Jedna robi sos pomidorowy, druga serwetkę na szydełku, podczas gdy na stole pyszni się stos wibratorów. Czy rodzi się wśród nas wizerunek Nowej Pani Domu? 🙂
Poznałyśmy się z Dorotą w maju na Dniach Cipki. Jest współtwórczynią kolektywu Pussy Project, Wraz z przyjaciółką odwiedziła mnie weekend. Jako że lubimy i seksualność i gotowanie, wnętrze mojego mieszkania ukazywało te dwie pasje, które tak często uważa się za niemożliwe do połączenia!
Nowa Pani Domu!
W sobotę wieczorem, dzięki Dorocie Sakowskiej, wydarzyło się coś, co można określić jako mini Pussy Party – bo, wiedząc, że kto do mnie przyjeżdża i czym się zajmuje (seks, seks, seks!), moje koleżanki z Wrocławia postanowiły wykorzystać sytuację i zrobić zakupy. Przez godzinkę wieczorem siedziałyśmy więc przy stole, na którym leżała walizeczka pełna erotycznych gadżetów: dild, wibratorów i kulek waginalnych, dziewczyny oglądały i wybierały, popijając herbatę. Jedna zażartowała, że kiedyś panie z Avonu przychodziły do domu udostępnić kosmetyki i katalogi, teraz robią to panie z Pussy Project.
Nie o tym jednak, że przed godzinę na stole leżały gadżety, chciałam Wam napisać. Nie. Chciałam napisać, co przez ten weekend robiły kobiety wyzwolone. I już piszę: piekłyśmy pierniki, kupowałyśmy bombki, ubierałyśmy choinkę, oglądałyśmy motyle w zoo i robiłyśmy na szydełku.
Gotowanie a kulki gejszy, czyli kobieta ograbiona z seksualności
Jak wiadomo, kobieca tożsamość jest pęknięta. Wielu mężczyzn, marząc o kochance, tęskni do gorącej kotki, która przeżywałby wielokrotne orgazmy i zawsze miała ochotę na gorący seks. Jednak szukając żony, stawia na miły uśmiech i na to, żeby wybranka umiała gotować. To wcale nie chodzi o to, że kotki nie potrafią gotować, czy też że kobiety, które lubią seks, nie są sympatyczne. Nie. Tu chodzi o to, że kultura, kreując wizerunek kobiety idealnej, pokazuje kobietę nie-seksualną. Jasne, może to być bardzo atrakcyjna kobieta ta pani domu z gromadką dzieci. Ale czy ma ona wibrator? Nie. Bo to „nie przystoi gospodyni domowej”. (O ironio, pierwsze wibratory, wtedy nazywane „aparatami do masażu”, reklamowano sloganem „to powinna mieć każda pani domu”.)
W związku z tym, że coś „nie przystoi” pani domu, te kobiety, które są wyzwolone (lub też mówiąc inaczej – świadome swojej seksualności i znające jej wartość), często są pokazywane jako seksualne kocice w koronkowej bieliźnie i kuszących pozach w sypialni. A panie domu tylko w kuchni z wałkiem w ręku. To jest właśnie to pęknięcie tożsamości – jesteśmy albo gospodyniami, albo kocicami. Inaczej: albo kurami domowymi, albo „kurwami”. Tak to przedstawia współczesna kultura popularna, media, nawet szkoła. Tych dwóch tożsamości – anioła i diablicy, świętej i dziwki – ponoć nie da się pogodzić w jednej kobiecie. A przecież w życiu właśnie tak to wygląda! Pani domu lepi pierogi, ćwicząc mięśnie Kegla z kulkami gejszy. Dorota robi sos pomidorowy, jej koleżanka robi serwetkę na szydełku, a na stole leży cała wystawa zabawek erotycznych, bo zaraz przyjdą nasze koleżanki i będą chciały coś kupić.
Wibrator kontra ciasteczka domowej roboty
Kiedy zobaczyłam ten obrazek – piękna blond Birgit z szydełkiem a przed nią stół zawalony wibratorami – od razu pobiegłam po aparat, żeby uchwycić absurd tej sytuacji. Ale czy to był absurd? Raczej rzeczywistość. Ponoć szydełkują i robią na drutach tylko starsze panie. To taki sam stereotyp, jak to, że wibratory kupują tylko „sfrustrowane feministki”. Tak jakby bycie seksowną wyłączało możliwość bycia zwykłą kobietą, która – jeśli chce – gotuje i piecze pierniki. Tak jakby bycie zwykłą kobietą, która lubi ubierać choinkę, robić na drutach i piec ciasto, wykluczało się z posiadaniem życia seksualnego (czy też luksusowego wibratora).
To właśnie dlatego piszę ten tekst, żeby skleić naszą tożsamość. Bo przecież – chociaż prowadzimy warsztaty waginalne i sex shopy, chociaż lubimy seks i to gorący! – jesteśmy też często właśnie tymi, które pieką ciasteczka.