzech seriach (wyjmowanie, włączanie, wkładanie… szkoda, że nie ma pilota…) postanowiłam się nagrodzić i wypróbować funkcje wibratora. Coś się należy po treningu!
I tu przyznam się wam do czegoś może dziwnego… Nigdy tak naprawdę nie używałam wibratora! Kieeeedyś, dawno, kupiłyśmy z moją ówczesną dziewczyną wibrator, ale był tak głośny, kiepsko wykonany i różowo-dziwny, że tylko nas rozbawił. Byłam naprawdę ciekawa jak Luna, takie małe, sprytne urządzenie z najlepszych materiałów, zadziała na moje narządy…
Z ciekawością przesuwałam Luną po cipce w górę w i w dół… Najpierw po wierzchu, potem skupiając się na łechtaczce… Było to nawet zabawne, ale na pewno nie tak przyjemne, żeby doprowadzić mnie do orgazmu. Niestety. Może jestem jedną z tych kobiet, na które wibracje po prostu nie działają? A może nie spotkałam tylko „tego jedynego” wibratora? Ech, nie wiem… W każdym razie, nawet jeśli nie była to obezwładniająca fala rozkoszy, to zabawa z wibratorem była dosyć przyjemna.
Niestety jak w każdej relacji…
Drugiego wieczoru (bo pierwszego dnia tak wciągnęłam się w trening, że spotkanie z Luną było moją pierwszą myślą po powrocie do domu…) użyłam Luny w wannie. Fajne! Można się w pełni skupić, podobnie, jak w łóżku. Ale też rozluźnić. Po jakimś czasie przestajesz myśleć o zaciskaniu i rozluźnianiu i odruchowo podążasz za rytmem wibracji… (Ha ha, jasne – moja ambicja kazała mi zaciskać najsilniej jak potrafiłam 😀 ). Wibrator w wannie to też całkiem przyjemna sprawa…
Niestety trzeciego wieczora naszej znajomości coś się między nami popsuło. Odłożyłam Lunę do jej ślicznego białego pudełeczka w jej ślicznej białej sakiewce (to nie bajka, do Luny naprawdę dołączone jest piękne i gustowne opakowanie oraz jedwabny woreczek!).
Była umyta i osuszona. I nagle włączyła się sama! Na najwyższych obrotach. Wyjęłam ją, wyłączyłam i jednym ruchem rozkręciłam. Bateria, którą wyjęłam, była mokra! Części wewnętrzne też. Osuszyłam je i zostawiłam Lunę otwartą, żeby resztki wody wyparowały. Ale od tego czasu jej nie używałam, nie wiem, czy mokra bateria czegoś nie popsuła… Trochę się zawiodłam (szło mi tak dobrze! 🙂 ), bo miała być w pełni wodoodporna, do jednego metra zanurzenia, a tu proszę. Spróbuję dokonać wymiany – jak się uda będę mogła napisać o postępach w treningu!
Ogólna ocena
Ogólnie bardzo polecam, Luna Smart Bead to luksusowe urządzenie do trenowania mięśni dna miednicy. Dość łatwo je włożyć, łatwo obsługiwać, na pewno nie wypada. Indywidualny program ćwiczeń bardzo motywuje i zachęca (w dodatku Luna zapamiętuje twój progres i nawet wymiana baterii nie wymazuje jej pamięci). Oby nie każdy egzemplarz był taki jak mój!