Agnieszka Szpila jest pisarką. Utalentowaną, uznaną autorką kilku książek a za końcówkę ostatniej – Heks – osobiście przyznałabym jej literackiego Nobla.
Heksy bowiem kończą się brokatową wizją, w której częstochowska Czarna Madonna schodzi z obrazu, aby się masturbować w gronie szalonych kobiet.
Można powiedzieć: fikcja literacka.
Literatura rządzi się swoimi prawami i autor ma prawo wszystko wymyślić, ale…
… czy Agnieszka Szpila wymyśliła to zakończenie, czy też raczej zaczerpnęła z naszego kolektywnego świata snów i opisała to, za czym wiele kobiet (ludzi w ogóle) tęskni? Czyli aby nasza (kobieca) seksualność na powrót została doceniona i uświęcona.
Kościół katolicki naucza nas o dziewictwie Maryi. Wychwala seksualną abstynencję i powściągliwość. Najlepsza matka to ta, co zaszła w konsekwencji „duchowego in vitro”. Rozumiemy więc, że dziewictwo jest lepsze niż seks. Że najlepiej nigdy się z nikim nie kochać. No i, broń boże, nie masturbować się, nigdy! Szczególnie, gdy się jest kobietą.
Kobieca seksualność i przyjemność mają więc bardzo nędzny PR. Dotykanie siebie, kochanie siebie a nawet myślenie o sobie rośnie do rangi ciężkiego grzechu. W takiej atmosferze trudno kobietom myśleć o erotycznej rozkoszy, której każde ciało potrzebuje dla utrzymania ogólnego dobrostanu. O przyjemności, bez której życie staje się miałkie. I o fizycznej miłości, która jest sposobem obdarzania miłością tych, których kochamy i poczucia się kochaną i adorowaną.
Przez setki lat jako kobiety i społeczeństwa żyłyśmy w erotycznej próżni. To, co seksualne, było reglamentowane i bolesne. W powodzi gwałtów, śmiertelnie groźnych porodów, wszechobecnej pogardy dla ciała i mocy kobiet trwałyśmy setki lat. To musiało bardzo boleć i osłabiać nasze przodkinie. Do dziś czujemy gorycz tamtych wydarzeń i jest to „my” inkluzywne. Nawet dziś, w XXI wieku gwałt na dziewczynce nadal jest taktyką wojenną a za wschodnią granicą Polski dziewczynki i dorosłe kobiety są gwałcone w imię wojny i patriarchalnego bohaterstwa.
W ten sposób seks został zbrukany. Zohydzony. Święte słodkie kobiece łono stało się zgwałconą i brudną pizdą. Czymś, co żenuje i odrzuca.
A jednocześnie czujemy, że już nie chcemy tak żyć. Gwałcić, wstydzić się i rezygnować z miłości. Myślę, że nie tylko wiele kobiet tęskni za pokojem na świecie i powrotem do duchowości seksualnych doświadczeń. Do tego połączenia z kosmosem i poczucia absolutu, który umożliwia seksualna energia. Tęsknią do tego i mężczyźni, i całe społeczeństwa. Do tego doświadczenia spokoju, piękna i błogości. Do dotknięcia tajemnicy, które umożliwia seksualne wejście w ciało.
Muzyk Peter Steel jeszcze w latach 90. pisał o Jezusie, który schodzi z krzyża, aby kochać się ze swoimi wyznawczyniami. A potem od swoich słuchaczek dowiedział się, że wiele z nich o tym śni i fantazjuje. W tym samym czasie Trent Reznor śpiewał „I want to fuck you like an animal. I want to feel you from the inside. You got me closer to god.” Jestem więc przekonana, że wiele, wiele kobiet śni ten sam sen o uświęceniu seksualności. O przywróceniu szacunku i czci bramie życia – waginie.
Rozmawiając z doulami, edukatorkami seksualnymi i uzdrowicielkami, wciąż odnoszę to samo wrażenie – kolektywnie wyglądamy czasu uświęcenia ziemi i kobiecości. Tęsknimy za odzyskaniem czystości łona.
A cóż może być mocnejszym symbolem naszych zbiorowych pragnień, jak nie matka boska, królowa i Czarna Madonna, czarna jak ziemia, która schodzi z obrazu, zadziera szatę i zaczyna się masturbować?
Kiedy ona to robi, jest to święte i piękne.