Ale dlaczego zaczynam od „Ciało moim domem”, kiedy tak naprawdę chcę pisać o chwilowym zamieszaniu w necie z powodu vaginail? Ano właśnie dlatego, że sądzę, że i vaginail może mieć – przynajmniej dla niektórych osób – podobną moc.
Wczoraj rano napisała do mnie koleżanka. Jej niespełna trzyletnia córka chodzi po domu i śpiewa „Ciało moim domem”, piękną pieść Anei Szewczyk. I tak sobie pomyślałam: jeśli dziewczynka śpiewa od dziecka „Ciało moim domem, moją świątynią […] jestem Boginią” – to ta mantra być może poprowadzi ją przez życie. Przez życie bez kompleksów z powodu bycia kobietą czy posiadania nie takich ud/bioder/piersi itp. Poczułam, że jest w tym wielka moc! Przecież my tę pieść śpiewaliśmy na Kursie samoświadomości seksualnej, właśnie na zajęciach o akceptacji ciała. Pieśń ma moc i sprawia, że ta akceptacja ciała rośnie. Polecam!
Ale dlaczego zaczynam od „Ciało moim domem”, kiedy tak naprawdę chcę pisać o chwilowym zamieszaniu w necie z powodu vaginail? Ano właśnie dlatego, że sądzę, że i vaginail może mieć – przynajmniej dla niektórych osób – podobną moc.
Inna koleżanka, również poznana przy okazji Kursu, wkleiła mi na tablicy na fb artykuł o „waginach na paznokcie”. Zdjęcie nagłówkowe (powyżej) jakoś mnie nie powaliło, ale potem przejrzałam inne z tego nurtu i niektóre mi się spodobały. Np. to fioletowe (poniżej). Gdybym nosiła długie pazury, pewnie dla frajdy trzasnęłabym sobie takie fikuśny sromik, a co! Raz się żyje. Może zresztą jeszcze to zrobię.
Ale wracając do mocy waginalno-paznokciowej… na polskich stronach www już przeczytałam o artykuł o wątpliwej jakości dziełach kobiet. Wiecie, artykuł taki w stylu „no toż się w głowach babom poprzewracało, że se cipki robią na paznokcie”. Rozumiem, że redaktorki (a może redaktorzy) mogą być z lekka zszokowani tym pomysłem. Ja nie jestem. I widzę wielki potencjał. Po pierwsze, jeśli masz taki słodki model anatomiczny pod ręką, zawsze możesz pokazać swojemu kochankowi (czy kochance), w którym miejscu mieści się łechtaczka (tak aby nie szukał jej – jak mąż jednej z bohaterek „Californication” – w okolicach odbytu). Po drugie – pomyśl, jakie to draczne, a przy okazji wzmacniające i wyzwalające, gdy jesteś 13-letnią dziewczyną, która może sobie zrobić taki waginalny manikiur. Tyle dorosłych kobiet by się na to nie odważyło. A jeśli dziewczynki z gimnazjum robią sobie wzajemnie vaginail i przyklejają diamencikowe łechtaczki…; albo jeśli matki tych dziewczynek sobie robią taki mianikiur – to znaczy, że świat się naprawdę zmienia, i że cipka przestaje być tym strasznie wstydliwym organem, z którym nie wiadomo, co zrobić (no chyba że nadstawić na przyjęcie penisa). To znaczy, że przestajemy się chować i że jeśli jakiś internetowy żart rozchodzi się po świecie lotem błyskawicy, to dlatego że już czas na to, aby zmieniać podejście do kobiecej seksualności.
Gdyby kobiety nie czuły, że to ten czas, gdyby nie czuły się z takimi paznokciami swobodnie, na pewno by tego nie podchwyciły.
Dlatego ideę waginalnego manicure popieram całym sercem, nawet jeśli lubię krótkie paznokcie.