Nie mam pojęcia, co sobie myślicie, czytając o „festiwalu tantry i seksualności”. Sama jechałam na ten festiwal z mglistym wyobrażeniem tego, co mnie tam zastanie… Co znalazłam?
Miłość, tango, poziomki i jeziora.
Ludzi, których widziałam pierwszy raz w życiu, a którzy wydali mi się starymi znajomymi.
Soczystą zieleń, pianie kogutów, odurzający zapach świątyni miłości, rozgwieżdżone niebo bez zanieczyszczenia światłem.
To, co zachowam w sercu, to kilka momentów wzruszeń i poruszeń, o których nijak mi pisać ni opowiadać… Na szczęście jest też wiele rzeczy, osób i wydarzeń, o których opowiedzieć nie tylko można, ale i naprawdę warto…
Festiwal w Nowym Kawkowie był świetną okazją do poznania wielu intrygujących osób – począwszy od doświadczonych nauczycieli tantry i seksualności, którzy prowadzili warsztaty, wykłady, ceremonie i rytuały – aż po zwykłych uczestników i wolontariuszki. Ktoś doznał oświecenia, ktoś się bujał na hamaku, ktoś jadł obiad, ktoś śpiewał mantrę, ktoś całował się z ukochaną, ktoś medytował w świątyni – wszystkie te elementy zaplanowane i spontaniczne połączyły się w unikalną jakość, którą znów przywołamy w 2015 roku.
Wielką zaletą festiwalową była możliwość poznania dużej liczby ludzi z różnych stron świata a także uczestnictwa w zajęciach tantry u różnych nauczycieli. Sama byłam zachwycona tym, że w końcu (!) trafiłam na warsztaty do osoby, której książkę zeszłej jesieni przeczytałam od deski do deski kilka razy, czyli do Sarity. Teraz mogłam nie tylko czytać, ale i słuchać, oglądać, podglądać, rozmawiać, tańczyć i bawić się z nią. Możliwość tak bliskiego kontaktu okazała się naprawdę wspaniała, bo wszelkie wyobrażenia o tym, jaka może być „doświadczona nauczycielka tantry” od razu można było skonfrontować z rzeczywistością. Jej radość życia, luz i figlarność cudownie dopełniały się ze spokojem i mądrością dojrzałej kobiety. Już choćby po to, żeby poprzebywać w towarzystwie kogoś takiego, warto wybrać się do Kawkowa.
Muszę przyznać, że zachwycił mnie też John Howken. To jego warsztat Dark Eros był chyba dla mnie najważniejszym wydarzeniem tego festiwalu. O Howkenie słyszałam bardzo różne rzeczy – na tyle różne, że nie poszłam na jego pierwszy warsztat. Gdy więc poszłam na kolejny, jakże się zdziwiłam, że nie czyha tam na mnie żądny krwi szarlatan (bo i takie historie obiły mi się o uszy), tylko uśmiechnięty i pełen humoru gentelman, który mówi piękną angielszczyzną. Na jego zajęciach czułam się trochę jak w czasach uniwersyteckich, gdy na różnych queer i gender studies z doktorem Kochanowskim rozgryzaliśmy kulturowe schematy i ograniczenia.
Podczas festiwalu zakochałam się także w Hannie Katz, która prowadziła zajęcia i ceremonie bardzo „żydowskiej tantry”. Zresztą, grupa nauczycieli tantry z Izraela była bardzo mocna. Na tyle, że nauczyłam się kilku zwrotów po hebrajsku. :- )
Ten tygiel różnych spojrzeń, kultur, punktów widzenia był cudownie inspirujący. Na festiwalu była nie tylko tantra tradycyjna, a także różne jej wariacje i realizacje, oraz u niektórych nauczycieli – jedynie jej elementy. Rozmawiając z ludźmi z czterech stron świata i chodząc na zajęcia do wszystkich nauczycieli, zdałam sobie sprawę, że żaden tygodniowy czy nawet miesięczny warsztat czy praktyka u jednego nauczyciela nie byłyby tym samym – jeśli szukacie inspiracji, różnorodności, jeśli jesteście podejrzliwi lub wybredni, jeśli chcecie spróbować wszystkiego zanim zdecydujecie się na jedną rzecz – udział w takim festiwalu jest wspaniałym pomysłem.
Dodatkowymi festiwalowymi smaczkami były zajęcia pozawarsztatowe, np. poranne medytacje, wieczorne koncerty. W czasie festiwalu funkcjonowała także świątynia miłości, której piękną i kochająca opiekunką była Karo Akabal. To, co proponowała w czasie wieczornych spotkań, było jakością samą w sobie. Warto dodać, że była jedyną nauczycielką z Polski, która prowadziła dla nas spotkania. Karo sprawiła, że chwilami czułam się w Nowym Kawkowie jak w starożytnej świątyni – w czasach, gdy seks był święty, a kapłanki stały u progu z odsłoniętymi piersiami, błogosławiąc całą ludzkość. Zaś moment otwarcia świątyni, gdy w kręgu trzymaliśmy się za ręce a mnie wypadło trzymać za rękę jednocześnie Islandczyka i Afrykanina, był dla mnie całkowicie magiczny. Takie rzeczy tylko w Kawkowie. 🙂
Nowe Kawkowo to także po prostu piękne miejsce, położone między lasami i jeziorami. Na terenie ośrodka wszędzie porozwieszane są hamaki, zajęcia odbywają się nie tylko w salach w budynkach, ale także w jurcie i na zewnątrz. Nawet, jeśli ma się ochotę bardziej na wakacje niż warsztaty, to można po prostu położyć się na słońcu lub wybrać na spacer i zbierać poziomki.
Na zdjęciu poranna prezentacja nauczycielek i nauczycieli